Mroczny las

Varys mocno złapał za rękojeść miecz słysząć chałas na skraju lasu, obudził swoich śpiących toważyszy.

- Panowie! Na skraju lasu ktoś jest jestem pewien

- Znów się schlałeś I masz omamy

- Dam sobie rękę odciąć że ktoś tam jest

- Jeśli tam nikogo nie bedzie to sam upierdole ci rękę dodał trzeci towarzysz

Mężczyźni zaczynają powoli zbliżać sie do lasu , piętnaście metrów od lasu zatrzymują sie, Ron patrzy na kompanów z uśmiechem I mówi:

- Widzisz nikogo tu nie ma, dawaj łapę, upierdole ci ją tak jak obiecałem. Speszony Varys spuścił głowę

Jego towarzysze nie mogli opanować smiechu. Nagle mężczyźni usłyszeli charakterystyczny świst, zanim którykolwiek zdązył się odezwać strzała wbiła się prosto w nogę Rona. Meżczyzna padł na ziemię , krzyczał I wił się z bólu. Pierwszym pomysłem rycerzy było zabranie rannego towarzysza I ucieczka, lecz od koni dzieliło ich jakieś sto metrów..

- Zanim go tam zaciągniemy wystrzelają nas jak kaczki.

- Wiec bedziemy walczyć!

- Jak chcesz walczyć z kimś kogo nie widać, nie wiesz ilu ich jest.

- Więc chcesz go tu zostawić na śmierć.

- Ni nie nie to miałem na myśli...

- Wiec się zamknij, bierz tarczę w łape i czekaj!

Dwaj mężczyźni zasłonili się tarczami czekając na ruch przeciwnika. Po kilkunatu minutach czekania jeden z rycerzy nie mogł juz wytrzymać niepewności, złapał za miecz I zaczął szarżować w sronę lasu, Varys nie wiedząc co zrobić poszedł w ślady kompana.Mężczyźni przekroczyli linie drzew, uważnie rozglądali sie za łucznikiem, lecz nic nie zobaczyli, ktoś kto tam był na pewno już sobie poszedł.