Mona Lisa (groteska)

Nie zawsze szczęście jest tym, czym się wydaje. Przekonał się o tym niejaki Anatol Turbatol.

 

– Co do cholery? – powiedział, gdy nieoczekiwanie na fotelu przed telewizorem zobaczył najprawdziwszy obraz Mona Lisy.

Tak, w gwoli wyjaśnienia, Mona Lisa jest na desce, gdyby ktoś nie wiedział. I ta decha opierała się o oparcie fotela, a Anatol mógłby przysiąc, że oglądała (ta decha) film przyrodniczy o zwyczajach rozrodczych pelikanów. Jako że równocześnie w domu nie było małżonki, a Anatol Turbatol był nieco podpity, wydawało mu się, że zaliczył podwójne szczęście.

 

Prawda się miała jednak zgoła inaczej. Tym jednak, póki co, się nie przejmował i poszedł spać. Gdy rano wstał, nie usłyszał charakterystycznego gderania Tereńki, a wokół panowała cisza. Gdy człowiekowi łeb pęka, a tak było w przypadku Anatola, ciszę przyjmuje się niemal jak wybawienie. I tak właśnie się czuł. Do czasu. Gdy przeszukał wszelkie zakamarki i nie znalazł ani grosza, nieco zrzedła mu mina.

– Chyba że… – bąknął, wpatrując się w obraz. – Sprzedam cię tajemnicza kobieto.

Chwycił dechę pod ramię i udał się do lombardu.

 

– A pan, skąd to ma? – spytał się wyraźnie zdziwiony Pier Żarł, fascynat i wysokiej klasy specjalista od Leonarda de Vinci, który za wielką miłością (która po czasie puściła go w trąbę) zawędrował do krainy nad Wisłą.

– Od dziadka. – Skłamał na poczekaniu Anatol i nieopatrznie chuchnął w stronę Francuza.

Ten nieco się skrzywił, ale mając przed sobą oryginalną Mona Lisę, nie narzekał. Ba, był najbardziej szczęśliwym człowiekiem na świecie.

– Dam tysiaka – powiedział nieopatrzenie, mając na uwadze okrągły milion i to EURO.

– Da pan – wyciągnął rękę zadowolony Anatol Turbatol po należną mu zapłatę.

Gdyby wiedział, że jest źródłem, a jego żona pacjentką zero, z pewnością zachowałby się inaczej. Niestety.

 

Lombard będący na skraju miasta nie był zbyt często odwiedzany przez Klientów. Tak więc, gdy w samo południe wtargnął do niego zamaskowany przestępca, było to ze wszech miar wydarzenie nietypowe i niespodziewane. W tym miejscu nie było pieniędzy i okoliczni mieszkańcy posiadali tę podstawową informację, nie wiedział o tym jednak zamaskowany mężczyzna z zamiłowania urzędnik samorządowy, z przymusu rabuś. Zastał tam dwa obrazy Mona Lisy i parę innych drobiazgów. Połasił się na nie i stał się kolejną ofiarą nienazwanej jeszcze choroby.

 

Trzy Mona Lisy znalazł bezdomny, niejaki Lucjan Bańka. Jak się okazało, był porządnym obywatelem i zaniósł obrazy na posterunek policji. Niestety podobnie jak i Anatol Turbatol był odporny na chorobę, policjanci jednak nie. Gdy CBA otrzymało informację z anonimowego źródła, że na posterunku policji w Zaporożu masowo fałszuje się Mona Lisę, Artur Karkowski, szef lokalnego oddziału wysłał tam ekipę i wtedy po raz pierwszy skojarzono fakty.

 

Choroba wirusowa gorsza od grypy zaczęła dziesiątkować obywateli, zamieniając ich w obraz Mona Lisy. Brutalną prawdę z szybkością światła ujawniono obywatelem całego świata. Każdego dnia podawano liczbę osób zmienionych w Mona Lisę. Raz liderem była Polska, innym razem Włochy, innym zaś – Brazylia. Naukowcy z całego świata intensywnie pracowali nad szczepionkami mającymi chronić ludzi przed przemianą w Mona Lisę. Służby państwowe codziennie komunikowały o oszustach i hochsztaplerach, którzy na bezczelnego kwestionowali chorobę. Mówili, że ona nie istnieje, a noszenie maseczek szkodzi zdrowiu. Któż by ich jednak słuchał, jeżeli niemal każdy widział Mona Lisę.

 

W końcu obywatele mogli dobrowolnie otrzymywać szczepionkę. By akcja poszła szybko i sprawnie, nieszczepieni nie mogli wychodzić z domów, pracować oraz korzystać z pomocy lekarzy. Ludzie z uśmiechami na twarzy przyjmowali szczepionki i chwalili rząd oraz służby medyczne, że powstrzymały zarazę. Niestety, pojawiły się kolejne mutacje: „Dama z Łasiczką” przez innych nazwana „Damą z Gronostajem”, „Zbawiciel Świata”, który był dwa razy bardziej zaraźliwy, czy też „Ostatnia wieczerza” określana przez główny nurt mediów jako apokaliptyczna. Na ulicach wielu miast walały się obrazy, a służby porządkowe nie nadążały z ich uprzątnięciem.

I nagle 24 lutego 2022 r. wszystko ustało. Może nie wszystko, bo wszędzie wokół pojawiły się zielone ludziki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • piliery rok temu
    Piątka. A za zielone ludziki +6. :)
  • Józef Kemilk rok temu
    Te zielone, to przecież Marsjanie 🤣🤣🤣
  • piliery rok temu
    Józef Kemilk Nie może być inaczej. Wyraźnie odczytuję szulkinowskie inspiracje. :D
  • Józef Kemilk rok temu
    piliery a jak 😀
  • Dekaos Dondi rok temu
    Józef Kemilk↔Bardzo na tak!!. Za pomysł, też!!↔Pozdrawiam🤣:)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dekaos Dondi dzięki
    Pozdr
  • Dla mnie za trudne 😅
    Pozdrawiam 🙂
  • Józef Kemilk rok temu
    To tylko o chorobie 😀 i początku wojny
    Dzięki za wizytę
    Pozdr

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania