Narodziny

- Kawał chłopa.

W pierwszym momencie nie zrozumiała, miała być dziewczynka. A jednak był chłopiec, drugi syn. Przeżył. Przeżyli oboje. Lekarz unosił teraz dziecko w świetle jarzeniówek, bez delikatności. Wydawało się jej, że zaraz je upuści, ale nie miała już siły się bać. Leżała z uczuciem ulgi i pączkującego powoli rozczarowania. Miała być dziewczynka. Położono jej dziecko na brzuchu, krew na dziecku, krew na jej koszuli, śliskie, ciepłe ciałko. Cześć, powiedziała, czując, że właśnie to należy zrobić - przywitać je. Mąż siedział obok, patrzył na oboje ze wzruszeniem. W każdym razie ból się skończył, znowu była człowiekiem.

Jechali windą na oddział poporodowy, dziecko niezdarnie przesuwało palec wskazujący po twarzy, dopóki nie trafiło nim do buzi, nagle uspokojone. Salka, w której ich umieszczono, miała dwa łóżka . Zuzanna dostała miejsce przy oknie, syn na razie leżał osobno w swoim łóżeczku na kółkach. Miał czerwone plamy na twarzy (i ciele, jak odkryła później, przewijając go), spuchnięte oczy i spłaszczony nos. To ty jesteś moim dzieckiem, myślała. To ty. Na ciebie czekałam.

Dziewczyna na łóżku obok miała córeczkę. Zawinęła ją w różowy kocyk i patrzyła na nią z zakochaniem. Zuzanna znała to spojrzenie, tak samo patrzyła na swojego nowonarodzonego pierwszego syna, w jej oczach tak samo wzbierały łzy zachwytu i szczęścia, których nie potrafiła w sobie pomieścić. Teraz jej pierwszy synek, nadal malutki, półtoraroczny, czekał na nią w domu i Zuzanna bała się, że tęsknota zaszkodzi mu jak jakaś choroba, że coś w nim uszkodzi - nigdy nie rozstawali się na dłużej niż kilka godzin, a teraz nie było jej w domu już od wczoraj. Wracaj już, powiedziała do męża.

U sąsiadki pojawili się goście. Wesołe zgromadzenie rodziców i dziadków. Zuzanna nie chciała gości, dopóki nie przywyknie do nowej sytuacji, do tego malucha, który śpi obok niej. Odsunęła mu czapeczkę z czoła. Dotknęła jego policzka, był miękki i ciepły, oczy ufnie zamknięte, jakby trafił dokładnie na swoje miejsce. Przepraszam, pomyślała.

Przyszła pielęgniarka, obejrzała czerwone plamy na ciele malucha.

- Faktycznie… niedobrze to wygląda. Trzeba go kąpać w krochmalu. Niech pani patrzy, żeby pani wiedziała, jak to robić samodzielnie.

Zuzanna patrzyła posłusznie, ale nie chciała robić tego sama. Podobało się jej, że pielęgniarka jest obok, że poświęca jej dziecku czas, jakby było naprawdę ważne. Że do niej mówi. Najchętniej poprosiłaby kobietę, żeby została z nimi dłużej, ale one zawsze się spieszyły, tyle miały dzieci i matek do obsłużenia. Zresztą ostatecznie nigdy nie umyła go samodzielnie; przez te wszystkie dni, które miała zostać w szpitalu, zawsze ktoś przychodził jej pomagać.

Mieli wyjść trzeciego dnia i zacząć normalne życie, w którym Zuzanna wróci do pierwszego synka, zakocha się w drugim i wszystko znowu będzie na swoim miejscu. Jednak trzeciego dnia rano do sali wszedł lekarz, stanął bez uśmiechu i już wiedziała, że coś jest źle.

Streptococcus agalactiae.

- Czy była pani na wizycie kontrolnej w dziewiątym miesiącu?

- Byłam.

- Nie zlecono pani badań?

- Nie wiem, nie pamiętam, robiłam wszystko, co było zlecone, wszystkie wyniki były prawidłowe.

- No cóż, dziecko jest zarażone.

A więc Zuzanna zaraziła swoje dziecko. Robiła wszystko, jak potrafiła najlepiej, ale nie uchroniła go przed niebezpieczną bakterią. Przed własnym obojętnym wzrokiem, kiedy leżał spokojnie przy jej boku. Przed przeniesieniem na salę noworodkową dla dzieci z problemami. Nie mogła go stamtąd zabrać, ani nawet go odwiedzić i przytulić. Jej ramiona były przecież nadal tak samo ciepłe, mogłaby go kołysać i mieć przy sobie, gdyż wiedziała, że to wszystko, co się działo, nie było jego winą.

Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka,

gdy na świat przychodzi. (J 1,9)

Włożyła kapcie i wyszła go szukać. Znalazła salę. Stanęła przed wielką szybą i patrzyła na kilkanaście łóżeczek z chorymi noworodkami, jednak nie potrafiła rozpoznać własnego.

Wróciła do pokoju. Dziewczyna, która urodziła dziewczynkę, wyszła do domu i Zuzanna została zupełnie sama. Teraz mogła płakać bez umiaru. Tęskniła za starszym synkiem, który będzie musiał czekać na nią jeszcze dłużej. Kilka dni temu czytała mu książeczkę, trzymając go na kolanach, tuż obok wielkiej tajemnicy w jej brzuchu, na której rozwiązanie czekali. Udawała głosy zwierzątek i oboje się śmiali.

Tu, w szpitalu, na zielonych ścianach naklejono naklejki, wesołe i tandetne, a w nogach jej łóżka leżał kolorowy kocyk, który kupili dla nowego dziecka, wierząc, że to ważne, żeby miało coś własnego od początku, nie tylko po starszym bracie. Za oknem zaczynała się jesień, ale bez niej, ona nie patrzyła przez okno. Przychodziły pielęgniarki, patrzyły zakłopotane na jej spuchniętą od płaczu twarz, przynosiły pigułki. Czy nie zaszkodzą dziecku, pytała? Twierdziły, że nie, a ona posłusznie łykała wszystko, co jej dawano.

Po południu zadzwoniła teściowa.

- Nie płacz, musisz przestać, nie wolno się załamywać.

Chciała odpowiedzieć, ale z każdym słowem uwalniała fale szlochu, nie potrafiła jej więc wytłumaczyć, jak bardzo się boi, i że nie ma dziecka przy niej, i oboje są samotni, ona tutaj, a ono tam.

Następnego dnia zadzwoniła mama. Z ulgą odebrała od niej telefon. Mamie powie wszystko, może nawet poprosi, żeby przyjechała.

- Mamuś…

- Jesteśmy u tu wszyscy razem. Obchodzimy imieniny Piotrka i myślimy o tobie! Daję cię na głośny! - Słysząc wymuszoną wesołość w głosie mamy, Zuzanna zrozumiała, że ten telefon był dla niej, żeby ją podnieść na duchu, i nie miała siły zaprotestować. - Hura dla malucha! - to tata. - Pozdrawiamy! - teraz brat. - Jak tam maleństwo, już chyba wszystko dobrze? - siostra.

Oddychaj, nie płacz, oddychaj powoli, może ci się uda. Nie chcesz zepsuć bratu imienin, nie możesz obrazić wszystkich swoim smutkiem, kiedy tak bardzo się starają. Prosili ją o dowód, że nie jest z nią tak źle, i włożyła cały wysiłek w to, żeby ich nie rozczarować. Po telefonie od razu zasnęła.

Mąż przyjeżdżał codziennie, na chwilę, żeby straszy synek nie zostawał długo bez niego. Do tej pory nie znał innych opiekunów niż rodzice. Zresztą niewiele było do powiedzenia. Stali na korytarzu i Zuzannę przez całą wizytę przytłaczała myśl, że mąż wyjdzie, a ona zostanie. Obejmował jej ciało, wystawiał rękę, głaskał ją po ubraniu, po skórze, a jego dotyk właśnie tam się zatrzymywał, nie sięgał głębiej.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.

Wreszcie ich wypuścili, synek miał dobre wyniki, mogła go zabrać do domu.

Synku, jesteś piękny. Kocham cię. Moje życie jest dobre, ponieważ ty w nim jesteś. Kiedyś powiesz, że od początku świata wszystko tak się ułożyło, żebyś mógł być. Będziesz się zastanawiał, czy to przypadek. Ja wiem jedno: światłość była z tobą od początku twojego życia, nie musiałam tego widzieć. Oświecała cię, gdy na świat przyszedłeś.

Ale to później. Teraz stoi jeszcze w płaszczu na progu mieszkania. Patrzy na męża ze śpiącym noworodkiem w foteliku, na starszego syna, który wydaje się nagle ogromny i zwyczajny. Kuca i przytula go, ale świat, który zostawiła w swoim domu wyjeżdżając do szpitala, nie wraca. I nie wie już, czy coś się zaczęło, czy coś się skończyło.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (25)

  • oldakowski2013 19.10.2018
    Jak bardzo rzadko zdarza się czytać dobre opowiadania. Polecam go wszystkim, dla mnie jest takim, na które od dawna czekałem. Z wielką przyjemnością stawiam piątkę. Musze cofnąć się do twoich poprzednich opowiadań i poczytać, mam nadzieję, że są tak dobre jak to. (oczywiście jak znajdę czas) Pozdrawiam.
  • jesień2018 20.10.2018
    Bardzo dziękuję za dobre słowo (i piątkę;). Nie wiem, czy wypada polecać własne opowiadania, ale co tam - zapraszam do "Zamkniętego pokoju". Pozdrawiam!
  • jesień2018 ja też nie wiem czy wypada,(polecaj a co tam) ale skoro polecasz to tam zajrzę, ale przy okazji w wolniejszej chwil, teraz idę czytać to powyższe.
  • jolka_ka 19.10.2018
    Trochę jak baby blues ten ostatni akapit. Wiele razy czytałam na różnych forach, jak to kobiety są zawiedzione płcią, że sobie nie radzą z tym, mają problem z pokochaniem dziecka. I lawinę komentarzy typu: "lecz się babo". Trochę to nad wyrost, ale... nie będę drążyć.
    Co to tekstu: ładnie. Piszesz prostym językiem i to plus, bez zawiłych metafor. Nie jest to opowiadanie moim ulubionym (z Twoich dotychczasowych) ale fajne. W końcówce wyeliminowałabym powtórzenie "coś się". I te zwroty "Ty" i "Ciebie" z małej.
    Pozdrawiam!
  • oldakowski2013 19.10.2018
    Dobrze, ze nie drążysz tego tematu, bo trzeba i na innych spojrzeć jak piszą, to co znajdujesz na innych forach. To co ludzie zazwyczaj opisują już gdzieś było, w tej, albo innej formie (nie liczę plagiatu)
  • jesień2018 20.10.2018
    Dzięki. Nad poprawkami jeszcze się zastanowię. Ale wielkie litery we fragmencie, który jest jakby listem - nie są ok?
  • jolka_ka 20.10.2018
    jesień2018 A to jest list? Myślałam, że myśli bohaterki:)
  • jesień2018 20.10.2018
    jolka_ka to są myśli w formie listu ;) W każdym razie bohaterka zwraca się bezpośrednio do dziecka, to jest trochę inna sytuacja niż w dialogu...
  • Elorence 19.10.2018
    Kurde, ja to mam w głowie włączony jakiś alarm, który naprowadza mnie na teksty o dzieciach...
    Dobijasz mnie taką tematyką. Jestem zbyt emocjonalna. Niektórych rzeczy nie umiem pojąć. Nie wiem, przeżyłam różne rzeczy, więc dla mnie najważniejsze było, aby dziecko było zdrowe.Nieważna płeć, kolor oczu, włosów, ważne, żeby było zdrowe. I co najważniejsze, nie przywiązywałam się do myśli, że to będzie syn, chociaż każde USG na to wskazywało. Dopuszczałam inne myśli. Byłam przygotowana na najgorsze, i jeśli chodzi o poród, i jeśli chodzi o początki po narodzinach. Mi to pomogło.
    Wiadomo, to tylko opowiadanie, ale myślę, że kobiety powinny przestać mieć oczekiwania. I to nie tylko one, ale również ojcowie.
    Ciąża, poród, narodziny... takie rzeczy wywracają życie do góry nogami. Nie zawsze będą to miłe wspomnienia, nie zawsze będzie cudownie i przyjemnie.
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    PS: Może coś weselszego? :)
  • jesień2018 20.10.2018
    Ludzie ogólnie powinni odczuwać same pozytywne emocje i żyć ze sobą w harmonii, absolutnie się zgadzam ;) Fajnie, bo widzę, że moje teksty wywołują jakieś przemyślenia, chyba się tego nie spodziewałam. Coś weselszego - hm, chciałabym! Ale choć życiu wszędzie widzę żarty, kiedy zaczynam pisać... sama nie wiem. Mózg mi się przestawia na smutki. Na pewno będę próbowała. Pozdrawiam równie serdecznie :)
  • jesień2018 20.10.2018
    Wycofuję się z żartu o emocjach, bo nie piszesz o emocjach, tylko o oczekiwaniach, a nad nimi można w dużym stopniu zapanować.
  • Maria Bodnar 21.10.2018
    Piękne,życiowe!
  • jesień2018 21.10.2018
    Dziękuję:)
  • Tekst naładowany emocjami i całkiem mi się widzi, chociaż ja facet. Kto miał małe dzieci to zrozumie, zwłaszcza jak mu chorowały od pierwszego dnia narodzin.

    Określenie: „Patrzy na męża ze śpiącym nowym dzieckiem w foteliku...” przywodzi mi na myśl zabawkę. Nowe dziecko, nowa zabawka.
    Może lepiej tak: „Patrzy na męża ze śpiącym noworodkiem w foteliku...”
    Pozdrawiam serdecznie :)
  • jesień2018 22.10.2018
    Jak miło, że wpadłeś! Zmieniłam tak, jak zasugerowałeś, dzięki. Pozdrawiam też serdecznie!
  • jesień2018 hej, to wyrzuć jeszcze to powtórzenie „patrzy” w tym zdaniu.
    „Patrzy na męża ze śpiącym noworodkiem w foteliku, patrzy na starszego syna,”
    Bez tego drugiego „patrzy” da się spokojnie żyć myśle, spójrz:
    „Patrzy na męża ze śpiącym noworodkiem w foteliku i na starszego syna,” pózniej wiadomo, że patrzy, spójnik „i” załatwia Ci piętrzenie tzn pozbywa się go i pozbywa się rownież przecinka. To luźna sugestia, zrób jak uważasz za stosowne. Nie musisz zmieniać .
    Ja tylko tak sobie pogadałem :)
  • jesień2018 22.10.2018
    Maurycy Lesniewski ja takie sobie gadanie bardzo doceniam i wdzięcznam za uwagę :) Widzę, że ogólnie muszę uważać na powtórzenia, już wyżej Jolka zwróciła mi uwagę. W tym przypadku się jednak zastanawiam: czy w wersji bez powtórzenia to nie będzie brzmiało, jakby patrzyła na męża i na starszego syna jednocześnie? Bo intencja była taka, że przesuwa wzrok...
  • jesień2018 według mnie „i” właśnie tak powinno zostać odczytane, jako przesunięcie wzroku.
    Ja, czy kto inny zwrac uwagę a to Ty zawsze na końcu podejmujesz decyzję, czy tak ma być jaj jest, czy może coś tam pogmerac :)
    Nic na siłę, zrób jak czujesz, to Twój tekst.
  • jesień2018 22.10.2018
    Maurycy Lesniewski zastanowię się. Dziękuję:)
  • Kami 18.11.2018
    Witaj! Przeczytałam Twoje opowiadanie o "Narodzinach." Podobnie jak Ty uważam, że jest ono tematycznie zbliżone do mojego, ale
    opisujesz tylko chwilowe zmaganie się z nieakceptacją płci dziecka. Wyczuwam w Twojej twórczości pasję, chęć przekazania czytelnikowi uczuć bohaterów, ale jednocześnie brakuje mi wchodzenia głębiej w poruszany problem, może czas wydobyć z siebie Twoje przemyślenia sprowokować
    czytelnika do głębszej refleksji? Mam nadzieję, że nie uraziłam Cię tym co napisałam. Czynię to z całym szacunkiem do Twojej twórczości pisarskiej. Pozdrawiam.
  • jesień2018 18.11.2018
    Kami, nieakceptacja też, ale moim zdaniem sporo więcej: choćby to światło, które wita dziecko (u Ciebie gwiazdy). Hm, wydawało mi się, że weszłam dość głęboko, ale może i nie, trudno oceniać własny tekst. Własnych refleksji nie chcę podawać, wolę jak każdy sobie sam coś tam pomyśli:) Pozdrowienia!
  • Anonim 26.04.2019
    Mi się bardzo spodobały dwa ostatnie zdania. Daje do myślenia. Takie dobre, soczyste, ale nienachalne podsumowanie całości. Właśnie pojawił mi się pomysł na kolejne opowiadanie, tym razem o matce, która nie chce dziecka. To dzięki Twojemu tekstowi. I to jest siła tekstu. Nieważne czy ma mniejsze błędy, mniej ważne, czy jest bardzo oryginalne. Ważne, że pozostawia coś w umyśle czytającego.
    Dobry tekst. Naprawdę.

    Pozdrawiam.
  • jesień2018 26.04.2019
    Antoni, no proszę. Odkopałeś opowiadanie, które bardzo lubię. Dziękuję :) Cieszę się, że coś po sobie zostawiło!
  • Adam T 30.04.2019
    A, tak zajrzałem ;) Niesamowicie tworzysz swoje historie. To jest i fenomen, i przekleństwo Opowi: z jednej strony teksty stukane dla beki, dla szumu, bez podstawowych nawet umiejętności, z drugiej - takie jak Twój. To tak, jakbym przez opuchnięte od smrodu nozdrza wciągnął powiew lasu na godzinę przed świtem.
    Pozdrawiam
  • jesień2018 01.05.2019
    Adam, wiesz, co napisać, żeby mnie totalnie onieśmielić:) W każdym razie rozumiem, że opowiadanie Ci się podoba i jestem szczęśliwa. Ja się bardzo cieszę, że znalazłam się na Opowi - to, że ktoś czyta, że doceni, a także Trening Wyobraźni sprawiły, że przez ostatnie pół roku napisałam więcej niż poprzednio przez piętnaście lat. Dziękuję, że zajrzałeś, pozdrawiam też!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania