Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy #OneShotChallenge (rezygnuję z nominacji)

Tekst ten został ,,#OneShotChallenge" przez przypadek i tylko dlatego, żeby nie urazić nominującej mnie Billie.

Pierwotnie miał być po prostu tekstem, jakich wiele u mnie.

Idąc jednak tropem tego, czym miał być pierwotnie, dedykuję go Angeli, bo... bo tak. I dlatego, że lubi Dylana Thomasa. :D

 

Miłej lektury!

 

 

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy, powiedział kiedyś jakiś mędrzec. Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy, dodawał później. Josey Wales pamiętał tylko tych kilka wersów, kiedy próbował sobie przypominać cokolwiek związanego z domem. Powtarzała je w kółko jego matka, której twarz także zniknęła już z meandrów jego pamięci.

Został zabrany od rodziny w wieku pięciu lat po tym, jak ich kolonia na Marsie została zaatakowana przez Sewebów, jedną z ras pozaziemskich, przybyłych do układu słonecznego przez czarną dziurę, Atenę, która pojawiła się kilka lat świetlnych od Neptuna. Oprócz nich, do układu dostało się także piętnaście innych ras, które zajmowały i kolonizowały kolejne planety (lub, w przypadku tych gazowych, ich księżyce). Niektórzy się nimi dzielili, inni o nie walczyli i trwało to prawie dwa wieki, aż zapanował względny spokój. Jedynym ludem, który nie znalazł żadnego miejsca do zamieszkania byli Sewebowie, co zmusiło ich do korsarskiego trybu życia.

W tym czasie ludzka technologia, wspomagana przez obcych, rozwinęła się, pomijając całe wieki badań, co pozwoliło założyć kolonie ma Marsie i wytyczyć szlaki handlowe z mieszkańcami innych planet. Z planet gazowych, dla przykładu, wydobywano uran, którego złoża zaczynały się już na Ziemi kończyć.

Walesem zaopiekowała się załoga statku EMU (Earth Mars Union) Kickass. Byli oni członkami floty Ludzkiej i mieli za zadanie ściganie i eliminowanie statków Sebewów oraz zapewnienie bezpieczeństwa w regionie między Ziemią a Marsem. W dniu, w którym chłopak stracił dom i rodzinę spóźnili się jednak przez burzę, która akurat przetaczała się przez czerwoną planetę. Zastali tylko zgliszcza kolonii, a wśród nich przerażonego pięciolatka.

Później, żeby mu to wynagrodzić, zajmowali się nim najlepiej, jak tylko potrafili kosmiczni wojownicy. Stał się swego rodzaju maskotką na ich statku, a z czasem został jednym z nich. Jedynym zaś celem, jaki przyświecał jego życiu było zabijanie Sebewów. Nie mógł powiedzieć, żeby jego nienawiść nie była podsycana przez te wszystkie lata, które spędził wśród załogi EMU Kickass, ale nie miał im tego za złe. Zadbali o to, żeby pamiętał skąd pochodzi i że kiedyś miał normalną rodzinę, urządzili mu kajutę z rzeczami, które znaleźli wśród ruin, nie starali się jednak, żeby wyrósł na grzecznego chłopczyka.

- Josey! – krzyknął gruby głos, należący do Wielkiego Thoma.

- Czego? – odparł chłopak, bo pomimo, że kończył dwadzieścia lat, wciąż był jako takowy postrzegany.

- Kapitan kazał przekazać, że mamy na radarze coś Sebewskiego. Zbierz chłopaków i postaw ich w stan gotowości. Mają być w stanie w kwadrans zebrać swoje śmierdzące dupska i załadować je na boję abordażową.

- Jasne.

Wstał ze swojej koi i ruszył wąskimi korytarzami statku do siłowni, gdzie większość załogi spędzała wolne chwile na ćwiczeniach i innych zajęciach społecznych, takich jak ,,kto najdłużej pierdnie” lub ,,czyj oddech jest bardziej nieświeży”. Przekazał rozkazy od Wiekiego Thoma, który był pierwszym oficerem ich statku, czyli trzecią po Bogu i kapitanie osobą na pokładzie. Ludzie przyjęli wiadomość entuzjastycznie, rzucając typowe żarty pokroju: ,,Dziś jakaś Sebewka wyssie mnie do sucha”. Josey uśmiechnął się pod nosem i poszedł do zbrojowni. Przyłączył się do niego Gruby, jeden z operatorów ciężkiego karabinu plazmowego (ckp).

- Myślisz, że przez siódmą się wyrobimy z tym gównem? Nie chcę przegapić serialu…

- Serialu? Gruby, nie pierdol. Wiem, że o siódmej Jess ma występ w porncamie na żywo, na całą galaktykę.

- Widziałeś jej dupę? Mówię ci Josey to najlepsza dupa po tej części układu słonecznego.

- Jesteś zboczeńcem. Pieprzonym zboczeńcem – odparł Wales, uśmiechając się szeroko.

- Jak my wszyscy, Josey. Jak my wszyscy!

- Zapytam później Thoma czy się wyrobimy. Ale teraz porządnie się przygotuj, jeśli nie chcesz mieć czegoś więcej sztywnego, niż swojego spleśniałego chuja.

- Spierdalaj! – odparł Gruby pogodnie, klepiąc Jaseya po ramieniu.

Wales uzbroił się sprawnie. Nigdy z tym nie zwlekał i nie próbował odwlec w czasie przywdziania ciężkiego pancerza czy pobrania karabinu. Nigdy też nie próbować wymigać się od walki z Sebawami, samemu często biorąc służbę za swoich kolegów. Zabijanie weszło mu w krew prawie tak samo jak jedzenie czy szczanie.

W boi abordażowej był pierwszy, na kilka minut przed resztą oddziału. Trzymał w ustach zapalonego papierosa, nie zaciągając się jednak. Zawsze uważał, że to wyjątkowo ohydny nałóg, lubił jednak widzieć tlącą się fajkę tuż pod nosem. Reszta przyszła w niewielkich, kilkuosobowych grupkach, z pośród których każdy kiwał Joseyowi na przywitanie. Ostatni przyszedł Gruby z Żarłaczem. Przytaszczyli, dysząc ciężko, swojego ckp. Wszyscy wyczekiwali na głos Wielkiego Thoma z głośników zamontowanych wewnątrz boi.

- Mówię wam, jeszcze się okaże, że to tylko nasz handlowy i chuja weźmie całe to przebieranie się.

- A tam, pierdolisz. Lepiej być gotowym, nawet jeśli to oznacza bezczynną godzinę siedzenia w pieprzonej boi, razem ze spoconym oddziałem takich debili jak wy.

- Ej, Piłka?! Wiesz może jak poszło Red Skinom w ostatniej kolejce?

- Chujowo, przejebali cały mecz, ale nie pamiętam dokładnego wyniku.

- Kurwa, postawiłem na nich kasę! Jebani kozojebcy!

Cichy gwar żołnierzy przerwał głos Wielkiego Thoma, który pofatygował się do boi osobiście.

- Panowie, to Sewabowie. Nasze nasłuchy potwierdzają, że szykują się tam do walki, więc i wy bądźcie w gotowości. Możemy się tam spodziewać koło pięćdziesięciu żołnierzy, może sześćdziesięciu. Są w pełni uzbrojeni, więc prawdopodobnie lecieli dopiero żeby ograbić jakiś statek handlowy czy jakąś kolonię. Mamy szczęście, że przejęliśmy ich wcześniej. Dzielimy się klasycznie, na dwa oddziały. Nie oddalać się od nich. Kapitan kazał przygotować się całej reszcie do walki, więc będą wchodzić drugą boją kilka minut po was od strony dziobu. Wy, jak możecie się domyślać, bierzecie rufę. Osłaniać siebie nawzajem, osłaniać medyków i osłaniać ckp. Jesteście żelazną pięścią naszej rasy. Idziecie do przodu i nie zatrzymujecie się. Macie pozwolenie na użycie ładunków wybuchowych. Nie bierzemy jeńców, nie przejmujemy się konwencjami. Jasne?

- Tak jest! – odpowiedzieli chórem.

Josey uśmiechnął się pod nosem, kiedy w oddziale zapanowała bitna atmosfera. Czuł się doskonale, ciesząc się na nadchodzącą walkę.

- Cholera, wygląda na to, że nie załatwimy tego przed siódmą… - rzucił cicho Gruby.

Kilka minut później ich boja została wypuszczona do przestrzeni kosmicznej i, sterowana zdalnie z pokładu Kickassa, leciała w kierunku nieprzyjacielskiego statku. Kiedy przybiła do jego burty, w tylnej części kadłuba, lasery zaczęły robić swoje i wypaliły sporą, okrągłą dziurę. Wszyscy w oddziale założyli maski tlenowe i w chwili, kiedy drzwi boi się otworzyły, wpadli do wnętrza z krzykiem.

Już na wstępie powitał ich ogień z kilku przestarzałych karabinów pneumatycznych, jednak był on niecelny. Cała trójka Sebawów została szybko unicestwiona, a cały oddział znajdujący się w boi przeszedł do wnętrza statku. Podzielili się na dwa oddziały, przemierzając tym samym dwa równoległe do siebie korytarze prowadzące wzdłuż statku.

- Zbliżacie się do jakiegoś dużego pomieszczenia, mogli się tam okopać. Zabezpieczcie wejście, przygotujcie się do jego wysadzenia i poczekajcie, aż z drugiej strony dotrze tam oddział z dziobu. – W słuchawkach zabrzmiał głos Wielkiego Thoma. Dowódcy oddziałów potwierdzili, że usłyszeli rozkaz.

- Josey, rozłóż ładunki wybuchowe na tych drzwiach. Mają być gotowe do wysadzenia w każdej chwili.

- Rozkaz.

- Gruby, rozstawcie ckp tak, żeby w razie czego zalać ich ogniem.

- Tak jest.

Chwilę później usłyszeli charakterystyczny dźwięk przecinanego przez lasery kadłuba, kilkaset metrów dalej.

- Wchodzą – powiedział szeptem ktoś z oddziału. Kiedy ucichły lasery dała się słyszeć tylko kanonada strzałów.

- Kurwa, czekali tam na nich! Josey, wysadzaj, wchodzimy natychmiast!

- Nie! – krzyknął tylko jeszcze Wielki Thom, jednak było już zbyt późno.

Huk ładunków zagłuszył na chwilę odgłosy strzelaniny. Duże pomieszczenie okazało się być ładownią. W dodatku z otwartym lukiem ładunkowym. Sprawiło to, że wszyscy żołnierze z rufowego abordażu zostali wyssani razem z powietrzem do przestrzeni kosmicznej.

- Ja pierdolę, trzymajcie się panowie! – Zbroje, które mieli na sobie pozwalały przez jakiś kwadrans przetrwać w przestrzeni kosmicznej, jednak nie było całkowicie do tego przystosowane. Ponad to, mało kto przykładał wielką uwagę do tego, żeby wszystko dokładnie do siebie przylegało. Sprawiło to, że większość oddziału, w momencie znalezienia się na zewnątrz, była już martwa.

Josey leciał bezwładnie w kierunku Kickassa, obracając się powoli dookoła własnej osi i starał się zorientować w swoim położeniu. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi zbliżającą się w jego kierunku boję abordażową, jednak od ciągłego wirowania zaczynało go już mroczyć.

W słuchawce słyszał tylko urywane rozkazy Wielkiego Thoma:

- Dziób, wycofać się do boi! Wycofujemy się! Mamy ludzi na zewnątrz, musimy ich uratować! Dziób…!

W pewnym momencie, kiedy Josey Wales miał już całkiem ciemno przed oczami i tracił przytomność, usłyszał kobiecy głos, recytujący cicho: Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy; Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi; Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy. *

 

 

 

 

 

 

* Dylan Thomas, ,,Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • the_endrju 29.07.2016
    Wow, ty żyjesz!
    Jak matura, bo dawno mnie nie było?
    No i masz ode mnie pięć :)
  • Czasem żyję, czasem nie. Matura poszła jakoś, nie bajecznie, ale na studia starczyło. No i dziękuję bardzo! :)
  • the_endrju 29.07.2016
    Coś kretywniejszego - tekst kojarzy mi się z "Bajkami Robotów", których szczerze nienawidzę, ale Twój tekst, jak wyżej wspomniałem mi się spodobał :)
    Bardzo ciekawa fabuła :)
    Jestem znany z tego, iż piszę "Zapraszam do mnie", więc tak :P
  • the_endrju
    Bo Lem był bardzo specyficzny i jego literaturę sci - fi można kochać albo nienawidzić, nie ma półśrodków :D Polecam natomiast na przykład taki ,,Szpital przemienienia", który z futurystyczną wizją świata nic wspólnego nie ma, a opowiada i szpitalu psychiatrycznym w czasie II WŚ.
    Postaram się zajrzeć, chociaż przez najbliższe 2 tyg jestem na wakacjach i może być z tym ciężko ;)
  • Lucinda 30.07.2016
    Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za science fiction, ale fajnie to wszystko opisałeś. Podoba mi się też wplecenie tu tego wiersza, który zresztą utkwił mi w pamięci odkąd poznałam go przez Ciebie (i nie tylko jego), a później wykorzystywałeś jeszcze słowa poety, nawet całkiem niedawno, jeśli dobrze pamiętam. Tak swoją drogą, to myślę, że przydałoby się, żebym i do tego trochę wróciła, bo poezję również zaniedbałam. No ale wracając do tekstu, bardzo przyjemnie mi się go czytało, ciekawa historia, fajnie opisana. Więcej chyba bardzo nie napiszę, bo już jestem jakaś nieprzytomna, ale nie chciałam odkładać tego na jutro. Tak więc poniżej są błędy (mam nadzieję, że za bardzo mi nie poumykały).
    ,,Został zabrany od rodziny w wieku pięciu lat (przecinek) po tym, jak ich kolonia na Marsie została zaatakowana";
    ,,Oprócz nich, do układu dostało się także piętnaście innych ras" - bez przecinka;
    ,,W dniu, w którym chłopak stracił dom i rodzinę (przecinek) spóźnili się jednak przez burzę";
    ,,Jedynym zaś celem, jaki przyświecał jego życiu (przecinek) było zabijanie Sebewów";
    ,,Zadbali o to, żeby pamiętał (przecinek) skąd pochodzi";
    ,,krzyknął gruby głos, należący do Wielkiego Thoma" - bez przecinka;
    ,,spędzała wolne chwile na ćwiczeniach i innych zajęciach społecznych, takich jak" - bez przecinka;
    ,,Myślisz, że przez siódmą się wyrobimy" - ,,przed";
    ,,Mówię ci (przecinek) Josey (przecinek) to najlepsza dupa po tej części układu słonecznego";
    ,,Zapytam później Thoma (przecinek) czy się wyrobimy";
    ,,jeśli nie chcesz mieć czegoś więcej sztywnego, niż swojego spleśniałego chuja" - bez przecinka;
    ,,odparł Gruby pogodnie, klepiąc Jaseya po ramieniu" - tu chyba jest literówka w imieniu, bo wcześmniej był ,,Josey";
    ,,Nigdy też nie próbować wymigać się od walki z Sebawami' - ,,nie próbował";
    ,,usłyszeli charakterystyczny dźwięk przecinanego przez lasery kadłuba, kilkaset metrów dalej" - bez przecinka;
    ,,Zbroje, które mieli na sobie (przecinek) pozwalały przez jakiś kwadrans przetrwać w przestrzeni kosmicznej";
    ,,leciał bezwładnie w kierunku Kickassa, obracając się powoli dookoła własnej osi (przecinek) i starał się zorientować w swoim położeniu - tu ta ostatnia część zdania (od ,,i") jest współrzędna do pierwszej (bez przecinkiem), a środek jest do nich podrzędny, stąd znak interpunkcyjny;
    ,,usłyszał kobiecy głos, recytujący cicho" - bez przecinka. 5 :)
  • Ja za to nie mam siły dziś na poprawianie i pewnie zrobię to jutro (albo dopiero jak wrócę z wakacji).
    Niemniej, bardzo dziękuję! :D
  • Billie 30.07.2016
    Nie wiem, czemu, ale cokolwiek nie napiszesz, zawsze dobrze mi się czyta. Tego typu historie raczej mnie nie interesują, ale tak mnie jakoś wciągnęło. Naprawdę przyjemny tekst, i te cytaty z wiersza... Aż sobie go poszukam i przeczytam :) Zostawiam 5 :)
  • Billie 30.07.2016
    I życzę udanych wakacji :D
  • Billie dziękuję uprzejmie! :) A cały wiersz kryje w sobie znacznie więcej treści niż użyty przeze mnie fragment, więc serdecznie go polecam :)
  • Billie 30.07.2016
    Szymon Szczechowicz, wiersz jest cudowny :) Dziwne tylko, że bardziej mi się podoba tłumaczenie niż oryginał...
  • Billie Bo co Barańczak, to Barańczak jednak. Nie raz przerósł swoim tłumaczeniem oryginały! :D
  • Billie 30.07.2016
    Szymon Szczechowicz, to prawda, jest genialny :) Nigdy nie przestanę go podziwiać...
  • Angela 30.07.2016
    Serdecznie dziękuję za dedykację : ) Całość utworu bardzo ładnie zamknięta w klamrze wiersza. Ładne opisy, a typowo
    męskie rozmowy ujęte po mistrzowsku. Mam nadzieję, że jednak Josey usłucha słów wiersza, zbuntuje się i przeżyje.
    Dołączam się do życzeń Billie i życzę udanego wypoczynku : ) 5
  • Dziękuję bardzo! :)
  • Niemampojecia96 04.08.2016
    Mnie początek, sam początek urzekł, kiedyś Rasia chyba rzekła mi coś w tym stylu, po Niej powtórzę, że jesli pierwsze zdanie robi opowiadanie, to złapałeś mnie za serce.

    I cóż, gdy potem nie mogę, bo science fiction to ja nigdy nie mogłam :c.

    I jednak będę się upierać, że Ty jesteś stworzony do poezji, brakuje mi wierszy Twoich :c

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania