Niezapomniana pamięć

Ona nazywała go Mojsze. Był jej jedyną miłością, jedynym powodem, dla którego przeżyła piekło Auschwitz. Poznali się w obozie, kiedy on pracował jako lekarz, a ona jako pielęgniarka. Pomagali innym więźniom, ratowali im życie, dawali im nadzieję. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, choć wiedzieli, że to może być ich ostatnia miłość.

 

Razem uciekli z obozu, kiedy nadszedł dzień wyzwolenia. Przebrali się za żołnierzy niemieckich i ukradli samochód. Jechali przez całą Europę, szukając bezpiecznego miejsca, gdzie mogliby zacząć od nowa. Nie obchodziło ich, że byli poszukiwani przez Gestapo, że byli nienawidzeni przez ludzi, którzy nie rozumieli ich cierpienia.

 

W końcu dotarli do Izraela, do ziemi obiecanej. Tam znaleźli schronienie i wsparcie. Tam zbudowali sobie dom i założyli rodzinę. Mieli troje dzieci: Dawida, Sarę i Benjamina. Byli szczęśliwi, mimo wszystkich ran i blizn, które nosili na ciele i duszy.

 

Ale los był okrutny. Mojsze zachorował na raka płuc. Lekarze nie dawali mu szans. Powiedzieli mu, że ma co najwyżej kilka miesięcy życia. On nie chciał się poddać, nie chciał opuszczać swojej żony i dzieci. Walczył z chorobą, jak wcześniej walczył z nazistami.

 

Ona nie chciała się z nim rozstawać, nie chciała go tracić po raz drugi. Przy nim spędzała każdą wolną chwilę, czytała mu książki, śpiewała mu piosenki, opowiadała mu o ich wspólnych marzeniach. Przypominała mu o ich pierwszym pocałunku w obozie, o ich ślubie w synagodze, o narodzinach ich dzieci. Mówiła mu, że go kocha i że zawsze będzie przy nim.

 

W końcu nadszedł ten dzień. Mojsze zmarł w jej ramionach, uśmiechając się słabo i szepcząc: "Kocham cię". Ona nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Tylko płakała, płakała bez końca, jakby chciała wypłakać cały swój ból i smutek.

 

Pogrzeb był skromny i cichy. Przyszli tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina. Ona nie odezwała się ani słowem. Nie spojrzała na nikogo. Nie zauważyła nawet, że byli tam ludzie, którzy ją kochali i wspierali. Ona widziała tylko jego twarz, jego oczy, jego uśmiech.

 

Po pogrzebie zamknęła się w swoim domu. Nie odbierała telefonów, nie otwierała drzwi, nie jadła, nie piła. Tylko leżała na łóżku i przytulała jego poduszkę, na której wciąż czuć było jego zapach.

 

Tak minęły tygodnie, miesiące, lata. Ona nie starzała się, nie zmieniała się. Była jak martwa lalka, która zapomniała o życiu. Nikt nie mógł do niej dotrzeć, nikt nie mógł jej pomóc.

 

Jej dzieci dorosły i wyszły za mąż lub założyły własne rodziny. Próbowali odwiedzać ją i namawiać ją do wyjścia z izolacji. Przynosili jej wnuki i opowiadali jej o swoich sukcesach i problemach. Ale ona nie reagowała na nic. Nie patrzyła na nich, nie słuchała ich, nie dotykała ich. Tylko leżała na łóżku i przytulała jego poduszkę.

 

Jej przyjaciele też się starali. Przysyłali jej listy, kwiaty, prezenty. Zapraszali ją na spotkania, uroczystości, podróże. Opowiadali jej o świecie, który się zmieniał i rozwijał. Ale ona nie odpowiadała na nic. Nie czytała ich, nie cieszyła się z nich, nie dziękowała im. Tylko leżała na łóżku i przytulała jego poduszkę.

 

Aż pewnego dnia znaleźli ją martwą na łóżku. Miała na twarzy spokojny wyraz, jakby wreszcie znalazła pokój i szczęście. Obok niej leżał stary album ze zdjęciami z Auschwitz i Izraela. Na jednym z nich byli oni razem, młodzi i zakochani.

 

Byli piękni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Marian 10 miesięcy temu
    Piękny tekst i nic już więcej nie dodam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania