Niewspominane, czyli pomijane milczeniem

Wyjątkowo często pewne wydarzenia historyczne są chętnie wspominane przez aktualnie panującą opcję polityczną, a inne pomijane milczeniem, lub skrzętnie ukrywane, albo retuszowane. Nasza tożsamość narodowa jeszcze niedawno spychana na plan dalszy, w dążeniu do większej integracji z Unią Europejską, nagle została wyeksponowana. Tylko nie wszyscy w jednakowym stopniu są zachwyceni sposobem, w jakim to jest przeprowadzane. Podobnie ocena pewnych faktów historycznych budzi uzasadnione obawy o nie zachowanie bezstronności tak bardzo potrzebnej w dłuższej perspektywie ich wiarygodności. Przyznam się szczerze, w jakiś sposób i ja uległem modzie na odkurzanie tożsamości narodowej, oraz zaglądania do rodzinnych archiwów w poszukiwaniu chlubnych kart przodków. Dlatego nie dziwię się sobie, że po oglądnięciu parady wojskowej z udziałem najwyższych władz, zawitałem w suchym, podstrychowym bezokiennym pokoiku. Właśnie tam umieszcza się od wielu lat wszystkie rodzinne dokumenty, fotografie i najcenniejsze drobiazgi po minionych pokoleniach. Jedni członkowie rodzinny mają bogatą biografię uzupełnianą systematycznie przez całe życie, a innych ślady zaczynają się na kilku fotografiach z lat dziecinnych i po wejściu w wiek dorosły się kończą.

Mnie interesowały tylko pamiątki związane z niepodległością i udziałem w obronie ojczyzny. Najbardziej obiecującą zawartość miał mieć drewniany kuferek z początku ubiegłego wieku. Najstarsze notatki odnosiły się do dzieciństwa, młodości i najbliższej rodziny. Dokładne zapiski rozpoczynały się trzydziestego pierwszego października tysiąc dziewięćset osiemnastego roku od sformowania drugiego Pułku Strzelców Podhalańskich w Bochni. Pierwszy batalion powstał dziewiątego grudnia i został zakwaterowany w Sanoku, drugi batalion utworzony w połowie grudnia w Bochni, a trzeci wiosną tysiąc dziewięćset dziewiętnastego roku i stacjonował w Nowym Targu.

Już trzynastego grudnia tysiąc dziewięćset osiemnastego roku pierwszy batalion został skierowany na front ukraiński i przeszedł swój „chrzest bojowy” niedaleko wsi Krościenko nad Strwiążem. Dopiero wiosną tysiąc dziewięćset dwudziestego roku pułk połączył wszystkie swoje bataliony, wszedł w skład pierwszej Brygady Górskiej i wziął udział w „wyprawie kijowskiej” docierając w dniu ósmego maja do Kijowa na północne przedmieścia. Niestety nie utrzymali stanowisk, podobnie jak pozostałe jednostki i w czerwcu nastąpił masowy odwrót wojsk polskich. Do dwunastego czerwca przodek ze swoją jednostką skutecznie bronił przeprawy przez Dniepr przed znacznymi siłami atakujących bolszewików. Wszyscy zdolni do walki dołączyli do pułku osłaniającego tyły trzeciej armii i wsławili się w obronie Brześcia nad Bugiem. Następnie pułk brał udział w polskiej kontrofensywie rozpoczętej szesnastego sierpnia wyzwalając Kock, Łuków, Siedlce, Gródek i Grodno. Szlak bojowy zakończył pod Kuźnicą dwudziestego trzeciego września tysiąc dziewięćset dwudziestego roku.

Piękna karta historii rodzinnej, po przeczytaniu, której dumny byłem jak paw. Jednak dalsze zapiski wzbudzają mój niepokój. Gdyby przodek został zdemobilizowany i wróciłby do cywila nie uczestniczyłby w dniu szóstym marca tysiąc dziewięćset trzydziestym roku w pacyfikacji demonstracji, która przeszła do historii, jako Marsz Głodnych w Sanoku.

Przyczyną protestu robotników było wielkie bezrobocie panujące w kraju, unikanie rozmów władz z przedstawicielami bezrobotnych, braku chęci do spełnienia żądań głodnych (zapomogi, żywność, opał) oraz znaczna redukcja zatrudnienia załogi Fabryki Wagonów. Kiedy władza nie spełniła warunków protestujących w dniu szóstego marca odbył się kolejny zbiorowy protest, zorganizowany przez komitet bezrobotnych oraz działaczy komunistycznych z Fabryki Wagonów. Zorganizowano pokojowy wiec przed starostwem na sanockim rynku, w którym uczestniczyło około czterysta osób. Protestujący zostali brutalnie przez policję wypędzeni z rynku, dlatego udali się do fabryki "Sanowagu" z żądaniem pracy. Liczba manifestantów gwałtownie rosła i gdy osiągnęła tysiąc osób, postanowili powrócić do centrum miasta. Podczas przemarszu ponownie starli się z policją i przedarli się przez blokadę. Jednak nie przeszli daleko, pomimo tego, że liczba uczestników protestu zwiększyła się do dwóch tysięcy zostali ostatecznie zatrzymani przez kordon policyjny. Nastąpiła prowokacja, z tłumu ponoć padły strzały z rewolweru, dało to pretekst do użycia przez policję i drugi Pułk Strzelców Podhalańskich ostrej amunicji. Dokładnej liczby ofiar nikt nigdy nie starał się ustalić, czynniki oficjalne ogłosiły, że rannych zostało od 4 do ponad 20 protestujących, a także kilku policjantów. Dokonano aresztowań wśród protestujących, przywódcy manifestacji byli skazywani na wyroki więzienia od dwóch tygodni do dwóch i pół roku.

Zaledwie dwa lata minęło mojemu przodkowi na spokojnym życiu koszarowym. Od dwudziestego pierwszego czerwca do dziewiątego lipca tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego roku uczestniczył, jako jeden z trzystu w tłumieniu powstania leskiego.

Powstaniem leskim nazwano protest chłopski, który miał miejsce w powiecie leskim w końcu czerwca i na początku lipca. Rozpoczęło się dwudziestego pierwszego czerwca od przybycia do miejscowości Brzegi Dolne instruktora rolnego Stefana Zięby w związku z planowanym zorganizowaniem w tej wsi „świętem pracy”. Inicjatorem prac społecznych na rzecz gminy był hrabia Jan Potocki, właściciel dóbr rymanowskich, którego ród zgromadził wielki majątek od Zbaraża, aż po krakowski Pałac pod Baranami.

Na zwołanym zebraniu wiejskim do prac społecznych nakłaniał agitator inż. Stefan Zięba. Zgromadzeni chłopi, wystąpienie wysłannika hrabiego przyjęli chłodno. Wywiązała się dyskusja i włączył się do niej najbardziej wykształcony z wioski, Mykoła Werbenec, syn unickiego proboszcza. W sposób przemyślany i trafny podważał argumenty Zięby, a na koniec w podsumowaniu powiedział, że nie chodzi tu o żadne "święto pracy", a o przywrócenie pańszczyzny. Spokojne do tego czasu zebranie zamieniło się w zwykłą pyskówkę i przez przypadek ktoś rozbił lampę naftową, szkło poraniło kilka osób w tym agitatora hrabiego. Przedstawiciele władzy jak zwykle w napiętych sytuacjach uciekli. Chłopi wznosząc okrzyki przeciwko pańszczyźnie otoczyli miejsce zebrania, uzbrajając się w drągi, pałki i motyki. Inicjatorzy wiejskiego zebrania dla ukarania wichrzycieli starli się z chłopami. Policja po awanturze w Brzegach Dolnych zatrzymała trzydzieści dziewięć osób, w tym cztery kobiety.

Pierwsi na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej pańszczyznę znieśli Prusacy w tysiąc osiemset jedenastym roku w Wielkim Księstwie Poznańskim, w zaborze austriackim nastąpiło to w tysiąc osiemset czterdziestym ósmym roku, a w rosyjskim w tysiąc osiemset sześćdziesiątym czwartym.

Chłopi się tak wkurzyli na ideę „święta pracy” i przywrócenia pańszczyzny, że zaczęli gromadzić się w lasach, wzdłuż drogi z Brzegów Dolnych do Łodyna, aby do tego nie dopuścić. Nastąpiły gwałtowne, niczym nieuzasadnione, represje władz, aresztowano trzydziestu dwóch chłopów. Zatrzymywano często jedynych żywicieli rodziny, co dało sygnał do wybuchu powstania. W Brzegach Dolnych, Łodynie, Teleśnicy Oszwarowej, Teleśnicy Sannej, Łobozewie Górnym i Dolnym i innych wsiach dzwony ze wszystkich cerkwi i kościołów wezwały chłopów do walki.

Jednak represje nie uspokoiły nastrojów i pod koniec czerwca około trzech tysięcy chłopów z prawie dwudziestu wsi zgromadziło się w Teleśnicy Sannej, do brony krzyża symbolizującego zniesienie pańszczyzny. Doszło tam do pierwszych starć z policją i do spacyfikowania buntu wysłano wojsko. Większa część żołnierzy po wcześniejszych przykrych doświadczeniach z użyciem broni palnej, strzelała na postrach w powietrze. „Powstańcy” nie chcieli konfrontacji z wojskiem, tylko wystawiali warty przy krzyżach pańszczyźnianych znajdujących się w ich wioskach.

Na skutek eskalacji zwykłej awantury na zebraniu wiejskim doszło do ofiar. Było siedmiu zabitych chłopów, setki rannych i tysiące pokrzywdzonych, oczywiście nikt dokładnie nie liczył. Zatrzymanych uczestników powstania błyskawicznie osadzono. Trzech Ukraińców i jednego Polaka skazano na karę śmierci, które przez prezydenta Ignacego Mościckiego zostały zmienione na dożywotne więzienie.

Dla przodka było tej jawnej niesprawiedliwości za wiele i po powrocie do koszar zginął podczas czyszczenia broni. Najbliższa rodzina nie odwoływała się od ustalenia komisji z obawy, utraty wojskowej renty i odszkodowania. Doskonale wiedzieli, że bohater walk o niepodległość nie pogodził się z próbami powrotu do zasad obowiązujących chłopów przypisanych do ziemi w pierwszej Rzeczypospolitej, w której podstawą dobrej gospodarki były dwie rzeczy „Pańszczyzna i szubienica”.

Czy po przeczytaniu takich zapisków, nie ma się prawa do bycia dumnym z przodka? Pomimo tego, że na koniec swojego życia nie był jednym z trzystu Spartan.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 18.08.2017
    Kawał historii przedstawiłeś w tym krótkim tekście. No i możesz być dumny z przodków. Nazwy miast i wiosek to Bieszczady i tutaj odnalazłam pewne fakty. Kiedy jeździłam na obozy wędrowne to spotykałem się z żywą historią jaką byli ludzie. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania