Nic się nie zmieniło

Salę numer szesnaście wypełniała gęsta, senna niemoc. Panowała prawie idealna cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara, strzelaniem długopisów, klikaniem w klawiaturę i pojedynczymi kaszlnięciami. Trzydziestu pięciu uczniów w skupieniu analizowało pierwsze zadania na kartce niemalże białego papieru. Wysoki blondyn, siedzący w kącie pod oknem, raz po raz sprawdzał, co się dzieje za szybą. Nic się nie zmieniało. Śnieg nadal prószył, okrywając drzewa lekkim puchem. Musiał wziąć się w garść, wiedział, że umie rozwiązać większość tych zadań. Od tego sprawdzianu zależała jego ocena półroczna. Uczył się z dziewczyną, która układy równań miała w małym palcu. Wziął głęboki wdech i zabrał się do pracy.

Wszystko szło dobrze. Minęła już połowa czasu, a jego długopis coraz szybciej sunął po papierze, gdy poczuł charakterystyczne wibrowanie w kieszeni spodni. Zignorował je, mając zamiar sprawdzić wiadomość na przerwie. Wrócił do zadania.

"Ala zaczęła rozwiązywać układ równań metodą podstawiania na tablicy, jednak przeszkodził jej dzwonek. Dokończ rozwiązywać układ równań i wykonaj sprawdzenie." - brzmiało polecenie.

Chłopaka coś tknęło. Sprawdził, czy nauczycielka jest zajęta komputerem, po czym powoli wysunął telefon z kieszeni. Po odczytaniu krótkiej wiadomości, krew odpłynęła mu z twarzy. Poderwał się z miejsca, wywracając krzesło.

- Siadaj! - krzyknęła kobieta pod tablicą, ale on jej nie słuchał.

Wybiegł z klasy, pomimo gróźb nauczycielki. Ocena lub uwaga nie miały teraz żadnego znaczenia.

Wbiegł piętro wyżej i zastukał do wyjątkowo wąskich drzwi na końcu korytarza.

- Wiem, że tam jesteś - powiedział na tyle głośno, by osoba po drugiej stronie go słyszała. Jego głos był spokojny, choć w środku się gotował. - Otwórz, proszę.

W środku coś huknęło.

- Ala? Ala?!

Zdenerwowany naciskał klamkę raz za razem. Znów rozległ się hałas. Zdesperowany wziął rozbieg i całej siły uderzył bokiem w drzwi, które wyleciały z zawiasów. Owiał go chłód i przesiąknięte czystością zimy powietrze. W bardzo ciasnym pomieszczeniu panował bałagan. Sklepik uczniowski zamienił się w pobojowisko. Regał nie miał wystarczająco dużo miejsca, by się przewrócić, więc oparł się o przeciwległą ścianę, tarasując przejście. Do tego wszędzie leżało potłuczone szkło. Gdzieś chłopak widział kant ławki i drabinę, prowadzącą na dach. Zazwyczaj właz u góry był zamknięty na kłódkę, jednak nie tym razem. Blondynowi udało się jakoś przedostać się pod regałem.

Potem wdrapał się na dach. Wyjrzał na płaską powierzchnię. Tuż przy krawędzi stała chorobliwie chuda postać w powiewającej na lodowatym wietrze sukience na ramiączkach. Jej ręce wyglądały, jakby ktoś opiął skórę na kościach. Matowe włosy do ramion latały we wszystkie strony, targane huraganem uczuć. Chłopak rzucił się ku niej biegiem. Dziewczyna niewzruszona, zrobiła krok bliżej przepaści, jak gdyby od ziemi nie dzieliło jej pięć pięter. Postawiła kolejny krok. Nie zdążyła się przechylić. W doskonałym planie przeszkodził chłopak o niebieskich oczach i silnych ramionach. Pociągnął ją ku sobie i powoli, oddalają się od krawędzi, otulił ją ramionami. Z całych sił przycisnął ją do swej piersi.

- Puść mnie! To nie ma sensu! - załkała, szamocząc się. - Skąd wiedziałeś gdzie jestem?!

- Ciężko jest przeoczyć twoją nieobecność na polskim, przynajmniej twoim przyjaciółkom. Zwłaszcza, gdy byłaś na poprzednich lekcjach - mówił powoli, starając się brzmieć kojąco.

- Nie mam przyjaciół. Puszczaj! - Próbowała się wyrwać.

- Masz. Masz mnie. Nie obchodzi mnie, że jesteś chora. Dla mnie nadal jesteś tą samą Alą, co rok czy dwa lata temu. Anoreksja i depresja nic nie zmieniły - szeptał.

- Puść mnie! Nie mów głupot! - krzyknęła.

- Nie puszczę cię, dopóki nie obiecasz, że nic sobie nie zrobisz - powiedział stanowczo.

- W takim razie razem tu umrzemy - wyszeptała po chwili, chcąc go przekonać, by ją puścił.

- W takim razie umrzemy. Razem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania