Nano detektyw i ostatnia nadzieja Rock'n Rolla - Wstęp - Kompozyt 09

Rok 2242. Nastały lata rządów korporacji, które jawnie przejęły kontrolę nad krajami uczestniczącymi w największej eksterminacji jaką do tej pory widział świat. W wyniku ekonomicznej wojny, z jego powierzchni zniknęło kilka państw. Między innymi Korea Północna, duża część bliskiego wschodu, oraz północna część Rosji. Duży ochłap południowego Usa został napromieniowany, a reszta kraju została podzielona na strefy ekonomiczne, nadzorowane przez ogromne koncerny energetyczne. Wolni niegdyś ludzie, stali się teraz niewolnikami stłoczonych wielo- milionowych mega-metropolii. Powoli zaciera się podział na narodowości, który został zastąpiony przez przynależność do państw korporacyjnych. Obowiązują w nich oddzielne prawa, które warunkuje stopień rozwoju danego terytorium. Każdemu z obywateli zostaje przydzielony kod identyfikacyjny w formie tatuażu i nano-chip wszczepiany w ciało, umożliwiający podróżowanie między sektorami. Niektórzy z nich nigdy nie widzieli świata poza metropoliami.

W wyniku zbrojeń technologia posunęła się mocno do przodu. Synapnet, cybermózgi, nanotech i androidy to tylko niektóre z zagadnień nieubłagalnego postępu. Równolegle z nimi istnieją również takie jak ubóstwo, mutanci, cybergangi, freelancerzy, utleniacze czy neurotyki... Te ostatnie to plaga dzisiejszych czasów...

Kwitnie również między państwowy handel nielegalnymi wszczepami modyfikującymi ciało człowieka tak, by mógł sprostać wymaganiom odhumanizowanej części społeczeństwa. Tej, która egzystuje według korporacyjnych doktryn, a także tej, która stoi po przeciwnej stronie szachownicy.

 

Kompozyt 09

 

Kanada, Strefa 01. Za murami sektora O-78.

 

Biegli na tyle szybko, na ile pozwalała im uszkodzona noga jednego z nich. Mężczyzna co chwilę zwalniał tempo łapiąc się za kolano, co zmusiło wkońcu tego drugiego do pomocy. Na wielkim betonowym murze, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność nagle zapłonęły lampy rzucając oślepiające światło na uciekinierów.

- Kurwa mać, już wiedzą. Nie damy rady, John. - Wyrzucił z wyraźną trudnością wyższy mężczyzna. - Zaraz podniosą alarm!

- Jak weźmiesz się w garść, to zdążymy durniu! Został jeszcze kilometr, łącznik pewnie już na nas czeka. - Wydarł się wyraźnie tym podenerwowany kompan. Obaj byli ubrani w szare kombinezony służące prawdopodobnie do kamuflażu, bo zlewały się z kolorem muru. W obecnych okolicznościach zdawały się bezużyteczne.

- Nie, to już koniec! Zaraz przyślą tu droidy i zajebią nas jak tych mutków.

- Zamknij się! Obaj wiedzieliśmy, że to robota dla samobujców, musimy to dostarczyć, inaczej wszystko pójdzie na marne.

Mężczyzna wziął partnera pod pachę i wyraźnie przyspieszył kroku. W odległości kilkuset metrów na moment zamajaczyły światła pojazdu.

- Widzisz to? To on. Rusz dupę, bo naprawdę nas tu zajebią. Nie dam się dla nich zabić. Nawet jeśli, to i tak tanio skóry nie sprzedam! - Odparł dumnie sięgając do płaszcza. - Mam coś dla nich na pożegnanie. - W ręce trzymał aluminiową tubę, na której wygrawerowana była nazwa Descorp Military. Na jej widok drugi wzdrygnął się i wrzasnął.

- Pojebało cię, przecież to...

- Dobrze kurwa wiem co to jest. - Rzucił zjadliwie po czym przekręcił w dłoniach dwuczęściową tubę chowając ją z powrotem do kieszeni. - Jeśli tu zginiemy, to zrobimy to w dobrym stylu i zabierzemy parę tych metalowych puszek ze sobą. A teraz gazu.

- Naprawdę uważasz, że to coś może zmienić losy tych ludzi?

- Nie wiem, ale napewno tym skurwielom na tym zależy, skoro nas szukają. Zresztą chuj mnie to obchodzi, liczą się nanokredyty, szybciej do cholery...

Jego słowa przerwał nagle odgłos syreny. Dźwięk wbijał się w głowę niczym sztylet. Po przeciwnej stronie muru, wzdłuż którego biegli coś zachrobotało. Z pod ziemi w równych odstępach po 50 metrów wysuwały się płaskie, czarne ekrany. Widząc to mężczyźni znieruchomieli na moment i spojrzeli na wzgórze... W oddali wyraźnie było widać pojazd nawracający w przeciwną stronę.

- To już po nas! Zaraz to włączą... - Tylko tyle zdążył powiedzieć John bo w następnej chwili obaj słaniali się na nogach. Następnie poczuł jak jakaś niewidzialna siła ciągnie jego nogę w kierunku muru.

- Zakryj uszy! Mi już nie pomożesz... moja noga... jest ze stopu. - Wymamrotał sunąc po ziemi w stronę muru.

- Słyszysz!? Uciekaj!

Za ich plecami, na wysokości 50 metrów z zawrotną prędkością leciały trzy pojazdy grawitacyjne. Kwestia minut dzieliła ich od przeznaczenia, bowiem John był już przyparty twarzą do ściany.

- To był zaszczyt pracować z tobą.

- Dobra, wypierdalaj stąd, ja się nimi zajmę. Ty masz jeszcze szansę.

Mężczyzna pobiegł w stronę wzgórza zostawiając kompana na pewną zgubę. Nie miał zbytniego wyboru. Ich umowa jasno mówiła, że jeśli nie będzie wyjścia to postąpią tak, jak miało to miejsce w tej chwili. John stał przywarty do muru czekając na zbliżające się pojazdy. Sunęły w jego stronę, a towarzyszący temu świst powietrza spod nadwozia sprawiał, że bręczało mu w uszach. Wkońcu zatrzymały się w miejscu, w którym czekał. Chwila przeciągała się w nieskończoność. Wiedział. że zaraz wszystko się skończy. Wreszcie z pojazdu wyszedł mężczyna w okularach. Był wysoki, krótko obcięty po wojskowemu. Nosił czarny płaszcz do kostek jak gdyby chciał przykryć to co znajdowało się pod spodem. On sam wydawał się bardzo spokojny, a zaistniała sytuacja najwyraźniej nie wywierała na nim żadnego wrażenia. Towarzyszyły mu dwa androidy z ulepszeniami wojskowymi. Miarowym krokiem podszedł do schwytanego po czym odparł:

- Nie jesteścjie stąd. Nikt wam chyba nie powiedział, że kradzież własności Enodyne to pewna śmierć...

- Spierdalaj śmieciu!

- Spierdalaj śmieciu? W obecnej sytuacji jestem chyba jedynym, który może ci pomóc. - Odpowiedział ze stoickim spokojem mężczyzna, który wydawał się być bardziej chłodny niż małomówne androidy mu towarzyszące. Jego twarz wykrzywił fałszywy uśmieszek. - Nazywają mnie artystą. Tak, pieprzonym artystą. Zaraz się dowiesz dlaczego, ale zanim to nastąpi, chciałbym abyś mi powiedział, kto cię tu przysłał, freelancerze...

- Nic ci nie powiem!

- Na to wygląda. - Mężczyzna spojrzał na jednego z androidów, uśmiech stał się jeszcze bardziej zjadliwy. - Cade-11, podłącz się do jego pamięci wewnętrznej. Może wyciągniemy coś więcej z tego twardziela.

Android wpiął przewód w tył głowy John'a i spojrzał na sprzężony z nim skaner.

- I jak Cade?

- Pamięć podręczna 20 nanobajtów, większość danych skasowano. Ktoś grzebał w jego cybermózgu. Obawiam się panie Michaels, że ne wyciągniemy z niego za wiele. - Odparł informującym tonem android. - Tatuaż wskazuje na Chicago-sektor 273, ale zapewne też został spreparowany jak jego pamięć...

- Coś jeszcze?

- W jego krwi znalazłem obecność kompozytu 09.

- Tak jak pozostali. - Odparł z zadowoleniem.

- Co wy pierdolicie, coś jest nie tak z tymi twoimi androidami korporacyjny pajacu! Nazywam się John Trey...

- Tak wiem! I pochodzisz z Florydy, sektor 101. Twoja córka ma na imię Merilyn. Już to słyszałem. Cade, rozbrój go, zapewne ma granat magnetyczny ukryty w lewej kieszeni.

Niedowierzanie malowało się teraz na twarzy Johna, który czuł gorzki smak w ustach, jakby starej farby i z pewnością była to farba bo jego głowa przywarła do kompozytowej ściany za sprawą pola magnetycznego. Błądził teraz w mroku zadając sobie pytania bez odpowiedzi. Skąd oni wiedzili tyle o jego życiu. Dlaczego dał się tak łatwo złapać? Nie mógł wiedzieć.

- Mężczyzna w płaszczu spojrzał na zegarek po czym odparł. - Jest już późno, z tego tutaj nie będzie pożytku. Wracamy do bazy.

Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę pojazdu...

- Hej, dupku, nie zostawisz mnie tu chyba na pewną śmierć. Słyszysz?! Miałeś mi jeszcze powiedzieć dlaczego nazywają cię artystą, słyszysz skurwielu?!

- Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo mężczyzna zatrzasnął drzwi pojazdu nadal się uśmiechając.

Oprawcy odlecieli, zostawiając Johna przywartym do muru, nagle poczuł, że pole magnetyczne zwolniło swoje objęcia. Jego ciało osunęło się na ziemię.

Czemu zostawili go tak bez niczego? Czy to prawda, że ktoś usunął mu pamięć? I wkońcu - kim był ten typek? - Te pytania wirowały mu w głowie niczym opętane. O co w tym wszystkim chodziło?

Pojazdy odleciały zostawiając go wolnego. Postanowił wstać po czym ruszył dalej wzdłuż muru. Sunął tak przez kilka minut trzymając się za nogę, gdy oślepiające światło lamp nagle zgasło. Powoli próbował przyzwyczaić swój wzrok do nowych warunków. Gdy to nastąpiło mógł zobaczyć wszystko z innej perspektywy. Teraz zrozumiał dlaczego nazywali go artystą. Dolna część murów okalających sektor była zafajdana czymś i to coś napewno nie było farbą - tylko ludzką krwią. Zakasłał z obrzydzeniem chcąc pozbyć się jej gorzkawego posmaku z ust. Taksując wzrokiem całokształt miejsca dostrzegł pewien wyróżniający się szczegół. Coś wystawało z jednej ze szpar przerażającego kolażu. Postanowił podejść bliżej i przyjrzeć się temu.

Jedna część jego świadomości zdawała się krzyczeć, gdy druga nie mogła uwierzyć w to co widziała. Jego oczom ukazała się mała rączka trzymająca lalkę w garści, rozpoznał tą zabawkę...

- Ty bydla... - Nie zdążył dokończyć zdania bo jego ciało rozbryznęło się na wszystkie strony, ochlapując mur i zamieniając coś, co było Johnem w część potwornej kompozycji. - Tak, to był artysta, na dodatek cholernie dobry...

 

cdn.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Jest niezłe. Udało ci się mnie przytrzymać do końca i to się liczy.
  • mariolka 02.10.2014
    Usa - skróty piszemy z dużych liter.

    samobujców - samobUjców?!
    nagle zapłonęły lampy rzucając oślepiające światło na uciekinierów. - przecinek przed rzucając - jest to imiesłów przysłówkowy, a te zawsze oddzielamy przecinkiem od reszty zdania

    Liczby i liczebniki piszemy słownie, nie na wysokości 50 metrów, tylko pięćdziesięciu metrów.

    - To był zaszczyt pracować z tobą.
    - Dobra, wypierdalaj stąd, ja się nimi zajmę. Ty masz jeszcze szansę.

    No powiem ci, że potrafisz wczuć się w sytuację, ten tekst był całkiem nie na miejscu, a cały dialog jest dla mnie dosyć drewniany, stanowczo za dużo przekleństw, myślę, że bez nich lepiej by to wyglądało albo jakby były przynajmniej wymyślniejsze, bo tak to mam przed oczyma parę dresiarzy

    Nie czytałeś tego tekstu przed wrzuceniem, przyznaj się. "bręczało mu w uszach", "Nie jesteścjie stąd"
    "- Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi, bo mężczyzna zatrzasnął drzwi pojazdu nadal się uśmiechając."
    To chyba nie jest część dialogu?
    zostawiając Johna przywartym do muru
  • mariolka 02.10.2014
    Oj, coś mi komentarz ucięło, był dwa razy dłuższy... podsumuję zatem jeszcze raz: Na razie nie mam żadnych uwag poza tym, byś dokładniej sprawdzał tekst przed wrzuceniem. Fabularnie wydaje mi się w porządku, choć to w sumie nic nowego (jak na razie). Takie klimaty mi się podobają, dlatego będę do ciebie zaglądać przy nowych fragmentach.
  • mariolka 02.10.2014
    zostawiając Johna przywartym do muru - a tu miało być "przywartego", odmiany też ci szwankują gdzieniegdzie.
  • Lyn 02.10.2014
    Błędy, błędami, ale opowiadanie mi się bardzo podobało. Fajnie przedstawiony świat i ciekawe postacie. Czekam na więcej. 5/5
  • Nanobyte 02.10.2014
    Dokładnie, zapomniałem sprawdzić przed wrzuceniem. Pisałem późnym wieczorem stąd te podstawowe błędy. Dzięki za komentarze, błędy poprawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania