Na kolanach przed lustrem

Znów obalony na kolana

Patrzę przez łzy na świat

Który pogrzebał moje szczęście

Wiecznie już martwe.

 

Stoję na kolanach przed sobą

Trzymając już tylko śmierć w dłoniach

Która cicho patrzy na mnie

Zabierając moją martwą duszę.

 

Przede mną już tylko dusza

Która opuszcza mnie na zawsze

Zostawiając mi tylko łzy i cierpienie

Skazując mnie na wiecznie osamotnienie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Neurotyk 06.11.2016
    D4wid, moja, znowu, rada dla Ciebie:

    Widzę, że wiesz, co chcesz przekazać i polecam Ci mniej dosłowności. W każdym wersie powyższego wiersza jest przekaz, także masz na czym budować - teraz ten przekaz opowiedz nie wprost, a postaraj się znaleźć dla niego "historię".

    Tą historią może być nawet "dno strumienia".

    Zobacz, jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński:


    Ciemna miłość

    Leżymy w łożu mrocznym jak na dnie strumienia
    wyschłego. Włosy długie, poplątane wioną,
    rozdzielają się, łączą jak smugi cierpienia
    i niosą się jak ścieżki ku dalekim stronom.
    Tu u nas zła tarnina rośnie jak po brzegu,
    biała czasem, a czasem jest jak rozpacz dłoni,
    i armie ciężko dzwonią jak wykute w śniegu,
    w księżycach jasnych sunąc. Krzyk, parskanie koni
    i czołgów ryk podziemny - jakby wydzierały
    dusz trzepot nieostrożnie pobratany z ciałem.
    Węc nasze ciała długie, splecione jak palce
    w nocnym konaniu cierpną i wiatr nam na twarze
    niesie płatki tarniny odstrzelone w walce,
    i leżą tak jak piętna pośmiertne, na miłość
    stracone, aby wspomnieć, że się nic nie śniło,
    bo oczy były otwarte w w śnie.
    I źródła są w powietrzu, i czujemy je -
    to są pociski krwi, co jeszcze trysną,
    i łkania są w powietrzu - metalowy jęk,
    który się w ogniu spełnila ulewą ziarnistą.
    I boleść, którą kiedy nazwiemy ojczyzną,
    co teraz jest jak dziecku, które nam we śnie
    umiera jeszcze oddech tego z ziemi drży
    bo to był mej miłości pierworodny syn.
    A potem długa noc. I zrywam się z ciemności
    bez zbroi, nagi, taki, jakim z ziemi wstał,
    rozpleść łudygi naszych nie spełnionych ciał
    i być żołnierzem nocnym wiary bez litości.
    I nim odejdę jeszcze, nim się broń rozpali,
    widzę, jak się ten obłok twego ciała żali.
    Bo ciemne miłowanie jest na dnie człoweczem,
    którc pragnących traci i czystość rozdziera,
    a które się do dłoni bierze razem z mieczem,
    lecz się w nim cierpi długo, chociaż nie umiera.
    I znów widzimy miasta płonące i dymy,
    co się powoli wznoszą pnąc na stopnie niebios,
    i szubieniczne drzewa skrzypią, i z daleka
    bicz strzela i rozcina z ziemią wraz - człowieka.
    A nad tym krzewy kwitną. Z pąków zielonkawe
    chmury płyną. Dojrzałość lepko się przelewa
    Widnokręgiem o świtach ciągną kluczem drzewa
    I ludzie ci żałośni, w nie obeschłych gruzach,
    pod namiotami cyrków, w świergocie karuzel,
    unosza się jak łachman, wśród dymu śpiew, niosą
    weseli. Jak wyzwanie sczerniałym niebiosom.
    Długie, suche koryto - jest to dno strumienia,
    gdzie leżymy jak kamień pod kurzawą gwiazd.
    Tyle jeszcze milczenia strasznego jest w ziemi,
    że chyba go wystarczy na niejedną śmierć!
    Módlmy się, módlmy słowami ciemnemi!
    Siejmy, o, siejmy, chociaż ziarnem serc!
  • D4wid 06.11.2016
    Wiem o co chodzi, tylko raczej nie potrafię ukrywać przekazu ;/
  • Neurotyk 06.11.2016
    D4wid, nie ukrywaj, a opowiedz metaforą :) Spróbuj.
  • D4wid 06.11.2016
    Neurotyk Postaram się

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania