Nachalne odosobnienie- Berkas
Ze środka czoła nagle wybiła szpiczasta palma. Szeleściła dumnie liśćmi i napuszona, łupnęła w mój biedny łepek twardym kokosem.
Rozniesiony dopiero co dookreśloną złością, skrzyżowaną niespodziewanie z bezradnością, spytałem nieśmiało:
— Jak to tak kokosem przez makówkę?!
— Jeśli nie wyjdziesz na dwór, to ja zapuszczam korzenie — bezczelnie odparła palma.
— Ale jak mam żyć z palmą na głowie? — drążę temat.
— Jakoś przywykniesz. To jest norma albo palma, albo „wściu bziu”, takie fiksum-dyrdum — wciąż kpiła.
Nie miałem zamiaru do niczego przywyknąć. Poszedłem po toporek i wykarczowałem chwasta przy samej ziemi, znaczy czole. Niestety przy jednym chybionym ciosie ostrze wylądowało mi w głowie.
— Co za gałgan i niedojda — rechotała gadzina.
Oczy miałem zalane krwią, ale zdołałem zmiażdżyć wredną krowę kończącym grzmotnięciem.
Z tej historii została mi parszywa blizna, wgniot w czaszce i niechęć do kokosanek.
Komentarze (15)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania