Poprzednie częściNawiedzony pub (odcinek 1)

Nawiedzony pub ( odcinek 2)

Powiedziano mi, że drzwi są zamknięte do rana, a do tego czasu mam zamknąć ryja. Nie smucić, dobrze się bawić, bo jest zajebista muzyka, tańczyć i kupić sobie drinka.

Fakt, muzyka była zarąbista – punk rock, którego osobiście nie znoszę, bo za bardzo drą ryja.

Co miałem robić? Poszedłem do baru. Sushina, zasugerowała mi wcześniej, żeby już więcej nie pić, więc wziąłem się na sposób. Zamówiłem kakao; duże, z pianką. Takie jakie robiła mi babcia.

Kogut, wpierw spojrzała na mnie jak na wariata, potem pokręciła głową, po czym przyniosła zamówienie i już szykowała się, żeby dolać tam wódki, ale zasłoniłem kufel ręką. Pierwsza zasada; zawsze pilnuj swojego kieliszka, nigdy nie wiadomo co mogą ci tam dosypać. Swoją drogą, to było oryginalne, żeby podawać kakao w kuflu, dziwna sprawa, że w ogóle to mieli. Kogut powiedziała, że to chwyt marketingowy, żeby zachęcać klientów do kupowania alkoholu, bo kufle i kieliszki się z nim kojarzą. Ciekawe, że nie wpadli na pomysł, że można sprzedawać tylko alkohol.

Minąłem grupkę przy barze, gdzie jeden facet zwrócił moją uwagę. Stał nieruchomo jak manekin, trzymając kufel na wysokości piersi, z jego ust wystawała słomka, która stanowiła łącznik pomiędzy nim, a piwem. Kiedy inni żywo gestykulowali, on pozostawał w bezruchu.

Było już dobrze po dwudziestej drugiej, więc postanowiłem się udać na striptiz. Nie miałem ochoty się już spotykać z Krzysiem, który uważał się za wampira. Był niesympatyczny, a poza tym rozmowa z nim, zajmowała stanowczo za dużo czasu.

Ciekawiło mnie, co on takiego zrobił, że ten ksiądz mu uwierzył? To pewnie dla świętego spokoju, tylko udawał, że wierzy. W chrześcijaństwie wiara w takie rzeczy jest przecież zabroniona, a już na pewno nie wolno jej praktykować. Z drugiej jednak strony w tym klubie barmanka kazała do siebie mówić Kogut. Jakiś żul Wielbłąd, jarał się innymi pijaczkami o kretyńskich ksywach, faceci wrzucali dwieście złotych do klozetu. Dwa trupy nie przeżyły, będąca w świetniej formie Sushina, była martwa od piątku, a o dwunastej w nocy, duchy śpiewały o Legii. Co w tym dziwnego, że szef, który nie lubi trzeźwych i gada o smaku Ketaminy uważa się za wampira, a właściwie; wa-wampira?

W trzeciej sali, striptizerki w najlepsze rozgrzały już publiczność do czerwoności, za wyjątkiem pewnego młodzieńca, który siedział samotnie przy stoliku, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje naokoło.

Młodzian, miał na sobie różowy t-shirt z niebieskim słoniem, różowe spodenki i buty pomalowane w fantazyjne wzory, a na głowie wysokiego na około pól metra, postawionego żelem irokeza. Prawdopodobnie musiał się schylać, gdy przekraczał próg.

Jego uwaga skupiona była na bloku rysunkowym, w którym coś bazgrał markerem. Szkicowniku, wypełnionym już prawie w całości jakimiś dziwadłami z wielkimi oczami. Spytałem czy mogę się dosiąść.

- No – odpowiedział nie przerywając swojego zajęcia.

Dosiadłem się i spytałem co robi. Dopiero teraz młodzian przerwał na moment i spojrzał na mnie.

- Sowę? - w tym jednym wyrazie, jak się potem okazało, zawierała się zarówno odpowiedź na moje pytanie, jak i jego zapytanie, czy sobie takową życzę.

- Słucham?

Młodzian bez słowa podał mi kartkę papieru, na której było niedbale napisane kredkami:

 

RóżowyRobiSowy

 

Sowę zrobię:

 

- na ząmówienie, zlecenie, a nawet dekoracje

- na każdym rodzaju nawierzchni

- w każdym kolorze, pod

warunkiem, że jest różowy!!! ale mogą być też inne

 

Sowę sprzedam

 

- namalowaną przeze mnie!!!

 

PROMOCJA!

 

- dwie sowy i trzecia w cenie trzech

 

Super promocja!!

 

- do każdej sowy daje autograf

 

( mój własny)

 

Różowy zaprasza na SOWY

 

www.rozowyrobisowy.ownlog.com

 

Rozstawienie na kartce było koszmarne i raczej odrzucało, niż zachęcało, ale za to miało fajne kolorki.

A więc, to był ten słynny Różowy co robi sowy. Widziałem jego wrzuty na szyldach sklepów, na murach, na ścianach przeznaczonych na graffiti. Była to zazwyczaj sowa, albo ,, RóżowyRobiSowy", ,,RRS ", lub też napis na pustej przestrzeni: TU BĘDZIE SOWA RÓŻOWEGO. NIE RUSZAĆ!!! Facet zaklepywał sobie teren, wygryzając konkurencje, której właściwie nie miał. Nikt inny nie malował sów na taka skale. To znaczy to, co on malował, to podobno były te ptaki, ale tylko on był o tym przekonany. Z reguły inni widzieli w tym zupełnie coś innego, co bardzo denerwowało artystę. Do klasyku należała już opowieść, jak to Różowy zagrał na jednym koncercie z Hujas w Cipas. Zespół generalnie śpiewał piosenki o miłości, a idea polegała na tym, że Pan koloru świni( tak nazywał się profil Różowego na facebooku) malował w tym czasie na ścianie to, co zespól śpiewał. Przy czym on uważał, że zespół śpiewa o sowach. Nie było to pozbawione sensu, gdyż muzycy nagrali utwór specjalnie na tą okazje – Sowy się kochają. Nie wyszło to jednak tak, jak powinno, ponieważ malarz, tak się schlał z zespołem przed koncertem, że nie był wstanie utrzymać pędzla, a zespól zapomniał słów piosenek, wiec wyszła jedna wielka improwizacja. Publiczność jednak i tak była zadowolona. Lider zespołu – Doktor Giry słynął z tego, że w każdym zespole, z którym występował, picie przed koncertem i rausz na scenie było na porządku dziennym. Występował łącznie w podajże w dziewięćdziesięciu dziewięciu zespołach, więc właściwie cały rok był w trasie w którymś z nich. Między koncertami dorabiał jako barman, więc alkoholu nigdy nie brakło. Z reguły brali w trasę trzy ciężarówki; jedna ze sprzętem muzycznym i dwie ze skrzynkami browarów.

Po tamtym koncercie, Różowy dostał propozycje zrobienia okładki dla zespołu ,, Parówa", ale uznał, że to przerasta jego kompetencje, Według niego narysowanie parówki było zbyt trudne.

Dowiedziałem się o Panu koloru świni, kiedy obejrzałem filmik pokazujący jak Różowy maluje Sowę, w nocy przed posterunkiem policji. Pod filmikiem był link do jego facebooka, gdzie pieczołowicie opisywał co u niego się dzieje.

Mówiąc krótko – to był pojeb. Jak większość w tym pubie.

Nagle zauważyłem, że do kakao wpadają mi jakieś krople z sufitu. Nadstawiłem palec, po czym posmakowałem tego, co spadło. Spirytus. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Koguta, która siedziała na jakiejś grzędzie, trzy metry nade mną. W ręku miała strzykawkę ze spirytusem, z której spuszczała krople do mojego kufla. Zerwałem się na równe nogi

-Co robisz?! Jak tam wlazłaś?! - krzyknąłem.

- Nie zamówiłeś alkoholu. Jako barmani mamy obowiązek dolewać go klientom, którzy go nie piją. Nad całym pubem pod sufitem są porozmieszczane te bale. Przesuwamy się na nich nad klienta i stąd mu dolewamy. To jest nasz system na abstynentów.

- A jak stąd zejdziesz? - była dość wysoko.

- Chwileczkę – wyjęła krótkofalówkę. - Kogut do Dużej, Kogut do Dużej. Jestem na C4. Zdejmij mnie.

Po chwili powierzchnia mojego kakao zaczyna drzeć jak woda w filmie Jurassic Park, kiedy zjawiał się Tyranozaur. Z piwem Różowego działo się to samo. Po chwili poczuliśmy rytmiczne wstrząsy ziemi, z każdą chwilą coraz wyraźniejsze. Coś się zbliżało, i to coś dużego. To coś to była Buka z Muminków.

Tak przynajmniej pomyślałem na pierwszy rzut oka, bo to kobieta była, to chyba była kobieta, ale bardziej przypominała mi Bukę. Miała na sobie fioletowa koszulkę z jej twarzą, a ponieważ była ona jakieś dwa metry nad ziemia, myślałem,że to prawdziwa głowa. Twarz jej był jednak dalsze pół metra wyżej. Ta kobieta była ogromna i tłusta. Wyglądała jak trzymetrowy worek na kartofle w stroju buki.

Ten widok zainspirował mnie do prawdziwej twórczości.

 

Podeszła do nas lokomotywa.

Ciężka ogromna i pot z niej spływa,tłusta oliwa.

Stoi i sapie i dyszy i dmucha

A fetor z rozpasionego jej pyska bucha

gdzie tylko spojrzę, to tłuszcz się wylewa,

a jeśli kichnie, to będzie ulewa,

Jest taka wielka, nie mieści się w drzwi

nikt z obecnych jednak z niej nie drwi,

Lecz choćby przyszło tysiąc atletów,

i każdy zjadłby tysiąc kotletów,

i każdy nie wiem jak się natężał

to by jej nie ruszył - taki to ciężar

Wichura z jej płuc te stoły rozniesie,

nic tu pomogą żadni kolesie.

I stoi już obok, pozdrawia mnie gestem

Wyciąga rękę, mówi – Duża jestem.

Żarła dużo bo tak się roztyła,

muszę to przyznać – mała nie była

i patrzy tak na mnie, a w gardle ja ssie

i mówi basowo – napiłabym się

I drepce nerwowo,i obcasami stuka,

nastawia karku, bierze Koguta

 

Najpierw powoli jak żółw ociężale,

Ruszyła z kogutem na karku ospale

Szarpnęła swe nogi i dźwiga z mozołem

koguta - kobietę, co miele jęzorem

do biegu pośpiesza ją, by gnąc coraz prędzej

prędkości, prędkości, prędkości chce więcej

A dokąd, a dokąd, a dokąd tak gna?

Do baru. do baru, co sił ile się da,

A na co, a na co, a na co ten ruch?

Bo suszy, bo suszy bo suszy za dwóch,

To Duża, to ona, to jej pic się chce

do piwopoju, jak dotrzeć tam wie

By wziąć sobie kufel i wlać tam browara,

tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo się stara

I biegną przez sale tratując tam ludzi

Do baru, bo piwo, pragnienie ostudzi,

i bierze i wlewa i chla to jak smok,

a w około nich już zbiera się tłok,

a patrzą, a mówię i tak komentują,

że barmani pracują, a jednak się trują

i pije, i żłopie, i rośnie jej brzuch

To pragnienie alkoholowe wprawiło to w ruch

to całą machinę, co browar sprzedaje,

pracownicy pija to co zostaje.

Zauważyłem to,a trochę już żyje

że od piwa nie zawsze, lecz często się tyje

 

No dobra nie było to może najwyższych lotów, ale skojarzyło mi się z lokomotywą Brzechwy. Ta Duża, to była prawdziwa lokomotywa.

Pytającym wzrokiem spojrzałem na Różowego.

- Duża, ochroniarz – odpowiadał zdawkowo.

- Słyszałem, że wypuszcza nas dopiero rano – zagaiłem.

- Taaa, wypuszczą nas jak Kogut zapieje.

Więc takie były tu zwyczaje. Pub otwierali nad ranem w momencie, gdy barmanka zapieje. Może dlatego nazywała się Kogut. Swoją drogą, chciałem to zobaczyć.

Do naszego stolika przysiadł się wytatuowany facet w puchatej czapce z ochraniaczami na policzki.

- Ogólne cześć. Fajne dziewczynki, co? Różowy, wydziargaj mi na pośladzie sowę jak siedzi w betoniarce. Hej, dziś będzie odczynianie uroków. Kibice Legii się zmartwią, a Bóg nie lubi murzynów. I słuchaj, chce, żeby ta sowa miała ząbki. A potem zrobimy mi sesje zdjęciową. Będę w kiblu, gdzie …

Ten typ mówił bardzo szybko i chaotycznie. Przeskakiwał z tematu na temat. A to, opowiedział jakiś dowcip, a chwile potem jak był marynarzem i prawie utopił się misce na kapustę. Potem, z tego przeskoczył na tematy artystyczne, a potem znowu opowiedział dowcip, by zaraz potem nawiązać do sów Różowego, z czego przeskoczył do opowieści jak lewitował w beczce nad wodospadem Niagara, z czego płynnie nawiązał do tematu swojej czapki, którą dostał od słynnego greckiego filozofa w podzięce za uratowanie życia, kiedy ten rozbił się samolotem o autobus pijanych zakonnic jadących na Woodstock.

Innymi słowy, od jego paplaniny dość szybko rozbolała mnie głowa.

- Poczekaj, czym ty się właściwe zajmujesz? - spytałem.

Gość poczerwieniał na twarzy, na oczach wyszły mu naczynka krwionośne i pojawił się szał.

- Jak to czym! Ty uważaj sobie! Czy ty wiesz, kto ja jestem?

- No właśnie nie wiem i dlatego pytam.

- Jakbyś wiedział, to inaczej byś śpiewał Ja jestem Ryś, jeszcze mnie popamiętasz.

- A cha – wziąłem komórkę, wszedłem do internetu i wpisałem w wyszukiwarce ''Ryś''. Pomyślałem,że jak to ktoś znany, to powinny wyskoczyć jakieś strony. To, co znalazłem, zacząłem czytać na głos:

,,Ryś - gatunek lądowego ssaka drapieżnego z rodziny kotowatych, największy z rysi (Lynx). Występuje w Europie i Azji. Poza kotem domowym, ryś i żbik są jedynymi występującymi w Polsce przedstawicielami kotowatych. W Polsce jest gatunkiem rzadkim i chronionym ( teraz już wiem czemu był taki ważny).

- Co ty pieprzysz?! – zdenerwował się Ryś.

- Robię teraz wystawę – przerwał nam Różowy – nie wiem jeszcze czemu będzie poświęcona, ale to będą sowy na wrestlingu. Jaram się, jaram się bardzo. Wczoraj Small Show bił się DC Pijakiem i DC Pijak zrobił mu suplexa, ale przedtem zaczął napiepszać go kuflem. O tak.

Różowy wziął swój kufel i zaczął naparzać Rysia po głowie. Ten zasłonił się rękami, odskoczył i nie pozostał mu dłużny. Ryś wziął krzesło i zaczął robić to samo, Różowy odrzucił kufel, zbijając go i rzucił się na swojego przeciwnika. Zaczęli się kotłować na podłodze. Ani Duża, ani nikt inny z ochrony, czy w ogóle ktokolwiek, nie zareagował. Wyglądało to tak, jakby to na było na porządku dziennym. Właściwie nocnym.

Różowy wygiął mu rękę pod dziwnym kątem i założył dźwignie. Ryś bezskutecznie próbował się wyrwać, ale w końcu dał za wygraną i wolną ręką pokazał, że się poddaje. Zwycięzca zdarł z niego koszule, wyciągnął markera z kieszeni i zaczął mu rysować na plecach sowę.

Zdążyłem już zauważyć, że on rysuje te swoje sowy wszędzie gdzie się da. Czemu, więc nie na plecach pokonanych rywali? Może dlatego wszczął to bójkę? Chciał sobie porysować, a przy okazji zrobić reklamę. Ale, to jeszcze nie był koniec. Pan koloru świni podniósł się i zaczął wykonywać dziwaczny taniec w okół leżącego Rysia. Przypominał trochę indyka podczas godów.

Zrozumiałem,że nici z pogawędki, więc wróciłem do baru. Był przy nim ten sam facet, co wcześniej stał jak manekin. Przez ten czas, ani nie ruszył się z miejsca, ani nie zmienił pozy. Różnica była tylko taka, że teraz był sam i spokojnie sączył piwo przez rurkę. Był z tym trunkiem jakby zespolony.

Kogut powiedziała, że to tak zwany; Bronisław Spokojny. Stały klient, który właściwie robi tu za dekoracje. Przychodził do knajpy noc w noc. Zawsze zamawiał piwo, stawał w tym samym miejscu i w tej samej pozycji. Sączył je przez słomkę, a kiedy mu się kończyło, któryś z barmanów mu dolewał i cały proces zaczynał się od początku. Stał tak przez jakieś cztery, pięć godzin, niekiedy do samego rana, po czym nagle ożywał, podchodził do baru, uiszczał rachunek i wychodził. Właściwie z nikim nie rozmawiał, przychodził, stał jak słup i chlał. Potem nawalony wracał do domu. Nie mi było o tym dyskutować, każdy ma swój sposób na życie.

- Napijesz się z papugą? - usłyszałem czyjś głos.

No tak, powinienem już się chyba przyzwyczaić do głupich pytań.

Dla odmiany, tym razem zaczepił mnie dobrze ubrany facet przed czterdziestką, pod krawatem, ze złotym Rolexem na ręku i złotymi sygnetami na palcach.

- Dlaczego nie – odpowiedziałem.

- O, dziękuje. Wreszcie ktoś, kto nie ma klapek na oczach. Ludzie, jak słyszą czym się zajmuje, to wolą się trzymać z daleka. Jestem adwokatem. Wiesz, mówią na nas papugi.

- No wiem. Właściwie to myślałem, że jest wręcz odwrotnie. Zawsze się przyda jakiś prawnik w rodzinnie. A poza tym, to chyba zawód, który cieszy się powszechnym szacunkiem.

- Gdzie tam! Ludzie nas nie lubią, bo żerujemy na ludzkim nieszczęściu. Klienci się do nas zgłaszają w sytuacjach trudnych i często wstydliwych. Weźmy sobie sprawę rozwodową. Klienci przelewają swoje prywatne brudy na prawnika. A jeśli, żona mówi o sprawach intymnych przed sądem, to my wtedy jesteśmy za to obwiniani. Jeśli bronisz mordercy i wygrasz sprawę, to oczywiście masz szacunek w branży, ale cierpi potem twoje sumienie. Wiesz, że ten człowiek to potwór i nieraz sam masz ochotę go zastrzelić, a to by było nieprofesjonalne. W sądzie, musisz go przedstawić w jak najlepszym świetle. Jaki to biedny i pokrzywdzony przez los człowiek, który po prostu się bronił, albo w najgorszym razie niepoczytalny. Wykorzystujesz każdą lukę prawną jaką tylko znasz, sztuczkę psychologiczną czy wręcz manipulacje. Ludzie mają nas potem za zawodowych kłamców.

A kobiety umawiają się ze mną i tak, tylko dla pieniędzy.

- Czemu sądzisz, że tylko dla pieniędzy? Ciekawa zmiana tematu swoją drogą.

- Bo gdy im mówię, czym się zajmuje, to tylko udają, że je to interesuje, za to bardzo chętnie, biorą ode mnie drinki, gdy im postawie.

- Skoro sam im proponujesz.

- Kiedy ja chce, żeby ktoś się ze mną napił! Napijesz się z papugą? Ja stawiam.

- No jasne.

- A kiedy już mnie oblukają, jakie mam drogie ubranie, zegarek, wypasioną komórkę i karty kredytowe, to z reguły subtelnie pytają, gdzie jest moja dziewczyna.

- No i co z tego?

- Nie widzisz tego? Ewidentnie chodzi im tylko o moją kasę!

- To dlaczego im mówisz, że jesteś adwokatem i ubierasz się tak, że widać, że jesteś dziany?

- No, żeby imponować innym, i żeby laski na mnie leciały.

- A o czym z nimi rozmawiasz?

- O samych ciekawych rzeczach. Mojej pracy, moich samochodach, moich jachtach, moich zarobkach i o tym co mogę jej kupić.

- Innymi słowy o pieniądzach. I potem się dziwisz, ze lecą na twoją kasę?

- No bo lecą.

- A jak mają lecieć na coś innego, jak im tego nie pokazujesz? Gdybyś przemilczał kim jesteś, ile zarabiasz i ubrał się jak normalni ludzie, to może by poleciały na coś innego.

- Gdybym się tak ubierał, to ludzie by mnie nie szanowali, a laski by na mnie leciały. Może i mnie nie lubią, ale za to jestem ważny. A ty, napijesz się z papugą?

Nagle zamarł, zesztywniał, bezskutecznie próbował złapać powietrze, ale zamiast tego zaczął pluć krwią. Coś zaczęło wychodzić z jego klatki piersiowej napierając na jego koszule. Nagle materiał pękł i wyłoniło się z niego coś jakby pięć małych, zakrwawionych robaczków, które jednak schowały się równie szybko jak się pojawiły.

Prawnik osunął się na ziemie ukazując Wampira Krzysia, który stał za jego plecami. W brudnym od krwi ręku trzymał serce ociekające serce. Dosłownie wydarł mu je z piersi. Krople krwi kapały z niego na podłogę.

- Nie lu lu lubię pa pa - pa - papug. Nie będziesz z nim pipi-pipi -pipiił. - Powiedział to prawie beznamiętnie. Jedyne jego emocje, to wkurwienie, ze nie mógł zdania powiedzieć.

- Zbliża się dwunasta. Eeegzorcyzmy czas zacząć. Chce, że żebyś to zo -zobaczył. Chodź do kibla, chłoptasiu.

Następne częściNawiedzony pub (odcinek 3)

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Niestety znacznie słabsze od pierwszej części, która była naprawdę super.
    Masz kilka literówek:
    "Fakt, muzyka była zarąbista – punk rock, którego osobiście nie znoszę, bo za bardzo drą ryja." może "mordy" bo chwilę wcześniej jest "ryja"
    "Nikt inny nie malował sów na taka skale" - raczej "taką skalę"
    "a zespól zapomniał słów piosenek" - zespół
    "Występował łącznie w podajże" - bodajże
    "Tak przynajmniej pomyślałem na pierwszy rzut oka, bo to kobieta była, to chyba była kobieta, ale bardziej przypominała mi Bukę." jedno z dwóch "bo to kobieta była, to chyba była kobieta,"
    "Miała na sobie fioletowa koszulkę z jej twarzą, a ponieważ była ona jakieś dwa metry nad ziemia, myślałem,że to prawdziwa głowa" - "fioletową", "ziemią"
    "- Słyszałem, że wypuszcza nas dopiero rano – zagaiłem." - wypuszczą
    "A to, opowiedział jakiś dowcip, a chwile potem jak był marynarzem i prawie utopił się misce na kapustę." - chwilę
    "Kiedy ja chce, żeby ktoś się ze mną napił!" - chcę
    "Prawnik osunął się na ziemie ukazując Wampira Krzysia," - "ziemię"
    "jedyne jego emocje, to wkurwienie, ze nie mógł zdania powiedzieć." - że
    "Chce, że żebyś to zo -zobaczył." "Chcę"
    Pozdrawiam
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Wywód o różowym tak mnie znudził, że miałem ochotę przerwać.

    Natomiast całkiem fajna Lokomotywa.

    Najmocniejszy fragment tej części.

    I błąd logiczny: Jak spokojny dobie wychodzi, gdy drzwi są zamknięte do rana?
  • Waldan dwa lata temu
    Wiecie , kwestia jest taka, że to jest wzorowane na prawdziwym miejscu i osobach, i trochę pod te i dla tych osób pisane.Wyolbrzymione oczywiście. Wiec, kto tam był ten doskonale wie o kim, czym, pisze i dlaczego to pisze. Akurat Rózowy jest ważnym elementem tamtego ,,krajobrazu". Miejsce już nie istnieje. Ale byłem ciekawy jak się przyjmie wśród osób, które nie mają z tym nic wspólnego. Dzięki za zwrócenie uwagi na błędy. A swoja drogą, to w moim odczuciu fragment z lokomotywą jest strasznie zenujący XD
  • Waldan dwa lata temu
    Podobieństwo do pewnych osób jest oczywiście przypadkowe;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania