Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Mówca umarłych

Guciu, zawsze miał problem ze światem i nie mógł się z nim pogodzić. Wszystkim się wydawało, że to minie, gdy już osiągnie wiek dojrzały, ale nic bardziej mylnego. Z wiekiem było coraz gorzej. Pewnie dlatego przyjął zaproszenie Szymona na wizytę w laboratorium i dlatego też mam Wam do opowiedzenia ciekawą historię. A było to tak.

 

*

 

-Nie chcę słyszeć o tym Bogu! Cały czas o nim mówisz. Mówiłem ci już, że Boga, przynajmniej takiego jak w Biblii nie ma, nie było i nie będzie.

- Guciu, naprawdę, nie ma się co o to spinać, bo wygląda to tak jakbyś miał z tym problem, że Boga nie ma – powiedział Szymon, po czym napił się piwa i zaczął chodzić dookoła parkowej ławki.

- Nie mam weny. Nie chce mi się czytać, nie chce mi się pisać, grafiki, które tworzę, nie przynoszą mi już satysfakcji. Wszystko mnie drażni. Nie mogę się na niczym skupić. We łbie pojawia się natrętna myśl, która nie daje mi spokoju. Cały czas pojawia mi się w głowie Bóg i to jak ułożył świat, jak bardzo jest niesprawiedliwy, jak bardzo wszystkich nas pokarał, jak bardzo nas upokorzył, jak bardzo musi nas nienawidzić, jak wielką sadystyczną przyjemność musi temu chujowi sprawiać to, że jedni mają wszystko, inni nie mają niczego i ci pierwsi gnoją tych drugich na każdym kroku. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszyscy i tak umrzemy, prędzej czy później. Pójdziemy do piachu i nic po nas nie zostanie. Nawet jeżeli będziemy mieli w życiu chwile przyjemności to i tak sama końcówka jest nieprzyjemna, gorzka i przygnębiająca- Guciu zakończył swój monolog, otworzył piwo, wstał z ławki i zapalił papierosa.

Szymon stał przez chwilę zamyślony, po czym powiedział: Źle szukamy. A już na pewno Ty źle szukasz. Chcesz odnaleźć sens życia i Boga w fałszywej księdze i świecie zdominowanym przez ułudę. Jutro doświadczymy czegoś innego, czegoś fantastycznego i być może nieznany uchyli przed nami rąbka tajemnicy. Nie wiem. Na Twoim miejscu Guciu na pewno próbowałbym wyrzucić z siebie te wszystkie myśli. Co one ci dają? Nic. Tylko się denerwujesz, tak jak się wkurwiałeś na tych wszystkich debili z miasta, którym poświęcałeś swój czas. Jutro doświadczysz czegoś fajnego, choć niekoniecznie przyjemnego.

-Szymonie. Czy Ty jesteś Bogiem albo masz z nim coś wspólnego?

Szymon stanął zdumiony i powiedział: Skądże znowu. Dlaczego Ci to przyszło do głowy?

- Chodzi o to, że odkrywasz przed ludźmi świat i pokazujesz im jego piękno, podczas gdy większość z nich skupia się na negatywach. Dzięki Tobie lepiej się czuję. Dzięki tym rzeczom, które pokazałeś lepiej mi na sercu. Nie czuję teraz złości.

Szymon zamyślił się i powiedział — Guciu. Nie jestem Bogiem. Jestem tylko przyjacielem.

i przyjaciołom zawsze chcę pokazywać wyłącznie fajne i ciekawe rzeczy. Masz chyba za dużo tych dziwnych myśli w głowie. Jutro idziemy do laboratorium. Skup się na tym. Ja idę się z tym wszystkim przespać. Radzę ci zrobić to samo.

 

*

 

Mały, dziwnie wyglądający człowieczek chodził w tę i we w tę z butelką piwa i papierosem po pomieszczeniach laboratorium. Wyglądał jakby był otumaniony.

- Wyspałeś się Guciu? Ten człowiek, któremu się przyglądasz to człowiek z jednego z azjatyckich plemion charakteryzującego się niskim wzrostem. Wierzą też w innych Bogów niż Europejczycy, co powinno Cię zadowolić.

- Jeżeli ten człowiek jest z Azji i jego pobratymcy również są z Azji to dlaczego on jest biały.

- Nie jest tak do końca biały. Zobacz, jest trochę ciemniejszy od nas. Zresztą, od kiedy jest powiedziane, że wszyscy Azjaci są ciemni albo żółci. Nazwałem go Tomcio Pirat. Pirat, bo ten osobnik w przeciwieństwie do reszty jego pobratymców uwielbia rozrabiać. Rozbija się niesamowicie. Laboratorium ledwo przetrzymało jego wizytę. Idziemy za nim do labo. Tam dopiero będzie się działo.

 

*

 

Tomcio Pirat patrzył się na mężczyzn tępym wzrokiem. Po chwili rzucił butelką w ścianę. Butelka była pusta i prawdopodobnie Tomcio wiele razy rozbijał puste butelki o ściany, o ziemię, o cokolwiek. Przypuszczalnie podobało mu się rozwalanie tego typu rzeczy. Tomcio wyciągnął kolejnego papierosa i poszedł do pomieszczenia mieszczącego po jego lewej stronie. Tam czekali na niego jego towarzysze, tak samo niscy, jak on. Mali ludzie chodzili dookoła leżących na ziemi zwłok.

Ciało należało do starszego mężczyzny. Widać było, że śmierć nastąpiła niedawno. Jednak ta naturalny stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia był w widoczny sposób zakłócany przez znajdujące się w pomieszczeniu towarzystwo niskorosłych ludzików, cały czas dotykających ciała. Nawet doszło do tego, że jeden z kurdupli zaczął lizać różne części ciała denata, polewał je alkoholem, najpewniej spirytusem albo innym bimbrem. Widok był komiczny, dziwaczny i przede wszystkim nierealny, bo przecież kto w normalnym społeczeństwie się tak zachowuje. Jeden z karłów nagle zaczął ciągnąć zmarłego za rękę, jakby chciał ją wyrwać, drugi się na nim położył. Wszystkiego z tępym wyrazem twarzy przyglądał się Tomcio Pirat, niewzruszony cały tym zamieszaniem. Mężczyzna jednak był tak zamroczony alkoholem, że po chwili wpadł na zwłoki i leżącego na nich współtowarzysza tych dziwacznych obrzędów.

Przygnieciony karzeł zaczął wydawać odgłosy wyrażające niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, a było to przeciągłe „uuuuu eeeee yyyy”.

Guciu uśmiechał się pod nosem i powiedział: „Oni mają bardzo ciekawy język. Widać, że są na ciekawym etapie rozwoju, jednakże nie wiem, czy chciałbym znaleźć się w ich wiosce. Gdzie ich znalazłeś?”

-”To plemię znalazłem w południowo-wschodniej Azji. Ich zwyczaje rzeczywiście są dziwne, ale jest parę rzeczy, które sprawiły, że postanowiłem się nimi zainteresować. Przede wszystkim tajemnice życia po śmierci”.

 

Szymon jednak nie mógł dokończyć swojego wywodu, gdyż mężczyzn zaskoczyło zachowanie Tomcio Pirata. Knypek wydłubał oko denatowi, przy pomocy patyka. Mężczyzna następnie wziął oko i zaniósł je do wielkiego gara mieszczącego się przy ścianie. To był jednak dopiero początek tego szaleństwa. Knypki zaczęły się znęcać nad ciałem, bo inaczej tego nie można było nazwać. Jeden z nich zaczął piłować rękę martwemu mężczyźnie.

Przez cały czas karły wydawały okrzyki i odgłosy, tylko lider knypków nazwany przez Szymona Tomcio Piratem wyduszał z siebie przeciągłe, tępe „eeeeeeee”. Było ono raz cichsze, raz głośniejsze. Karły chyba rozróżniały te komendy, bo cichsze „eeeeee” musiało oznaczać „zostaw go”, a głośniejsze zajmij się jego nogą, z kolei bardzo długie „eeeeeeeeee” oznaczało pewnie wypatroszenie zwłok.

Szymon wyraźnie ucieszony powiedział: „Nie martw się Guciu. To typowy dla tego ludu obrzęd religijny, którego efekty są zaskakujące. Chciałem tylko przypomnieć, że wspaniałomyślni chrześcijanie w ubiegłym stuleciach gotowali żywcem swoje ofiary, a tych, którym się nie poszczęściło, zaszywali żywcem w worku razem z wężami, kogutami, psami i małpami i wrzucali do jeziora na pewną i dość nieprzyjemną śmierć. To przynajmniej czemuś służy. Z tego, co wiem i co odkryłem oni dzięki tym obrzędom porozumiewają się ze zmarłymi”.

Po wypatroszeniu i poćwiartowaniu zwłok Tomcio zajął się przygotowaniem potrawy. Oprócz człowieka w kotle znajdowały się liczne zioła, rośliny i mikstury znane tylko plemieniu knypków.

Po chwili Tomcio zaczął rozkładać ręce i krzyczeć „eeeeee”, inni członkowie jego plemienia też zaczęli się drzeć i podeszli do Szymona z wyraźnymi pretensjami. Guciu, cały czas filmujący ten niecodzienny spektakl zapytał „Mam nadzieję, że nie chcą nas zjeść, bo tego bym nie zdzierżył i nawet nie wiem jak się bronić”.

Szymon znacznie spokojniejszy odparł: „Nic się nie martw. Poznałem ich mowę. Oni tylko potrzebują patelni”. Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia laboratorium. Chwilę później Szymon wrócił z patelnią, którą przekazał Tomciowi, po czym powiedział :”Voilá. Teraz będzie się działo”!

Rzeczywiście działy się nieprawdopodobne rzeczy. Knypki rozłupały czaszkę denata i wyciągnęły mózg. Klejącą się breję Tomcio Pirat i reszta jego towarzyszy przerzucili na talerz i zaczęli go memłać widelcem. Na patelni jeden z karłów podsmażał cebulę. Po chwili na rozgrzaną patelnię z cebulą Tomcio wrzucił uprzednio przygotowany mózg. Tomcio Pirat drewnianą łyżką mieszał potrawę, co chwila dodając zioła i popijając przy tym piwo z puszki.

Widok był niecodzienny i gdyby nie to, że wszyscy ci ludzie znajdowali się w laboratorium na pewno by otrzymali zarzuty karne. Wszak nie gotuje i nie smaży się zmarłych towarzyszy. Jednak dla Tomcia, jego kompanów i dla opiekującego się laboratorium naukowca było to coś co należy zrobić. Dla Tomcia była to religia, a dla Szymona nauka.

 

Tomcio zaczął wykładać móżdżek na talerze. Tego było dla Gucia za wiele, który wiedział co będzie się za chwilę święcić.

-”Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że on mi każe to zjeść?” - zapytał Guciu.

Tymczasem Tomcio położył świeżo przygotowaną potrawę na stół i zaczął zapraszać do niego naukowców.

Mężczyźni po krótkiej chwili zastanowienia nieśmiało zaczęli zbliżać się do stołu. Po chwili zajęli miejsca. Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym niemalże jednocześnie spojrzeli na Tomcio Pirata i kręcących się dookoła knypków. Rosół z człowieka dalej się gotował, ale teraz najważniejsza była przystawka.

Szymon wziął kawałek chleba, a następnie zanurzył łyżkę w jasnej brei. Kawałki mózgu wylądowały na chlebie, a zaraz po tym w gębie brodatego jegomościa, który zaczął zachęcać swojego współtowarzysza do skosztowania przysmaku. Przez cały ten czas Tomcio wykrzykiwał jakieś słowa w nieznanym mężczyznom języku, ale można się było domyśleć, że Pirat w mało eleganckim stylu nawołuje do zjedzenia podrobów. Można było odnieść wrażenie, że knypek krzyczy do ludzi „wpierdol to!”. Guciowi trochę podskoczyło ciśnienie. Świat trochę zawirował. Dziwna sytuacja, dziwnie zachowujący się ludzie, ludzki mózg na talerzu (choć dobrze, że nie na ścianie) i do tego ten wszechobecny hałas i trupi zapach. Podłoga była cała we krwi, a gdzieniegdzie walały się wnętrzności, przez co mali ludzie niekiedy się ślizgali.

„Raz kozie śmierć” powiedział Guciu i zanurzył łyżkę w ciepłej jeszcze galaretowatej mazi.

Bardzo dobrze – powiedział Szymon – trzeba przełamywać własne lęki i iść do przodu, dla dobra ludzkości. Czyn jest lepszy niż brak czynu, bo to trochę jak śmierć za życia. A gdybyś więcej czynił a mniej myślał więcej byś poruchał. Nie będę miał dla Ciebie żadnej litości. Za mamusię, za tatusia, za Maciusia z MPK, za wszystkie kochanki, za babcię, dziadka, wujka. Przełknąłeś. Tatuś jest dumny. Co masz taką wykrzywioną buzię. Przecież nie jest to gówienko!

- Szymon, zamknij się! To jest naprawdę niedobre!

- To se popieprz. Posól. Ja to jem bez żadnych przypraw. Zaraz wleci rosół.

Guciu patrzył się z wykrzywionym wyrazem twarzy, niezbyt zachwycony tym, co się właśnie wydarzyło, jednak dla dobra ludzkości chwycił za pieprzniczkę i posypał przyprawą ten niezbyt apetyczny przysmak.

W tym czasie Tomcio Pirat pijany w sztok położył obok móżdżku kukiełkę przypominającą lalkę voodoo, po czym zaczął zajął się pałaszowaniem potrawy razem z naukowcami.

Guciu, stwierdził, że na trzeźwo tego nie jest w stanie wytrzymać więc poszedł po piwo. Napój miał za zadanie jeszcze jedną rzecz – chodziło o to, żeby zabić smak mdłej potrawy. Mózg nie trafił w gust mężczyzny, który zastanawiał się, czy nie lepiej było zjeść jakiejś innej części ciała. Na przykład udo byłoby całkiem w porządku. Jednak nie było zbyt dużo czasu na rozmyślania, bo podali do stołu. Przed trójką mężczyzn pojawiły się miski z zupą albo raczej z wywarem z trupa. Jakkolwiek apetyczne i pachnące by to danie nie było zjedzenie tego było co najmniej problematyczne. Mali ludzie dodali do potrawy zioła, warzywa, jednak nie dało się ukryć, że był to wywar na mięsie i to dość specyficznym.

Szymonowi i Guciowi nie za bardzo uśmiechało się to jeść, ale postanowili przełamać wstręt dla dobra ludzkości. Przecież to nie było gówienko ani z niego wywar, tylko powiedzmy sobie szczerze wysokokaloryczny, smaczny posiłek. Poza tym to cała operacja była przeprowadzana w celach badawczych, więc należało przełknąć tę ciecz. Niedługo po zjedzeniu rosołu mężczyznom zrobiło się dziwnie ciepło i jakoś tak dziwnie. Wszystkie knypki krzyczały co było raczej męczące. Tomcio Pirat leżał na stole i widać było, że jest mu dobrze.

- Mam nadzieję, że się nie zatrujemy – powiedział Guciu.

 

Zaraz po tym zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Umieszczona na stole kukiełka zaczęła się poruszać. Najpierw podniosła jedną rączkę, później drugą, a następnie dźwignęła się na nogi. Guciu wystrzelił jak z procy jak to zobaczył. Krzesło spadło na ziemię, a mężczyzna oddalił się od stołu. Kukiełka zaczęła wykonywać dziwne ruchy, wyglądało to jakby wykonywała taniec robota w zwolnionych ruchach. Było to doświadczenie surrealistyczne i niedające wytłumaczyć się za pomocą nauki.

- Karły musiały chyba coś dosypać do tej zupy. Guciu, czy widzisz to, co ja? Tą ruszającą się lalkę? Coś tu wybitnie nie gra. A czuję się dziwnie, jakbym był naćpany. I nie wierzę, że to się rusza.

Zaraz po tym kukiełka zaczęła szybko biec do Szymona, ale mężczyźni nie widzieli już dalszej akcji, bo urwał im się film.

 

*

 

Grupa mężczyzn znajdowała się w szczerym polu przy palącym się ognisku. Niedaleko był cmentarz. Wszyscy popijali z butelek i jedli strawę.

- Jestem gotowy – powiedział Guciu – zastanawia mnie tylko dlaczego nas sprowadziłeś akurat tutaj?

- Jesteśmy tutaj dla klimatu. Mogliśmy zostać w laboratorium, ale gdzie będzie lepiej kontaktować nam się z umarłymi jak nie w okolicy cmentarza.

Po tej krótkiej dyskusji mężczyźni przystąpili do palenia.

- Mówisz, że podczas palenia tego zielska uaktywnia się jakiś obszar w mózgu, dzięki któremu mogę połączyć się ze zmarłym gościem, którego zjadłem – zapytał Guciu – i to zielsko było też w tym wywarze i w móżdżku? Nie chce mi się w to wierzyć. A te okrzyki tego małego debila to niby były zaklęcia. Wolne żarty. Zapalę chętnie. Lubię palić. Palenie jest zdrowe.

Po tym monologu mężczyzna zaciągnął się dymem z tajemniczych roślin, służących małemu ludowi z Afryki do porozumiewania się z umarłymi. Po czym wziął łyk napoju z butelki.

Po dłuższej chwili zaczął wiać silny, aczkolwiek dość ciepły wiatr. Mężczyźni zaczęli mieć wizje. Guciowi pojawiły się przed oczami scenki, w których występował zmarły. Widział pocałunek z jakąś kobietą, sceny z jakiegoś lokalu, gdzie pojawili się jacyś niezidentyfikowani, śmiejący się ludzie, kartki z jakichś książek. Guciu zaczął mamrotać: „Niestety dzisiaj nie wypiję z Tobą kawy, jestem już spóźniony do pracy. Po południu pójdziemy gdzieś się zabawić – będziemy mieć niedługo świetny czas. Może na strzelnicę”. W głowie mężczyzny pojawiły się setki niezwiązanych ze sobą obrazów: nowocześnie wyposażone biuro, jakieś twarze, drzewa, ulice, samochody, dosłownie wszystko. To była istna gonitwa myśli. Do pełnego odjazdu brakowało tylko omamów smakowych, słuchowych i węchowych.

Najwidoczniej mężczyzna stał się pewnego rodzaju medium, ale czy wpływ na to miały wyspecjalizowane rytuały, magiczne zaklęcia i afrykańskie rośliny ciężko powiedzieć. Może to były po prostu omamy, które pod wpływem stresu się uaktywniły. Przecież u wielu ludzi w mózgu zachodzą nieprawidłowe wyładowania bioelektryczne, które przyczyniają się do napadów padaczkowych, a u innych pojawiają się zaburzenie psychiczne związane z błędnym postrzeganiem rzeczywistości i chorzy gadają naprawdę dziwaczne rzeczy.

Guciu i Szymon zaczęli widzieć i opowiadać niesamowite wręcz rzeczy, związane prawdopodobnie z życiem zmarłego i zjedzonego denata, jednak nie było tu osoby, która mogłaby poświadczyć prawdziwości tych słów.

W międzyczasie Tomcio Pirat pełniący prawdopodobnie rolę czarownika chodził dookoła ogniska z założoną na twarzy maską i kijem, którym wymachiwał. Przy okazji wznosił jakieś okrzyki ku niebu. Reszta mężczyzn się przyglądała i wydawała dziwne odgłosy przypominające te, które można było usłyszeć w laboratorium. Najwidoczniej inaczej nie umieli.

 

*

 

Minęło kilka lat. Guciu wodził wzrokiem po swoim gabinecie. W pomieszczeniu znajdowało się pełno afrykańskich rzeźb i fetyszy. Ciężko było stwierdzić czy mężczyzna uwierzył w afrykańskich bogów, ale coś było na rzeczy. Umiejętność porozumiewania się ze zmarłymi najwidoczniej skierowała go do większego zainteresowania się sferą duchową. Chociaż tak na dobrą sprawę Guciu sam nie wiedział, czy te wszystkie wizje, których doświadczył są spowodowane działaniem jakichś sił pozaziemskich czy może jest to efekt choroby psychicznej; wszak schizofrenicy cały czas słyszą głosy w swojej głowie. Jednego był pewny – wszystkie te doświadczenia były bardzo ciekawe i unikatowe. Takich akcji nigdy wcześniej nie miał. I jeżeli dla kogoś liczą się w życiu doświadczenia to ten człowiek miał ich zanadto od czasu pamiętnej wizyty u swojego przyjaciela Szymona w laboratorium. Guciu popieścił w rękach figurkę niedźwiedzia, która u afrykańskich ludów reprezentowała szamana, a która przypominała mu małego niezwykłego człowieczka Tomcio Pirata. Guciu pamiętał, że to dzięki niemu nabył niezwykłych umiejętności rozmawiania ze zmarłymi, co przyczyniło się między innymi do tego, że zarobił dzięki temu mnóstwo pieniędzy, choć przecież nie to było celem rozmów z zaświatami. Skoro można było dzięki temu zarobić to, czemu nie. Guciu wstał i szybkim krokiem wyszedł ze swojego gabinetu. Spieszył się do lekarza. Osłabienie, świąd odbytu, pląsawica, drżenie w obrębie tułowia, oczopląs. Tego było już za wiele. Trzeba było odwiedzić medyka. Coś się działo na poziomie neurologicznym i było to denerwujące. Niestety zmarli wbrew temu, co wielu sądzi nie mają umiejętności przepowiadania przyszłości ani nie potrafili diagnozować. Jeżeli więc ktoś myślał, że taki truposz poda komuś liczby, które padną w totka albo powie komuś na co choruje to się grubo myli. Zmarli nie mogą wpływać na bieg zdarzeń, bo stoją jakby z boku.

 

*

 

Lekarz przeglądający wyniki badań patrzył się na Gucia to na dokumenty, które miał przed sobą.

- Z tego, co tu widzę i z tego, co pan opowiada przypomina mi to trochę Chorobę Creutzfeldta-Jakoba, ale nie do końca. Te zmiany w móżdżku, obkurczone neurony, zmienione chorobowo płaty mózgu, niezborność ruchów, chwianie. To wygląda mi na to jakby tu było kilka różnych jednostek chorobowych albo w ogóle jakaś całkowicie nowa choroba. Taka niespodzianka jak w książce Saramago „Miasto ślepców”. Czytał Pan? Bardzo niepokojąca lektura. Tam ludzie z niewiadomych powodów nagle ślepną. Coś jeszcze mi świta w głowie. Te objawy są typowe dla chorób u pewnych wspólnot murzyńskich, które obrzędowo praktykują kanibalizm, ale to zły trop, bo przecież Pan nie je ludzi, prawda?! Tak Panu powiem przy okazji jak już poruszyłem ten temat, że u kanibali zarażonych skażonym mięsem pojawiają się kolejne fazy. W pierwszej z nich chory może tylko siedzieć i ma zaburzenia mowy. W kolejnej natomiast pacjent jest całkowicie unieruchomiony, nie trzyma moczu i kału.

Guciu zamyślił się. Jedyne co mu przyszło do głowy to: „jebany Bóg!”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Jako schizofrenik jestem zachwycony, zresztą ktoś, kto nazywa się Szymon Mag nie może pisać byle czego. Prionami się zatruł biedaczek... Ale cóś za cóś...
    Pozdrawiam ?
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Może nie jestem schizofrenikiem, ale także mi się podoba i to bardzo..
    "Pan" piszemy z małej litery i zamiast myślników powinno się używać półpauzy.
    Fajny debiut.
    5
    pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania