Niewidzialny nóż (Tomek Gawronik tom <1)

Londyn. Stolica Wielkiej Brytanii. Piękne, malownicze miasto nad Tamizą. Tam właśnie pojechaliśmy na wycieczkę szkolną. Mogły jechać na nią wszystkie klasy mojego gimnazjum. Ode mnie z klasy pojechało nas pięciu: Zbyszek, Firanka, Kuba, Ania i ja. Prawdopodobnie te imiona (lub przezwiska) nic wam nie mówią, ale chcę byście poznali choć trochę moją klasę.

Obowiązkowym punktem w Londynie jest oczywiście zmiana warty przed pałacem Buckingham. Jak każda szanująca się wycieczka poszliśmy tam i my. Niestety typowo angielska pogoda postanowiła nam w tym przeszkodzić. Lało jak z cebra. Przewodnik stwierdził, że przy takiej pogodzie zmiana warty i tak się nie odbędzie. By nie tracić czasu, którego na takich wycieczkach zawsze jest mało, poszliśmy do galerii narodowej. Nie interesuję się za bardzo sztuką, ale warto było obejrzeć obrazy, warte tyle, ile te z Polski razem wzięte. Tymczasem moi koledzy postanowili oddać się pasji i pograć na telefonach. Nie podoba mi się taki sposób spędzania czasu wolnego szczególnie w takich miejscach. Zdążyłem obejść tylko kilka sal zanim przewodnik i nasza opiekunka (jedna z nauczycielek) zawołali nas na zbiórkę.

Na szczęście w trakcie zwiedzania przejaśniło się, i była duża szansa, że zdołamy obejrzeć powrót strażników ze zmiany warty. Przeszliśmy czerwoną ulicą The Mall pod pałac i zajęliśmy dogodne do obserwacji miejsce. Po chwili usłyszeliśmy marszową muzykę, i zza rogu wyłoniła się kolumna wojsk, poprzedzana przez orkiestrę i policję konną. Cała grupa zajęta było fotografowaniem gwardzistów. Dziwnym trafem za wojskiem jechała królowa Elżbieta. Dziewczyny nie posiadały się z radości. Niewielu osobą dane było za pierwszą wizytą w Londynie zobaczyć królową. Nad ramieniem jednego z gwardzistów zauważyłem dziwny rozbłysk.

W następnej chwili zdarzyło się kilka rzeczy naraz. Rozległ się huk, opona królewskiego samochodu eksplodowała, a pojazd zjechał na pobocze. Konie policyjne stanęły dęba. Dowódca gwardii i dyrygent orkiestry osunęli się na ziemię. Żołnierze natychmiast otoczyli królewski pojazd zwartym szykiem. Policjanci na koniach zaczęli odpychać tłum byle dalej od miejsca zdarzenia. Padło kilka strzałów. Zginęło jeszcze dwóch gwardzistów. Zabójcy nie było widać.

Zza paska wyciągnąłem komunikator.

– Zbyszek? – nie mogłem go nigdzie dojrzeć. – Gdzie zniknąłeś?

– Nad tobą. Sprawdzam co się stało. Poszukaj aury. Może coś zauważysz.

No tak. O tym nie pomyślałem. Jako udghar, duch powietrza, potrafił stać się niewidzialny i umiał latać. A ja mogłem sprawdzić aurę. Bo to tak, że każda istota wytwarza wokół siebie aurę. Niektóre istoty mogą ją widzieć. Niestety inne potrafią ją ukryć.

– Coś mam – powiedziałem zbliżając komunikator do ust. – Nieduży przedmiot przy lewym przednim kole samochodu.

– Widzę.

– Ustawcie się! Wracamy do ośrodka! – krzyknęła nauczycielka. Zbyszek już stał obok mnie.

– I jak?

– Znalazłem nóż. Pogadamy później. Lepiej się nie narażać na zbędne niebezpieczeństwo – chłopak był nad wyraz ostrożny. Niczego jednak nie można mu było zarzucić. Dzięki swej przezorności już kilka razy wyciągnął mnie i innych z opresji. Razem z trzema policjantami ruszyliśmy do ośrodka, w którym nocowaliśmy.

Opiekunowie zebrali nas wszystkich w stołówce. Był tam też jeden policjant.

– Z powodu wypadku, którego byliście świadkami nie możemy opuścić miejsca zakwaterowania. Prawdopodobnie nasz powrót do Polski się opóźni.

Przez całą salę przebiegł cichy jęk. Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Zbyszek znowu się ulotnił. Na swoim łóżku znalazłem pustą kartkę papieru. Gdy spojrzałem na jej aurę zobaczyłem wiadomość: „Wyleciałem się rozejrzeć. Spakuj linę i rękawiczki. Przygotuj sobie strój na podróż. Nie zamykaj okna. Przyjdę po ciebie około jedenastej.” Nawet bez podpisu wiedziałem kto to napisał. Zbyszek miał idealnie równe pismo. Poczekałem, aż koledzy z pokoju pójdą na kolację i szybko wrzuciłem do plecaka wszystko, co potrzebne. Lina była cienka, ale wyglądała na wytrzymałą. Gdy wszystko było uszykowane, pobiegłem do stołówki.

Zgodnie z zapowiedzią, o jedenastej rozległo się pukanie do okna. Spałem przy oknie, więc od razu zobaczyłem przyjaciela. Nie przebierałem się do snu. Wciągnąłem buty, zarzuciłem na siebie kurtkę i podszedłem do szyby. Mieszkaliśmy na parterze więc bez problemu mogłem uciec. Przeskoczyłem przez ramę i wylądowałem obok Zbyszka.

– Dawaj plecak – szepnął. – Biegnij do wyjścia. Spotkamy się za płotem.

Czasu i tak mieliśmy nie wiele, więc nie traciłem go na zbędne rozmowy. Brama ośrodka była zamknięta, ale łatwo można było przez nią przejść. Przeszedłem kawałek i spostrzegłem Zbyszka.

– Minuta dwadzieścia dziewięć – mruknął spoglądając na zegarek.

– Wiesz coś? – spytałem.

– Opowiem w drodze. Dawaj linę. Masz komunikator? – kiwnąłem głową. Tymczasem on przywiązał sobie linę do kostki. – Łap! – rzucił mi drugi koniec.

– Po co to? – obawiałem się najgorszego – lotu. Latałem już parę razy podczepiony pod chłopaka w formie ducha wiatru. Nie jest to najmilsze przeżycie. Przyjaciel uśmiechnął się tylko. Więc jednak.

– Sprawa jest taka – odezwał się komunikator, gdy lecieliśmy nad nocnym Londynem. – Kolesi jest dwóch. Dzięki pomocy z Polski wiemy, że będą się przeprawiać przez Tamizę na wysokości London Bridge. Obaj widzą aurę, więc będziemy potrzebowali twoich rękawiczek, żeby ukryć naszą. Naszym zadaniem będzie sprowokowanie ataku na nas przy policji. Ty będziesz celem, a my będziemy cię osłaniać.

– „My”?

– Nie wspomniałem. Sorry. Mam kontakt z Gryzem i Grzesiem. Plan wygląda tak. Wysadzę cię po stronie City. Nasze cele powinny być widzialne, ale jeżeli się ukryją, szukaj aury. Nóż jednego świeci i nie da się go zagłuszyć. Rzucisz w nich nożem…

– Jakim?

– Tym, co znalazłem, o nic się nie martw. Nie zabijaj ich spróbuj trafić obok nich. Wierze, że ci się uda. Potem wiej. Podprowadź ich w kierunku Tower. Tam będę czekał.

Jak powiedział tak zrobił. Stałem na końcu London Bridge, ważąc nóż w dłoni. Był idealny, świetnie nadawał się do rzucania. Co chwila sprawdzałem czy gdzieś nie pojawiła się aura. Nagle usłyszałem cichy plusk. Czyżby zamierzali przepłynąć? Skoczyłem do barierki i stanąłem jak wryty. Dwóch mężczyzn szło po wodzie jakby była to normalna ulica. Nie próbowali się z tym nawet kryć. Schowałem się za balustradą. Gdy tylko mężczyźni wyłonili się zza skarpy, zamachnąłem się i rzuciłem. Nóż przeciął powietrze i o milimetry minął ramię jednego z nich. Gdy spojrzał na mnie w mojej głowie rozległ się przytłaczający głos:

– Jeszcze się policzymy…

Wolałem nie wiedzieć, do czego zdolni są dwaj zdenerwowani zamachowcy. Jeśli mieli odwagę zaatakować królową to co mogą zrobić czternastoletniemu chłopcu.

– Wiej – rozległ się cichy głos w krótkofalówce. Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Zbiegłem z mostu i skręciłem w pierwszą uliczkę. Przez chwilę kluczyłem między domami. Gdy spojrzałem przez ramię mężczyźni podążali za mną. Wyglądali jakby lewitowali. Nagle uliczka się rozszerzyła i wpadłem na plac przed twierdzą Tower. Stało tam kilkunastu policjantów.

– Ratunku! Goni mnie dwóch zabójców! – krzyknąłem do stróży prawa. Mężczyzna spojrzał na mnie z politowaniem.

– Przecież tam nikogo nie… – urwał, bo naglę powietrze przeszyła strzała i trafiła jednego z zabójców w pierś. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że korzystam z aury. Oni byli niewidzialni. Jednak gdy strzała wbiła się zamachowca ten pojawił się przed policjantami. Chwilę potem zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. To nie był człowiek. To widmo przywołane spoza naszego świata. Jeszcze raz sprawdziłem aurę. Druga istota także zniknęła.

O dziewiątej następnego dnia policjanci przyprowadzili nas do ośrodka. Większość wycieczkowiczów jeszcze spała. Niektórzy siedzieli w stołówce. Nauczycielka chodziła w tę i z powrotem wzdłuż jednej ze ścian. Moja klasa i Zosia z 2c siedziały razem przy stole.

– Pani profesor – powiedział policjant stając w drzwiach stołówki. – Przyprowadziłem zbiegów.

– No proszę, Tomasz Gawronik i Zbigniew Włodarczyk. Kto by pomyślał. Tacy rozważni chłopcy, a jednak postanowili uciec z miejsca zakwaterowania w czasie godziny policyjnej – Nauczycielka była wyraźnie zła. – Dziewczyny pół nocy nie spały, tak się o was martwiły. Gdy Kuba zgłosił, że was nie ma, zadzwoniłam na policję. Macie coś na swoją obronę? – zapytała z błyszczącymi oczami.

Nie było sensu tłumaczyć jej, czemu uciekliśmy. I tak by nie uwierzyła. Spuściłem głowę na znak skruchy.

– Przepraszam, pani profesor – powiedziałem cichutko. Z wielką ulgą stwierdziłem, że teraz wpatruje się w Zbyszka.

– Pogadamy, jak wrócimy do szkoły. Uciekajcie do siebie. – Wydawało mi się, że trochę się rozpogodziła. Zanim dowlekliśmy się do naszego pokoju, zatrzymała nas Zosia.

– Chodźcie do nas. Tam będzie spokój.

Opowiedzieliśmy dziewczynom i Kubie całą historię. Słuchali z zapartym tchem. Trochę ją podkoloryzowałem, ale taki mam charakter.

Dwa dni potem w telewizji ogłoszono, że sprawcy zostali ujęci. Nie wiem jak. Powiedziano, że to ściśle tajne. I tak jakoś to znajdziemy. O naszym udziale nikt nie wspomniał. Z wycieczki wróciliśmy dzień później niż to było zaplanowane. Ja i Zbyszek oberwaliśmy po naganie.

Takie są losy ludzi, którzy nie potrzebnie pchają się tam gdzie nie trzeba. Nawet po to by ratować najważniejszą osobę w Wielkiej Brytanii. Kto wie, może gdybyśmy nie interweniowali, królowa by zginęła? Może uratowaliśmy cały świat?

Poznań, 2015/16.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Piotr K 07.09.2016
    Trochę naciągane. Nie rozumiem, jaki był sens w rzucaniu nożem, skoro wystarczyło zwrócić na siebie uwagę. Nie bardzo podoba mi się idealizacja postaci (niby dziewczyny się o nich bały, takie to trochę dziwne, że tylko "dziewczyny" i Kuba zainteresowali się zajściem). Również nie widzę powodu, dla którego dwaj zamachowcy mieliby ścigać 14-latka, no bo jaki niby mieli w tym interes? Niemniej jednak cofam moje słowa z komentarza pod tomem czwartym, bo bardzo spodobała mi się wiadomość napisana aurą na papierze (ale jak Zbyszek to zrobił??? pokrył kartkę substancją organiczną z roślin???) no i mam nadzieję na wyjaśnienie motywu, oczywiście we właściwym momencie. Dobra robota :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania