Nikt się nie dowie
Ciemne wody oceanu zamykają się nade mną, gdy spadam powoli w kierunku piaszczystego dna. Przez chwilę mój umysł przypomina czarną, gęstą masę, ale nagle moje myśli na krótką chwilę stają się przerażająco jasne i klarowne. Zaczynam zastanawiać się, jak doszło do tego, że w moich płucach nie ma już powietrza, a niebieskie klapki wypływają powoli na powierzchnię, zostawiając pod wodą swoją właścicielkę. Przez chwilę wytężam pamięć i nagle go widzę - tak jakby stał przede mną, wiatr targa jego czarnymi włosami, a usta wykrzywiają mu się w lekko pogardliwym uśmiechu, gdy patrzy na mnie z lekkim niedowierzaniem.
Andrew Johns - człowiek, który mnie zabił.
Płynęliśmy łódką. "Będzie romantycznie"- powiedział Andrew kilka godzin wcześniej - "Czy byłaś kiedykolwiek na randce o północy?". Nie byłam - i nie będę nigdy więcej.
Siedział naprzeciwko mnie, a wiosła wisiały luźno w dulkach. "Niedługo stąd wyjedziemy"- powiedział i uśmiechnął się lekko, dotykając mojego policzka- "Nigdy więcej nie chcę oglądać tej dziury". Ja też nie lubiłam naszej rodzinnej miejscowości - mała rybacka wioska, w której nie działo się zupełnie nic. Mieliśmy wielkie marzenia, wielkie plany,które miały się nigdy nie urzeczywistnić.
"Zdobyłem pieniądze."- powiedział Andrew, a ja zadrżałam.
"Andrew, ja wiem."- powiedziałam, nie patrząc na niego, a przed oczami przemknęły mi obrazy sprzed kilku tygodni. Alarm w nocy, krzyk moich sąsiadów, ja stojąca przy oknie, cierpiąca na bezsenność od dzieciństwa. Pomarańczowe buty Andrewa, migające mi w ciemności, gdy zwinnie i szybko jak kot przeskakiwał ogrodzenie.
"Co?"- zapytał, otwierając szeroko oczy, i przysunął się trochę bliżej.
"Wiem, skąd je masz"- wyszeptałam cicho, patrząc na swoje wesołe, turkusowe paznokcie u stóp.
"Zarobiłem. Sama wiesz, że od kilku tygodni naprawiam samochody"- na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
"Widziałam cię, Andrew. Ja wiem. To ty jesteś winny śmierci pani McCay."- Sprawca nieznany. Kobieta wychodząca w nocy z łazienki, przyłapująca sprawcę na gorącym uczynku. Ciosy, które okazały się śmiertelne.
Andrew poderwał się. "To nie byłem ja!"- wysyczał, ale w jego ciemnych oczach odbił się strach.
"Widziałam. Widziałam za dużo." Nagle poczułam, że przewracam się na deski łódki. "Nie powiesz nikomu."- stwierdził. "Nie wiem, Andrew"- w oczach stanęły mi łzy -"Ja już nie mogę z tym żyć."
Czuję, że drętwieją mi nogi. Ostatkiem sił spoglądam na swoją rękę, oczy pieką mnie od słonej wody. Jest blada, nawet bardzo. "Nigdy nie byłam specjalnie opalona" dochodzę do idiotycznego wniosku i uśmiecham się do siebie.
Dalsza część wydarzeń osnuwa się mglistą zasłoną. Pamiętam, że wypadłam przez burtę, próbowałam złapać się krawędzi łódki, ale czyjeś silne ręce odpychały mnie od niej wciąż i wciąż, tak że w pewnej chwili opadłam już z sił. Przegrałam tę walkę.
Zamykam oczy i uderzam o dno. Świat okrywa się czernią, tak jakby słońce już nigdy miało nie wzejść i zapanować miałaby wieczna noc - a jednak wschodzi, gdy następnego dnia rano młody biegacz mija wyrzucone na brzeg niebieskie klapki.
Komentarze (4)
"(...) - Co?- zapytał, otwierając szeroko oczy, i przysunął się trochę bliżej.
- Wiem, skąd je masz"- wyszeptałam cicho, patrząc na swoje wesołe, turkusowe paznokcie u stóp. (...)"
Mocna czwórka ode mnie. :)
Ps. Miło mi powitać Cię na opowi.pl :)
Tekst cudo, masz pińć ^^
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania