Wywiad w łóżku

Cześć, mam tutaj taki tam początek czegoś :) Mam nadzieję, że przeczytacie, bo jakoś miło mi się to pisze, powiedzcie jak styl i co sądzicie o głównej bohaterce ☺️

 

-Jak się to wszystko zaczęło? - spytał nieśmiało. Już na pierwszy rzut oka widziałam, że jest zestresowany. To był jego pierwszy wywiad z tego co pamiętam. Mimo wszystko wyglądał na bystrego, więc uznałam, że trzeba chłopaka wrzucić od razu na głęboką wodę.

-Pyta pan, bo rzeczywiście pana to interesuje czy dlatego, że tak kazał naczelny? - pierwsza igiełka musnęła jego niedojrzałe ego.

-Pytam, bo… - zawahał się - bo mnie to ciekawi. - wydusił dumnie jakby było się czym szczycić.

-Ciekawi. - powtórzyłam z przekąsem. - Ale co w tym jest ciekawego? - uparcie brnęłam w bycie złą rozmówczynią.

-Ależ wszystko! Jak się pani udało, jakie były pani początki, czy trudne czy od razu chcieli wydawać pani książki. Czy praca jest pani pasją, bo powiem szczerze, bynajmniej z zewnątrz tak to nie wygląda. - powiedział młodziutki mężczyzna wyraźnie zainteresowany moją osobą. Myślałam, że to niemożliwe, nierealne. Jak dwudziestoparolatka może fascynować historia starej kobiety? No dobrze. Czterdzieści sześć wiosen to jeszcze nie starość. Ale jestem już bliżej niż dalej. Zaraz zaczną się te problemy z korzonkami, nadciśnieniem i nie daj Bóg zjawi się menopauza. Wszystko szybko przekalkulowałam. Chłopak się stara, ja już jedną nogą nad grobem. Może przydałoby się opowiedzieć światu tę moją historię. W gruncie rzeczy, ktoś musiał zauważyć w niej potencjał, skoro przysłał tutaj tego młodzieńca.

 

Siedziałam w kinie. Nadal nie mogę pojąć, co mnie podkusiło, żeby iść na komedie romantyczną. Przecież to najgłupsze filmy jakie istnieją. Ona. On. I ta wielka, bezgraniczna miłość. Tysiące pocałunków i jeszcze więcej uroczych zdrobnień. Najwyraźniej dla prawdziwego uczucia imiona to za mało. Poza tym, aktorzy chyba udawali kłody, a rozmowy między nimi było jakby wyjęte z najgorszej polskiej telenoweli. Zmarnowałam dwie godziny.

Reżyserem filmu był bardzo znany człowiek w świecie kinematografii, tak znany i wybitny, że wstyd mi był po seansie nie zgodzić się z panią siedzącą obok jakie „cudo” właśnie mogłyśmy zobaczyć.

-Perełka wśród filmów dwudziestego pierwszego wieku, nieprawdaż kochana?

-Taa… - powiedziałam nie ukrywając braku entuzjazmu.

-Gra aktorska - zrobiła pauzę. Taką w ramach zainteresowania swoją osobą - była na najwyższym poziomie. Wie pani, w zeszłym tygodniu byłam w teatrze, ale tamci aktorzy to jakiś koszmar! Żadnych emocji! W ogóle po nim nie było widać, że ją kocha. Ani róży, ani nawet czekoladek dziewczyna nie dostała. No jak ja bym tak miała żyć z tym moim, to już chyba dawno byłabym po rozwodzie. Nauczyłam go jak się postępuje z kobietą. Codziennie rano robi mi kawę. Obok filiżanki, na talerzyku leży zawsze croissant. Świeży. Z piekarni z drugiego końca miasta. Dlatego, że tylko tam mają moje ulubione. Wie pani, croissantów pszenno-żytnich z nadzieniem z dzikiej róży z domieszką kardamonu oprószonych delikatnie karmelowym cukrem pudrem nie można znaleźć na każdym rogu.

Mówiłaby pewnie i dalej, ale cudem udało mi się wbić jej w słowo i wydusić pierwszą lepszą wymówkę jaka przyszła mi do głowy.

-Przepraszam, zaraz spóźni mi się samolot. - powiedziałam naszybciej jak tylko mogłam. Tak, żeby zmieścić moje zdanie między słowami, którymi ona strzelała jak z karabinu. - Znaczy ja się zaraz spóźnię na samolot. - i co z tego, że w naszym mieście nie ma żadnego lotniska.

Z trudem. Jednak, na szczęście dałam radę wyjść z kina i już nigdy więcej nie usłyszeć tego jazgoczącego głosu.

Całą drogę powrotną myślałam nad tym jak to możliwe, że ludzie płacą pieniądze za bilety na tak marne filmy. Zero fabuły, słabe dialogi. Nawet nie było tam przystojnych aktorów, na których mogłabym zawiesić znudzone spojrzenie. Przecież ja napisałabym lepszy scenariusz. Ba, każdy napisałby lepszy scenariusz. Tylko nikt się tego nie podejmuje. Z pisania podobno ciężko wyżyć. A trzeba za coś wykarmić ewentualne, przyszłe dzieci.

Szłam rozmyślając. Szary chodnik pod moimi stopami wydawał się bardziej smutny niż zazwyczaj.

Jakby ktoś wylał na niego farbę o odcieniu listopadowego nieba. Chociaż kto chciałby malować chodnik… i to jeszcze na tak smętny kolor?

Nagle poczułam zimny metal na nosie, a sekundę później zorientowałam się, że już nie patrzę na chodnik, a na niebo. Nota bene listopadowe. Nie zauważyłam znaku stojącego tuż przede mną! Szybkim ruchem sprawdziłam w jakiej kondycji jest mój nos. Dotknęłam go delikatnie. Wiedziałam, że jak spojrzę na dłoń, zobaczę ją całą we krwi. Jednak mimo tej świadomości nie byłam na to przygotowana. Pierwszy raz w życiu zemdlałam. Nie mam pojęcia co się ze mną działo, aż do wieczora. Pełnie świadomości odzyskałam, dopiero kiedy stojąc przed lustrem w łazience, zobaczyłam ogromny plater na nosie. Żółty plaster w traktory i rolników. To musiały być bardzo ciekawe chwile, jaka szkoda, że ich nie pamietam.

Bardziej krytycznie niż codziennie spojrzałam na siebie. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Biała koszula z zakrwawionym kołnierzykiem i smugi rozmazanego tuszu do rzęs nie dodawały ni krztyny uroku. Dodatkowo zbliżał mi się okres. Apogeum bycia kobietą. U mnie objawia się to spadkiem samooceny do zera absolutnego i wzrostem wagi o jakieś trzy kilo, co tylko potęguje pierwszy spadek. Pomagają mi tylko truskawki w czekoladzie i wizyta w księgarni. A że w listopadzie ciężko o truskawki, postanowiłam wybrać się do Empiku… razem z dziewięcioma traktorami na nosie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Aisak 23.11.2017
    Początkowo myślałam, że będzie o Pani Grey xD
    pejcze, klapsy w chudy, owłosiony tyłek, a tu takieeeee rozczarowanie.
    Smutno mi :(
  • Allerpoe 23.11.2017
    Przepraszam, ale chyba jeszcze nie dojrzałam do pisania o masochizmie :D
  • illibro 23.11.2017
    Tobie się miło piszę, a mi miło czyta:) fajne
  • Allerpoe 23.11.2017
    <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania