(Nie) Bajka o Śnieżce i siedmiu krasnoludach

Dawno, dawno temu, za górami, lasami, morzami i dolinami, w innym czasie, i przestrzeni ,istniało potężne państwo. W państwie tym od zawsze panował dobrobyt i szczęście. Nikt nie był głody, cierpiący czy chory. Mieszkańcy mieli ukochanego króla, który sprawiedliwie i mądrze rządził krajem. Żyć nie umierać. Tym bardziej, że w około roztaczała się potężna prastara puszcza, będąca schronieniem dla magicznych istot. Każdy kto potrzebował odetchnąć od dusznego, miejskiego powietrza bądź chciał poradzić się pradawnych mocy, przybywał do puszczy. Było to miejsce spokojne i ciche...

-Ty cholerny oszuście!

- Zamknij gębę i graj!

...

Jak mówiłam... Las był miejscem cichym...

- Mrugnij do niego jeszcze raz a wydłubię ci oko!

...I spokojnym...

- Walet na dziesiątkę.

- Król na Waleta! Ha, i co ty na to?

- Niech cię zaraza...!

No dobra. Może nie był taki cichy i spokojny, lecz wina za ten okropny hałas, spadała na pewną grupę krasnoludów, która rozpanoszyła się w samym sercu puszczy. Była ich szóstka. Każdy z nich odziany w brudne i wysłużone już opończe, na głowie nosili śmieszne, kolorowe spiczaste czapki. Czwórka z nich siedziała przy długim szklanym stole i grała w karty. Kolejny krasnolud siedział z ponurą miną z dala od grających memląc coś pod nosem. Ostatni usadowił się na ściętym pniu i studiował jakieś opasłe tomiszcze, co jakiś czas poprawiając spadające z nosa okulary.

- Stawiam damę...

- ...Którą rżnie mój Walet! Ha! Wygrałem!

- Ty skurwysynu! Oszukiwałeś!

- Zamknij jadaczkę i dawaj kasę.

- Ja ci dam...ale kopa w dupę

Grający zaczęli przekrzykiwać się wzajemnie i o mało co nie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie ponury krasnolud.

- Siadać! Siadać, psia wasza mać! I zabierać mi te karty! To nie stół, tylko trumna wy tępaki!! - wrzasnął na nich i walną pięścią w szklaną taflę.

Odgłos pękającego szkła rozbrzmiał w ciszy, jaka nagle zapadła między gromadą krasnoludów.

Cała czwórka spojrzała na powstałą szkodę, a potem na winowajcę. Stary brodacz zbladł nieco a potem zaczerwienił się jak dojrzały pomidor.

- I co tak wytrzeszczacie gały? - sapnął- To wasza wina, darmozjady!

- Spokojnie, mój drogi Gburku.

Ostatni z krasnoludów zamknął książkę i podszedł do pozostałych. Poklepał kompana po plecach - Po co te nerwy?

Krasnolud zwany Gburkiem podrapał się po gęstej brodzie.

- Dość już mam czekania i całej tej cholernej misji – mruknął głośno. - Chcę wrócić do domu i napić się zimnego piwa.

- Jak my wszyscy. - westchnął okularnik. - Ale wiesz, że to nie możliwe, dopóki nie obudzimy Śnieżki.

Kompania jak jeden krasnolud spojrzała na trumnę, która służyła im przed chwilą jako stół do gwinta. W środku, ubrana w błękitną suknię, spoczywała piękna, młoda dziewczyna. Jej śnieżnobiała cera była nieskazitelna a usta czerwieńsze od krwi. Hebanowe włosy tworzyły wokół jej głowy czarną aureolę. Leżała nieruchomo z zamkniętymi oczami, lecz wbrew pozorom nie była martwa. Za sprawą złej królowej zapadła w głęboki sen, z którego nie sposób było ją ocucić.

Gburek westchnął i przeczesał ręką łysiejącą głowę.

- Wiem, Mędrku, wiem! - powiedział po chwili.- Cholerny zakład....Niech Gapcio wraca już z tym chłoptasiem, bo jak gorzałkę kocham, nie wytrzymam długo z tymi tutaj – mówiąc to skinął głową na resztę.

- O, wypraszam sobie! - naburmuszył się jeden z karciarzy. A na imię miał Apsik. - Nie byłoby nas już tutaj, gdybyś ty nie zawalił sprawy z księciem!

- Właśnie! - poparł kolegę Śpioszek i ziewną przeciągle.- Smok! Pff.. Też mi wymówka. Smoków nie ma a ten nam chciał wcisnąć, że księcia porwał, pff!

- Toć mówiłem wam, że to nie był smok, tylko troll i nie porwał tylko go pożarł! Co ja miałem niby zrobić? Sam na tą wielką górę mięcha?

- A ponoć takiś odważny...

- Ty nie byłeś lepszy....

- Spokojnie, panowie! - Mędrek ponownie próbował rozładować sytuację. - Obwinianie się nie załatwi sprawy. Każdy z nas dał plamy, przyznajmy się do tego. Czas się kończy i jeśli chcemy wygrać ten zakład musimy zdać się na Gapcia. Jeśli on nie da rady...

- To jesteśmy w czarnej dupie...

- W sumie to już jesteśmy - splunął Śmiałek. - Ta niedojda nic nie potrafi zrobić dobrze.

- Ta niedojda – odrzekł zimnym głosem Mędrek - jest naszą jedyną i ostatnią nadzieją, po tym jak przyszły król Arwanii zrobił z ciebie durnia i odprawił cię z kwitkiem. Jak to szło? „Sorry, ładna jest, ale wolę blondynki”?

Śmiałek na te słowa zaczerwienił się wyraźnie i ponownie splunął na ziemię, tym razem w stronę krasnoluda w okularach. Mrucząc po cichu soczyste przekleństwa odszedł na bok i siadł tyłem do reszty kompanii.

Gburek wywrócił oczami a Apsik westchnął ciężko. Zapadła przygnębiająca cisza, którą nie zakłócił nawet śpiew ptaków czy szum drzew. Wyglądało na to, że cała puszcza również wyczekiwała powrotu krasnoluda.

W końcu, gdy słońce zaczęło już zachodzić, kompania usłyszała z daleka tętent końskich kopyt. Cała szóstka zerwała się z miejsc podekscytowana. Apsik i Śpioszek, jako że byli najmłodsi i mieli najlepszy wzrok, pierwsi dostrzegli zbliżających się do nich podróżnych.

- To Gapcio! - zawołał radośnie Apsik. -Gapcio jedzie!

- I to jak jedzie! - dodał Śpioszek. - Na kocie! I to wierzchem!

- Sam?

- Nie, ktoś jest z nim! Ktoś na białym koniu. To chyba książę!

I owszem, po chwili w pełnym galopie na polanę wjechał przepiękny śnieżnobiały ogier, niosąc zakapturzoną postać. Zaraz za nim wpadł Gapcio dosiadając wielkiego rudego kota.

- Gapcio!!

- Udało ci się! Znalazłeś...zaraz...To nie jest wcale książę...

Tajemnicza postać zdjęła kaptur.

- To jakaś baba!! - ryknął Gburek.

Wśród krasnoludów powstało zamieszanie.

- Hola, hola, koledzy! - Gapcio próbował ratować sytuację. - To nie jakaś tam baba, tylko Aurora. To specjalistka. Powiedziała, że nam pomoże.

- Jaka znów Aurora? I jak ma nam pomóc? To chłop musi cmoknąć Śnieżkę, nie dziewucha!

- Wy, mężczyźni nic nie wiecie o kobietach, prawda? - westchnęła Aurora i zsiadła z konia.

Wbrew protestom kompanii podeszła do trumny i bez problemu podniosła ciężkie wieko.

- Silna... - mruknął z podziwem Śmiałek.

Królewna nachyliła się nad śpiącą Śnieżką i szepnęła jej coś do ucha.

Cała szóstka krasnoludów przyglądała się wszystkiemu w napięciu.

Przez chwilę nie działo się nic. Po czym nagle Śnieżka otworzyła oczy i zerwała się z miejsca o mało nie przyprawiając kompanii o zawał serca.

- Dziękuję ci!

Szczęśliwa dziewczyna rzuciła się w ramiona Aurory

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

Śnieżka wskoczyła na konia, pomachała na pożegnanie zszokowanym krasnoludom i ruszyła z kopyta w stronę zamku.

- Jak...- zaczął Mędrek po bardzo długiej chwili milczenia. - Jak...

- To proste – wzruszyła ramionami Aurora i uśmiechnęła się do nich szeroko. - Powiedziałam jej, że w sklepie z biżuterią u Antosa jest wyprzedaż. Żadna kobieta nie oprze się przecenom.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Stern 25.01.2016
    Świetne... strasznie się śmiałem po przeczytaniu. Daję 5
  • Pan Nikt 25.01.2016
    Szalone, niekonwencjonalne i bezczelne. Czyli połączenie wszystkiego, co naprawdę lubię. 5.
  • agunia 25.01.2016
    Rewelka. Daję 5
  • _Lucinda_44 25.01.2016
    Dzięki waszmościom za ciepłe słowa ;3 Nie sądziłam, że tak się spodoba. Miałam ubaw z pisania tej historii i cieszę się, że ktoś inny rozumie moje poczucie humoru ;)
  • alfonsyna 25.01.2016
    Były interpunkcyjne potknięcia, ale jakoś przy poniedziałku nie chce mi się w to zagłębiać :D Sama historia bardzo przyjemna i z humorem, chociaż na końcu spodziewałam się właśnie czegoś w tym guście... ale 5 zostawię, bo się należy ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania