Niepewność. - Prolog

Jest tutaj. Czuję jego spokojny oddech na swojej szyi. W głębi uśmiecham się sama do siebie. Tym razem dotrzymał złożonej mi obietnicy. Tak jak mówił, " Gdy się obudzisz będę obok, wtulony w twoje ciało". Oddycham z ulgą. Tak bardzo się cieszę, że jest. Tu i teraz, ze mną. Najdelikatniej jak tylko potrafiłam przekrzywiłam głowę w dół, by dla pewności zobaczyć jego dłoń na swojej tali. Trzyma mnie zarówno mocno jak i z ogromną czułością, jakbym miała mu uciec. Troskliwie muskam palcami jego ciepłą dłoń, spoczywającą tuż obok. I w tym momencie nachodzi mnie niepokój, który towarzyszy mi przez cały rok do dnia dzisiejszego. Jak będzie się czuł? Jak bardzo wielkie będą siniaki? Jak wiele ran kłutych poraniło jego idealną sylwetkę?

 

- Bruce...- szeptem wymawiam imię, by sprawdzić jak mocno śpi. Boję się do niego przodem odwrócić. Mimowolnie z moich oczów wypływają skąpe łzy. Ostatnim razem, gdzie tylko spojrzałam jego tors był pokaleczony przez noże, kule. Siniaki również były na ramionach. Cierpiał, choć nie chciał pokazywać tego przy mnie. Jest twardy do samego końca. Chyba bardziej bolało go to, jak na niego patrzyłam. Wymuszałam na twarzy uśmiech, a w sercu krwawiłam z każdym zakładanym szwem.

 

Obudził się. Oddech nabiera szybszego tempa. Drętwo siada na łóżku, ciężko oddycha. Czuję na sobie jego wzrok. Myśli, że śpi. Lub udaję, żebym czasami nie zobaczyła go w opłakanym stanie. Zawsze tak jest. Podnosi się i znowu opada na kołdrę. Przejeżdża po niej palcem i fuka coś pod nosem. Wzdycha ciężko. Zamykam oczy. Nachyla się nade mną i subtelnie całuję mnie w czoło. Poprawia mi pierzynę, by było mi cieplej i idzie. Kątem oka widzę jak się zatacza i trzyma za brzuch.

 

- Bruce...- powtarzam, tym samym przejętym tonem. Wstaję i pierwsze, co rzuca mi się w oczy to duża plama na naszym wspólnym łóżku. Cała część prześcieradła na której spał mężczyzna jest przesiąknięta krwią.

 

- To nic takiego. - rzuca chrypliwym głosem. - Nancy...- podchodzi do mnie kiwając się na lewo i prawo. Na białej koszuli od piżamy również znajduję się krew pod lewą piersią. Powstrzymuję płacz. W tej chwili nie mogę się rozczulić, muszę być twarda i dać mu oparcie. Jemu też nie jest łatwo.

 

- Muszę to obejrzeć, Bruce. - bąkam. - Muszę to...- łapię mnie za nadgarstki. Podnosi mój podbródek i zmusza mnie do spojrzenia. Mimo okoliczności rumienię się. On wie, że nie od dzisiaj tak na mnie działa.

 

- Będzie dobrze. - gładzi mnie po włosach. Próbuję odwrócić moją uwagę i mnie zbyć. Zawsze tak robi. Nie chce mnie martwić, a swoją obojętnością jeszcze bardziej mnie denerwuję. Zauważam śliwkę pod prawym okiem i cicho wzdycham. W dodatku ma rozcięty łuk brwiowy, a z kącika ust leję się krew. Kciukiem usuwam ciecz i całuję lekko w to miejsce. Obserwuję każdy mój ruch i nie komentuję.

 

- Co będzie następnym razem? - mówię ledwo. Jego potężne ramiona napinają się.

 

- Musisz zrozumieć...- ton głosu ma pewny. Aż mnie korci, by wyrzucić na wierch wszystkie swoje żale. On nie może się tak poświęcać, bo co? W imię czego?

 

Kolejny wacik umoczony krwią ląduję w koszu. Nie mogę na niego patrzeć. Nic nie mówię, bo obawiam się, że może wyjść z tego kłótnia. Przyciskam watę do rozciętej wargi i cicho mamroczę pod nosem. Bruce delikatnie jęczy, gdy z trudem ściągam z niego białą koszulę. Krew pryska na mnie. Rana jest gorsza niż sobie wyobrażałam. Powoli robi się obrzęk z ropą. Bruce najwidoczniej próbował sam sobie z nim poradzić.

 

- On skończył gorzej.

 

- Zależy od kogo. - bełkoczę. Przejeżdżam dłońmi po jego idealnym torsie i w głowę wyobrażam sobie, jak mogliśmy spędzić wczorajszą noc. Mieliśmy wybrać się na kolację do restauracji, sama zaproponowałam, ale po nagłym telefonie od Alfreda musiał wyjść. Przeprosił, pocałował...

 

Przestępcy są ważniejsi od mnie.

 

- Ile ich było? Przestępców, ile ich było? Pięciu? - pytam, zerkając na niego.

 

- Właściwie to...było ich dwa razy więcej. Mieszkańcy się zbuntowali i powstał gang...- przerwał, widząc moją skwaszoną minę.

 

- Do cholery, co ty wyprawiasz? Nie możemy żyć jak normalni ludzie? Tego miasta nie da się uchronić! Zginiesz zanim cokolwiek zdołasz zrobić. Nie widzisz tego, że nikt cię nie potrzebuję jako ochrony dla miasta! To ja cię potrzebuję! Ja! - krzyczę, popadając w histerię. Widok krwi Bruca na mojej piżamie oprawia mnie o dreszcze. Nie chodzi o to, że się jej brzydzę, bo codziennie mam z nią do czynienia, ale fakt, iż jest to krew MOJEGO BRUCA, tak bardzo mnie to przytłacza...

 

- Chcę cię mieć żywego...tylko ty mi pozostałeś. Tamci ludzie, których ratujesz nawet nie znają twojego imienia...nie wiedzą, co poświęcasz...- patrzy na mnie poruszony. Już chcę się odezwać, ale kontynuuje. - Powtarzam ci to tysiąc razy...przestań zgrywać bohatera...dla mnie nim jesteś bez narażania życia.

 

Zmieszany moim nagłym wybuchem wyciągnął do mnie dłonie. Nie czekałam ani chwili dłużej i wtuliłam się w tors mężczyzny cicho pociągając nosem.

 

- Właśnie tego się obawiałem. Dlatego ci nie powiedziałem na początku. Zadaję ci niepotrzebny ból. Nie czujesz się przy mnie bezpieczna, prawda? - mamroczę, głaszcząc mnie po włosach. Na każdy dotyk przechodzą po moim ciele przyjemne dreszcze. Takie chwile powinny trwać wiecznie...

 

- Dzisiaj są twoje urodziny, zostań w domu. Alfred zorganizował dla ciebie uroczystość. Jeśli nie chcesz zrobić to dla siebie to zrób to dla niego. Bardzo się postarał, zaprosił wszystkich, którzy szanują twoje nazwisko, no ale...- zaśmiał się gardłowo na samą myśl o ludziach znających jego nazwisko.

 

- Oni nie szanują mojego nazwiska, tylko boją się moich pieniędzy. - fuknął na mnie, jakbym to ja była wszystkiemu winna.

 

- Co ty Bruce gadasz? Od kiedy stałeś się hipokrytą? Twój ojciec nie byłby z ciebie dumny. - trafiłam w słaby punkt, bo jego twarz stała się purpurowa, a oczy zalśniły sparzonym węglem. Czułam, że zaraz wybuchnie.

 

- Próbuje ratować to cholerne miasto!

 

- Ale ci najwidoczniej nie wychodzi! - tak chce pogrywać? - Nie zauważyłeś, że ludzie których łapiesz są wypuszczani na wolność za kaucje i dalej czynią to samo? A ty stoisz w miejscu i tylko niepotrzebnie się narażasz! Poświęcasz życie, czas i nasz związek! - a jednak to ja wybuchłam. Bruce ma stalowe nerwy. Nigdy mi nie przerywa. Zawsze dokładnie słucha, no chyba, że musi załatwić przestępców. A to się wiąże z tym, że nigdy nie słucha.

 

- Nancy, wiedziałem z czym będzie się wiązać nasze życie. Nie chce wystawiać cię na próbę, ani twoją psychikę. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym zjeść z tobą wspólne śniadanie niż patrzeć jak trudzisz się każdego dnia z moimi ranami. Ale nie potrafię zrezygnować z ciebie. Kocham cię. - na moich wargach złożył ciepły pocałunek, który rozgrzał moje serce.

 

- Też z ciebie nie chce zrezygnować, ale boję się, że pewnego ranka już nigdy się nie obudzę obok ciebie. Skąd mam pewność, że wrócisz chociaż w jednym kawałku? Za bardzo mi pęka serce, gdy już teraz na ciebie patrzę w takim stanie. Dlatego to chyba ja muszę być mądrzejsza od ciebie...- cicho westchnęłam z bólem w sercu, który z każdym słowem był większy. Przygotowywałam się do tego przez prawie pół roku, kiedy to Bruce pewnego dnia powiedział mi o swojej tożsamości. Przed każdą nocą wypijałam podwójną dawkę leków pobudzających, by nie zmrużyć oka, gdy on będzie na akcji. Chciałam być zawsze na bieżąco i cicho trzymać kciuki, by nie stracił życia. Niepewność. To uczucie opisywało każdy dzień. Nigdy nie wiedziałam w którym momencie przyjdzie czas na moje rozstanie z Brucem. Nie chce by nadeszło, ale zbliżam się ku końca.

 

- Co to znaczy? - zapytał, głośno przełykając ślinę. Serce mi się kraja. Nie mogę. Proszę powiedź coś innego. Nie chce tego kończyć, błagam cię. - Dam ci czas, byś wszystko sobie poukładała. Nie zostawiaj mnie. - twarz mu się rozluźnia i patrzy z nadzieją. Próbuje wyczytać coś z mojej twarzy. Uśmiecham się na myśl, że może to JEDNAK wszystko się poukłada. Tak bardzo bym chciała.

 

- Wyprowadzę się na pewien czas. - oznajmiam i dopiero teraz zauważam, że Bruce trzyma mnie mocno w tali. Robi to, bym nie miała ucieczki. Tak chyba nie powinno wyglądać potencjalne rozstanie.

 

- Wykluczone! - prycha, a ja cała podskakuje ze strachu na jego wzbudzony głos. - To ja się wyprowadzę. Dam ci więcej przestrzeni i przynajmniej będę wiedzieć czy jesteś bezpieczna. Alfred zawsze będzie do twojej dyspozycji....- przerwał na moment, by zastanowić się nad sensem swojej wypowiedzi.

 

- Potrzebuję namysłu, a ten dom będzie mi wszystko ciebie przypominać. Do tego Alfred, który będzie codziennie wypytywać o moje samopoczucie. Kocham go jak swojego ojca, ale...

 

- Dobrze, dobrze. Ale nalegam, byś dzwoniła do mnie w razie, gdyby...no wiesz...gdyby coś cię niepokoiło, a raczej ktoś...po prostu chce wiedzieć czy jesteś bezpieczna...i...- zamilkł spoglądając jak zaciskam dłonie. Nie dlatego, że wciąż jestem na niego zła, tylko to jak przez jego "drugie" życie boi się o moje własne. Dobrze zdaje sobie sprawę, że i mnie naraża. - W takim razie...- chyba zrozumiał. - w każdym razie Alfred będzie pod telefonem, każe mu by nie zadręczał się pytaniami. Tylko proszę, zostań w tym miejscu i nigdzie się nie szlajaj z mojego powodu. - tym mnie zaskoczył.

 

- Nie będę piła z twojego powodu...Jeśli będę chciała ci zrobić na złość to upiję się na twoich urodzinach...- dobrze wiem, że tego bym nie zrobiła. - Pomimo tego, że wyprowadzasz się ze swojego domu to i tak jest organizowane dla ciebie przyjecie. Przyjdź. - patrzę w jego oczy i aż mnie mierzi, by go nie pocałować, a przynajmniej przytulić. Wiem, że on też tego pragnie, może bardziej niż ja, bo aż zaciska wargi i drętwieją mu ręce, które ma oparte o mnie. Wstaje.

 

- Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę. - mruczy, przyciągając mnie do ciebie. Wtula się w moje piersi. Nie mam sił się opierać. Tak cudnie pachnie...

- Ja też. - jestem od niego uzależniona...zawsze byłam. Ten facet działa na mnie jak nikt dotąd. To zwiastuje jedynie kłopoty, które lada chwila nadejdą.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • oldakowski2013 06.04.2018
    Już kiedyś komuś pisałem, że w dialogu po kropce, nowe zdanie zaczynamy z dużej litery. Kilka błędów stylistycznych zauważyłem, ale na czwórkę zasłużyłaś. Pozdrawiam.
  • Ronnie 16.04.2018
    Wyłapałam tylko literówki : ''moich oczów''- moich oczu; ''oprawia mnie o dreszcze''- przyprawia mnie o dreszcze. Przyjemnie czytało się twój tekst, podoba mi się, bardzo. Masz lekkie pióro, dzięki czemu tekst czyta się przyjemnie. Zasłużone 5!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania