Musztra
(następny fragment z dopiero pisanej kolejnej, wspomnieniowej książki. Czas akcji - przełom 1985/86 roku, miejsce - stacjonarny, młodzieżowy hufiec OHP)
.
MUSZTRA
(...)
Po pierwszych kilku miesiącach mojej pracy na nowym stanowisku nastąpiło kolejne zderzenie między starymi przyzwyczajeniami wojskowego szefostwa z komendy wojewódzkiej a fizycznymi i intelektualnymi możliwościami naszych uczestników.
.
W początkach zimy komendanci plutonów zaczęli popołudniami prowadzić szkolenie z musztry. „Z musztry” to zbyt poważne słowo. Właściwsze byłoby „przygotowania, w trudzie i znoju, do przemarszu hufca po ślubowaniu młodego rocznika uczestników”. Określenie dużo dłuższe, ale prawdziwsze.
.
Jako zastępca komendanta hufca obserwowałem czasem udrękę wychowawców z nowymi chłopcami. Nie ze wszystkimi, ale wystarczyło takich dwóch-trzech w plutonie, którzy nie potrafili iść równo ramię w ramię i noga w nogę z pozostałymi, aby od razu rzucali się w oczy przy próbach przemarszu.
.
– No jajo zniosę, a tych dwóch nie nauczę. – Jarek, jeden z wychowawców, ciężko usiadł obok mnie na wersalce w dyżurce internatu. – Pięć razy próbowaliśmy przejść i za każdym razem nogi im się mylą…
.
– …a rękami machają jak skrzydłami wiatraka – dokończyłem. – Widziałem. Ale musisz ich nauczyć. Nie ma możliwości, muszą wziąć udział w ślubowaniu.
.
– Tak mamy co roku. – Zdjął czapkę i, zdenerwowany, rzucił ją na siedzenie. – A później opierdalantus od województwa, że nawet prostego marszu nie potrafimy nauczyć. Przyjedzie taki jeden z drugim, stanie na trybunie i później po ślubowaniu wydziwia.
.
– Opierdalantus z góry to dostaje komenda hufca a nie wy, wychowawcy. My jesteśmy odgromnikami przed tymi piorunami – mimowolnie, podwójnie zarymowałem. – To znaczy, wpierw ja będę musiał wysłuchać i zebrać gromy. Przywykłem, mało miałem tego w oddziale OC? Podciągnij ich na tyle, aby niezbyt rzucali się w oczy. Schowamy ich w środku, chociaż z góry z trybuny i tak widać.
.
– A co ja robię? Krzyczę „lewa!” a ten rusza z prawej. Powiążę ich czy co?
.
– A właśnie, dobra myśl. – wypowiedziałem głośno to, co przemknęło mi przez głowę. – Może daj każdemu z tej dwójki kija do lewej ręki a drugi koniec niech trzyma z przodu jakiś bardziej gramotny. Lewe nogi powiąż im linką. – Zaśmiałem się i lekko klepnąłem Jarka w plecy. – Nieważna metoda, ważny cel. A może Janicha nie przyjedzie na ślubowanie.
.
– Oby. Spróbuję z kijami, ale czy to coś da?
.
– Spróbować nie zawadzi. Dobra, idę do siebie, mam papierkową robotę. Jak ja ją lubię, kurde…
.
„Janichą” nazywaliśmy zastępcę komendanta wojewódzkiego OHP, pułkownika Janiszewskiego. Był jednym z tych zawodowych żołnierzy, którzy nawyki i dryl z wieloletniej służby wojskowej przenieśli do młodzieżowego OHP. Oddelegowani do komendy głównej i wojewódzkich narzucali te zwyczaje i wymagania. W podległych, zmilitaryzowanych oddziałach OC dla dorosłych odbywających służbę z poboru – to było jeszcze zrozumiałe, ale w pracy z małolatami w ochotniczych, młodzieżowych hufcach przynosiło mierne efekty, czasem odwrotne od oczekiwanych…
.
Niestety, zanosiło się na przyjazd Janichy. Zorientowałem się, kiedy odwiedził nas któregoś popołudnia, w czasie ćwiczeń uczestników do ślubowania. Kiedy zobaczył maszerujących czterech młodzianków trzymających wspólnie dwa kije, nasrożył się i zwrócił do mnie:
.
– A co to jest? Kije chcecie prezentować na ślubowaniu?
.
– Nie, panie pułkowniku – odparłem spokojnie. – Tych dwóch chłopaków z tyłu myli prawą stronę z lewą. Więc ci z przodu im pomagają, aby szli w nogę.
.
– Chcecie mi powiedzieć, komendancie, że oni nie wiedzą która to lewa? Żarty was się trzymają?! To jest próba do ślubowania, a nie cyrk jakiś. Dajcie ich do mnie.
.
Wzruszyłem lekko ramionami. „Chce, to niech sam sprawdzi. Chyba że – przemknęło mi przez głowę – chłopacy już się trochę poduczyli trzymać krok. Wtedy będę miał znowu do wysłuchania”.
.
Wezwałem ich. Janicha stanął przed nimi, zlustrował wzrokiem od góry do dołu i polecił:
.
– Podnieście lewe ręce do góry.
.
Obaj podnieśli prawidłowo. Pułkownik spojrzał na mnie, skrzywił usta i pokiwał głową.
.
– Opuśćcie. – Ponaglił ich ruchem ręki w dół. – A teraz podnieście lewe nogi.
.
Również wykonali poprawnie polecenie. Janicha spojrzał ponownie na mnie i sarkastycznie zapytał:
.
– No i co, komendancie? Nie wiedzą, która to lewa, co? Co wy, jaja sobie robicie?! – podniósł głos o ton wyżej.
.
„Kurde, no to wtopa! – Poczułem, że będę musiał przełknąć gorzką pigułkę. – A jednak już się nauczyli. Cholera! Mieli kiedy. Ale… – postanowiłem jeszcze ich sprawdzić.
.
– Dobrze – zwróciłem się do chłopców. – Na moją komendę zróbcie kilka kroków jak na defiladzie. Uwaga… lewa!
.
Jeden z uczestników ruszył lewą nogą, ale drugi prawą. Ten pierwszy to zauważył i próbował zmienić krok na nieprawidłowy; niestety jednocześnie drugi zrobił to samo tylko w przeciwną stronę. Ręce im się całkiem pomyliły. Po ich trzech niezdarnych krokach wstrzymałem pokaz:
.
– Stój. Wystarczy. Panie pułkowniku – zwróciłem się do niego beznamiętnym głosem, chociaż w środku odczułem dużą satysfakcję – czy uczestnicy mogą już wrócić do ćwiczeń ze swoim plutonem? Niedługo kolacja.
.
Głęboko wciągnął powietrze, ścisnął usta, policzki mu nabrzmiały, chociaż nie sczerwieniały. Prawdopodobnie tylko dlatego, że był chudy i krew nie zdążyła napłynąć. Spojrzał na chłopców i podniósł ostrzegawczo palec w górę, ale… nagle zrezygnował.
.
– Niech idą. Niech jeszcze raz wszyscy przemaszerują.
.
Nie zakazał marszu z kijami, więc cały pluton przeszedł w miarę równo. To „w miarę” oznaczało pewnie stany bardzo niskie w stosunku do oczekiwanych przez komendę wojewódzką , ale już wyższe niż negatywne. Jednak kije pomogły.
.
Na zakończenie inspekcji Janicha polecił stanąć wszystkim uczestnikom w dwuszeregu. Kiedy się tylko jako tako ustawili, zaczął wolno przechodzić lustrując niektórych wzrokiem. Nagle stanął i wskazał palcem na jednego z chłopców.
.
– Ty. Wyprostuj się.
.
To był uczestnik, który miał wrodzone, boczne skrzywienie w kręgach karku, tak zwaną „krzywą szyjkę” i dlatego głowę zawsze przechyloną w lewą stronę. Szybko podszedłem.
.
– Panie pułkowniku – cicho powiedziałem – on nie może…
.
– Jak to nie może?! – przerwał mi głośno. – Jak on stoi!
.
Nie zdążyłem wyjaśnić, gdyż już chwycił dwoma rękami głowę chłopaka i wyprostował ją do pionu. Nieborak od razu wygiął się w pasie w lewo.
.
– On naprawdę nie może, ma skrzywienie kręgosłupa – szybko dopowiedziałem.
.
– Krzywe co? Aha. To trzeba było mi od razu powiedzieć!
.
Puścił chłopaka i na tym skończył się przegląd przygotowania hufca do ślubowania. Janicha sprawdził jeszcze porządek i czystość w kilku pokojach chłopców, po czym zakończył kontrolę. Pożegnał się ze mną dość… ozięble. "Dość ozięble" to mało powiedziane. Wyraźnie odczułem, że nasza nić służbowej relacji znalazła się w niskich stanach temperatury, bliskich zeru w skali Celsjusza.
.
Nie polubiliśmy się. Bardziej on mnie nie polubił. Czułem podświadomie, że będzie czekał na okazję, abym to odczuł. Taki typ szefa cholernie nie lubi swoich wpadek w obecności podwładnego, jeżeli podwładny był nie tylko biernym obserwatorem, ale jeszcze czynnie udowodnił swoją rację. Zwłaszcza kiedy świadkowali takiemu wpadunkowi jeszcze inni, nawet jeżeli to byli zwykli, młodzi chłopcy.
.
Długo nie musiałem czekać...
Komentarze (25)
szkolne Ochotnicze Hufce Pracy. Szczegółową organizację szkolnych OHP
określą Zarządy ZMS i ZMW w porozumieniu z zainteresowanymi ministrami.
Zakres opieki, pomocy i nadzoru pedagogicznego nad szkolnymi OHP określi
Minister Oświaty. Punkt 3 tego paragrafu mówi natomiast: Dla osób studiujących
na wyższych uczelniach należy organizować studenckie OHP. Szczegółową organizację studenckich OHP określą Zarządy ZMS i ZMW w porozumieniu z ministrem nadzorującym szkoły wyższe
40. Zatem Ochotnicze Hufce Pracy zostały
rozdzielone na te dla osób młodocianych między 16 a 18 rokiem życia oraz na te
dla osób pełnoletnich między 18 a 24 rokiem życia.
Ochotnicze Hufce Pracy w takiej formie funkcjonowały do roku 1972, w którym to nastąpiła zmiana w ich rozwoju. 30 czerwca tego roku Rada Ministrów
podjęła Uchwałę nr 185, w której zostały przedstawione nieco inne zadania
OHP. Paragraf 2 ustawy przedstawia nowe zadania OHP. Czytamy w nim: Zadaniem OHP jest: wychowanie uczestników OHP na świadomych obywateli Polski Ludowej, realizacja zadań na rzecz gospodarki narodowej, tak inwestycyjnych, jak i produkcyjnych, a w szczególności udział wDla uczniów szkół należy organizować odrębne,
szkolne Ochotnicze Hufce Pracy. Szczegółową organizację szkolnych OHP
określą Zarządy ZMS i ZMW w porozumieniu z zainteresowanymi ministrami.
Zakres opieki, pomocy i nadzoru pedagogicznego nad szkolnymi OHP określi
Minister Oświaty. Punkt 3 tego paragrafu mówi natomiast: Dla osób studiujących
na wyższych uczelniach należy organizować studenckie OHP. Szczegółową organizację studenckich OHP określą Zarządy ZMS i ZMW w porozumieniu z ministrem nadzorującym szkoły wyższe
40. Zatem Ochotnicze Hufce Pracy zostały
rozdzielone na te dla osób młodocianych między 16 a 18 rokiem życia oraz na te
dla osób pełnoletnich między 18 a 24 rokiem życia.
Ochotnicze Hufce Pracy w takiej formie funkcjonowały do roku 1972, w którym to nastąpiła zmiana w ich rozwoju. 30 czerwca tego roku Rada Ministrów
podjęła Uchwałę nr 185, w której zostały przedstawione nieco inne zadania
OHP. Paragraf 2 ustawy przedstawia nowe zadania OHP. Czytamy w nim: Zadaniem OHP jest: wychowanie uczestników OHP na świadomych obywateli Polski Ludowej, realizacja zadań na rzecz gospodarki narodowej, tak inwestycyjnych, jak i produkcyjnych, a w szczególności udział w tworzeniu nowego
potencjału produkcyjnego w rejonach o występujących brakach siły roboczej,
zapewnienie uczestnikom OHP możliwości zdobywania kwalifikacji zawodowych przez organizowanie form szkolenia zawodowego w ramach hufców oraz
w szkołach zawodowych, zapewnienie uczestnikom wakacyjnych OHP możliwości odbywania praktyk szkolnych i studenckich, a absolwentom szkół zawodowych wstępnego stażu pracy, przygotowanie uczestników OHP do obrony kraju
przez szkolenie obronne i podnoszenie sprawności fizycznej, podnoszenie poziomu kulturalnego uczestników OHP41
.
Ustawa ta obowiązywała 10 lat do dnia 16 grudnia 1982 roku kiedy to Rada
Ministrów podjęła Uchwałę Nr 260, która zawierała postanowienia o dalszym
rozwoju OHP
To zdanie zasługuje na uwagę:
''udział w tworzeniu nowego
potencjału produkcyjnego w rejonach o występujących brakach siły roboczej,'' - czyli można przyjąć, że hufce pracy składały się z taniej siły roboczej i eksploatowania zdrowia najmłodszych uczestników w przedziale wiekowym od 16 - 18 lat.
Takie obozy pracy ''ku chwale ojczyzny'', tylko trzeba pamiętać, że kraj był wtedy pod zaborem sowieckim... czyli pracowali ci gówniarze na chwałę ZSRR
No i teraz rodzi mi się pytanie, komu praca w takim miejscu, w takich warunkach, na takich zasadach mogła przynieść powód do dumy? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby obojętnie patrzeć na los dzieci i trzymać się wytycznych?
Oczywiście, że to wersja zgrubna. Kiedy już mam całą nową książkę w manuskrypcie, to jadę ją zdzierakiem a potem szlifuję trzy do pięciu razy. Aż straci wszystkie zgrubienia i sęki.
Również pozdrawiam. Spocznij, harcerzu :)
PS. Wielokrotnie spotykam się wśród dzisiejszej młodzieży z niedowierzaniem, kiedy o czymś opowiadam. Starszym wiekiem nie muszę tłumaczyć.
Pozdrówka :)
Nie znam nikogo, kto byłby dumny, że skończył OHP, a opinia marginesu społecznego przylepiała się do junaków od pierwszej identyfikacji, gdzie akurat są/byli. Starsze roczniki jeszcze były bite przez komendantów, komendant - no! Mówić komendancie, to zawsze trzeba było czuć ten dreszcz, były odgórne starania, by tak właśnie było. Cel w tym czasie był eden - tania siła robocza, spętana "drutem kolczastym" dyscypliny. Łatwo dziś o wybielanie, żadnego junaka nie znalazłem na fejsie, wiec wielu nie korzysta z dobrodziejstwa sieci, jeden z którym miałem kontakt później zmarł, drugi gdzieś wyjechał, a o niektórych lepiej nie pisać - skutki wychowania w OHP zapewne wskazały im świetlistą drogę, wykorzystali swoje ostatnie szansy. Napisz, jak było, że to była instytucja żerująca na taniej sile roboczej, pod wrednym nadzorem. Mogłoby tu wpaść paru junaków, ale prawdopodobieństwo małe. Pchaliście młodocianych tam, gdzie robotnicy na etatach nie chcieli albo, może tak miało być.
Nie wiem jak mogło być w poszczególnych placówka, ale opinia o, była względnie jednolita. Jakoś nikt nikt pisał o tym książek, jest nisza, można ją wypełnić kłamstwem.
Chyba mieszkamy na różnych planetach…
Byłem na OHP w Słupcy latem 1979 roku. Pracowaliśmy przy upiększaniu magistrali kolejowej Berlin-Warszawa przed olimpiadą w Moskwie, która miała miejsce rok później. Obozowaliśmy za miastem, niedaleko Jeziora Słupeckiego w dużych, brezentowych namiotach. Owszem, piliśmy piwo i tanie, krajowe wino po pracy, lecz nikt nas do tego nie zachęcał, a wręcz przeciwnie: musieliśmy uważać, żeby nas nie przyłapano. Ogólnie panowała wzorowa dyscyplina: codziennie wczesnym rankiem budził nas dźwięk trąbki. Zarobiłem niewiele, obiecanych praktyk po pierwszym roku studiów mi nie zaliczono, lecz wywiozłem stamtąd jak najlepsze wspomnienia i znajomość z piękną dziewczyną, z którą chodziłem przez następne dwa lata.😊
"obiecanych praktyk po pierwszym roku studiów mi nie zaliczono"
Czyli byłeś po maturze (pełnoletni) i zdałeś na studia, to dla Ciebie mieli inną bajkę i inny mundurek, nie byłeś tam, jako ten (dzieciak), który przyszedł uzyskać zawód, bo mu gdzie indziej z różnych przyczyn się nie powiodło, dekada różnicy w tym raju, to też sporo zmian, ja znałem tylko tych, którzy szli tam po zawód.
Nikt nas nie zachęcał, do używek, to środowisko powodowało i klimat, za to przymykanie oka, tak jak na mordobicie, było normą, byle nie przegiąć, inaczej odpadli by nim pracownicy za miskę ryżu - może za parę.
Miałem wtedy 17 lat, zdałem do IV klasy ogólniaka i mój wychowawca poradził, żebym odbywał praktykę na obozie OHP, to mi zaliczą praktykę studencką po pierwszy roku na politechnice, gdzie zamierzałem studiować.
Oczywiście wprowadzili go w błąd, ale później w życiu byłem świadkiem większych oszustw, na masową skalę.
Natomiast jako dzieciak jeździłem na kolonie i zimowiska z MHZ, które były wzorowo zorganizowane. Moje dzieci, urodzone poza Polską, nigdy nie miały szansy na coś równie wspaniałego.
Ministerstwo Handlu Zagranicznego, gdzie pracowała moja mama. Poznałem dzięki temu wielu kolegów, których rodzice pracowali na placówkach: w Niemczech, we Francji, nawet był jeden chłopak z Nowej Zelandii. Miło było spędzać w takim międzynarodowym towarzystwie czas, jak również poszerzyć horyzonty. 🌐
Skoro już tu jestem, to pozdrawiam Ciebie, Marianie, bo widzę, że też tu jesteś. :)
Daję 5 i pozdrawiam.👍
Twój pobyt był na innych zasadach, nie znam ich, z takich obozów nie znam nikogo, w końcu nie moja warstwa społeczna.
Przepracowałem w hufcach OHP prawie 20 lat, do 2003 roku. Przeżyłem gwałtowne zmiany na przełomie lat 89/90, kiedy wiele hufców upadało. Nam też upadająca firma "wypowiedziała" internat i miejsca praktycznego szkolenia. Wtedy jako pierwsi w Polsce zaproponowaliśmy i utworzyliśmy nową strukturę, jako Ośrodek Szkolenia i Wychowania (tzn. ohapowcy już nie pracowali w obcych firmach i zakładach, tylko przyjęliśmy instruktorów pnz i nasza młodzież szkoliła się w naszych warsztatach). Było cholernie ciężko, przez 2 lata byliśmy "doświadczalni". Sami wyremontowaliśmy własny budynek i stworzyliśmy/zbudowaliśmy miejsca pracy.
Potem stało się to normą w Polsce. Przetrwaliśmy.
Tak że - mam co wspominać. Wyjdzie z tego dość gruba książka.
Potem uczyłem już w szkole, przez kilkanaście lat, ale również dziewczęta i chłopcy z rocznym-dwuletnim opóźnieniem w nauce, w tym uczestników OHP.
PS. Dużo jeżdżę na rowerze po regionie. Wtedy w wielu wsiach/miasteczkach do dzisiaj czasem spotykam byłych wychowanków, już mocno dorosłych. Wspominamy przeszłość, rozmawiamy o ich teraźniejszości. Na portalu społecznościowym też mam, wśród znajomych, również byłych wychowanków :)
Również pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania