Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nasterowani fragment

Miałem ochotę się naćpać po raz pierwszy w życiu. Co? Nie mogę tak myśleć, ani powiedzieć tego na głos? Przestań. Nie obchodzi mnie to. Będę szczery. Może stała za tym chęć ucieczki od rzeczywistości, ale w prostych słowach po prostu chciałem odpłynąć.

Nie pamiętam, jak w orbicie moich znajomych pojawił się Tomek. Śliska kreatura z wyłupiastymi oczami, która patrzyła na mnie niebieskimi tęczówkami, słabo ukrywając pogardę między jednym, a drugim zdaniem. Wredne stworzenie i w dodatku fałszywe. Kiedy przeczesywał krótkie blond włosy wewnętrzną stroną dłoni, nie wierzyłem mu ani za grosz. Nie wierzyłem w żadne jego słowo, ale nie przeszkadzało mi to, by się z nim bujać po mieście w godzinach nocnych. Tomek paradoksalnie znał dużo ludzi i to był jego mocny atut. Był wręcz lubiany. Za co? Naprawdę nie miałem chęci tego zgłębiać. Służył mi tylko jako naczynie za pomocą, którego miałem wlać w swoje gardło jakąś tam ilość narkotyków.

Szliśmy ulicą w rozwalonym mieście, po rozwalonych płytach chodnikowych, skacząc z jednej strony na drugą, by uniknąć wdepnięcia w kałuże. Księżyc na spółkę z rzędem lamp oświetlał nam drogę. Okolica podła. Jeszcze chwilę temu przechodziliśmy po cygańskiej dzielnicy z zaciśniętymi na portfelach palcami, wypatrując czy ktoś tu zaraz nie wybiegnie z klatki. Nic jednak takiego się nie stało, dlatego zawiedzeni nawet tego nie wspominaliśmy.

Gdzieś tam w promieniu pięciuset metrów był klub. Nazwa odwoływała nas do Biblii i chociaż żaden z nas nie był religijny cieszyliśmy się, jak z oddali ukazał się nam duży neonowy napis „ Inferno”. Ten przybytek chamstwa i rozpusty o wysokim stężeniu wulgarności był jednocześnie miejscem bardzo przychylnym dla wielbicieli wrażeń zmysłowych.

Z racji tego, że nie przepadałem za typem, który towarzyszył mi w podróży uważałem za zbyteczne nawiązywanie z nim jakiejkolwiek konwersacji. Dlatego to głównie on przebijał bańkę ciszy.

- Zobaczysz, jak wejdziesz do środka, będziesz pod wrażeniem… – powiedział Tomek mówiąc to z niczym pieprzony mentor.

-… ale ja już tam byłem – przerwałem mu.

- Jak to? Myślałem, że nie byłeś. Nie spodziewałem się. Dobrze jest.

- Jeszcze mnie nie znasz, to że mogę być dla Ciebie grzeczny, to tylko pozory.

- No, no. Już mi się tu nie kreuj, na nie wiadomo kogo.

- Nie kreuje.

- A ile ty masz w ogóle lat?

- 19.

- Co tak późno?

- Późno co?

- Musiałeś chyba być grzeczny, tak jak mówisz, bo ja cię nie widziałem i chociaż nie mam pamięci do twarzy, ale ciebie na pewno bym zapamiętał. Taka twarz, no pokaż się – zaczepił mnie sympatycznie żebym się obrócił w jego stronę. Poczułem jakieś dziwne inklinacje.

- Spierdalaj - odezwałem się też sympatycznie odpychając jego rękę.

- To jak to było, na srogich klimatach cię nie widziałem.

- Srogich?- na moje pytanie Tomek potarł mocno nos palcem wskazującym co było aż za bardzo czytelnym gestem - Jak jeszcze moja matka żyła bawiłem się tylko na alkoholu. Wtedy nie mogłem…

- … a chciałeś?

- Nie, nie chciałem.

- To czemu teraz chcesz?

- Trzeba nadrobić stracony czas.

Było zimno, chociaż na kalendarzu już kłaniała się wiosna. Szliśmy w koszulkach pocierając rękami po łokciach i ramionach dla ogrzania. Dochodził powoli do naszych uszu dźwięk basu wydobywającego się przez ściany budynku. Sam bas bez żadnej melodii i to było niesamowicie klimatyczne. Gęsia skórka pokryła całe przedramiona. Razem z nami przebijały się do klubu stada ludzi w grupkach, zlatując się z różnych stron miasta autami, taksówkami i pieszo, jak stare ćmy do nowej lampki. Wyczuwałem w powietrzu zapach pijackich warg oblanych alkoholem i widziałem uśmieszki na twarzach dziewczyn, które zaraz miały się znaleźć w środku, by zacząć taniec godowy trwający aż do rana.

- Pamiętam moje początki tutaj w tym klubie - rzucił w ciszę znowu Tomek wspominając swoją przeszłość z grymasem szczęścia na twarzy. – Miałem szesnaście lat i wiedziałem, że mnie nie wpuszczą. Kurwa, gdzie jak gdzie, ale do Inferna nigdy nie chcieli wpuszczać małolatów. Na początku próbowałem wejść normalnie z taką jedną dziewczyną za rękę, że niby jesteśmy parą. Nie udało się. Dziewczyna przeszła, a mnie ochroniarz nie wpuścił.

- I co?

- Poszedłem do auta, poczekałem chwilę, zarzuciłem apapa . Zjawiły się większe tłumy. Przebrałem się i spróbowałem jeszcze raz. Jak podchodziłem było widać po mnie, że zesrany jestem ze strachu, a bramkarz mimo tego mnie wpuścił. W sumie i tak bym wszedł. Jakby się nie udało drugim razem to znajomi mieli się złożyć, żeby dać w łapę ochroniarzowi. Także i tak byłbym w środku.

-„ Zarzuciłeś apapa”?

- No tak, bierzesz sobie taką tabletkę i wkręcasz sobie, że to piguła. Nigdy tak nie robiłeś?

Nadepnęliśmy na parking przed klubem. Większość aut, która tam stała to sportowe bryki podrasowane wiejskim tuningiem. Stary wychudzony ochroniarz w za dużej czapce z daszkiem ustawiał auta w konkretnych miejscach, drąc się co chwila na kierowców, by robili mniejsze odstępy między samochodami. Taka słowna przepychanka pojawiała się co weekend, ale kupowało się to z dobrodziejstwem inwentarza, dając staremu trochę chwilowej władzy, by pocieszył się nią na głodowej emeryturze.

Obok przy siatce odgradzającej parking, zauważyłem siedzącego na murku młodego chłopaka z głową między kolanami. Cokolwiek mu się działo, musiało być grubo, bo nawet przechodząca tamtędy dziewczyna w różowej sukience i wysokich szpilkach skomentowała to mówiąc dosyć głośno o największej bani świata, śmiejąc się przy tym. Zgadzałem się kompletnie. Dalej, już przy samym wejściu była budka z fastfoodami ozdobiona wokoło monstrualną kolejką. Część osób zaciśnięta między masą ludzką tańczyła, jak gdyby nigdy nic, reszta narzekała na szybkość robienia zamówień.

Tomek w radosnym nastroju wita się z ochroniarzem, wcześniej składając stu złotowy banknot na kilka części i umieszczając go na środku dłoni. Papierek znika w kieszeni bramkarza, a on odwraca wzrok jak wprawny magik, by odciągnąć uwagę. Nieważne. Wchodzimy do środka, bo Tomek jakimś sposobem miał już przy sobie kupione bilety. Nie zadawałem zbędnych pytań na ten temat. Ucieszyła mnie fala gorąca pomieszana z duchotą i wilgocią. Powietrze przebijane stroboskopami lepiło się od parujących ciał. Na przywitanie dostałem soczystym kawałkiem muzyki po uchach, a bas maglował moje wnętrzności. Uśmiechnąłem się sam do sobie czując, jak endomorfiny szczęścia zapalają się, jak żaróweczki na świątecznej choince.

Mój imprezowy towarzysz pokazał mi ruchem ręki bym podążał za nim. Muzyka była zbyt głośna, wibrujące decybele zabijały tu jakąkolwiek komunikację słowną, dlatego gesty i ruchy ciała trzeba było opanować w mgnieniu oka, jeśli chciało się czytać tą rzeczywistość. Przeciskałem się między anonimowymi osobami, czasami przyglądając się jakimś szczególnym jednostkom, czasami nadeptując komuś na nogę, czasami dźgając kogoś w plecy. Przepraszałem i szczerzyłem zęby w głupim uśmieszku.

Tomkowy blondyn zniknął mi na sekundę z oczu, rozglądałem się szukając go wzrokiem i zobaczyłem że stoi przy seledynowej sofie, przy jakiś bliskich sobie osobach. Zatrzymałem się i zawahałem czy podejść. Poczułem uderzenie gorąca, ciało oblał pot. Podszedłem niepewnie do sofy widząc Tomka gestykulującego przesadnie, jakby opowiadał niestworzoną historię. Nic nie słyszałem.

Na turkusowym obiciu siedziały dwie osoby. Danon i Kika. Przedstawili się w ten sposób, a ja nie dopytywałem o imiona. Po wyrazie ich oczu, po ruchach sylwetek zgadywałem, że każdy z nich jest wstrzelony w swoją konkretną fazę, którą na pierwszy rzut oka nie odczytywałem. Fala niepewności zalała moje ciało, kiedy skupili mętny wzrok na mojej osobie. Jednak to uczucie na szczęście szybko wyparowało, nie zmniejszając przy tym ochoty na zakazane owoce.

- O proszę, jaki ładny chłopak. No usiądź sobie obok mnie, nie stój tak bo cię nogi będą boleć – Kika wydarła się poprzez muzykę unosząc brwi wysoko w aroganckim zabarwieniu i robiąc mi miejsce. Pomyślałem „czy nie mogło być ładniejszej dziewczyny w tej ekipie” i chociaż Tomek objął ją zaraz ramieniem, przytulił i pocałował, jeśli była by ładna nie miałbym oporów, by mu ją odbić. Zdziwiła mnie i zakłopotała jej bezpośredniość , ale potulnie spełniłem jej prośbę i dosiadłem się oglądając kątem oka jej sylwetkę.

Zapytałem na ucho Tomka, jak jego dziewczyna ma na imię. Odparł beznamiętnie, że Anka. Anna, Anka, Ania -dziewczyn o tym imieniu znałem już setki i każda wpadała w tą samą szufladę z podpisem „pierdolnięta”. Sugerując się pierwszym zdaniem wypowiedzianym przez tą farbowaną blondynkę o oczach koloru ciemnego piwa, przepowiednia o tym jaka będzie, wyświetlała mi się na projektorze wyobraźni. Jednocześnie wizualnie była nijaka, patrzyłem się na nią i nie widziałem nikogo. Przeszłaby obok mnie np. w tramwaju i nie był bym w stanie powiedzieć jak wyglądała, tak przeciętna była. Gdy się odzywała było natomiast inaczej. Radar na interesujące i wyjątkowe osoby zapalał się w głowie.

- A ty Szymon będziesz tak siedział, czy opowiesz coś o sobie? – Anka zapytała mnie przekręcając głowę w bok, gdy muzyka trochę przycichła. Powiedziała to tak głośno, by każdy słyszał i zaczynałem podejrzewać, że nabija się ze mnie dla beki.

- Nie, nie będę nic mówił, bo jako jedyny jestem tutaj trzeźwy i to mi nie odpowiada. – mówiąc to oglądałem jej obnażony nieznacznie dekolt, kiedy odwróciła na moment wzrok. Dziwiła mnie budowa ciała tej dziewczyny, klatkę piersiową miała wypchniętą do przodu, a jednocześnie się trochę garbiła.

- Nie potrafisz się bawić na trzeźwo?- ciągnęła temat już wprost do mojego ucha.

- A czy ja coś takiego powiedziałem?- patrzyłem się prosto w głąb jej oczy, myśląc co wzięła.

- Pójdziesz ze mną na parkiet potańczyć? Oni wszyscy zamulają, będą siedzieli na sofie do końca imprezy.

- Tomek nie będzie miał nic przeciwko? – zapytałem dla grzeczności, bo odpowiedz negatywna nic, by nie zmieniła w moim świecie.

- Nie muszę się go pytać o pozwolenie.

- Dobrze, tylko muszę się wyluzować na początek, a potem z tobą pójdę.

- Obiecujesz?

- Pewnie, że tak – powiedziałem tak bardziej, by ją zbyć i by dała mi święty spokój ze swoja nachalnością. Teraz już byłem pewien, że coś wzięła, bo gadka dziewczyny Tomka nie była normalna, przynajmniej w mojej perspektywie.

Patrzyła się na mnie tymi szeroko otwartymi ślepiami, a ja czułem dziwne wibracje między nami. Tomek też chyba zmienił spojrzenia na podejrzliwe, gdy kątem oka zerkał na nas dwoje, choć mogło to być tylko moje złudzenie. Schyliłem się w jego stronę.

- Pójdziemy coś tego?

- Co tego? – popatrzył się na mnie jakby nie wiedział autentycznie o czym mówię – Wyskakuj z kasy.

Wyciągnąłem wysłużony portfel spoconymi rękami z kieszeni i wysupłałem kilka banknotów na stół obok Tomka. Chamsko zgarnął papierki nie dziękując , wyszeptał coś do Danona, a później odebrał od niego jakiś mały foliowy pakunek. Nie wnikałem co to.

Danon w pierwszym odruchu nie przypadł mi do gustu, ciężko było powiedzieć, czy był naćpany, ale pijany był na pewno. Nie podobało mi się to. Nie podobały mi się jego miny, które stroił patrząc się na przypadkowych ludzi, a w szczególności dziewczyny. Jego kilkudniowy ciemny zarost sięgający połowy szyi, kładł mi do głowy skojarzenia z gościem, który ma wyjebane na świat i przy okazji na siebie samego. Masywne grube wargi dodawały mu wulgarności, a kolorowe tatuaże na obu ramionach wpędzały w schemat tych samych wzorów, jak u setki innych osób. Kpiną był również złoty łańcuszek z krzyżykiem zaplątany w włosy na klacie.

- Już widzę go z browarem w ręku wchodzącego jutro do kościoła - pomyślałem przelotnie, wyobrażając sobie ten obraz.

Jednocześnie Danon budził we mnie respekt, był umięśniony, wysoki i barczysty. Miał sylwetkę, jak młody Schwarzenegger i nawet jako mężczyzna musiałem powiedzieć, że był przystojny.

Tomcio wstał od stołu i pokazał ruchem ręki bym podążał za nim. Byłem cały jego. Wychodząc odwróciłem się jeszcze tylko za siebie, by rzucić okiem na Ankę. Dziwnym trafem patrzyła na mnie, ale wydawała się rozgniewana. Nie obeszło mnie to w ogóle. Przekopaliśmy się przez tłum ludzi, w momencie gdy d-j krzyczał coś w stylu, że „nie ma białego”. Nie widziałem o co chodzi. Czy on tak otwarcie mówi o tym najznamienitszym narkotyku, w sensie że się skończył i już „nie ma”? To nie było możliwe, żyję w innym świecie niż wszyscy tutaj.

Zniknęliśmy w otchłani toalety męskiej. Wszystko tam kurwa pływało. Zajęte były wszystkie po kolei kabiny, a do pisuarów ustawiała się kolejka. Tomkowy wepchnął się na krzywy ryj bez kolejki do pierwszej lepszej kabiny, gdy ktoś spełnił swoją potrzebę. Złapał mnie za koszulkę i pociągnął za sobą w jakimś nerwowym, spiętym nastroju jakby zaraz mieli go stąd wywalić. Pośród zatkanego sracza mój fałszywy kompan usypał mi na przestrzeni między kciukiem, a palcem wskazującym biały proszek, który niósł ze sobą wielkie obietnice. Nie myśląc długo wciągnęliśmy z szerokim uśmiechem tą białą truciznę pociągając nosami, zasysając wszystko do środka, jak mocny odkurzacz. Pierwsza fala w oka mgnieniu zalała nasze mózgi.

- Ale jesteś upierdolony - powiedział Tomek patrząc na mnie rozszerzonymi źrenicami .

- Gdzie? – zapytałem zlękniony oglądając swoje spodnie i koszulkę.

- Tu – wskazał moją głowę palcem. - Stary, strasznie po tobie widać, że ty futrowałeś. Ale nie przejmuj się, dobrze jest.

- A po tobie to myślisz, że nie? Spójrz w lustro.

Ku mojemu zdziwieniu wyciągnął z tylnej kieszeni spodni małe okrągłe lusterko i mrużąc jedno oko spoglądał na swoje zaćpane oblicze.

- Dobrze, kurwa jest – powiedział ucieszony od ucha do ucha.

- Czemu nie mówiłeś, że masz lusterko przy sobie, przecież mogliśmy z niego wciągnąć?

- Ciszej, kurwa. Nie rób przypału –wydarł się przez zaciśnięte żeby. – Zapomniałem o nim.

Ktoś zniecierpliwiony zaczął walić w drzwi.

- Czego kurwa? My tu z Szymonkiem o bardzo ważnych rzeczach teraz rozmawiamy. Proszę uprzejmie nie przeszkadzać – pod nosem zaś dopowiedział sobie szeptem „wypierdalaj”, patrząc się na drzwi kabiny.

- Dobra, idziemy stąd, bo widzisz co się dzieje. Dżungla. Zobaczysz teraz co będzie się działo.

Wyszliśmy z kabiny, w którą zaraz ktoś inny wskoczył za pilną potrzebą. Kilka sekund temu dostałem amfetaminowym młotem po fałdach mózgu, dlatego nic nie mówiłem, bo z opóźnieniem docierały do mnie sygnały z zewnątrz. Rzeczywistość napięła się, jak sztywna struna. Oglądałem z wielkim zaciekawieniem wygląd płytek nad sikającymi mężczyznami przy pisuarach, a oni zwracali uwagę na mnie. Zaraz jednak wszyscy przenieśli wzrok na dziewczynę w rudych włosach, która chodząc niezdarnie na wysokich szpilkach ciągnęła za sobą pijaną zdobycz w postaci młodego szczyla.

- Tylko mu za mocno tej gały nie obrabiaj, co? – ktoś rzucił niby żartem. Ktoś się zaśmiał, ale uśmiech zagościł na ustach niemal wszystkich.

Pomaszerowaliśmy w stronę parkietu. O obietnicy wobec Anki zapomniałem kompletnie. Spojrzałem na wnętrze klubu i zamurowało mnie. Zatrzymałem się i możliwe, że miałem otwartą buzię z zachwytu. Ten sam klub co jeszcze przed chwilą, teraz błyszczał do mnie setkami kolorów, uderzał setkami dźwięków. Muzyka, znajome utwory urastały do rangi mitycznych. Byłem porobiony, co do tego nie było wątpliwości i zdawałem sobie z tego sprawę w swoim posypanym proszkiem mózgu, ale tutaj działa się jakąś magia. Zostałem zaproszony do alternatywnego świata pozytywnych emocji, które sterowały całym ciałem i kazały mu tańczyć.

Tomiszcze za mną krzyknął mało nie dusząc się swoim zajebistym nastrojem, przełknął rozpierdalającą go od środka energię i wpadał w trans nadając ruchom rąk i nóg jakiegoś specyficznego namaszczenia. Troszeczkę obudziłem się po jego wezwaniu, ruszając za śladem mojego towarzysza, będąc pod wrażeniem ciśnienia i presji wewnętrznej, by pozwolić ciału na dołączenie do fali rytmicznie podskakujących ludzi. Gdyby teraz ktoś mnie przywiązał do drzewa łańcuchami to i tak bym ruszał głową i palcami u stóp. Oszałamiający i przygniatający przymus puszczał tylko wtedy, gdy pozwalało się mięśniom wyładować energię. Ale co to był za ruch! To nie był tylko zwykły taniec, to były emocje ukryte w każdej konfiguracji ułożenia ramion, głowy i stóp. Podniesiona do góry ręka, wygięte plecy, wysunięta do przodu noga, to wszystko coś znaczyło, miało sens i odzwierciedlało coś co działo się w podgrzanym mózgu.

Zajęliśmy miejsce niedaleko konsoli didżeja, gdzie akurat było więcej przestrzeni i stopiliśmy się z muzyką, która rozgrzewała napięte mięśnie do czerwoności. Utwory przefiltrowane przez nakręconą percepcję, przenikały przez skórę elektryzując ją. Biegłem w miejscu za rytmem melodii, ciągle będąc kilka mikrosekund za nią. Czułem się nienasycony mimo, że brzmienia dzieliły moje ciało na pół i rozbijały na mniejsze cząsteczki.

Do Tomka ciągle ktoś podchodził, gadając mu coś na ucho. Czegoś od niego chcieli, pokazywali na palcach ile, ale on zasypany serotoniną zbywał wszystkich niedbałym ruchem ręki i miną wyrażającą zniecierpliwienie. Dziwiłem się, że aż tak mocno go wzięło. Do mnie tymczasem podchodziły dziewczyny, których nie określił bym mianem przyzwoitych i próbowały przysuwać się do mojego ciała, włączyć się w rytm fazy. Za każdym razem zbywałem je, nie miałem czasu na laski, wszystkie po kolei zaburzały mi nakręconą rzeczywistość.

Odwróciłem głowę w bok, kiedy wokół konsolety zrobił się rumor. Akurat dwóch spoconych byczków w opiętych koszulkach bez ramiączek skakało sobie do oczu. Zamieszanie nie pozostało bez odzewu ze strony ochroniarzy. Jeden w czarnej podkoszulce zeskoczył z lady baru i niósł swoje mięsnie przebijając się przez tłum, drugi wypatrzył zdarzenie wcześniej i biegł od strony sof. Wokół dwóch miłośników dźwigania żelastwa zrobiła się wyraźna przestrzeń, dzięki czemu byli na widoku i bramkarze szybko i sprawnie spacyfikowali ich wykręcając ręce. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się, jak wyciągają ich w stronę wyjścia, a kiedy się obróciłem, nie było przy mnie Tomka. Gdzieś znikł. Rozejrzałem się za nim po całej Sali, ale nigdzie go nie było. Poczułem się dziwnie sam, bo naokoło tylko nieznane naćpane i powykręcane mordy. Potańczyłem przez moment sam, lecz niewidzialne napięcie rosło we mnie i postanowiłem się ewakuować czym prędzej na sofę. Tam przynajmniej kogoś znałem.

Na sofie była Anka i Danon, ucieszyłem się na ich widok i z radością na twarzy usiadłem obok nich.

- Widzę, że chłopak już porobiony – Danon zagadnął w sympatycznym tonie, kurcząc oczy do dwóch szparek w lekko pijackim śmiechu.

- Kto? Że ja? Nie, nigdy w życiu. Ja tak mam od dziecka, ułożenie mięśni twarzy jak i spodziewany wytrzeszcz oczu to reakcja organizmu na rozstrój nerwowy albo to od tego, że jestem bardzo szczęśliwy. Czuję się zajebiście. Ptaszki śpiewają, ciary przechodzą po plecach. Tak może być do końca świata, ja chce tak ciągle…

- Dobra, dobra. Taki małomówny się wydawał, nie? – Danon zwrócił się z tym w stronę Anki, która z zaciekawioną miną obserwowało mnie od czasu, jak tylko usiadłem naprzeciwko niej – W ogóle to miałem cię za grzecznego chłopaka, tak Tomek mówił o Tobie.

- Ale to jest mit. To ukłuli jacyś moi wrogowie. To są pozory. Nikt w to nie wierzy. Ty w to wierzysz? Ja nie wierzę, ona też nie wierzy – wskazałem na Ankę palcem – Ja grzeczny? Popatrz na mnie. Czy ja jestem teraz grzeczny? Nie, nie jestem. Nigdy nie byłem – szybkość z jaką wyrzucałem z siebie słowa zadziwiała mnie samego.

- Masz rację, nie wierzę – powiedziała Anka patrząc się cały czas prosto w moje oczy, co w normalnym stanie zaczęłoby mnie krępować. Teraz jednak było mi obojętne – Jak cię zobaczyłam tutaj po raz pierwszy, widziałam że masz kurestwo w oczach.

Na tą niespodziewaną deklarację wybuchnąłem śmiechem, który udzielił się innym, choć w mniejszym stopniu. Ta dziewczyna zaczynała mi się podobać . Może jej wygląd nie był powalający, ale to co mówiła stawało się dla mnie ciekawe i autentycznie słuchałem , powtarzając nawet jej słowa w głowie.

- Zapomniałeś o czymś? – powiedziała Anka nie łagodząc kontaktu wzrokowego ani na sekundę.

- Czy o czymś zapomniałem? Nie wiem. Wiesz jak to jest…

- …nie wiem.

- Żyjesz w rzeczywistości wielu świateł, wiele rzeczy się dzieje po drodze, mózg dostaje końską dawkę informacji na mikrosekundę- na chwilę przerwałem swój wywód, bo zobaczyłem coś w oddali. - Ten stroboskop, czy od niego dostanę padaczki? Bo świeci mi po oczach odkąd tu jestem, czy to jest zdrowe?

- Chłopie, gadasz z sensem. Naprawdę. Ale weź sobie gumą ode mnie, bo nie mogę na ciebie patrzeć – krzyknął mi nad uchem Danon, podając mi dwa listki zawinięte w sreberko. – I nie zaciskaj tej szczęki proszę cię, bo mnie zęby bolą.

- Pewnie, pewnie – odpowiedziałem, zabierając trzęsącymi się rękoma foliowe zawiniątko i szybko wsuwając je do suchych ust.

Kiedy żułem gumę, rzeczywiście było lepiej. Szczęka nie ślizgała się po zębach ani nie słyszałem tego charakterystycznego dźwięku, kiedy żuchwa pracuje pod dużym naciskiem. Wcześniej zanim Danon mi o tym nie powiedział, słabo przebijało się to do mojej świadomości. Niby zdawałem sobie z tego sprawę, ale działo się to poza ciałem.

- Nieźle cię sponiewierało, Szymek – Anka pochyliła się nade mną, chyba żebym wyraźniej słyszał. - Chyba Tomek przypadkiem potknął się o dobry sprzęt, bo widzę, że kopiasty jest. Aż jak na Ciebie patrzę, to sama bym chciała wyglądać tak, jak ty. Masz coś przy sobie?

- Tomek. Gdzie jest Tomek? Bo właśnie byłem obok niego, tańczyliśmy na parkiecie…

- Co cię Tomek obchodzi? Komuś innemu obiecałeś coś.

- A no tak… już sobie przypomniałem wszystko. Teraz to do mnie wróciło, że jak tu byłem to ci …

- … idziemy na parkiet grzeczny chłopczyku – szczupła blondyna wstała z sofy i zaraz wyciągnęła do mnie rękę. Popatrzyłem się na Danona, jak on na to zareaguję. Był zły, tylko nie na mnie, na Ankę, bo też na nią się tylko patrzył. Nie obeszło mnie to wcale, chwyciłem jej ciepła i delikatną dłoń, a ona owinęła się małymi paluszkami i pociągnęła mocno do przodu. Odwrócony w stronę Danona widziałem, tylko jego złą minę zastygłą w pijackim gniewie.

Tańczyliśmy jakbyśmy się znali od ćwierćwiecza, jakbyśmy szorowali czarno białe płytki tego klubu od x czasu. Ankę zobaczyłem po raz pierwszy dzisiaj, a wydawała się taka znajoma. Jakieś cechy jej charakteru, tego jak wygląda, co robi i mówi, musiały orbitować wcześniej w świecie mojej wyobraźni, musiałem stworzyć obraz podobny do niej i stąd to wrażenie. Tym śmielej uciekałem w namacalne ciało. Ta blond miłośniczka kolorowych klubów była boginią ruchów na parkiecie. Nie wiem, może to wpływ narkotyków, ale jak obrała wygodną pozycję na środku sali i uniosła rękę wysoko na znak, że zaczyna, świat zatrzaskiwał się na jej sylwetce. Jej szczupłe i gibkie ciało nadało ruchom takiego znaczenia, że pozostało mi patrzeć i podziwiać. Lekkość i płynność z jaką się poruszała, przechodziło moje pojęcie.

- Hej, nie zamulamy tu – krzyknęła mi do ucha widząc, jak mnie zamurowało. Obudziła mnie tym wezwaniem i onieśmielony dołączyłem z nią do szalonego biegu, by złożyć ofiarę ze swojego ciała, Bogu brzmienia.

Wściekły didżej po kresce ścierał sobie opuszki palców na mikserze, by zaspokoić wszystkie lęki i pragnienia nasterowanej masy ludzkiej, gdy Anka zbliżała się do mojego ciała i oddalała kusząc w dwuznaczny sposób. Kiedy się do niej przybliżałem, odpychała mnie, jednak na tyle delikatnie, że wzmacniało to moje przekonanie, iż mam próbować dalej. Ruszyła w pochód po całej sali machając mi ręką bym do niej dołączył, co z radością kłębiącą się w okolicy mostka zrobiłem. I tak przemierzaliśmy całą salę wzdłuż i wszerz, tańcząc coraz to innymi stylami zależnie od muzyki, przy okazji obserwując, jak tańczą inni przedstawiciele kultury klubowej.

Każdy utwór, mimo że mógł być słyszany przeze mnie ileś tam razy, potęgował się w moich uszach za sprawą tej drobnej duszyczki, która stała wymachując rękami obok mnie. Coś było innego w powietrzu, kiedy grali tą piosenkę, która zawsze była puszczana ,a po której miałem teraz ciary na plecach i która mogłaby się nie kończyć dla mnie nigdy.

- Jak się bawisz? – zapytała w tańcu schylając się do mojego ucha.

- Z tobą, zajebiście.

- Zawsze możesz lepiej, jeśli wiesz co mam na myśli?

- Co masz na myśli?

- Zgadnij – mówiąc to wysłała mi niejednoznaczny sygnał, odsłaniając paletę zębów w szczerym uśmiechu.

- Myślisz o tym, o czym ja myślę? – zapytałem podchwytliwie, bo nie chciałem dosłownością psuć zabawy.

- A o czym myślisz?

- Ty chyba możesz tak godzinami, nie?

- Przekonaj się.

Znowu to zrobiła. Złapała mnie za rękę, nie pytając o pozwolenie i nie patrząc na moją reakcję. Bardzo ta bezpośredniość mi się w niej podobała, nie czułem przy tym żadnego skrępowania, jak to było z innymi dziewczynami. Wszystko co jakoś łączyło się z nią, było naturalne, swobodne, bez cienia napięcia. Chwyciła moją dłoń i przebiła się przez stertę manekinów, wprawionych w ruch za pomocą jakiegoś magicznego pyłu z odczynem chemicznym, który w moim ciele wyparowywał z każdą minutą. Wyszliśmy z klubu trzymając się za ręce, jak jakąś pieprzona para zakochanych, którzy pobrali się po jednym dniu znajomości.

Stojąc u wejścia nad czerwono- bordowym neonem z nazwą tego przybytku, który oświetlał kawałek terenu, jak szatańskie słońce na dolnych rejonach piekła, Anka odpaliła papierosa żarową zapalniczką z znaczkiem marihuany na boku. Machinalnie spróbowała mnie poczęstować zawartością paczki, lecz dość nieprzekonująco odmówiłem gestem, bo od dzieciństwa miałem złe z fajkami wspomnienia.

- Nie palisz?

- Nie.

- Pijesz?

- Za alkoholem też za bardzo nie przepadam.

- Pewnie, dlatego że masz słabą głową. Dobrze, że chociaż nosek coś pudrujesz, bo inaczej nie było by z kim pogadać. Czekaj – ożywiła się nienaturalnie na jakąś myśl, odkładając papierosa od ust – tylko mi nie gadaj, że dzisiaj to zrobiłeś pierwszy raz.

- No tak, głupio mi to mówić, ale to prawda.

- Boże, co ja tu robię? Jak ty nie wiesz, jak to jest bzykać się na tabletach, to o czym będziemy gadać?

- A jak to jest po tabletach?

- Spróbuj to będziesz wiedział. Jesteś tu autem?

- Nie.

- To jak Grzeczny? Czym osłodzimy sobie tą noc?

- Grzeczny?

- A czego się spodziewałeś? Kombinuj coś słodziaku, bo noc nie trwa wiecznie, a baletami na trzeźwo to straszą dzieci na dobranoc.

- Mam poszukać Tomka?

- To ty się mnie pytasz? – zrobiła teatralną minę z pretensją. – Ah, no tak zapomniałam, że ty jesteś nowy i tylko Tomka znasz. Czemu to zawsze ja muszę decydować. Zostawmy Tomka w spokoju, on będzie całą noc biegał.

Towar najwyższej próby schodził z organizmu i czułem tylko lekkie syczenie w mózgu, bez podkręconej gadki. Rozmowa z tą Anią miała dziwnie zawarte między zdaniami znaczenie. Jak na razie to nie wiedziałem co ona ode mnie chce, poza tym żebym jej towarzyszył „bo Tomek biega”. Ukradkiem obserwowałem ją, jak delektuje się mentolowym papierosem i nawet jak nasz wzrok się spotykał, nie było w nim tego charakterystycznego spłoszenia, które zawsze towarzyszyło mi przy nieznajomych osobach. Ona nie była nieznajoma.

- Mogę zapytać co brałaś? – zapytałem, kiedy ona niedbałym ruchem wyrzuciła jeszcze tlącego się kiepa przed siebie i obrała kierunek na wyjście z parkingu.

- Możesz, ale nie musisz chłopaku robić takich oficjalnych pytań, wyluzuj, nie bądź spięty – idąc obróciła się do tyłu w moją stronę. - Krępuje cię?

- Nie.

- Słabo kłamiesz.

- Nie kłamie, właśnie dziwne, bo przy tobie czuje się normalnie.

- A przy innych dziewczynach, nie? O czym to świadczy?

- Nie wiem.

- Nie obraź się, ale jak na Ciebie patrzę to widzę chłopaka, mężczyznę, który ma dużo, że tak powiem pierwiastka kobiecego.

- Bardzo okrężną drogą dałaś mi do zrozumienia, że według Ciebie nie jestem męski.

- Strzeliłeś już focha?

- Nie – przeciągnąłem to słowo jak tylko się dało, sam z siebie się śmiejąc. – Nie obraziłem się. Nie jesteś pierwsza, która to mówi. Nie mam z tym problemu. Po co walczyć z czymś co i tak już jest. Taki po prostu jestem. Ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie.

- Pikse wzięłam i tyle. No dzisiaj to mi ten cukierek nie podszedł. Serce mi wali za szybko i to chyba wszystko. Muszę się zamulić alkoholem trochę, będziesz mi w tym towarzyszył.

- Brzmiało jak polecenie.

- Bo tak miało brzmieć – pokazała mi swoja twarzyczkę w konstelacji pozytywnej, rozciągając wargi w kształt banana.

Podążałem za nią pół kroku z tyłu nie mogąc dostosować się do jej tempa. Mijały nas grupki ludzi w ubiorach imprezowych idące w przeciwnym kierunku i głośno komentujące swoje sprawy. Jak na zwykły weekend bez żadnej znanej gwiazdy za konsoletą, ludzi było ponad miarę. Cóż, ten klub miał swój niezaprzeczalny klimat, miał dobrą, bardzo dobrą czasami muzykę oraz ambitnego rezydenta i w okolicy wybijał się ponad przeciętną. Goniły tutaj samochody z blachami, których nie mogłem rozszyfrować jeśli chodzi o miejscowość z której przybyli. Schodzili się ludzie z okolicznych wiosek i wichur. Przyjeżdżali miłośnicy wrażeń z sąsiednich miast w specjalnie podstawionym bezpłatnym autobusie, który kursował w każdą sobotę. Wchodziły do klubu grube portfele, wypchane barbórką z pobliskiej kopalni i chamstwo, które miało tylko na wejście, w przerwach od tańca pijąc wodę prosto z kranu. Wszystkich ich zostawiliśmy za sobą oddalając się od klubu i niknąc w szarej ciemności nieznanego.

Anka weszła do sklepu spożywczego, który pomimo późnej pory był wciąż otwarty. Kazała mi czekać na zewnątrz z nie wiadomo jakiej przyczyny. Potulnie spełniłem tą prośbę rozglądając się po okolicy z obojętnym wyrazem twarzy. W tym momencie nie czułem absolutnie nic i było mi z tym dobrze. Pociągałem co chwila nosem, jakbym chciał przywołać resztki towaru ukryte w zakamarkach moich nozdrzy. Nerwowo kręciłem się w miejscu i oglądałem się za siebie, czy ona w końcu wychodzi. Wyszła. Mocnym pchnięciem otworzyła drzwi i w tym samym momencie przechyliła puszkę piwa, w ogóle nie zwracając uwagi na moją osobę. Nie zamknęła wejścia wciąż trzymając ręce na klamce i krzywiąc się, dusiła piwo do końca. Kiedy dopiła wyrzuciła puszkę pod sklepem i zakryła usta zewnętrzną stroną dłoni.

- Sorry – powiedziała udając zawstydzenie. Nie kryłem swojego zdziwienia na twarzy, zastanawiając się co ta dziewczyna ma w głowie. Przez chwilę zapachniało mi tu nawet patologią.

Z reklamówki trzymanej na przegubie dłoni wyciągnęła mi piwo, sama otwierając sobie następne. Ten widok trochę mnie zniesmaczył, ale nic nie mówiłem. Nie otwierałem aluminiowej puszki, tylko trzymałem ją w dwóch rękach, obracałem i grzałem bo było bardzo zimne.

- Nie pijesz? – zapytała pijąc łyk nowego piwa.

- Nie za bardzo mam ochotę.

- A na co masz ochotę? Na mnie?

- Co? – z wrażenia aż zapiszczał mi głos.

- Żartowałam – zaśmiała się radośnie sama do siebie - chciałam sprawdzić twoją reakcję, bo nie wiem czy wiesz, ale patrzę na ciebie.

- Ja na ciebie też. Tylko te twoje żarty to trochę dziwne.

- Wypij ze mną, bo mi smutno w samotności pić.

- Nie jesteś sama. Będziemy tak tu stać pod sklepem jak menele?

- Ale pije sama, tak nie powinno być. Damy nie piją same.

- Jeśli jesteś damą, to w takim razie wypiję. Ale tylko jedno.

- O widzisz. Już cię lubię – stuknęła się o moją hermetycznie zamkniętą puszkę, wylewając niewiele złocistego trunku na ziemię.

- Jak już się napiłaś, to gdzie teraz idziemy? Bo mnie powoli puszcza.

- To się nie puszczaj Szymonku, na lewo i prawo, tylko bądź porządnym obywatelem i zachowaj trzeźwy umysł.

- Tobie to piwo widzę na głowę wali.

- Idziemy do mojego takiego znajomka. On to jest taki Papcio Chmiel, więc nie rób wielkich oczu jak go zobaczysz, bo on jest dużo od nas starszy.

- No i co z tego? A jak się nazywa? Może znam, bo to w sumie małe miasto jest, tutaj każdy zna każdego.

- Mówią na niego Człowiek- Rolka, ale mogłeś go znać pod mitycznym pseudonimem Demsi - nadała słowom manierycznej wymowy, bawiło ją wypowiadanie tego zdania.

- Czemu Rolka? Bo co na rolkach jeździ?

- Nie. Skąd ci coś takiego do głowy przyszło? Człowiek- Rolka bo kręci takie rolsy, że głowa mała.

- Aha, no tak. To wszystko wyjaśnia. Rzeczywiście.

- Jak mój Demsunio skręci blanta to ręce same składają się do oklasków. Jak widzę te jego dzieła to mam mokre dłonie od wewnątrz. Znam go od dawna i nawet kiedyś między nami coś było, ale to stare dzieje, co ci będę opowiadała. Jak do niego przyjdziemy to weźmiemy coś, jakieś tabletki, coś do nosa, nie?

- Nie mam kasy.

- Spoko, ja stawiam. Na rozpoczęcie znakomitej znajomości.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Ritha 16.11.2018
    Ponad 30 tys. znaków, za długie, przez pół co najmniej, a najlepiej na trzy części i wtedy prędzej będzie odzew ;)
  • paszadian 16.11.2018
    Dzięki, będę pamiętał o tym na przyszłość. A jak Ty oceniasz ten fragment?
  • Canulas 16.11.2018
    Myślę, że oceniła własnie tą sugestią ;)
    Masz w profilu możliwość edycji i jeśli uważasz , że warto dać tekstowi szansę, podziel.
    Przy wstawianiu limit dwa na dobę. Każdy kolejny lądauje od razu na półkę.
  • paszadian 16.11.2018
    No tak, w sumie racja, tylko że to co zamieściłem to fragment książki, które ma 350 stron, więc nie było to pisane jako opowiadanie i dlatego musiałem znaleźć moment, który by to jakoś zamknął. Gdybym dał krótszy fragment, wątek by się nawet nie rozwinął. W każdym razie dzięki za sugestię :)
  • Canulas 16.11.2018
    Cóż, też racja. Takie również przechodzą, ale dobrze dać się poznać od czegoś... mniejszego. Ludzie nieufna i zabiegane. Potem, jak ich już obłaskawisz skillem, możesz... A zresztą, to tylko moja opinia. Spokojnie. Ktoś zara wskoczy ze swoją - odmienną.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania