Nadchodzi Zmierzch Bogów

Mówiono, że ta kobieta była nieśmiertelna. To nie mogła być prawda, oczywiście, ale mimo to potrząsnęłam sakiewką z niezadowoloną miną. Nie dość, że zabiłam nieśmiertelną, to jeszcze dostałam zaledwie ćwierć umówionej ceny! Długo planowałam zamordowanie jej, a dostałam za to ćwierć wyznaczonej ceny i niezbyt uprzejme pożegnanie, gdy zleceniodawca wyrzucił mnie ze swojego domu! Mam wielką nadzieję, że ktoś przez przypadek zleci mi zabicie go!

Sigyn, mój martwy już cel, był jednym z tych ludzi, którzy mieli nieszczęście podpaść komuś, kto mnie znalazł i zatrudnił. Tylko coś mi tu nie grało... powiedziano mi, że mieszka sama, a mimo to w jej domu widziałam oznaki obecności jakiegoś mężczyzny, i to nie tylko na jedną noc. Wyglądało to tak, jakby miała współlokatora.

Wzruszyłam ramionami. Nie powinno mnie to interesować. Nikt mnie nie powiąże z morderstwem. Powinnam zainteresować się tym, by znaleźć kolejnego zleceniodawcę, bo długo się nie utrzymam z tej ilości złota, którą miałam.

 

***

 

Jak każde zabójstwo, to również mnie zmęczyło. Przespałam resztę nocy oparta o drzewo, rosnące na skraju wsi. Zazwyczaj budził mnie wschodzący promień, bo siadałam twarzą do wschodu, ale tym razem był to piekący ból na policzku.

Otwarłam oczy przestraszona i po kilku sekundach zorientowałam się, że siedzę na podłodze w rogu... salonu Sigyn. Było to największe pomieszczenie w domu mojej ofiary, przez które musiałam przejść, by dostać się do sypialni. Ledwie rozpoznałam ten pokój, bo teraz wyglądał zupełnie inaczej. Stary drewniany stół, który powinien znajdować się na środku, był zastąpiony przez inny, pięknie rzeźbiony, zdecydowanie niepasujący do małej wioski, w której byliśmy.

Przede mną kucał mężczyzna. Długie czarne włosy miał spięte rzemieniem w koński ogon, a bladą twarz wykrzywiał gniewny grymas, gdy patrzył na mnie ciemnymi oczami. To on wymierzył mi cios, który mnie obudził. Niewiele myśląc, sięgnęłam po sztylet, który powinien znajdować się przy pasie. Powinien – tym razem go nie było. Zostałam rozbrojona. Spojrzałam na mężczyznę, starając się kryć strach i zastąpić go złością.

– Kim jesteś?

– To ty zabiłaś Sigyn? – wycedził, ignorując pytanie. Musiał być tym współlokatorem, o którym nie wiedzieli moi pracodawcy. A teraz był wściekły i zrozpaczony.

– Tak. – odparłam ostro, starając się zachować kamienny wyraz twarzy. Powoli przesuwałam rękę w stronę wysokiego buta. Tam miałam ukryty nóż, którego czarnowłosy nie znalazł – czułam nacisk metalu na łydkę – I co, zabijesz mnie z tego powodu?

– Może. – uśmiechnął się lekko, ale nie było w tym uśmiechu ani krzty ciepła. – Kto ci to zlecił?

– Nie wiem.

– Kto ci to zlecił? – powtórzył ostrzej.

– Nie wiem! Nie podał imienia! – syknęłam – A nawet gdybym wiedziała, nie powiedziałabym ci! – wysunęłam nóż i wbiłam go w klatkę piersiową mężczyzny. Na białej koszuli wykwitła plama czerwieni, a on sam cofnął się z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Uśmiechnęłam się tryumfalnie, wstając. Wiedząc, że rana jest śmiertelna i, że nie jestem już zagrożona, rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu swojej broni, ale nic nie zobaczyłam – nic dziwnego, zabranej broni raczej nie zostawia się na widoku. Gdy spojrzałam z powrotem na mężczyznę, usłyszałam pstryknięcie palcami i nagle czarnowłosy rozpłynął się w powietrzu. Dosłownie rozpłynął się! Bardziej zaskoczona niż przestraszona, zmrużyłam oczy. Nie miałam zielonego pojęcia, co się stało, ale nie wierzyłam w magię. Jakieś wyjaśnienie musiało być. Mój nóż, który tkwił w ciele mężczyzny, uderzył o podłogę. Zanim zdążyłam po niego sięgnąć, zrobiła to inna dłoń.

Dłoń należąca do dokładnie tego samej osoby, która przed chwilą zniknęła. Podniósł broń i obrócił w palcach, po czym utkwił we mnie zimne spojrzenie. Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu.

– Co ty... zrobiłeś?! – wydusiłam, starając się utrzymać panowanie nad ciałem, nakazującym ucieczkę. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to pragnienie jest spowodowane jakąś dziwną, mroczną aurą, bijącą od czarnowłosego.

– Po co ci mówić, skoro i tak nie uwierzysz? – odparł cicho – Po co, skoro za chwilę cię zabiję?

Nagle zamachnął się i rzucił w moją stronę moim własnym nożem. Tylko ciężko wyćwiczony refleks uchronił mnie przed śmiercią; zrobiłam unik i postanowiłam nie walczyć z nieznajomym, tym bardziej, że nie miałam żadnej broni, a on miał moją... i te dziwne iluzje, o których istnieniu przekonałam się na własnej skórze. Rzuciłam się w stronę drzwi wyjściowych, których położenie pamiętałam z planowania zabójstwa i wypadłam z domu, zaskoczona tym, że mnie nie zatrzymał. Byłam prawie pewna, że pozwolił mi uciec.

– Znajdę cię – usłyszałam od strony budynku, a potem z walącym sercem popędziłam jedną z wiejskich dróg. Nikt mnie nie zatrzymał, chociaż zauważyłam kilka zdziwionych i podejrzliwych spojrzeń. Zatrzymałam się dopiero na skraju lasu, rosnącego obok wioski. Oparłam się o pień, próbując złapać oddech. Kimkolwiek był mężczyzna, pozbawił mnie broni i sprawił, że musiałam stąd uciekać. Byłam pewna, że nie spocznie, dopóki mnie nie znajdzie.

Ruszyłam przez las. O ile wiem, kilka kilometrów dalej znajdowała się kolejna wieś, u której był jakiś płatnerz. Mężczyzna nie zabrał mi złota, więc mogłam sobie załatwić jakąś broń, chociaż tymczasowo. Teraz byłam zaskoczona rozwojem wydarzeń, ale w następnej potyczce, która na pewno nastąpi za niedługo, musiałam być bardziej przygotowana. I musiałam się dowiedzieć czegoś o tym mężczyźnie. Czym było to, co widziałam? Dlaczego to ciało zniknęło? Wciąż nie umiałam uwierzyć, w to, co widziałam. Jakieś czary...

 

***

 

Tak jak myślałam, potyczka musiała nastąpić. Zaledwie kilka godzin po kupieniu jakiegoś tandetnego sztyletu, zobaczyłam tego samego mężczyznę. Miał na sobie te same ubrania, co w domu Sigyn, a na to narzucony czarny aksamitny płaszcz z, jak dobrze widziałam, ciemnozielonym podbiciem. O dziwo, kilku obecnych ludzi, nie zwracało na niego najmniejszej uwagi. Zupełnie, jakbym tylko ja go widziała. Szedł szybkim krokiem przez główny plac w wiosce, nawet się nie rozglądając. Stałam w jednej z wąskich uliczek i obserwowałam go, gdy nagle obrócił głowę i spojrzał w moją stronę. Prawie dostałam zawału. Cofnęłam się do cienia, mając nadzieję, że mnie nie zaważył. Po kilku sekundach znów wychyliłam się zza rogu i, ku mojemu przerażeniu, zobaczyłam, że idzie w moim kierunku. Zacisnęłam zęby i cofnęłam się w głąb uliczki, znikając mu z widoku.

Zauważył mnie! Wyciągnęłam sztylet i rozejrzałam się szybko. Nie było gdzie się ukryć, by zaatakować z zaskoczenia. Trudno. Trzeba inaczej.

Po chwili mężczyzna wszedł między budynki i spojrzał na mnie. Od tego zimnego spojrzenia przeszły mnie ciarki, ale powstrzymałam chęć ucieczki i rzuciłam się na niego, chcąc zadać pchnięcie w serce. Nie miał zbyt wielkiej swobody ruchu, ale mimo to jakimś cudem uchylił się i złapał mnie za nadgarstek. Zanim się zorientowałam, przycisnął mnie do ściany, wykręcając rękę za plecami. Syknęłam cicho z bólu, a ten zabrał mi sztylet i przystawił ostrze do szyi.

– Mam kilka pytań – odezwał się cicho.

– I myślisz, że na nie odpowiem?

– Jeśli ci życie miłe – tak – syknął, mocniej skręcając moją rękę. Zacisnęłam zęby i uniosłam się lekko na palcach, próbując złagodzić ból – Jak wyglądał twój zleceniodawca?

Przez chwilę milczałam, ale gdy przycisnął ostrze, zrezygnowałam z oporu. Była szansa, że mnie zostawi w spokoju mimo, że zabiłam Sigyn. Mała, ale była. Poza tym opór nic nie da, prawdopodobnie byłam na przegranym miejscu.

– Stary, siwowłosy mężczyzna – wydusiłam.

– Nic więcej?

– Nie – zaalarmowała mnie ostra nuta w jego głosie i dodałam szybko – Ale był tam też drugi mężczyzna. Miał jasne włosy i był potężnie zbudowany. Uwolnisz mnie?

Brunet syknął coś w języku, którego nie rozpoznałam, ale byłam prawie pewna, że było to przekleństwo.

– Odyn i Thor! – wymamrotał, chyba nieświadomie dociskając ostrze do mojej szyi. Poczułam piekący ból, ale zignorowałam go, słysząc dwa imiona. Zwróciłam się do trzymającego mnie mężczyzny:

– To nordyccy bogowie, jak mogli mi zlecić zabójstwo... – urwałam, zdając sobie z czegoś sprawę. Sigyn była... żoną Lokiego, boga oszustw i ognia. Znałam mitologię skandynawską dość dobrze, by wiedzieć podstawowe fakty.

– Zlecili ci zabić Sigyn, by zrobić mi na złość! – warknął, puszczając mnie. Nie poruszyłam się. Nie wierzyłam w to, co jak się wydawało, było prawdą. Że bogowie istnieją, że zabiłam żonę Lokiego... więc mężczyzna, który stał za mną...

– Jesteś Loki?! – obróciłam się, wciągając ze świstem powietrze. Jeśli tak, toby wyjaśniało inny wygląd pomieszczenia i ciało, które się rozpłynęło – wszystko było iluzją.

– Nawet jeśli, jesteś tylko człowiekiem i wystarczy, że naprowadziłaś mnie na Odyna. Nic więcej nie musisz wiedzieć. Wybaczę ci to zabójstwo, choć ciężko mi to zrobić, więc uciekaj zanim zmienię zdanie. – powiedział zimno i skierował się w stronę wylotu uliczki.

– Kłamiesz! Loki jest przykuty do skały i nie może się uwolnić! A Sigyn go chroni przed...

– Znam swoją historię. – przerwał mi ostro, obracając się na pięcie i wbijając we mnie wściekłe spojrzenie – I, choć jestem bogiem kłamstw, tym razem nie kłamię. Namówiłem Sigyn, by mnie zostawiła, a potem uwolniłem się z więzów. Do skały przykułem doskonałą iluzję – żywą z krwi i kości – i do tej pory nikt się nie zorientował, że uciekłem. Za to Sigyn... – urwał na chwilę, po czym kontynuował cichszym głosem – Sigyn została przeklęta za pomoc mi. Mógł ją zabić tylko śmiertelnik zwykłą, ludzką bronią. Wykorzystali to.

– I myślisz, że uwierzę?

– Tak. – na moich oczach jego twarz dosłownie rozpłynęła się... i ukazała mi się prawdziwa, ta od Lokiego. Ta sama, na którą kapał jad węża, która do tej pory ukryta była pod iluzją. Zbladłam i cofnęłam się krok do tyłu, przerażona tym widokiem. Połowa twarzy wyglądała jak roztopiony wosk, a w miejscu oka ziała dziura. Mężczyzna – Loki! – uśmiechnął się zimno i znowu ruszył do wyjścia.

– Wracam do Jotunheimu.

Jotunheim według mitologii był światem pokrytym wiecznym lodem i zamieszkanym przez wrogów ludzi i bogów – olbrzymów. Podobno Loki był jednym z nich, choć wyglądał jak normalny człowiek.

– Po co? – odważyłam się spytać, a odpowiedź mnie przeraziła:

– By przygotować się na Ragnarök. Nadchodzi Zmierzch Bogów.

 

***

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marian 12.06.2018
    Opowiadanie mnie nie zachwyciło, ale jako próba pisarska jest OK.
    Kilka błedów:
    ...mój martwy już cel, był jednym z tych ludzi... -> powinno być: ...mój martwy już cel, była jednym z tych ludzi...
    ...oparta o drzewo, rosnące na... -> przecinek zbędny
    ...ukazała mi się prawdziwa, ta od Lokiego... -> zwrot "ta od Lokiego" jest germanizmem powszechnie stosowanym na Śląsku. Powinno raczej być: ...ukazała mi się prawdziwa, ta Lokiego...
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania