Jedną rzecz wytknę jeno:
- Że co on sobie uważa – rozdzierała paszczękę. – Czy nie wie, cholerny dzikus, że tu są dzieci? Nie żyjemy przecież w piętnastym wieku. - tu narrator cytuje, co mówiła kobieta, o ile dobrze zrozumiałam, więc lepiej by było to zapisać w formie cytatu właśnie niż w formie dialogowej, bo w ten sposób wprowadza pewne zamieszanie, ja bym to ujęła tak:
Przeto podeszła bliżej niż mały metr i urządziła kolorowemu okropną scenę, "że co on sobie uważa", rozdzierała paszczękę, "czy nie wie, cholerny dzikus, że tu są dzieci? Nie żyjemy przecież w piętnastym wieku". - czyli wplatając to w samą narrację, albo jeśli już zrobić z tego formę dialogową, to z bezpośrednimi zwrotami czyli:
- Co ty sobie wyobrażasz?! – rozdzierała paszczękę. – Czy nie wiesz, cholerny dzikusie, że tu są dzieci? Nie żyjemy przecież w piętnastym wieku!
Mam nadzieję, że wiesz, o co mi generalnie chodzi. ;)
W sumie to cała narracja jest prowadzona jakby z perspektywy jakiegoś pobocznego obserwatora, który relacjonuje wydarzenia, na co wskazuje chociażby potoczny język i zwroty bezpośrednie do czytelnika, a także wrażenie pewnego chaosu, jaki wkrada się w opisy - z jednej strony to dobrze, zbliża do sytuacji, pozwala się bardziej poczuć współuczestnikiem, z drugiej niekoniecznie - bo to wrażenie, że opowiada to jakiś uczestnik nie jest pełne, gdyż nie bierze on czynnego udziału w sprawie, jedynie relacjonuje. Trochę szkoda, że nie pojawia się gdzieś mimochodem jakaś wzmianka, że faktycznie może to być relacja jakiegoś mniej lub bardziej bezpośredniego obserwatora, aczkolwiek tu już włączają się elementy mojej osobistej wizji i pomysłów, które sobie gdzieś tam dopowiedziałam, a tak naprawdę zderzyłeś ze sobą ponownie w ciekawy sposób różne osobowości i stworzyłeś kolejną mieszankę wybuchową - nieco przygnębiającą, ale też ze wszech miar prawdziwą - bo póki ludźmi jesteśmy, nic, co ludzkie nam obce nie jest. ;)
Masz rację. Kurcze, jak bardzo, bardzo masz rację. Zrobię, jak mówisz, bo naprawdę trafne spostrzeżenie.
Dziękuję, Pani o płomiennych włosach.
Kłaniam się nisko.
"Tym kimś był Peter Levinsky. Podła, bezrobotna kreatura, podszywająca się nieudolnie pod weterana i opowiadająca innym, podobnym jemu matołom, jak to nawet nie krzyknął, gdy żółte ścierwo odcinało mu nogę przy samej dupie. Nogę, którą tak naprawdę stracił, bo napruty w piętnaście i siedem zdrowasiek zaległ na pobliskim torowisku. Nic z tego. Mimo że za każdym razem zmieniał się rok, a nawet miejsce zdarzenia, chłopcy w przydługich brodach i starych ciuchach nadal zdawali się wierzyć" - to mi się widzi, może też przez nazwisko, Peter Levinsky wpada w ucho.
Bogdan Cietrzew jeszcze bardziej wpada w ucho :D
"Mieszkanko miało bowiem wymiary dwa na pięć i bardziej przywodziło na myśl pakę Ducato, niźli nadający się do zamieszkania pokój. Swój walor zawarło jednak w przystępnej cenie, której poprzedni lokatorzy; kubły, grabie i szczotki, nie uiszczały" :D
"W mniej niż minutę liczba osób zgromadzonych na dachu stopniała z dwudziestki trójki do siedemnastki, co daje dokładnie życie na dziesięć sekund" - 17 jest uznawane we Włoszech (każdy ma swojego pierdolca xd) za pechową liczbę, coś jak u nas 13. W zapisie rzymskim XVII, a po przestawieniu kolejności XIVI oznacza "żyłem - już nie żyję". Świrują na tym punkcie, unikają wszystkiego co z 17 związane. To tak na marginesie a propo ciekawych liczb :p
"Indianiec uznał, że samo wymachiwanie fujarą to zbyt mało, by przekonać słońce do niewybuchu i trza dołożyć jeszcze do tańca szczyptę krwi (...) Biedaczce nikt nie wyjaśnił, że w czyjeś rytualne okaleczenia raczej nie należy się wpierniczać" :D
"Tak, że gdyby pani Harper nadal żyła, to zobaczenie swojej własnej, tłustej dupy nie byłoby żadnym wyzwaniem" - ja żem słyszała, że resztą krwi czy czegoś tam, po odcięciu głowy jeszcze przez sekund kilka wysyłają bodźce wzrokowe do mózgu i można jarzyć co się stało, bo oczy z mózgiem zostały w jednym kawałku, ale nie wiem czy to prawda. Może bujda.
"Kobieta stała tak może ze trzy sekundy - co jest wynikiem żadnym, bo zwykła kura bez łebka potrafi zaiwaniać pół minuty - i w końcu padła" :D (no właśnie)
"niezmordowanego Indianina Ramzesa" - Ramzes wysunął się na prowadzenie, ma zadatki na głównego bohatera ;)
"Wtedy też Bogdan Cietrzew strzelił sobie w usta z dubeltówki' - o Bogdan miał jednak krótką rolę, nie trafiłam :D
"W tym też kochany Davidek. Caluśki zdrowy.
Natomiast ani calutka, ani specjalnie zdrowa nie była laska znad grilla" - przyjemna gra słów
"Jakiś ciągle wierzący w cud młodzian taszczył ze sklepu olbrzymi telewizor i konsolę" :D Obrazowo, ogólnie czytam to i mam bekę, że się wszyscy chcą wyzabijać, ogólnie młyn, a przecie chyba powagę zachować trza, w tej sytuacji
" To, że staruszek z koca nazwał go "pizdą skończoną" także nie poprawiło mu nastroju" :D (cała scena lotu oszukanej biedaczki dobra)
"- Podoba się skurwielowi – skwitował Peter i dokręcił mu śrubę jeszcze mocniej. - Od razu było widać, że to pedał" - a jednak Peter, widzisz, ja to mam nosa do bohaterów :D :p
Tak serio to ma głupawkę. Może taki poświąteczny dzień w robocie + ta makabreska tak na mnie działają.
"Natomiast gitarzyści chyba postanowili się pojednać we wnętrzu brzydkiego dziewczęcia" :D
"Zabiła wszystkich, a na końcu i siebie. Głupie dziewczę, Matylda. W jej ręku broń. Rozwaliła chłopaka stojącego obok Davida, dziewczynę stojącą stanowczo zbyt blisko Davida i grubą babę, niechcący. Następnie strzeliła swojemu ukochanemu prosto w łeb, a zanim upadł, odstrzeliła też swój. Rozpędzony ksiądz zepchnął Martina z dachu, na tyle niefortunnie, że sam spadł. Chłopiec ze swym pierwszym wzwodem w życiu, w skupieniu przeglądał świerszczyka kolejny raz. Pielęgniarz uznał, że jeszcze trzy stopnie ciepła więcej, a uda się odpalić fajkę bezpośrednio z powietrza." - i ten fragment cały mi się widzi, obrazowo, chaotycznie, makabrycznie, zabawnie
Nikt nie został głównym, ocalałym bohaterem! No trudno :D
"O manierach czystych jak Boska łza" - boska*
"zakładając mu dźwignię na staw łokciowy i próbując zdusić w nim wolę walki, dusząc go" - gryzie mi się sąsiedztwo słów "zdusić (...) dusząc", może "próbując wyhamować w nim wole walki", albo coś, hm, no nie wiem
"rozpierniczając się na tym samym zdezelowanym Sedanie" - obstawiam, że sedan z małej
"wcale nie były dzieciaki z nad krawędzi" - znad*
Całość bardzo w Twoim stylu, a Twój styl lubię, jak z pewnością zdążyłeś zauważyć, więc wiele rozpisywać się nie będę.
Tekst dłuższy, proporcjonalnie mniej komentarzy pod nim, ech... nawet nie trza eksperymentów społecznych robić ;)
Eh, patrzę na te błędy i... No, dają świadectwo temu, że można się tutaj coś nauczyć, bo większości (mam nadzieję), bym raczej nie zrobił już, ale kto to wie?
Opko miało być przejaskrawione, więc Twoje humorystyczne podejście jest jak najbardziej na miejscu.
Taki kicz w ostatnich minutach trwania świata. Trochę przekombinowane i podług (nieformalnej) części pierwszej, dużo słabsze.
"Taki kicz w ostatnich minutach trwania świata" coś w ten deseń, ale na pewno nie przekombinowane. Takie w sam raz, mieszanka postaci super.
No ale w pierwszej części inny klimat to fakt. One są po prostu inne. Inne spojrzenie na tą samą sprawę o i tyle.
No dobrze, dobrze. Głupawka jest w porządku, jeśli nie podchodzisz właśnie Boeingiem do lądowania. Wtedy, na cześć Twojej głupawki, Państwo ustala czterodniową żałobę.
Kapitan Wrona też tak mówił. Nigdy nie wiesz, kiedy nietoperzy znak rozświetli niebo za Twoim oknem. Dlatego trzeba mieć zawsze blisko bamboszki oraz slipy na zmianę.
Zło nie śpi. A jeśli już, to na pewno nie chrapie.
Trup czy też zombie. Ja tu miałam przyjść, trzeba było rok temu nie przysyłać, a słonie są pamiętliwe z natury. No rzeczywiście pierwotna, pierwsza część dużo lepsza, jak sam wspominałeś, ale swoje dzieci podobno trzeba kochać miłością równą, jakie by nie były.
Choć może nie jest to doskonały w Twoim odczuciu tekst, to ja gdzieś tam lubię te Twoje stare, zapomniane (choć wcale może i nie) utwory.
Hakan Ullysses Bulgar - nie ma to jak na końcowe dopieprzyć byłej żonie, że nic nie dostanie ;)
Byłam, przeczytałam, obietnica odhaczona w notatniku śmierci, także miłego dnia :)
Komentarze (15)
...maczetą. - wszyscy... - kropka czy myślnik
Poza tym same achy i ochy :) Choć nadal twierdzę (tzn. mam nadzieję :p ), że jednak ludzie zachowali by się inaczej ;)
- Że co on sobie uważa – rozdzierała paszczękę. – Czy nie wie, cholerny dzikus, że tu są dzieci? Nie żyjemy przecież w piętnastym wieku. - tu narrator cytuje, co mówiła kobieta, o ile dobrze zrozumiałam, więc lepiej by było to zapisać w formie cytatu właśnie niż w formie dialogowej, bo w ten sposób wprowadza pewne zamieszanie, ja bym to ujęła tak:
Przeto podeszła bliżej niż mały metr i urządziła kolorowemu okropną scenę, "że co on sobie uważa", rozdzierała paszczękę, "czy nie wie, cholerny dzikus, że tu są dzieci? Nie żyjemy przecież w piętnastym wieku". - czyli wplatając to w samą narrację, albo jeśli już zrobić z tego formę dialogową, to z bezpośrednimi zwrotami czyli:
- Co ty sobie wyobrażasz?! – rozdzierała paszczękę. – Czy nie wiesz, cholerny dzikusie, że tu są dzieci? Nie żyjemy przecież w piętnastym wieku!
Mam nadzieję, że wiesz, o co mi generalnie chodzi. ;)
W sumie to cała narracja jest prowadzona jakby z perspektywy jakiegoś pobocznego obserwatora, który relacjonuje wydarzenia, na co wskazuje chociażby potoczny język i zwroty bezpośrednie do czytelnika, a także wrażenie pewnego chaosu, jaki wkrada się w opisy - z jednej strony to dobrze, zbliża do sytuacji, pozwala się bardziej poczuć współuczestnikiem, z drugiej niekoniecznie - bo to wrażenie, że opowiada to jakiś uczestnik nie jest pełne, gdyż nie bierze on czynnego udziału w sprawie, jedynie relacjonuje. Trochę szkoda, że nie pojawia się gdzieś mimochodem jakaś wzmianka, że faktycznie może to być relacja jakiegoś mniej lub bardziej bezpośredniego obserwatora, aczkolwiek tu już włączają się elementy mojej osobistej wizji i pomysłów, które sobie gdzieś tam dopowiedziałam, a tak naprawdę zderzyłeś ze sobą ponownie w ciekawy sposób różne osobowości i stworzyłeś kolejną mieszankę wybuchową - nieco przygnębiającą, ale też ze wszech miar prawdziwą - bo póki ludźmi jesteśmy, nic, co ludzkie nam obce nie jest. ;)
Dziękuję, Pani o płomiennych włosach.
Kłaniam się nisko.
Bogdan Cietrzew jeszcze bardziej wpada w ucho :D
"Mieszkanko miało bowiem wymiary dwa na pięć i bardziej przywodziło na myśl pakę Ducato, niźli nadający się do zamieszkania pokój. Swój walor zawarło jednak w przystępnej cenie, której poprzedni lokatorzy; kubły, grabie i szczotki, nie uiszczały" :D
"W mniej niż minutę liczba osób zgromadzonych na dachu stopniała z dwudziestki trójki do siedemnastki, co daje dokładnie życie na dziesięć sekund" - 17 jest uznawane we Włoszech (każdy ma swojego pierdolca xd) za pechową liczbę, coś jak u nas 13. W zapisie rzymskim XVII, a po przestawieniu kolejności XIVI oznacza "żyłem - już nie żyję". Świrują na tym punkcie, unikają wszystkiego co z 17 związane. To tak na marginesie a propo ciekawych liczb :p
"Indianiec uznał, że samo wymachiwanie fujarą to zbyt mało, by przekonać słońce do niewybuchu i trza dołożyć jeszcze do tańca szczyptę krwi (...) Biedaczce nikt nie wyjaśnił, że w czyjeś rytualne okaleczenia raczej nie należy się wpierniczać" :D
"Tak, że gdyby pani Harper nadal żyła, to zobaczenie swojej własnej, tłustej dupy nie byłoby żadnym wyzwaniem" - ja żem słyszała, że resztą krwi czy czegoś tam, po odcięciu głowy jeszcze przez sekund kilka wysyłają bodźce wzrokowe do mózgu i można jarzyć co się stało, bo oczy z mózgiem zostały w jednym kawałku, ale nie wiem czy to prawda. Może bujda.
"Kobieta stała tak może ze trzy sekundy - co jest wynikiem żadnym, bo zwykła kura bez łebka potrafi zaiwaniać pół minuty - i w końcu padła" :D (no właśnie)
"niezmordowanego Indianina Ramzesa" - Ramzes wysunął się na prowadzenie, ma zadatki na głównego bohatera ;)
"Wtedy też Bogdan Cietrzew strzelił sobie w usta z dubeltówki' - o Bogdan miał jednak krótką rolę, nie trafiłam :D
"W tym też kochany Davidek. Caluśki zdrowy.
Natomiast ani calutka, ani specjalnie zdrowa nie była laska znad grilla" - przyjemna gra słów
"Jakiś ciągle wierzący w cud młodzian taszczył ze sklepu olbrzymi telewizor i konsolę" :D Obrazowo, ogólnie czytam to i mam bekę, że się wszyscy chcą wyzabijać, ogólnie młyn, a przecie chyba powagę zachować trza, w tej sytuacji
" To, że staruszek z koca nazwał go "pizdą skończoną" także nie poprawiło mu nastroju" :D (cała scena lotu oszukanej biedaczki dobra)
"- Podoba się skurwielowi – skwitował Peter i dokręcił mu śrubę jeszcze mocniej. - Od razu było widać, że to pedał" - a jednak Peter, widzisz, ja to mam nosa do bohaterów :D :p
Tak serio to ma głupawkę. Może taki poświąteczny dzień w robocie + ta makabreska tak na mnie działają.
"Natomiast gitarzyści chyba postanowili się pojednać we wnętrzu brzydkiego dziewczęcia" :D
"Zabiła wszystkich, a na końcu i siebie. Głupie dziewczę, Matylda. W jej ręku broń. Rozwaliła chłopaka stojącego obok Davida, dziewczynę stojącą stanowczo zbyt blisko Davida i grubą babę, niechcący. Następnie strzeliła swojemu ukochanemu prosto w łeb, a zanim upadł, odstrzeliła też swój. Rozpędzony ksiądz zepchnął Martina z dachu, na tyle niefortunnie, że sam spadł. Chłopiec ze swym pierwszym wzwodem w życiu, w skupieniu przeglądał świerszczyka kolejny raz. Pielęgniarz uznał, że jeszcze trzy stopnie ciepła więcej, a uda się odpalić fajkę bezpośrednio z powietrza." - i ten fragment cały mi się widzi, obrazowo, chaotycznie, makabrycznie, zabawnie
Nikt nie został głównym, ocalałym bohaterem! No trudno :D
"O manierach czystych jak Boska łza" - boska*
"zakładając mu dźwignię na staw łokciowy i próbując zdusić w nim wolę walki, dusząc go" - gryzie mi się sąsiedztwo słów "zdusić (...) dusząc", może "próbując wyhamować w nim wole walki", albo coś, hm, no nie wiem
"rozpierniczając się na tym samym zdezelowanym Sedanie" - obstawiam, że sedan z małej
"wcale nie były dzieciaki z nad krawędzi" - znad*
Całość bardzo w Twoim stylu, a Twój styl lubię, jak z pewnością zdążyłeś zauważyć, więc wiele rozpisywać się nie będę.
Tekst dłuższy, proporcjonalnie mniej komentarzy pod nim, ech... nawet nie trza eksperymentów społecznych robić ;)
Opko miało być przejaskrawione, więc Twoje humorystyczne podejście jest jak najbardziej na miejscu.
Taki kicz w ostatnich minutach trwania świata. Trochę przekombinowane i podług (nieformalnej) części pierwszej, dużo słabsze.
No ale w pierwszej części inny klimat to fakt. One są po prostu inne. Inne spojrzenie na tą samą sprawę o i tyle.
Spoko nie pcham się do odpowiedzialności za innych :D
Zło nie śpi. A jeśli już, to na pewno nie chrapie.
Ech, same trupki ostatnio zmartwychwstają
Choć może nie jest to doskonały w Twoim odczuciu tekst, to ja gdzieś tam lubię te Twoje stare, zapomniane (choć wcale może i nie) utwory.
Hakan Ullysses Bulgar - nie ma to jak na końcowe dopieprzyć byłej żonie, że nic nie dostanie ;)
Byłam, przeczytałam, obietnica odhaczona w notatniku śmierci, także miłego dnia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania