Na zawsze twój

Czyste dźwięki pianina słychać było w całym Instytucie. Przy instrumencie siedział wysoki blondyn. Miał zamknięte oczy, był pochłonięty muzyką. Jego smukłe palce pokryte bliznami z gracją wystukiwały coraz piękniejsze melodie. Była w nich tęsknota ale też szczęście. Miłość, ale i smutek. [nie w palcach, w melodiach. Taka mała dygresja]

Górne partie ciała wyginały się płynnie w rytm spokojnej muzyki. Aureola złotych włosów podążała za nim. Zakrywała mu oczy, opadała na czoło. Nogi również nie pozostały bezczynne. Poruszał stopami w górę i w dół, uderzając o ziemię i nadając swojej muzyce większą głębię. Ktoś z zewnątrz mógłby pomylić go z aniołem. Najpiękniejszym ze wszystkich jakie miały zaszczyt zobaczyć niebiańskie bramy.

Jednak jego rodzina wiedziała, że to Jace. Uroczy, porywczy, odważny. Po prostu Jace.

- Nie mogłeś sobie odpuścić? - uśmiechnął się czarnowłosy chłopak, stojący w drzwiach. Na jego piersi można było zobaczyć śnieżnobiałą koszulę i złoty garnitur błyszczący od nadmiaru brokatu.

Jace zatrzymał się. Melodia ucichła. Westchnął głęboko i otworzył oczy. Wstał z niskiego krzesła.

- Nie, nie mogłem - uśmiechnął się promiennie. Spojrzał w niebieskie oczy przyjaciela i objął go ramieniem - Do tej pory, nie mogę uwierzyć, że zgodziłeś się założyć ten garnitur! - zaśmiał się melodyjnie i poklepał brata po plecach.

- A ja do tej pory nie mogę uwierzyć, że Ty jeszcze nie założyłeś nic - strzepnął drżącą ręką ramię przyjaciela i uśmiechnął się do niego. Dobrze pamiętał, jak długo rozmyślał o linii jego szczęki, cienkich żyłach na szyi. Jakby to było je całować; całować i nigdy nie przestać.

Dopiero niedawno zorientował się, jak wiele zmieniło się od tamtego czasu.

Jace wskazał na sofę obok pianina. Leżała na niej koszula o odcień jaśniejsza od garnituru Lightwooda. Blondyn zdjął koszulkę przez głowę i podążył w stronę sofy.

Alec przyłapał się, że patrzy na niego. Ale to nie był zwykły wzrok. To był wzrok głodny. Wzrok pożądania.

Nie, powiedział sobie. Dzisiaj jest zbyt wielki dzień, by go zepsuć.

Gdy zakładał koszulę odwrócił się do niego. Na jego piersi widział znak parabatai pulsujący spokojnie. Przypomniało mi się, że również ma taką runę. I że dwie osoby, które nawzajem sobie ją rysowały, nie mają najmniejszego prawa do eros.

Ale przecież on już znalazł swoją miłość. Nie potrzebował ich więcej.

- Gdzie jest Magnus? - blondyn w końcu przerwał ciszę. Trzy guziki na górze koszuli były nie zapięte. Dla Aleca mogły tak zostać. - Już w Idrisie. Nie pozwolili mi z nim jechać - odpowiedział zrezygnowany.

- Bo pojedziesz z nami - pocieszył go Jace. Gdy nie dostał odpowiedzi dodał - Alec, chłopie, nie przejmuj się. Dobra?

Lightwood kiwnął twierdząco głową.

- A reszta? - wreszcie się odezwał. Przeczesał dłonią czarne jak noc włosy i spojrzał na drzwi.

- Robert już w Idrisie. Maryse, Izzy i Simon będą jechać razem z nami. Clary narysuje Bramę. - powiedział, po kolei wyliczając na palcach. - Czy coś się stało?

- Nie - odpowiedział najdelikatniej jak umiał i zaczęli schodzić do salonu.

Jece, jeszcze na schodach pociągnął Aleca za marynarkę.

- Clary wygląda olśniewająco. Gdybyś był hetero, mógłbym być zazdrosny.

Razem wybuchnęli śmiechem. Na dole wszyscy już na nich czekali.

Clary rzeczywiście wyglądała olśniewająco w zielonej sukience. Jej oczy błyszczały, przy najmniejszym promieniu słońca. Na nogach miała eleganckie szpilki, które dodawały jej wzrostu. Włosy związała w luźny warkocz, spod którego wymykały się rude kosmyki.

Pierwsza jednak podbiegła do niego Izzy. Niebieska sukienka falowała delikatnie, przy najmniejszym ruchu.

Rzuciła mu się na szyję.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - pocałowała brata w policzek - Będziesz miał piękne życie.

Zaraz za Isabelle weszła Maryse.

- Alec, dziecko. Po co Ci ta marynarka? Jest niesamowicie gorąco! - podeszła do syna. Srebrne kolczyki dodawały jej wdzięku. - Zdejmij ją, bo się zgrzejesz! - zaczynała zdejmować synowi złote okrycie.

- Zostaw - przytrzymał dłoń matki - Magnus chciał, żebym miał to na sobie.

Z tyłu stał Simon. Niebieski garnitur pasował do sukienki Isabelle. Uśmiechał się nieznacznie, ale nie podszedł do niego. Pewnie myślał, że to czas dla rodziny. I chyba się nie mylił.

- Zabrałeś wszystko? - zapytała Clary, całując go w policzek.

- Łącznie z rekwizytami na noc poślubną? - dokończył Jace.

- Herondale... Tak to jest, jak leci się na wygląd - westchnęła Clary, ale wbrew temu, co mówiła, nie mogła opanować śmiechu.

- Słyszałem to! - rzucił Jace, zapinając mankiety koszuli.

- Bo miałeś usłyszeć, kochanie - odpowiedziała mu i znowu zwróciła się do Aleca. - Możemy już ruszać? Ceremonia jest za niecałe piętnaście minut.

Wszyscy milczeli, wpatrując się w młodego.

- Jasne - uśmiechnął się czarnowłosy.

 

Clary wyjęła stelę i zaczęła rysować runy, by utworzyły one Bramę.

Gdy była już gotowa, puściła Aleca przodem.

Chłopak nigdy nie lubił tego sposobu podróży. Przechodząc przez portal czuł mdłości. Kręciło mu się w głowie, a do tego miał wrażenie, że każda część jego ciała jest oderwana od całości, a potem, już na miejscu, niechlujnie wkładana z powrotem.

Widział już Idris. Demoniczne Wieże połyskiwały w świetle zachodzącego słońca, a Sala Anioła; Sala Anioła. Takiej nigdy jej nie widział

Wszędzie były wywieszone złote flagi, zwiastujące szczęście i dobrobyt. Na samym jej środku znajdowały się setki dębowych krzeseł, na prawie każdym z nich siedział jakiś Nefilim, którego znał. Rozpoznał również Blackthorn'ów - Juliana, który wystrzelił w górę, Ty'a, Livvię, małego Octaviana siedzącego mu na kolanach, oraz Emmę trzymającą go za rękę.

Po Helen i Marku ani śladu.

Jedynie Aline siedziała obok matki, ze spuszczoną głową.

Ale jego nie powinni obchodzić Ci wszyscy ludzie, tylko on stojący w samym środku słońca. Wydawał się odległym marzeniem, ale młody Lightwood wiedział, że zaraz stanie się ono rzeczywistością.

Jego Magnus.

 

°°°°°°°°Δ°°°°°°°°°

 

Clary pamiętała wiele ślubów Nocnych Łowców, ale wiedziała, że ten zapadnie jej w pamięć na bardzo długo.

Nie był to typowy ślub Nefilim, ponieważ Magnus był czarownikiem. Nie nastąpiła wymiana rodowych pierścieni, ani rysowanie runy małżeńskiej.

Wyglądali razem tak uroczo. Oboje w takich samych garniturach. Magnus z prostymi włosami, które w końcu ktoś ujarzmił. I Alec, niesamowicie zdenerwowany, niesamowicie szczęśliwy.

Nigdy nie widziała, żeby dwójka ludzi aż tak się kochała. Zapowiadało się piękne małżeństwo. Małżeństwo, które przetrwa wieczność.

- Napijesz się czegoś? - zapytał Jace podając jej kieliszek.

- Dziękuję. Muszę jeszcze coś załatwić - pocałowała go w policzek, wyczuwając wyraźny zapach alkoholu.

 

°°°°°°°°Δ°°°°°°°°

 

- Zawsze. - jeden pocałunek. Kolejny. I następny. - Będziesz. - teraz przeniósł się na szyję. - Tym. - gorące usta czuł już na karku. - Jedynym. - przywarli do siebie, jakby byli jedną częścią. I nie obchodziło ich, że byli przy stole pełnym ludzi. W tym momencie to było najmniej ważne.

- Kocham Cię - powiedział Alec - I nigdy nie przestanę.

- Skorzystam z tego, że już jestem Twoim mężem i dam Ci dobrą radę, groszku pachnący. Zmień wodę kolońska, bo ta od Roberta jest okropna. Dam Ci coś o zapachu drzewa bambusowego.

- Czy mogę przeszkodzić? - sympatyczny głos wyrwał ich z zadumań, ale nie przestali się całować. Magnus nadal siedział na kolanach Aleca. Koszulę miał rozpiętą.

- Jasne, Clary - uśmiechnął się Magnus - Zawsze jesteś mile widziana.

- To mały prezent ode mnie i Jace'a - wyjęła zza pleców małą torbę i ją im podała. - I niech los wam sprzyja! - ucałowała obu w policzki i odeszła.

- Otwieramy? - zapytał Alec.

- Teraz, nie. Będziemy mieć dużo czasu na prezenty. Ale teraz... - uśmiechnął się zalotnie - Drogi Lightwoodzie... Teraz należę do Ciebie.

Na zawsze Twój.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Extra. Uwielbiam opowieści tego typu. Szczególnie jak dotyczą mojego ulubionego serialu.?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania