Narzeczone Króla Zła | Opowieść z Sadzy

Wróżka Kvinne patrzyła na pomięty, wytarty pergamin, który ktoś przybił do słupa ogłoszeniowego na rozstaju dróg pomiędzy królestwami. Marszczyła nos, jej śnieżnobiałe buciki i pończochy wyglądały, jakby ich właścicielka zapomniała, że ma na plecach skrzydełka i uparcie chodziła pieszo po zapylonych gościńcach. Gorset, uznała, wyglądał nie najgorzej, ale wciąż jak psu z gardła.

No, trudno, pomyślała. Przed robotą będę musiała skoczyć do pralni.

Gdy dotarła do najbliższego punktu prania tkanin delikatnych, po wynegocjowaniu ceny oddała praczce pończoszki, gorset i sukienkę, w samych majteczkach usiadła na rzeźbionym zydelku i zajęła się pilnym szczotkowaniem bucików.

– Paniunka jes wruszkom, prywda? – spytał, usiłując nie gapić się facet w białym fartuchu. Pachniał mydłem tak mocno, że wróżka odruchowo przysunęła nos do swojej pachy i sprawdziła, czy nie odbiega od mężczyzny zbytnio. Nie odbiegała.

– Tak, a bo co?

Mężczyzna zsunął z głowy chustę, przetarł spocone czoło i wcisnął szmatkę do kieszeni.

– Widzielim, że mocie pergamin co zoginiune dziywczynki opisywa.

– Widzieliś? – odpowiedziała pytaniem wróżka, nienawykła do gwary ludu z obszarów niemunicypalnych. Od akcentu faceta zaczynała boleć ją głowa.

Zupełnie jakby gość chciał, żeby i jego rozbolała, gdyż pokiwał swoją nieco zbyt energicznie.

– Wiecie coś o tych zaginięciach? – spytała.

Facet nie przestawał kiwać, całkiem jakby się zablokował.

– To mówcie. – Wróżka zachęciła gestem, by przestał kiwać i zajął się opowiadaniem.

Zajęło mu chwilę wyhamowanie. Przestąpił z nogi na nogę, poprawił fartuch i, przez chwilę nie wiedząc, co zrobić z rękami – macał, szukając dobrego chwytu na balii. Kvinne dała mu po łapach ręcznikiem i rzuciła w niego odrobinką wróżkowego pyłku.

Gdy przestał kichać i zezować, odchrząknął i zajął się, o dziwo składnym, opowiadaniem.

– Nu, bo nom tu wy wsi cztyry dziuwczyny zaginiune sum, i podejrzywomy, że to tyn Król Złua, bo nom gadali ze jegu królystwa ludziowie, że une tam stojom i hyńbę rudzinom przynoszo bo byz gomki za czydzieści midziaków ciungną i ani pu midzioka dudom niy przyślo i puszczajom sie i ni widomo co.

Wróżka uniosła malutką dłoń i facet umilkł. Powtarzała bezgłośnie słowa, szukając odpowiednich samogłosek.

– Przejawiały wcześniej objawy prostytucji tu, u was?

Chłop poskrobał się po głowie, zmarszczył brwi.

– Ni, no, yno jydna to stale katar mioła i nusem ciungła.

Wróżka plasnęła się dłonią w czoło, przykryła skrzydełkami głowę i zatupała bosymi piętami po wyślizganych deskach podłogi. Zaryczała przy tym z frustracji.

– Patrz na mnie, kmiocie! – Nie wytrzymała, podleciała i złapała faceta za twarz. – Czy kurwiły się wcześniej?! – wykrzyczała.

Facet pokręcił głową.

No, to mamy jasność, pomyślała. I powiedziała:

– To ja lecę.

I wyleciała oknem.

Pominąć należy fakt, że była to decyzja ad hoc i wróżka była w samych majtkach; zamiast tego skupić się trzeba na tym, że wylatywanie skądkolwiek przez okno z zamkniętymi oczami to, delikatnie mówiąc, średni pomysł.

Na dworze stał stary człowiek i kończył robienie sobie dobrze, gdy w jego podbrzusze wleciała (głową naprzód) Kvinne, kładąc kres jego sztosowi, karierze podglądacza i życiu. Gdy zaś zorientowała się, że oto leży obok trupa naga, skąpana w jego wydzielinach i obklejona mazistym pyłem, rozpłakała się tak, jak tylko sfrustrowane wróżki potrafią. Bezcenne łzy spadały na ziemię, a gdzie spadła jedna, pojawiał się pęd groszku.

Po chwili pojawił się facet z pralni i nie wiedział co zrobić z tym, że otoczona zielenią wróżka obcierała łzy brudnymi od ziemi rączkami. Zaproponował jej fartuch i zanim skończył zdanie, materiał był już brudnobrązowy.

– Dziodkiem si niy przyjmujcie, puni wruszko, dziodek ino czekoł, żyby zemrzyć ujrzawszy wruszke, nu, un grup od downo mo wykupany! Teros ino go wrzucymy i jusz! Wruszka się nie martwi! – Poklepał ją po mokrym od łez ramieniu. Spod jego dłoni wystrzelił pęd fasoli.

– Brzebraszam – powiedziała, patrząc na niego z dołu. Na jej twarzyczce tworzyło się limo nabyte w sposób tak nieprzyzwoity, że lepiej, żeby czytelnik nie wiedział.

Wykąpana i czysta, w świeżo wypranej i pachnącej odzieży wróżka leciała w stronę Ogrodów Króla Zła. Spotkanych po drodze chrolników spytała o najbliższy wiadukt, gdzie wystają dziewczynki.

– Znajduje się wróżka w miejscu dawnej hodowli szyb, obecnej Krainie Wiaduktów, obszarze zagarniętym przez Króla Zła w celu stworzenia miejsc pracy dla wybranek swojego serca – wyjaśnił jeden z dwóch farmerów szkła użytkowego.

– Tam dalej jest jeszcze Dolina Latarni, ale tam trzeba czekać do nocy, żeby coś się działo – dodał drugi, hodowca słoików. Obok niego stał niebieski pies, który wyglądał, jakby bardzo chciał coś powiedzieć.

– No? – zachęciła go Wróżka.

– Woof – powiedział pies.

– On mówi, że teraz suszy się tam pranie, bo Król Zła uczy swoje ukochane ciężkiej pracy i, tego, no, socjalizmu. – Machnął ręką ten od butelek.

Wszyscy czworo splunęli. Wróżka odleciała, chrolnicy i pies podjęli przerwany marsz.

Król Zła ma wpierdol, myślała Kvinne. Niech ja go tylko dojadę.

Gdy doleciała, w sklepiku pod wierzbą płaczącą nabyła opończę i dla niepoznaki owinęła się od stóp do głów. Sięgnęła do pergaminu; widniały na nim podobizny zaginionych dziewcząt. Patrzyła na nie przez chwilę, po czym schowała zwitek do kieszeni.

Przechodzących obok gwardzistów zapytała udawanym, grubym głosem, gdzie i kiedy Król Zła wystawia swoje narzeczone. Ci spojrzeli po sobie, po czym wyciągnęli ręce przed siebie, w kierunku bramy i ledwo słyszalnej muzyki.

Kvinne odwróciła się. Z daleka przez bramę przechodził Tańczący Szambelan Króla Zła, machając nogami i wywijając na boki kijem, trafiając co chwila w głowę któregoś z dwóch idących i grających jeden przez drugiego z półtonowym opóźnieniem gitarzystów basowych. Tuż za nimi maszerowało kilkanaście dziewczynek, rozrzucając przed siebie i na boki ślimaki, larwy i różne małe stworzenia.

Wróżka złapała się za buzię, by nie zwymiotować od dźwięku i widoku miażdżonych na maź istot. Niemalże zgięta wpół czekała na dalszy ciąg.

Za dziewczynkami szli Gwardziści Zła w pełnych, czernionych zbrojach płytowych, wspierając się na większych od siebie potężnych mieczach. Po nich szło kolejnych dziesięć młodych kobiet – wszystkie wystylizowane tak, by nie sposób było pomylić ich profesji z żadną inną. Wróżka rozpoznała cztery z pergaminu. Zrobiła krok naprzód, by lepiej przyjrzeć się maszerującej procesji i nieopatrznie nadepnęła biedronkę.

– Kurwa! – pisnęła własnym głosem, ale w hałasie nikt nie zauważył.

Idące w kolumnie zdezorientowane dziewczyny miały nietęgie miny, ale usiłowały nadrabiać kręceniem pośladkami, wyginaniem się i, ogólnie rzecz ujmując, wdzięczeniem. Patrzyły w stronę rosnącego tłumu mężczyzn z marnie maskowanym strachem.

Pewnie bardziej kolorowo sobie socjalizm wyobrażały, pomyślała Kvinne.

Za ich plecami jechała karoca Króla Zła, z której przez okna sam władca wyrzucał garściami larwy, chrząszcze, oseski myszy i miedziane monety.

– Redystrybucja! Socjalizm! Co moje, to i wasze! Pomóżcie sobie nawzajem! – wrzeszczał jak potępiony, wystawiając pomalowaną na biało twarz tak, by wszyscy mogli się ukłonić. – Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy! To są moje żony, korzystajcie z nich!

Tłum zawył z radości. Kvinne wycofała się w cień. Odeszła kawałek dalej i wyciągnęła telefon.

– Możemy mieć problem – powiedziała. – Król Zła. No... Dobra, zadzwonię do niego. W razie jakby co, będziesz musiał przyjść incognito. Nie wiem, płaszcz jakiś załóż albo co. Kostium pątnika wynajmij. Nie wiesz, co to jest pątnik? Taki... Noo, powiedzmy. Taki ciula, no.

Gdy korowód dotarł do Wiaduktu Nad Wiaduktami i narzeczone stanęły rzędem pod karocą, monarcha wyskoczył drzwiami i jął powiewać cekinową szatą, pakując sobie do ust robale.

– Tak! Tak! – krzyczał podniecony, plując resztkami chitynowych pancerzyków. – Tu będzie socjalizm! Stręczycielstwo i socjalizm! Czysta forma! Gdzie moje przyszłe żony? Muszę dać im życiową lekcję!

Podbiegł skokami do rzędu dziewczyn. Każdą ucałował czule, jakby żegnał idącą na wojnę – i każdą od razu spoliczkował mocno, tłumacząc, że odtąd nie ma się czego bać.

– Idźcie i zarabiajcie! Na siebie, nie na swojego króla! Co zarobicie, jest po wsze czasy wasze! – Wskazał palcem dziewczyny. – Nasze! – Palec powędrował w stronę jego piersi. – Nas wszystkich! – Zatoczył ramionami krąg. – Za obligację państwową w wysokości trzydziestu miedziaków, narzeczone wezmą do ust każdego chętnego! Ciebie, gwardzisto! – Wskazał postać z ogromnym mieczem. – Ciebie, chrolniku! Was, chłopi, wędrowni mnisi, czy cholera was wie, kim jesteście! To tylko pożyczka do redystrybucji! Za pożyczkę pięćdziesięciu miedziaków, i stu, macie odpowiednio to, lub to! – Palec celował w miejsca. Tłum szalał. Niektóre dziewczyny już przyjmowały pożyczki i wręczały nagrody za zaufanie.

– Kocham cię, Królu – powtarzały dziewczyny.

– Robicie to dla siebie, dziewczyny, z miłości do mnie i z prawdziwej kobiecej solidarności! Nikt już nigdy nie będzie głodny!

– Kocham cię, Królu! – ryczeli dochodzący tu i tam ludzie, którzy podczas korowodu zbierali miedziaki z ziemi i teraz oddawali je z powrotem, co uważali za świetny interes i okazję do darmowego używania.

– Ja pierdolę – rzekła wróżka, widząc popyt, podaż i krążącego z wiaderkiem Króla, któremu wszyscy wyznawali miłość.

– Ja pierdolę – powtórzyła Kvinne, gdy po czterech godzinach popyt nie ustawał, zaczynało się ściemniać i Dolina Pralni zmieniała się powoli w Dolinę Latarni. W półmroku można było dostrzec postaci zwijające sznurki.

– Tak się to zawsze zaczyna – powiedział stojący obok Wróżki kształt, pociągając z płaskiej butli. – Od wypaczeń idei.

– Od wzbudzenia, wykorzystywania i nadużyć zaufania, raczej – powiedziała wróżka. – Wkurwia mnie to. Przybyłeś z kawalerią?

Kolejne dwa kształty wyszły z tłumu i stanęły po obu jej stronach.

– Tak nie może być, Śliweczko – rzekł jeden.

– Takie coś nie przejdzie. – Wydobyło się spod drugiego kaptura.

Czekali, aż potok ludzi osłabnie i większość przeniesie się w stronę latarni. Gdzieniegdzie jeszcze kończyły obsługiwać dziewczyny, lecz wkrótce i one zostały bez zajęcia. Król Zła liczył miedziaki na wielkiej kupie, której pilnowało kilkunastu czarnych gwardzistów.

– Głodna jestem trochę – powiedziała jedna z dziewcząt, spoglądając tęsknie w stronę widocznych z oddali Ogrodów.

– Pupa mnie trochę boli – dodała inna.

– Chciałabym się przebrać.

– I umyć!

– Zarobiłyśmy już dzisiaj dość, prawda, Królu?

Król Zła jakby ich nie słyszał. Przesypywał garście miedziaków z ręki do ręki, wzdychał i wywracał oczami na wszystkie postulaty i prośby.

– Nie – mówił. – Nie, nie, nie. Nie! – krzyczał. – Miłość nie zna głodu ni zmęczenia – powiedział, podchodząc do narzekających dziewczyn. Spoliczkował mocno jedną. – Miłość nie zna bólu! – Drugą, narzekającą na głód, złapał za szyję i ścisnął. – Nie zna głodu! – Sięgnął do kieszeni, wyciągnął garść robaków. – Na delikatesy trzeba zasłużyć!

Obserwująca to wszystko wróżka dostawała apopleksji.

– Wpierdolę mu – rzekła i zrobiła krok naprzód. Opończa zsunęła jej się z twarzy.

Trzy zakapturzone postaci otoczyły dygoczącą z wściekłości wróżkę ścisłym kordonem. Zdjęły kaptury.

– Tak nie można, Śliweczko – powiedział wysoki mężczyzna ze szpicbródką.

– Jeszcze nie teraz. – Pogroził palcem drugi. Po zsunięciu opończy wyglądał jak niedźwiedź w kraciastej koszuli.

– Weź się pohamuj, zjebiesz całą zabawę – czknął Smok Pradawny, kończąc flaszkę i otwierając kolejną.

Wróżka wyrwała mu naczynie i pociągnęła solidny łyk tegorocznego żura.

– Trzeba inaczej – powiedział ten pierwszy.

– Z rozumem. – Postukał się w głowę ten drugi.

– Poza tym to król, mogą go napierdalać tylko jemu podobni – skonkludował popijający z flaszki.

Kvinne spojrzała najpierw na jednego, potem na drugiego.

– A tak w ogóle, to coście za jedni? – spytała. Smok otworzył paszczę, by coś powiedzieć, ale lekko podpita żurem wróżka wycelowała w niego palec. – Ty milcz, ciebie znam.

Pradawny uśmiechnął się, demonstrując bielutkie, szpiczaste zęby. Kilku gwardzistów podeszło bliżej.

– Śliweczko, poznaj moich dwóch przyjaciół... – zaczął, ale nie zdążył, bo podbiegł do nich Tańczący Szambelan z Królem Zła za rękę.

– CO ONA TU ROBI? – krzyknął mu Król.

– Co ty tu robisz? – powtórzył wywijający hołubce Szambelan.

Wróżka, zezując lekko od smoczego żura, nie myśląc za wiele, wyrżnęła Królowi Zła tegiego haka prosto w pomalowaną na biało gębę.

– No i chuj – powiedział Smok, demonstrując wielkie, czarne skrzydła. Pozostali poszli za jego przykładem. Gwardziści rozpoznali znajomy kształt i udawali, że ich to nie dotyczy.

– Jestem Król Stręczycielstwa i stanowczo mówię: Tak się nie godzi! – krzyknął mężczyzna ze szpicbródką. Miał na sobie staromodny garnitur z wystającymi mankietami, spinki i chustkę pod szyją. – Chodźcie, dziewczyny. Nie będzie więcej bicia, będą większe stawki i połowa wszystkiego dla was. Opieka medyczna, dentystyczna, wsparcie w każdej sytuacji.

Dziewczyny, oczywiście, podążyły za nim. Niektóre poszły nawet po koleżanki z Dzielnicy Latarni i po chwili okolica opustoszała z przedstawicielek płci pięknej, powodując ogólne zmieszanie. Nawet Tańczący Szambelan przestał tańczyć, jednak gdy Król Zła podniósł się z ziemi, zaczął niemrawo podrygiwać.

– A ja jestem Królem Socjalizmu. – Niedźwiedź złapał Króla Zła za szaty i przycisnął swój wielki pysk do jego twarzy. – Jak śmiałeś robić ze mnie kurwę... Nie godzi się zostawiać cię przy życiu – wychrypiał. – Gorzej niż szmata.

Trzymany w szponiastych łapach obrzydliwy władyka zwiotczał. Z jego rękawów poczęły wysypywać się robaki, larwy i wszelkiej maści paskudztwo.

– Zostaw go, Misiu. Już nie będzie. – Smok objął ramieniem niedźwiedzia i odwrócił go w stronę rozdroży, ku którym zmierzał już Król Stręczycielstwa ze swoją świeżo nabytą trzódką. – A wy... – zwrócił się do rzednącego tłumu – domów nie macie?

– A co z pieniędzmi? – spytał jakiś jeden, co się nie bał.

– Co z nimi? – Zademonstrował zębiska Smok.

– Możemy sobie je wziąć? – spytał ktoś inny.

– NIKT NIC NIE WE...! – zaczął z ziemi piszczeć Król Zła, ale szybko przestał, gdy wróżka wbiła mu szpilkę w podbrzusze i nacisnęła mocno.

– Przekazujesz wszystko na fundusz wspierania rodziców porwanych przez siebie narzeczonych, prawda?

Król Zła pokiwał ochoczo głową.

– Powtórz, żeby wszyscy słyszeli. – Poruszyła malutką stopą, powodując u niego, zważywszy warunki, wcale niemały ból w miejscu, które lepiej kojarzyć z przyjemnością.

– Przekazuję wszystko na fundusz wspierania rodziców porwanych przez siebie narzeczonych! – pisnął.

– Głośniej.

– PRZEKAZUJĘ WSZYSTKO NA FUNDUSZ WSPIERANIA RODZICÓW MOICH NARZECZONYCH!

– Które co? – spytała niewinnie, zwiększając nacisk.

– KTÓRE PORWAŁEM BEZ LITOŚCI!

Rozległy się oklaski – to rzednący tłum dawał o sobie znać.

– Jak to wszystko się super układa – powiedział Smok, odsuwając Kvinne od Króla Zła, z którego dalej sypały się robaki. – Lećmy, Śliweczko.

Wróżka i Smok wznieśli się, każde na swoich skrzydłach.

– Czemu wszyscy mówicie na mnie "Śliweczko"? Co to, owocowy tydzień?

– Widziałaś się w lustrze dziś?

– Tak, a...

– Przed, czy po tym, jak nabawiłaś się tego siniora na pół twarzy?

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • Enchanteuse 03.08.2018
    Witaj, Okropny.

    "– Patrz na mnie, kmiocie! – Nie wytrzymała, podleciała i złapała faceta za twarz. – Czy kurwiły się wcześniej?! – wykrzyczała.

    Facet pokręcił głową.

    No, to mamy jasność, pomyślała."

    <3

    "Na jej twarzyczce tworzyło się limo nabyte w sposób tak nieprzyzwoity, że lepiej, żeby czytelnik nie wiedział."

    Hahaha , Jessu

    "Spotkanych po drodze chrolników spytała o najbliższy wiadukt, gdzie wystają dziewczynki."

    Rozumiem, że to nie literówka? Chyba nie, bo później ta nazwa się powtarza.

    "Kostium pątnika wynajmij. Nie wiesz, co to jest pątnik? Taki... Noo, powiedzmy. Taki ciula, no."

    xD

    Dobra robota, panie Okropny.
    Napisane w Twoim stylu: żartobliwie i z pazurem. Ba, żeby to było żartobliwe. Sarkastycznie. Gdzieś tam plącze się cicha kpina z socjalizmu. Widzę pojawiła się gwara, która, jako żywo przypomina śląską. Apropo, wczoraj miałam do czynienia. Aż miło posłuchać :)

    Nie czytałam Cię do tej pory. Nie było z Kopfrkingiem po drodze. Ale to jest o wiele łagodniejsze i wpada w moje gatunkowe gusta. Lubię, po prostu zwyczajnie po ludzku lubię.

    (*****)
  • Okropny 03.08.2018
    Dzieli za hiperfajny komentarz, Ąsz. Ta niby-seryjka (opowiesci z Sadzy) ma więcej odcinków, niepowiązanych, więc jakbyś miała chęć, to zapraszam do lektury, hej, ho :)

    Cieszę się z wizyty :)
  • Enchanteuse 03.08.2018
    Okropny a pewnie że zajrzę. Nie ma za co :)
  • AniazKalisza 03.08.2018
    Dobre, lubię te wróżkę :D
  • Okropny 03.08.2018
    Chrolnik!
  • AniazKalisza 03.08.2018
    Chrolnik :)
  • ówczesny 03.08.2018
    Zatrzepiste! Chrolnić system, ave wróżka i spółka: )) Przybijam "pińć" na przydrożnym słupie: ) Yo: )
  • Okropny 03.08.2018
    Dziękówka za odczyt i odwiedziny, Ó ;)
  • Enchanteuse 04.08.2018
    Okr, weź mi podlinkuj coś z tej serii, bo sama znaleźć nie mogę :/
  • Okropny 04.08.2018
    Wpisz "opowieść z sadzy" w szukajke :)
    http://www.opowi.pl/szukaj?q=opowie%C5%9B%C4%87+z+sadzy
  • Enchanteuse 04.08.2018
    Okropny dzięki.
    Wiesz, że zapomniałam o niej i szukałam na oślep?
    Pewnie przez ten upał :P
  • Okropny 04.08.2018
    Enchanteuse upały dają się we znaki, ja już mam momenty, że nie odrozniam snu od jawy, a do tego zapominam słów!
  • Enchanteuse 04.08.2018
    Okropny jak zapominasz słów to już poważna sprawa ;)
  • Okropny 04.08.2018
    Enchanteuse starość nie radość :/
  • Enchanteuse 04.08.2018
    Okropny no bez przesady :P
  • Okropny 04.08.2018
    Enchanteuse to pewnie kwestia jakiejś degeneracji związanej z pracą niskich lotów
  • Enchanteuse 04.08.2018
    Okropny być może
  • Okropny 05.08.2018
    Enchanteuse dłużej mi zajmują niektóre słowa, po prostu.
  • Anonim 04.08.2018
    Whooaw!
  • Okropny 04.08.2018
    Winterly, to okrzyk bojowy?
  • Canulas 06.08.2018
    "No, to mamy jasność, pomyślała. I powiedziała:
    – To ja lecę.
    I wyleciała oknem. " - ech, to jeste tak bardzo dobre :) Uwielbiam takie smaczki. Zawsze się czuję, jakbym znalazł dychę.
    "Ci spojrzeli po sobie, po czym \wyciągnęli ręce przed siebie, w kierunku bramy i ledwo słyszalnej muzyki. " - się coś przypałętało.

    "– Jeszcze nie teraz – pogroził palcem drugi. Po zsunięciu opończy wyglądał jak niedźwiedź w kraciastej koszuli. " - czy "pogroził" nie powinno być z wielkiej?

    "– A co z pieniędzmi? – spytał jakiś jeden, co się nie bał.
    – Co z nimi? – Zademonstrował zębiska Smok.
    Możemy sobie je wziąć? – spytał ktoś inny." - tysz dobre.

    No i po seansie.
    Zacne całkiem. Nie najlepsze Twe, ale wystarczająco dobre, by się uśmiać.
  • Okropny 06.08.2018
    Wszystko popoprawiane. Dzięki za Wizytę, Wyimki i Wyczerpujący komentarz, czyli potrójne W.

    Pozdrogrhktz
  • Buziak 24.08.2018
    Okropny, toż to istna rozpusta. :) Trzeba przyznać, że zabawne. Pozdrawiam.
  • Okropny 24.08.2018
    Okropny słynie z rozpusty ;-) grunt, żeby czytelnik się uśmiechnął. Pozdrøx

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania