"Nie będę czyimś planem B"

Chciałbym poruszyć temat, który jest dla mnie bliski.

Mianowicie: Bycie czyimś planem awaryjnym.

Pozdrawiam, Ciekawski0

---------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

 

Niejednokrotnie przeżyłem sytuacje, w których pewne osobistości przypinały mi łatkę ich psychologa. Dosyć często kończyło się to spędzaniem godzin na rozmowach i wskrzeszaniu głęboko ukrytych emocji. Pozostawał tylko jeden problem: działo się to tylko, gdy dana osoba miała na to czas. Jednak, gdy problemy pojawiały się z mojej strony - tutaj była cisza, wymówki, nieodczytane wiadomości. Dlatego nauczyłem się radzić sobie samodzielnie. Długie spacery ze słuchawkami w uszach i kolejnymi odpalanymi papierosami, były idealnym sposobem na uporanie się z wrzeszczącymi w głowie myślami. Butelka wina też niejednokrotnie ratowała mi tyłek i pozwalała w stanie upojenia dojść do pewnych wniosków, które następnego dnia (albo jeszcze tego samego!) wcielałem w życie. Tłumienie uczuć zdawało się bardzo dobrą formą ochrony przed zranieniem. Dopóki ciosów nie było zbyt wiele.

 

To co teraz napiszę może być dziwne, ale od maleńkości twierdziłem, że faceci to głupie istoty, a z kobietami lepiej się dogaduję. Tak było przez cały czas bo zdawałem sobie sprawę, że wcale nie kobiety są niezdecydowane i nie mają pojęcia o niczym. Jak inaczej wytłumaczyć efekt bumerangu? Albo to, co zaraz postaram się opisać.

Tak, jak wspominałem wcześniej, od kiedy tylko sięgam pamięcią, miałem za miękkie serce i za twardą dupę. Gdy ktoś pojawiał się przed moimi drzwiami z prośbą o radę i pomoc, nie potrafiłem takiej osoby odprawić z kwitkiem. Zapraszałem do kuchni, albo swojego pokoju i starałem się rozwiązać problem. Albo wychodziłem z domu i odmrażałem sobie tyłek, próbując zrozumieć tok myślenia drugiej strony i jakoś obiektywnie doradzić danej osobie. Lubiłem i do tej pory lubię pomagać. Sęk w tym, że dopiero teraz nauczyłem się robić to wobec osób, które wiem, że nie wykorzystają mojego zaufania i gołębiego serducha (chociaż to określenie wydaje się kurewsko obraźliwe. W końcu gołębie to srające i gruchające nad ranem skurwysyny - potwierdzone info). I tutaj przechodzimy do głównego tematu refleksji, którą chciałem się podzielić: kiedy cokolwiek się pierdoliło, stawałem się pieprzonym planem B. Zjebałem związek? Lecę do Antka. Nie wiem, co mam zrobić ze swoim życiem? Antek pomoże. Brakuje mi namiastki związku i czułości? Jest przecież Antek! Nudzę się i nie mam pojęcia, co zrobić ze swoją dupą? Antek.

Pozwalałem, aby mnie emocjonalnie, intelektualnie i jeszcze inne "-alnie" wykorzystywano. Byłem niczym worek treningowy dla każdego, kto tylko tego potrzebował. Aż w końcu powiedziałem dość. Przestałem odpisywać, być na każde zawołanie. Postawiłem sprawę jasno. Powiedziałem wprost: nie jestem i nie będę poduszką, w którą można płakać, bić czy się spuszczać. To ja będę tą osobą, która sobie wybiera odpowiedni moment i to ja wybiorę, kogo do siebie dopuszczę. W jakimkolwiek aspekcie.

 

Nikt nie zasługuje na bycie czyimkolwiek planem awaryjnym. Czy to w przyjaźni, czy w miłości. Nikt nie powinien czuć się jak koło ratunkowe ani odskocznia od chujowej rzeczywistości. KAŻDY zasługuje na bycie numerem jeden; tym pierwszym wyborem dla choćby pojedynczej, jedynej osoby na świecie. I NIGDY nie powinno się o tym zapominać. Bólem, współczuciem, troską i uczuciami na to zasłużyliśmy. Każdy z osobna. Nikt nie ma prawa twierdzić, że jest inaczej. I o tym należy pamiętać.

ZAWSZE

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Adam T 06.01.2017
    Ciekawy, nie banalny tekst. Forma przypomina bardziej felieton, choć z dugiej strony, jakie to ma znaczenie, kiedy treść jest interesująca. Ode mnie 5.
  • ciekawski0 06.01.2017
    Dziękuję! Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania