Nieznośne rysy

Krasnolud Mendus przemierzał leśny trakt w powadze i zamyśleniu. Był całkowicie spłukany. Nie miał nawet pomysłu gdzie mógłby się udać. Nie dość że ledwo przed rokiem wygnano go z rodzinnego Kazimaru to jeszcze teraz został wyrzucony z Anterpii. Powód jak zawsze ten sam. Oszustwa, kradzieże i pijaństwo. Nie żałował niczego poza tym że go złapali. Zrezygnowany rozbił w końcu obóz gdzieś niepodal drogi. Wiedział że nie ma co liczyć na nocleg w karczmie. Pomijając brak pieniędzy, jego szkaradna morda i odór niemytego od tygodni cielska skutecznie uniemożliwiały wynajęcie jakiekogolwiek pokoju.

Pogrążony w smutku począł rozbijać prowizoryczny namiot gdy nagle posłyszał dziwne krzyki. Dochodziły z głębi lasu. Bez większego zastanowienia Mendus podążył za nimi aż w końcu jego oczom ukazała się duża, zielona polana. Na jej środku stał jakiś mężczyzna odwrócony doń plecami. Coś niewyraźnie wykrzykiwał. Jego głos był słaby i skrzeczący jak niedostrojony instrument. Krasnolud wyszedł z krzaków i podszedł bliżej aby cokolwiek zrozumieć

-Tak? To może cie tu zostawie? Najpierw obsrają cię ptaki a potem zarośniesz grzybem! -ciągnął słaby, poirytowany głos

-Ty nadęty ignorancie -odezwał się głos drugi wyraźnie inny, gruby i stentorowy. Zapomniałeś z kim masz do czynienia? Zginiesz beze mnie!

Mendus był przerażony. Był pewny, że napotkał szaleńca z podwójną osobowością. Czytał o tym kiedyś w książce. Paskudna sprawa. Może jeszcze sam się tym zarazi? Korzystając z pozostania niezauważonym postanowił się wycofać. Zrobił zamaszysty obrót swym grubym ciałem ale wtedy stało się to czego najmniej się spodziewał. Leśna fasola którą wcześniej łapczywie się opchał dała o sobie znać. Krasnoludzki odwrót okazał się katastrofalny w skutkach nie tylko dla Mendusa ale również dla całego ekosystemu. Urocze kwiaty, które miał pod nogami zwiędły a ptaki ze wszystkich okolicznych drzew odleciały w popłochu na drugi kontynent. Nieznajomy jegomość odwrócił się i spojrzał na krasnoluda z niemałym zaskoczeniem. Był to wysoki chłopak o młodej, nieopierzonej twarzy. Odziany był w starą skórzaną zbroje. W lewej ręce dzierżył miecz. Wyryte były na nim dziwne rysy, które od razu zwróciły uwagę Mendusa. Nigdy czegoś takiego nie widział. Taki miecz musiał być z pewnością dużo wart.

-Kim jesteś Panie? -Zapytał drżącym głosem chłopak

-Jaki Pan?! -odpowiedział stentorowy głos znikąd – Nie widzisz? To jakiś krasnolud, zwykły obszczymur

-Kto to? Co to? – zawołał Mendus -Co to za siły nieczyste?

-Nieczysta to jest twoja morda kurzalcu! -odrzekł gruby głos. Tym razem jednak Mendus zorientował się że głos dochodzi prosto z miecza. Rysy które zauważył na mieczu nie były w istocie metalowymi a twarzowymi.

-Przepraszam za niego – powiedział zawstydzony chłopak – Jestem Zex Sendelius– rycerz z Anterpii

-Rycerz….drobny ruchodupek– wtrącił kąśliwie miecz

-Jestem Mendus. Wędrowny kupiec, filozof, poeta i filantrop. Do usług Panie! Widzę że masz tu bardzo ciekawy okaz. Nigdy w życiu nie widziałem takiego miecza. Przydałby mi się taki do kolekcji. Czy zechciałbyś może dokonać uczciwej wymiany?

-Oddam ci go za pięć groszy. Nie wytrzymasz z nim godziny – powiedział chłopak rzucając gniewnie miecz na ziemie

-Ty gnoju! – zawył miecz. Tak się traktuje przodków? Ta dzisiejsza młodzież…żadnego szacunku dla dokonań przeszłych pokoleń! Gdybym nie dorwał wtedy tego babska w krzakach nie byłoby cie tutaj kaszojadzie! Poświęciłem się dla ciebie!

Obrażony chłopak poszedł w swoją strone podczas gdy krasnolud szczerzył swe żółte od próchnicy zęby.

-No a ty kolego idziesz ze mną! -uśmiechnął się Mendus podnosząc miecz – dostane za ciebie niezłą sumkę w mieście!

-Może starczy ci złota na wszystkie dziąsła kurzalcu

Urażony krasnolud obwiązał miecz solidną tkaniną aby więcej mu nie ubliżał i włożył go do dużego plecaka. Ruszył w drogę do najbliższego miasta. Posłyszał że jutro odbędzie się tam festiwal kowalski. To najlepsza okazja do sprzedania tak cennego okazu.

Mendus dotarł do miasta późnym wieczorem. Wszedł do jedynej karczmy gdzie poprosił od razu o najlepszy pokój. Gdy karczmarz zapytał go o pieniądze ten wyciągnął miecz twierdząc że zapłaci jutro kiedy sprzeda ten okaz za górę złota. Zapewniał również że po zdobyciu pieniędzy wykupi on wszystkie trunki z karty. Właściciel karczmy był już niemal przekonany dopóki miecz nie zaczął ubliżać jemu, jego rodzinie oraz trzem poprzednim jej pokoleniom. Mendus znów musiał spędzić noc na bruku.

-To za to że miałeś czelność związać mi usta – naigrywał się miecz gdy o poranku krasnolud wyganiał robaki ze śpiwora

-Przestań gadać! – wrzasnął w końcu Mendus. Jesteś tylko gadającą kupą złomu

-Kupą złomu? Jestem Rex Sendelius! W przeszłości każdy w tych stronach drżał na dźwięk mego imienia! Nie będzie mnie teraz uciszał jakiś niziołek.

-Jestem krasnoludem a nie jakimś niziołkiem!

-Jedno i to samo. Widzisz tylko gówno zamiast nieba. Zresztą…tylko tego jesteś wart!

Przytyczka ta przeważyła szale. Nawet największy łotr pokroju Mendusa nie mógł znieść dłużej takich oszczerstw. Bez słowa chwycił mocno Rexa i zamachnął się. Miecz o najostrzejszym języku na świecie miał zaraz wylądować na dnie rzeki.

-Poczekaj! -zaczął Rex odmienionym tonem – mogę dać ci znacznie więcej niż jakiś podrzędny kowal! Dostaniesz wszystko czego pragniesz!

-Co? Mów dalej– odpowiedział Mendus, przyglądając się sceptycznie Rexowi. Rysy na jego metalowej formie układały się już w zupełnie wyraźną twarz

-Widzę to czego oczy nie zobaczą. Przejrzałem gruntownie twą duszę. Chcesz być wielki. Pieniądze, kobiety i sława! Tego właśnie chcesz! Dostaniesz to wszystko pod warunkiem że zwrócisz mi wolność.

-Jak niby możesz mi to dać? – zapytał zaciekawiony już Mendus

-Jak pewnie zauważyłeś nie jestem zwykłym śmiertelnikiem. Mam swoje sposoby. Najprostszym będzie wypowiedzenie pewnego starego zaklęcia, które na swój sposób połączy nasze siły. Obiecuje że nie opuszcze cię dopóki nie spełnie twych życzeń.

-Dobrze. I tak nie mam nic do stracenia. Daj mi to a będziesz wolny.

-Zobaczysz ja nigdy nie łamie danego słowa. Powtarzaj za mną powoli i wyraźnie…

Słowa paktu nie były zrozumiałe. Nie przypominały nawet jakiegokolwiek znanego języka. Ku irytacji Rexa, Mendus miał straszne problemy z wymówieniem niektórych inkantacji przez co proces stale się przedłużał. W końcu wszystko się udało. Mendusa otoczył mrok, mięśnie mu zdrętwiały a białka oczu wyszły na zewnątrz. Padł na ziemie i leżał jak trup przez dobrą chwilę.

Kiedy przebudził się i wstał czuł, że coś się zmieniło. Nie był już tą samą osobą. Dobrą chwilę zajęło mu zorientowanie się że w ogóle już nie jest sobą. Wszystko widział jak zawsze ale nie miał już kontroli nad swoim ciałem. Nie mógł nawet się odezwać. Powoli zaczynało do niego docierać że podjął najgorszą decyzję swojego życia.

-Ach już prawie zapomniałem jak to jest być śmiertelnikiem – rzucił radośnie Rex ustami krasnoluda – co prawda nie o takim ciele marzyłem ale od czegoś trzeba zacząć. A teraz Panie Mendusie – zwrócił się do gospodarza uwięzionego wewnątrz - Czas na spełnienie wszystkich Pańskich marzeń.

Posiadając już swobodną formę Rex począł spełniać życzenia krasnoluda. Na pierwszy ogień poszło zdobycie pieniędzy. Szybko posłyszał od żebraków że tuż za miastem mieszka emerytowany mer, samotny staruszek. Prędko znalazł się pod jego domem. Przedstawił się jako wędrowny kupiec, oferujący cudotwórcze preparaty na łysienie. Ponieważ ząb czasu wyraźnie odcisnął swoje piętno na głowie starca, ten nie zastanawiając się długo przyjął oferte Rexa. Gdy tylko staruszek zaczął szukać odpowiedniej sumy w portfelu, Rex ogłuszył go potężną pięścia Mendusa. Wziął portfel i zabrał wszelkie kosztowności jakie tylko znalazł w domu. Znalezione przedmioty sprzedał w lombardzie za ogromną sumę.

-Widzisz Mendusie – prawił z cyniczną dumą Rex - marzenie o bogactwie spełnionione w jeden dzień. Teraz czas na twoje kolejne życzenie

Powróciwszy do centrum miasta Rex z miejsca skierował grube nogi krasnoluda do lokalnego burdelu. Przedstawił się tam jako Mendus Śmierdus – największy rozpustnik tego świata. Ponieważ żadna kurwa nie chciała obdarzać swymi wdziękami takiej abominacji, Rex postanowił stopić ich zawzięty opór potęgą złoych pobrzękiwaczy. Gdy tylko zaczął obsypywać dziewczęta górami złotych monet te rzuciły się na brudne cielsko Mendusa jak bezpańskie psy na kość. Tuliły go, całowały a nawet wąchały jego smrody tak jak wącha się świeżo zerwaną z ogrodu róże. Wrzawa szybko rozeszła się po całym burdelu. Wszystkie pozostałe prostytutki zbiegały się aby wyrwać choć jedną złotą monetę. Niektóre zostawiały nawet swych klientów na lodzie. Rex gwarantował że każda, która da się skosztować krasnoludzkiemu brudasowi, będzie mogła potem sama kosztować wiecznego życia w luksusie.

Protest wniosła tylko burdelmama, która stwierdziła że jeśli wszystkie dziwki staną się bogate i odejdą z burdelu skutki będą więcej niż katastrofalne. Oprócz tego że ona sama straci interes swego życia, w mieście zostaną tłumy niezaspokojonych mężczyzn. Mężczyźni bez ujścia swych żądz zaraz zaczną gwałcić, bić i mordować. W końcu napięcie urośnie do tego stopnia że wybuchnie jakaś rewolta albo nawet i wojna! Tak się przecież zawsze dzieje kiedy mężczyźni nie znajdują prostego ujścia swych instynktów.

Rex słuchał przemówienia starej kurwy w milczeniu i powadze. Kiedy tylko skończyła mówić przyznał jej słuszność. Zwrócił się także do dziewcząt, iż zawsze powinny z uwagą słuchać starszych gdyż ich słowa często zawierają w sobie niezwykle cenną życiową mądrość, która objawia się człowiekowi tylko w toku zdobywania doświadczenia. Burdelmama nie mogła ukryć wzruszenia. Łzy napływały jej do oczu i spływały powoli po zmęczonych trudem życia policzkach. Kobieta uświadomiła sobie że dopiero po czterdziestu siedmiu latach nędznej egzystencji po raz pierwszy ktoś ją uszanował. Szkaradny krasnolud począł zdawać jej się najpiękniejszym mężczyzną na świecie. Podziękowała mu z głębi serca i złożyła czuły pocałunek na jego spoconym czole. Nie mogła wydobyć już z siebie więcej słów gdy kryształowe łzy znów zagościły na jej twarzy. Młodsze dziewczęta ofiarowały jej swe chusteczki i pocieszenia. Wzruszeniom nie było końca.

Przedłużające się uniesienia strasznie zniecierpliwiły Rexa. Nie czekając długo zdzielił burdel mame w jej kurewską morde. Kiedy kobieta padła u stóp krasnoluda zaczął wściekle kopać ją po głowie. Łzy wzruszenia szybko przerodziły się w łzy rozpaczy. Burdelmama błagała o litość ale Rex pozostawał bezlitosny. Bił i szarpał a na koniec opluł ją z każdej możliwej strony. Dziewczęta były przerażone, część z nich zaczęła krzyczeć i płakać.

Rex w końcu zostawił sponiewieraną kobietę oferując sto złotych monet tej która najpiękniej wyrzuci burdelmame z budynku. Łzy w oczach dziewcząt natychmiast ustąpiły miejsca pasji. Nie ma co się dziwić. Za tyle monet można kupić wielki dom i odchować dwa pokolenia. Dziewczyny ochoczo ciągnęły burdelmame do wyjścia, wyrywając sobie jej kończyny z rąk. Aby zdobyć wyższe noty w konkursie okrucieństwa lały ją i rozbierały. Stale też wypominały wszelkie okrucieństwa jakich dopuściła się wobec nich przez te wszystkie lata. Na koniec wylały na nią wiadro z gównem. Naga i pobita kobieta wylądowała ostatecznie na dworze w wielkiej kałuży błota. Jej lament zagłuszony został przez śmiechy i okrzyki radości wszystkich dziewcząt.

Ukontentowany Rex ogłosił rozpoczęcie największej w historii miasta orgii. Pili każdy znaleziony alkohol, palili bagienne ziele a przede wszystkim chędożyli się ile wlezie. Panie reprezentowały odmienne pokolenia, kształty a nawet kolory skóry. Aby nie zostać posądzonym o rasizm czy jakiś rodzaj faworyzacji Rex dawał każdej tyle samo uwagi i pieniędzy. Jedyne przerwy w uciechach stanowiły pompatyczne przemówienia Rexa w których dokonywał apoteozy życia doczesnego.

Całą zabawę przerwało w końcu wtargnięcie straży miejskiej do burdelu. U jej boku stał okradziony staruszek z głową w bandażach oraz burdelmama okryta prześcieradłem. Towarzystwo zastało Rexa delektującego się najstarszą prostytutką i tanim anterpiańskim winem. Nie przejął się zbytnio nawoływaniem do zaprzestania rozpusty i oddania się w ręce władz. Strażnicy miejscy otoczyli więc stół na którym nieprzejęty dalej grzmocił starą kurwe i tłukli go kijami tak długo aż w końcu sam z niej zleciał.

-Krasnoludzie! -rzekł donośnie dowódca straży. -W imieniu rady miejskiej zostajesz aresztowany za zbrodnie popełnione na obywatelach naszego miasta. Zostaniesz doprowadzony do aresztu. Następnie sędzia zadecyduje o twoim losie. O twych niecnych dokonaniach wie już cała okolica! Nie ujrzysz prędko światła dziennego!

-Od razu mi zbrodnie – odparł pewnie Rex -Nie uczyniłem więcej złego niż ci którzy was na mnie nasłali. Patrzcie tego łapciucha – wskazał palcem na staruszka – emerytowany mer. Największy złodziej w historii tej zapchlonej mieściny. Całe miasto głodowało żeby tylko napełnić jego nieskończenie wielkie kieszenie. Teraz przynajmniej pieniądze te przyniosły pociechę tym zacnym damom. Według was miały dalej kurzyć się w złodziejskich sakwach? A ta ladacznica? – zbliżył się do burdel mamy – całe swe życie poświęciła niszczeniu życia innych. Zmuszała biedne dziewczęta do oddawania swej czci i cnoty traktując je gorzej niż psy! Nie chciała sama tonąć w bagnie grzechu nierządu dlatego postanowiła utopić w nim wasze matki, siostry, wasze córki!!

Wielka przemowa obronna Rexa zrobiła na zgromadzonych wielkie wrażenie ale nie mogli dać temu żadnego wyrazu. Dowódca straży wydał swym podwładnym rozkaz pochwycenia oskarżonego i natychmiastowego odeskortowania go do aresztu.

Widząc że jego dantonowska obrona nie przyniosła oczekiwanego rezultatu Rex postanowił czym prędzej ulotnić się z ciała krasnoluda. Kiedy strażnicy zakuwali Mendusa w kajdany Rex uciekł z powrotem do miecza leżącego na podłodze w pochwie. Dokonał tego zgodnie z umową gdyż jak oznajmił dowódca - krasnolud stał się już sławny. Jego ostatnie życzenie zostało więc spełnione. Krasnolud omdlał na chwile a gdy tylko się przebudził wpadł w histerie. Zaczął płakać i przepraszać wszystkich za to co się stało. Twierdził, że został opętany przez złowrogi miecz, który przejął nad nim całkowitą kontrolę.

Kiedy byli już przy drzwiach raptem w pokoju rozległy się dziwne, stłumione pomruki. Dochodziły prosto z pochwy która cała drżała.

-A nie mówiłem? -krzyknął Mendus – to demon! Zabierzcie go jak najdalej stąd!

Dowódca straży wziął pochwę w dłoń i energicznie wyjął miecz

-Pomocy! – wrzasnął Rex – Pomóżcie mi! Panie władzo zostałem porwany przez tego łotra! Ukradł mnie podstępnie mojemu rycerzowi. Przez cały ten czas musiałem towarzyszyć temu rozpustnikowi we wszystkich jego występkach. Złoże zeznania! Będę świadkiem w sądzie! Orężem sprawiedliwości który zada ostateczny cios temu łajdakowi! Klnę się na mój honor!

Tymczasem Zex pałętał się po opuszczonych traktach w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Szybko zaczął żałować że tak ochoczo pozbył się swojego kompana. Rex był największym łajdakiem jakiego znał ale lepiej mieć złego kompana niż żadnego. Poza tym było mu po ludzku głupio że sprzedał ducha swego legendarnego przodka za marne pięć groszy. Mógł zażądać chociaż wyższej ceny. Szczęście sprzyja głupim, dlatego w tych trudnych chwilach fortuna nie opuściła Zexa i szybko obdarzyła go swą łaską. W jakiejś przydrożnej oberży posłyszał że w miasteczku nieopodal odbywa się proces jakiegoś krasnoluda który ponoć dopuścił się strasznych występków. Lud może i puściłby mu płazem napaść na emerytowanego mera ale nie poniżenie burdelmamy. Była to kobieta znana i szanowana w tych okolicach od lat. W jej ogrodach rozkoszy wielu stawiało swe pierwsze kroki ku dorosłości. Zex wyłapał również, że jednym ze świadków w sprawie jest wybryk natury w postaci gadającego miecza. Podobno krasnolud ukradł go jakiemuś zacnemu rycerzowi i nie wiedząc że miecz jest świadomą istotą popełniał w jego obecności wszystkie przestępstwa.

Zex czym prędzej pognał do miasta. Dotarłszy do sądu dowiedział się że sprawa właśnie się skończyła. Dzięki obciążającym zeznaniom z wielu stron rozprawa nie trwała zbyt długo. Prostytutki zaświadczyły że podniosły rękę na swoją burdelmame tylko dlatego że krasnolud groził im śmiercią. Ponadto część z nich oskarżyło go o gwałt. Rex przyznał że był świadkiem wszystkich tych bezeceństw a ponadto sam padł ofiarom zwyrodnialstwa Mendusa. Ponoć w samotne noce krasnolud używał go do zaspokajania swych sodomicznych popędów. Za wszystkie te zbrodnie Mendus został skazany na śmierć. Miał zostać powieszony następnego dnia o świcie.

Władze dowiedziawszy się że to właśnie Zex jest właścicielem Rexa ochoczo zwrócili mu jego towarzysza. Za pomoc w pogrążeniu sprawcy Rex otrzymał nagrodę pieniężną a także powszechną wdzięczność mieszkańców miasta.

-Skąd wiedziałeś że takie były jego życzenia? – zapytał Zex nazajutrz kiedy jedli kolacje za pieniądze z nagrody

- Ci idioci zawsze pragną tego samego.

-Jednak wciąż nie mogę uwierzyć że to zrobiłeś. Nie jest ci go nawet troche żal?

-Nie smakuje ci jedzenie? – zaśmiał się cynicznie Rex. -Jakaś drobna menda…uwolniłem świat od kolejnego łotra a jego samego od życia z którym sobie nie radził.

Wyjaśnienia te nie wystarczyły by ukoić Zexa. Na jego twarzy malowała się głęboka melancholia. Na swój sposób czuł się winny. To w końcu on oddał Rexa krasnoludowi nie ostrzegając go odpowiednio. Wiedział że jego towarzysz lubuje się w tego typu manipulacjach i ta znajomość skończy się zapewne tragicznie.

-No nie patrz tak na mnie dłużej -odezwał się znów Rex widząc że twarz chłopaka skrywa się za gęstymi chmurami - Wiem jak ukoić twe sumienie. Karczmarzu…wódki! Wypijmy za naszego biednego niziołka! Niech mu ziemia lekką będzie!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania