Nadchodzą nowe dni - 1

Jakiś odległy dzwon rozbrzmiał czystym dźwiękiem.

Świtało. Świat jaśniał i stawał się coraz wyraźniejszy.

- Widzisz ten kawał kamienia? Tu, na poboczu? To znak, że w przeciągu godziny będziemy na miejscu!

Istotnie, na narzutowcu leżącym przy trakcie ktoś wprawną ręką wyrył "Nemernitt – 10" i coś jeszcze, drobniejszymi literami. Nie było okazji, aby się przyjrzeć. Wóz jechał dalej.

Nemernitt było czwartym co do wielkości ośrodkiem miejskim półwyspu. Większe miasta zawdzięczały swoją potęgę i bogactwo nadmorskiemu położeniu, zarabiały bowiem prężnie działającymi portami. Nemernitt leżało w dużej odległości od obu mórz oblewających półwysep. Nie miało dostępu do żadnych znaczących surowców, ziemie były nieurodzajne, w okolicznych lasach żyło niewiele zwierząt, omijały je wszystkie ważniejsze szlaki handlowe. U źródeł jego szybkiego rozwoju leżały trzy czynniki, które znał każdy człowiek w promieniu dwustu kilometrów posiadający elementarną wiedzę.

Nemernitt opierało się na wyjątkowych filarach: słynnym uniwersytecie, słynnym szpitalu i słynnym kompleksie świątyń.

- Hej! Ty! Łap się, bo spadniesz!

Driathei poczuła mały wiraż w żołądku. Odłożyła zwój – "broszurkę" reklamującą jej cel podróży - i wypełniła polecenie. Na szczęście pergamin nie wypadł z pojazdu przy ostrym zakręcie.

- Eeeech, kto to słyszał, gapić się w takie drobne znaczki w czasie jazdy. Widoki podziwiaj!

Driathei niechętnie spojrzała w prawo, lewo i powstrzymała się od komentarza, że dawno nie była w miejscu tak krajobrazowo nieatrakcyjnym. Wszędzie tylko inne wozy, pojedyncze drzewa, sucha trawa i stawy, zaś trakt wyglądał, jakby wybrukowano go końskimi odchodami. Woźnica był uprzejmym, ale dość nerwowym człowiekiem i taka uwaga mogłaby ją wpędzić w kłopoty. Westchnęła więc tylko z udawanym zrozumieniem, poprawiła materiał, który miał zapobiec wbijaniu się w jej ciało drzazg z wozu i znów rozwinęła zwój.

Dziesięciolecia temu w miejscu miasta znajdowało się jedynie maleńkie miejsce kultu, znane jedynie najbardziej mizantropicznym druidom, gdzie ci brodaci obszarpańcy oddawali się medytacji i próbie odnalezienia równowagi wszechświata. W jakiś sposób udało im się w końcu zebrać fundusze na rozbudowę chatki, potem kolejną i jeszcze jedną. W końcu około osiemdziesięciu lat temu świątynia zaczęła coś znaczyć w świecie. Tłumnie przybywający doznawali uzdrowień ciała i duszy, zaczynali prorokować, zupełnie zmieniali tryb życia. Nikomu nieznani leśni dziadunie wypromowali to miejsce.

Po upływie kilku lat niektórzy druidzi podziękowali za współpracę z siłami Matki Natury i uznali, że znacznie lepiej wykorzystają swoją wiedzę i umiejętności. W tym celu w niewielkiej odległości od monumentalnej już świątyni rozkazali wybudować z rozmachem również wcale niemały budynek lazaretu. Wiązało się to w pewnym stopniu z powoli rosnącą liczbą przypadków wiernych, którym modły nie pomogły pozbyć się przykrych chorób i przypadłości. W ciągu kolejnych lat w tym miejscu kształcili się kolejni znakomici magowie uzdrowiciele: lekarze, chirurdzy, rehabilitanci, psychologowie. Był to pierwszy tego rodzaju przybytek na półwyspie i przyjął się naprawdę szybko. Jego sława niemalże przyćmiewała sanktuarium druidów.

Historia najsłynniejszego na tych ziemiach uniwersytetu również jest prosta i przewidywalna. Jego powstanie miało być po prostu światłą i uczoną odpowiedzią na szerzący się zabobon w postaci wiary w siły Natury. Ponadto chciano też udowodnić, że nauka jest silniejsza od magii.

W krótkim czasie w pewnym oddaleniu od obu gmachów i zwykłych zabudowań wybudowano olbrzymi obiekt, doskonały w każdym względzie, zawierający obszerne sale wykładowe, laboratoria, warsztaty, bibliotekę zawierającą wszelkie pergaminy, jakie tylko mogły być pomocne w nauce. Do uniwersytetu przylegały dwa budynki mieszkalne, każdy zawierający sześćdziesiąt czteroosobowych pokojów, przeznaczone dla żaków i profesorów, którzy nie znaleźli kwatery w Nemernitt ani jego okolicach. Po wszystkich miastach i miejscowościach półwyspu rozesłano ogłoszenia zawierające listę możliwych kierunków kształcenia na nowopowstałej uczelni. Zainteresowani mogli rozpocząć naukę anatomii, botaniki, chemii, fizyki, historii świata, języków obcych, matematyki, meteorologii, muzyki, nawigacji, retoryki, sztuki. Wszystko było gotowe na przyjęcie hordy studentów.

Uniwersytet stał nieużywany, smutny i opuszczony przez kolejne trzy lata. Po nieśmiałym dodaniu do oferty nauczanych przedmiotów magii użytkowej pojawili się pierwsi, nieliczni chętni. W przeciągu kolejnych lat dotarła tam grupa złożona z pociech arystokratów z portowego Desterrinu, wplątanych w jakieś kłopotliwe afery i wysłanych byle gdzie, byle dalej od ich źródła. A potem nagle studiowanie w Nemernitt stało się modne.

Każdy kierunek był oblegany brzez studentów młodszych i starszych, ze wszystkich zakątków półwyspu. Kampusy były przepełnione. Gmach uniwersytetu rozbudowano i z początkowo kształtnej bryły o modnych elementach i szlachetnym wyglądzie powstał straszący każdego szanującego się architekta potworek. Żakom to nie przeszkadzało, nadal przybywali do Nemernitt tłumnie. W tym czasie w mieście zaczęły powstawać przeróżne oberże i karczmy, bogacące się na spragnionych, wygłodniałych i żądnych rozrywek studentach. Zjawisku temu towarzyszył wzrost przestępczości. Kuracjusze i lekarze żądali zamknięcia ulic bięgnących w pobliżu szpitala, ponieważ grupki wesołych żaków zakłócały ciszę i ład w spokojnym dotąd zakątku. Kapłani w świątyni namawiali do modlitwy i przejścia na drogę cnót. Wkrótce władze miasta z dumnym i wyniosłym, acz lekko już poirytowanym całą sytuacją burmistrzem Veiderhallym na czele powołały do istnienia policję, która patrolowała dniami i nocami aleje, arterie, uliczki i zaułki Nemernitt. Była ponoć tak skuteczna, że studenci zakończyli harce i ruszyli pokornie do uniwersyteckich ław, pergaminów i nauki.

Jeśli to prawda, muszą w niej pracować sami magowie bitewni, pomyślała Driathei.

Woźnica zaczął wyć jakąś rzewną piosenkę.

 

***

Ahoj, z radością witam wszystkich czytelników, ciekawskich i zerkaczy. Pewnie zaglądacie tu w chwilach wielkiej nudy. Postaram się zatem sprawić, abyście się nie nudzili, nie ze mną i nie tu. Zabieram Was w wielką podróż, w stronę nieznanego, bo sama nie wiem, co stoi na końcu drogi.

Niech sczeznę, jeśli zakończę to wariactwo w tym właśnie miejscu. Na stos ze słomianym zapałem. Oczekujcie dalszego ciągu.

Kłaniam się nisko,

Zuneris.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Angela 04.01.2016
    Czytając zdecydowanie się nie nudziłam. Rozwinęłaś przede mną wielce interesującą wizje świata.
    Zostawiam 5 i czekam na więcej : )
  • Dex 04.01.2016
    Wciągające opisy, tak trzymaj :) Jestem ciekaw, jak będzie wyglądać fabuła, na pewno przeczytam kolejne części. 5!
  • alfonsyna 04.01.2016
    Całkiem dobrze napisane, właściwie bezbłędnie, wydaje mi się tylko, że gdzieniegdzie brakuje kilku przecinków i zdarzyły się powtórzenia. Tyle wyłapałam:
    "na narzutowcu(,) leżącym przy trakcie ktoś wprawną ręką"
    "dwustu kilometrów(,) posiadający elementarną wiedzę"
    ""broszurkę"(,) reklamującą jej cel podróży"
    "kto to słyszał, gapić się w takie drobne znaczki w czasie jazdy" - sądzę, że to zdanie powinno się jednak kończyć znakiem zapytania
    "znajdowało się jedynie maleńkie miejsce kultu, znane jedynie najbardziej" - jedno z tych "jedynie" można by zastąpić jakimś synonimem, chociażby "tylko" lub "wyłącznie" :)
    "W ciągu kolejnych lat w tym miejscu kształcili się kolejni" - podobnie tutaj w kwestii "kolejnych"
    "bibliotekę(,) zawierającą wszelkie pergaminy"
    "rozesłano ogłoszenia(,) zawierające listę"
    "burmistrzem Veiderhallym na czele(,) powołały do istnienia policję" - wydaje mi się, że część zdania była wtrąceniem, dlatego proponuję tam ten przecinek
    W sprawie treści chyba niezbyt wiem, co powiedzieć, ponieważ jak dla mnie trochę tego było za mało, żebym mogła ocenić, nie mogłam jakoś dostatecznie wciągnąć się w fabułę, być może uda mi się to przy kolejnej części :) Ale, jak wyżej pisałam, napisane jest dobrze, także pomimo małych potknięć z przecinkami, zostawię 5, pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)
  • Zuneris 05.01.2016
    No tak, przecinki przed wtrąceniami. Nigdy mi to nie wychodzi :) Dziękuję.
  • Numizmat 05.01.2016
    Całkiem niezłe. Widać, że zamierzasz przedstawić złożony i rozbudowany świat. Trzymaj tak dalej. Ode mnie 5/5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania