Nie nazywajmy się obietnicą (fragment)

Po debiucie miałam wrócić, to jestem. Do końca roku będę w antologii. Jak szczęście dopisze - w dwóch. A teraz na powitanie one-shocik. A raczej fragment dłuższego projektu. Spin-off bitwy literackiej "Połamane Okulary na Oszroniej Jezdni". Zapraszam.

 

W tle od dawna pitolą k-popowe dyrdymały, których Oliwia tak bardzo uwielbia słuchać. Teraz zaczynam trochę żałować, że chciałem jej przybliżyć kulturę Korei, bo za każdym razem, kiedy do mnie przychodzi, puszcza na cały regulator EXO albo Big Bang. Usiłuje śpiewać słowo w słowo z wokalistami, jednak nie idzie jej wymowa koreańskiego. To prosi mnie. W ten sposób mam wykute na blachę teksty ulubionych utworów Oliwii, większość z nich jest niestety idiotycznych.

Zerkam na nią ukradkiem. Jej ogromne, zielone oczy są szeroko otwarte, jednak nie patrzą się na nic. Może nie mogą? Nie umieją się skupić na jednej rzeczy, nie dostrzegając absolutnie nic w gęstych, bezkresnych ciemnościach? Czy pozbawieni wzroku nadal czują na sobie czyjeś spojrzenie? Takie bezsensowne myśli, przecież ja mam dopiero szesnaście lat. Szesnaście lat i pięć miesięcy afonii na koncie. Od dłuższego czasu mówię już normalnie, wróciłem nawet do śpiewania*, ale ten okres absolutnego milczenia był najbardziej przerażającym przeżyciem, jakiego dane mi było doznać. Ważne, żeby pozostało w tyle. Teraz muszę się skupić na rzeczach ważnych. Na rozwijaniu wszystkich umiejętności, na dawaniu z siebie maksimum... Żeby kiedyś wreszcie stanąć na scenie.

Więc na razie nie mogę się zakochać. Słyszysz, Oliwia? Chociaż znaczysz dla mnie tyle, co świat, to nie możemy pójść za daleko. Nie? Za wiele lat między nami, zbyt wiele różnic. Zostańmy więc tak, jak jesteśmy. Nie nazywajmy tej relacji miłością, najlepiej wcale nie rozważajmy takiej opcji. Wstrzymajmy czas i nie przywiązujmy się do siebie. Zraniłbym cię. Jakbym już tego nie robił. Zły ze mnie człowiek, mam to po ojcu. Tkwiący we mnie chłodny, zdystansowany koreański dupek wychodzi czasami. Nie polubiłabyś go.

Nagle słyszę nierównomierny oddech, którego dźwięk wyrywa mnie z otchłani myśli. Ponownie kieruję wzrok na Oliwię, której głowa spoczywa na poduszce opartej o mój bok. Jej twarz nadal trwa w perfekcyjnym wyrazie powagi, jednak samotna łza wypływa z kącika oka i ścieka po gładkim policzku.

- Co jest?

- Ładna nuta. Śliczna piosenka w ogóle. Zazdroszczę ci, bo wszystko z niej rozumiesz. Ja umiem wyłapać dwa słowa.

Zwracam uwagę na słowa grającej piosenki i znienacka czuję w sercu jakiś ścisk. O, odezwała się moja druga osobowość. Nieuleczalny romantyk, wrażliwy Polak.

"Choć nieodwracalnie mija czas,

Jest coś, czego nie mówię wciąż.

Słowa chowam w sercu swym.

Że strasznie przepraszam,

Że tak bardzo kocham cię,

I żebyś nadal tak ufała mi..." **

Zaczyna się rap, a ja znowu odlatuję w myśli. Przypomina mi się ten grudniowy wieczór, kiedy to pierwszy raz spotkałem Oliwię. I kolejne, kiedy po prostu chciałem ją zobaczyć. I te uczucia, które towarzyszyły mi przy niej... Nadal towarzyszą. Jej żelazny optymizm mieszał się z moim bezlitosnym realizmem. Czasami jak olej z wodą, czasami jak woda i cukier. Niezależnie od porozumienia, zawsze mnie wspierała. Zawsze była. Chociaż jej świat był pogrążony w ciemnościach, to zawsze była mi światłem, służącym w nocy. I pomocną dłonią, i ramieniem do wypłakania się, i... jedną, jedyną miłością.

Koreańczyk, Polka. Szesnastolatek, dwudziestolatka. Realista, optymistka. Poetka i śpiewak. Bliscy sobie, a jednocześnie tak odlegli. Jak liczby pierwsze, które zawsze są rozdzielone parzystą.

Dłoń Oliwii powoli się unosi i spoczywa na mojej głowie. Jestem przekonany, że dziewczyna chciała mnie pogłaskać po policzku, ale zabłądziła gdzieś po drodze. Zamiast tego tarmosi mnie po włosach i jest to uczucie tak niesamowicie przyjemne, że wypalam bez zastanowienia:

- Saranghae.

Dopiero po kilku sekundach dociera do mnie, co powiedziałem. Przeklinam w duchu swoją nieuwagę, idiotyzm, wszystko. Hyun-Woo, ty się ogarnij. Miałeś być wschodzącą gwiazdą koreańskiej muzyki rozrywkowej, wbrew woli całej rodziny. A tymczasem siedzisz w kraju swojej matki i zakochujesz się w jej rodaczkach.

- Też. Też cię kocham.

 

* - Zmiana w planach: Hyun-Woo jest aspirującym piosenkarzem k-popu.

** - Piosenka "Promise" zespołu EXO. Autorskie tłumaczenie, polecam do zapoznania się z utworem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 12.05.2016
    ,,która oparta jest o mój bok.'' - to zmieniłabym na: opartej o mój bok,by uniknąć powtórzenia - który
    Czytałam kolejną część Różowych okularów :) Cudnie :) Ileż na świecie jest takich związków, które wydają się nierealne do przetrwania, ale czy nie warto spróbować, by przeżyć choćby kilka lat w szczęściu z ukochaną osobą? Czas sam zdecyduje, co będzie dalej :)
    Miło było Cię znów przeczytać :) Cieszę się, że Twoje teksty znajdą się w antologii, to pierwszy sukces, brawo :) Zostawiam 5 :)
  • Shiroi Ōkami 14.05.2016
    "Jej twarz nadal trwa w perfekcyjnym wyrazie powagi, jednak samotna łza wypływa z kącika jej oka i ścieka po gładkim policzku." ~ drugie "jej" niepotrzebne.
    "Ja umie wyłapać dwa słowa." ~ umie - umiem

    "Czasami jak olej z wodą, czasami jak woda i cukier."
    "Jak liczby pierwsze, które zawsze są rozdzielone parzystą." ~ Te dwa porównania są mega ♥
    Maja-chan wstawiła opko, z którego jestem kontent :3 I chcę więcej! Wiem, że lubisz muzykę koreańską i podoba mi się fakt, że tak zgrabnie wplotłaś ją w opowiadanie. Nie ma to jak łączenie dwóch rzeczy, które się kocha, co nie? :D
  • Shiroi Ōkami 14.05.2016
    A, i tytuł bardzo mi się podoba :3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania