(Nie)Horror
Nigdy nie sądziłam, że mogło mi się przydarzyć coś tak okropnego. Biegnę w stronę schodów, przeklinając siebie w myślach. Jak mogłam być tak głupia i otworzyć te cholerne drzwi. Ja pierdole. Nie mam nawet czasu na użalanie się nad swoim losem.
Przebiegam cicho przez salon i zatrzymuję się przy schodach prowadzących na górę. Odwracam głowę i słyszę kroki, powoli się się do mnie zbliżają, ręce zaczynają się pocić, a serce bije coraz szybciej. Nie mogę się ruszyć. Ogarnął mnie paniczny lęk, a do głowy przychodzi tylko jedna myśl. Przegram. Minął moment zanim się otrząsnęłam i postanowiłam uciec na górę. Stawiam stopy na kolejne stopnie, a one skrzypią niemiłosiernie. Na pewno mnie usłyszał. Cholera. Powoli tracę siły, trzeba było nie brać tylu zwolnień z w-fu, płuca mnie palą, a kolana uginają się pod własnym ciężarem.
Pokonałam już schody i biegnę korytarzem przed siebie, sama nie wiedząc gdzie. Nagle potykam się o coś i próbując złapać równowagę łapię się stolika na którym stoi wazon z kwiatami. Wazon roztrzaskuje się o podłogę, woda wylewa się na dywan, a do tego ja upadam i ranię się w rękę. Krew spływa mi po palcach. Kurwa! Gorzej być nie może, a to wszystko jego wina. Do moich uszu dociera perfidny śmiech i skrzypienie schodów.
Podnoszę się z podłogi, chwiejnym krokiem idę do łazienki i zamykam się w niej. Opieram się o drzwi i oddycham z ulgą. Odkręcam kran i wkładam rękę pod ciepłą wodę, widzę jak krew miesza się z nią i spływa. Otwieram nerwowo szafkę i szukam czegoś, żeby opatrzyć ranę, nie jest głęboka więc plaster się nada. Szybko go naklejam i wychylam głowę z łazienki.
Może sobie poszedł? Nie. Niemożliwe on by nie odpuścił. Nie słyszę niczego oprócz głuchej ciszy, która wdziera się do mojego umysłu tworząc dziwny niepokój. Wychodzę i cicho idę wzdłuż korytarza do mojego pokoju. Otwieram drzwi i rozglądam się, na szczęście nikogo nie ma w środku, cicho je za sobą zamykam. Podchodzę do okna, ostrożnie je otwieram i rozglądam się. To drugie piętro, jeśli skoczę to sie chyba zabiję, nie mam nawet jak zejść, w pobliżu nie ma nawet drzewa. Zrezygnowana opieram się o framugę i obserwuję. Jest już poźno i dosyć chłodno jak na wrześniowy wieczór, co nie oznacza, że mniej pięknie. Nie ma ani jednej żywej duszy, żadnych aut, tylko jedna latarnia, co chwilę zapala sie i gaśnie. Nagle zrywa się silniejszy wiatr, liście szumią, a mi momentalnie robi sie zimno. Zamykam okno i zaczynam myśleć.
Już się podddałam? tak szybko? To nie w moim stylu. To ja wygram! Uśmiechnęłam się i weszłam do szafy. Po kilku minutach czekania słyszę, jak otwiera drzwi i kręci się po pokoju. Podchodzi do szafy i ją otwiera. Znalazł mnie. Popatrzył na mnie z tym swoim uśmieszkiem i powiedział - Przegraaałaś, teraz będziesz robić wszystko co ci powiem! A jak nie to powiem mamie, że wyszłaś a mnie zostawiłaś samego!
Miał racje przegrałam. Przegrałam z młodszym kuzynem w chowanego...
Komentarze (6)
Zauważyłam parę błędów głownie literówki:
" woda wylewa sie na dywan, a do tego ja upadam i ranię się w ręke" - rękę, się,
"żeby żeby opatrzeć ranę, nie jest głęboka więc plaster sie nada" - opatrzyć, się
"Nagle zrywa się silniejszy wiatr, liscie szumią" - liście
"Już sie poddałam?" - się
"Uśmiechnełam się i weszłam do szafy" - uśmiechnęłam
Z jakichś błędów to tak:
"Jak mogłam być tak głupia i otworzyć te cholerne drzwi" - to zdanie bym zakończyła znakiem zapytania
"Japierdole" => ja pierdolę
"otrząsnełam" => otrząsnęłam
"Napewno" => na pewno
"opatrzeć" => opatrzyć
I jeszcze wszystkie "sie", które się pojawiły i parę literówek, które już chyba Efria wypisała :) Mimo to, 5 się należy ;)
Błędy wypisano już na górze, Zabawnie, i lekko. Dam 4 : )
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania