Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

noc Zeusa tom I serii Noc i Dzień

Prolog

 

Dobrzy ludzie śpią lepiej od złych, ale ci drudzy bawią się znacznie lepiej, kiedy nie śpią.

 

~ Woody Allen ~

 

Zeus

 

Stoję na drewnianym moście prowadzącym do jeziora Utopia. Prycham pod nosem na samą myśl o nazwie tego jeziora. Często tutaj słabi, bezużyteczni ludzie, którzy myślą, że są lepsi ode mnie, kończą swoje życie. Zapominając, że jestem Zeus. Niczym władca nieba i ziemi, zwany w mitologii "ojcem bogów i ludzi". Wpatruje się w czarną taflę wody beznamiętnie, niezmąconą ze świadomością, że za chwilę może się to zmienić.

 

Sierpniowy księżyc odbija się w tafli jeziora. Lato wkrótce się skończy i znów zrobi się zimno. Lubię ten chłód. Bo wtedy można sobie wyobrazić, jak musi się czuć taki martwy człowiek.

 

W ciągu dnia jezioro ogrzewają ciepłe sierpniowe promienie i nie brakuje ludzi chcących ochłodzić swoje rozgrzane ciała. Ja zdecydowanie wolę właśnie tę porę dnia. Noc. Ciemną, czarną niczym dobra czarna kawa. Bez zbędnych śmieci. Podobnie, jak w życiu.

 

To nie tak, że ja nie daję im wyboru by zmienili swój los, lecz oni sami proszą się bym to ja przejął nad nimi władzę.

 

Rozpinam guzik czarnej marynarki i wsuwam ręce do kieszeni moich spodni wpatrując się w ciemność przede mną. Zamykam na chwilę oczy i kręcę głową z boku na bok, aż emituje charakterystyczny trzask kręgów.

 

To był długi dzień. Musiałem dziś podpisać kilka nowych umów w mojej legalnej części życia. Tylko nieliczni wiedzą, kim jest Zeus, przed którym całe miasto trzęsie się ze strachu.

 

- Szefie już są - odzywa się za moimi plecami jeden z moich zaufanych ludzi. To Kosa.

 

Spoglądam jeszcze raz na jezioro, które skrywa więcej sekretów niż na Woronicza. To tutaj niewarci tego świata nie śmiertelnicy kończą swój marny żywot.

 

Za chwilę zabawie się znowu w pieprzonego Boga, który zadecyduje o życiu i śmierci jednej z szumowin mających czelność nazywać się ojcem, mężem, synem. Człowiekiem. Wszyscy wiedzą, że brzydzę się takimi gnojami. Nie są nawet warci mojego splunięcia.

 

Biorę głęboki wdech, by po chwili szybko go wypuścić z moich płuc. Wiatr od jeziora smaga moją twarz, jakby chciał powiedzieć: już czas.

 

Zapinam nieśpiesznie guzik marynarki, po czym rzucam ostanie spojrzenie w ciemność przede mną i odwracam się w stronę czekających na mnie samochodów.

 

Przechodzę po drewnianym moście, aż docieram do miejsca, gdzie światła reflektorów samochodu Kosy oświetlają klęczącego małego człowieczka. Staje w miejscu, gdzie, nie będzie widział mojej twarzy. Ci, którzy ją zobaczyli, skończyli bez języka i palców u rąk lub też skończyli pod ziemią.

 

Rozpinam klapy marynarki i ponownie wsuwam ręce do kieszeni. W powietrzu aż czuję strach człowieka, który wie, jaki los czeka takich jak on.

 

Czekam, aż niepokój o jego życie zawładnie jeszcze większą częścią umysłu tego biedaka. I wywoła jeszcze większy strach. Cieszę się coraz bardziej, widząc jego dyszące ciało. Chłopcy ładnie się z nim zabawili. Wiszę im premię.

 

Krew kapie mu z prawej brwi i spływa po twarzy, plamiąc białą koszulę na czerwono. Jego lewe oko jest tak opuchnięte, że nic nie widzi. Kącik moich ust unosi się lekko na ten widok. Jego twarz przypomina teraz jeden wielki bałagan. Jego usta są wykrzywione bólem, najprawdopodobniej chłopcy przestawili mu szczękę. Spoglądam dalej i widzę, że jego ręce są związane za plecami, ale kiedy przesuwa je na bok, przypuszczalnie w celu poprawienia się na żwirowej drodze, na której klęczy, zauważam, że jego dłonie również krwawią z powodu braku palców.

 

Chłopcy wyjątkowo zadbali o tę szumowinę.

 

Jego twarz wykrzywia ból. Z jego oczu płyną łzy, jakby chciał mnie zmiękczyć, wybaczyć mu to, co zrobił. Wszyscy wiedzą o moich żelaznych zasadach.

 

Podchodzę do niego bliżej, ale nie wyłaniam się z ciemności.

 

Wydymam mocno wargi, po czym kucam, opieram łokieć na swoim kolanie i przesuwam palcami dłoni po szczęce, jakbym miał tam brodę i chciał ją pogłaskać.

 

Spoglądam na swojego wroga, który leży na ziemi, pobity i zakrwawiony.

 

- Wiesz, kim jestem? - pytam cicho, patrząc mu prosto w oczy.

 

- Zeus... - mamrocze.

 

Uśmiecham się gdyż w jego głosie pojawia się strach.

 

Ta szumowina podnosi głowę i spogląda na mnie. Jego twarz jest zmasakrowana, a usta pełne krwi i śliny. Obraz nędzy i rozpaczy.

 

- Powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś? - pytam, robiąc minimalną przerwę. - Pawle Brzeziński.

 

- Proszę - zaczyna mówić, płacząc przy tym niczym małe dziecko.

 

Mięczak. Tacy są najgorsi. Przed słabszymi pokazuje, jaki jest groźny, wielki, ale gdy przyjdzie spotkać się z samym Bogiem, mięknie niczym wosk w świeczce, a tego gościa świeczka pomału gaśnie.

 

- Wiesz, jaka jest moja zasada. Nie ruszać kobiet i dzieci. Powiedz mi, Pawle... - znowu robię wdech i szybki wydech, przekrzywiając lekko głowę w bok. - Dlaczego? Dlaczego te biedne, małe dziewczynki zostały pozbawione domu, godności? Zabrane od ich rodziców?

 

- Proszę, wybacz - coraz głośniej zaczyna płakać i błagać, żebym zlitował się nad nim. Dobrze wie, co za chwilę się stanie.

 

- Otóż widzisz twoje słowa w tej chwili nic dla mnie nie znaczą. - Unoszę lekko brwi, lecz nadal mówię spokojnym głosem.

 

- Nie chciałem. - na jego twarzy pojawia się rozpacz. - Wiem, że źle zrobiłem. - Jego słowa są jak bełkot. - Wiem co mnie czeka.

 

Brawo i teraz mówi jak mężczyzna a nie jak miękka pizda.

 

- To dobrze.

 

- Moja córka... Ona nie może się dowiedzieć. Moja Natalia... - Z każdym zdaniem coraz bardziej załamuje mu się głos.

 

Czy mi go żal? NIE. Jednak to co zrobił ojciec nie powinno odbić się na jego córce. Ona nie ma nic wspólnego z czynami swojego pieprzonego ojca.

 

Postanawiam podroczyć się z nim przed śmiercią.

 

Chwytam za włosy, tego śmiecia, które są przesiąknięte potem i jego krwią. Szarpię go mocno za nie, aż unosi głowę i wpatruje się we mnie jednym okiem. Drugie jest mocno opuchnięte i pewnie, gdybym zostawił go przy życiu do końca życia, to by na nie widział. Jego zdrowe oko patrzy w moje ze strachem.

 

W myślach uśmiecham się do siebie, widząc jego wzrok skupiony na tym, kto ma wydać na niego wyrok. Ci, którzy zobaczą moją twarz, już nigdy nie ujrzeli więcej wschodu słońca.

 

- Spójrz na moją twarz, bo będzie to ostatni widok, jaki zobaczysz przed śmiercią - warczę wściekle. Chcę, żeby umarł ze świadomością, że mogę zrobić z jego córką, co tylko zechcę. - Może ją sobie wezmę i trochę się zabawię. Chcę, żeby krzyczała moje imię każdej nocy, kiedy będę ją pieprzył.

 

- Nie. Proszę. Tylko nie moja słodka Natalia. - Błaga, próbując przesunąć się w moją stronę na żwirowej drodze. Dopóki nie upada twarzą w dół przede mną.

 

- A myślałeś o swojej córce, kiedy pieprzyłeś te małe dziewczynki? One też są czyimiś córkami! - warczę przez zęby.

 

Podły widok zdeprawowanego człowieka.

 

Może rozważyłbym pozostawienie go przy życiu, ale nie mogę zapomnieć obrazu zdjęć, które otrzymałem od moich ludzi.

 

- Co chciałeś z nimi zrobić?! - Pytam nieco ostrzej.

 

- Nie krzywdź Natalii, proszę! - Mówi, próbując do mnie podpełznąć jak robak, ale odsuwam się do tyłu.

 

Podnoszę się powoli, górując nad tym bezwartościowym człowiekiem. Teraz to ja jestem tym silniejszym, tym, od którego zależy jego życie lub śmierć. Bez pośpiechu zapinam guzik mojej czarnej marynarki.

 

Te biedne dzieci będą nosić piętno tego koszmaru do końca życia. Każda z dziesięciu rodzin otrzyma anonimowo dwadzieścia tysięcy. Nawet jeśli tak się stanie, nie zrekompensuje to ich krzywd.

 

- Zadałem. Tobie. Pytanie. - cedzę każde słowo przez zaciśnięte zęby.

 

- Do Niemiec. - Szepcze.

 

Kurwa. To najgorsze burdele, w których mógłby je sprzedać. Mam dość patrzenia na to gówno.

 

- Tarantula. - Mówię do jednego z moich ludzi.

 

W końcu pojawia się przede mną facet, który w swoim trzydziestoletnim życiu zerżnął więcej męskich tyłków, niż mogłoby się wydawać.

 

- Jest twój. - mówię, patrząc na krępego faceta w granatowym garniturze z ogoloną głową, na której wytatuowana jest ogromna tarantula - Potem posprzątajcie swoje śmieci.

 

Nie muszę mówić chłopakom, którzy stoją przy samochodzie i obserwują całą scenę, co mają dalej robić. Każdy z nich wie dokładnie, co do nich należy.

 

Odchodzę od tej szumowiny, gdy słyszę jeszcze ten padlinożerny głos.

 

- Co z moją córką? - Mówi niewyraźnie, ale i tak rozumiem jego słowa.

 

Nie odwracając się do niego, mówię przez ramię.

 

- Zaopiekuję się nią, jak należy. - Nie musi wiedzieć, co zamierzam z nią zrobić, prawdę mówiąc sam nie mam pojęcia.

 

Podchodzę do drzwi samochodu, które otwiera mi Kosa. Zanim wsiądę do samochodu, w tle słyszę krzyki Pawła Brzezińskiego, podejrzewam, że Tarantula po prostu dobrze się bawi z tym pedofilem.

 

Muzyka dla moich uszu.

 

Wślizguję się na tylne skórzane siedzenie. Wyciągam z barku whisky i nalewam sobie porcję tego bursztynowego trunku. Biorę łyk i czuję, jak alkohol spływa mi do gardła, pozostawiając po sobie gorzki, palący posmak. Odstawiam szklankę i odchylam głowę na oparcie. Myśli o tym, co zrobiłem, kołatają mi w głowie. Wiem, że to było złe, ale nie mogłem inaczej postąpić. Tak działa ten świat. Musiałem go za to ukarać.

 

„Przepraszam" - szepczę.

 

Nie wiem, do kogo kieruję te słowa. Może do siebie, może do tych biednych dzieci, może do tego bezwartościowego człowieka.

 

Wzdycham i patrzę się w sufit mojego auta.

 

- Zeus, gdzie teraz? - pyta Kosa siedzący na miejscu kierowcy.

 

- Do Extazy.

 

Wiem, że w tym klubie znajdzie się więcej niż jedna dziwka gotowa sprawić, że ten dzień wreszcie stanie się przeszłością. I wyprze z moich myśli widok tych małych dziewczynek.

 

- Co powinniśmy zrobić z jego córką? - pyta Kosa, gdy wjeżdżamy na drogę ekspresową.

 

Wzdycham ciężko.

 

- Znaleźć i dowiedzieć się, czym się zajmuje, gdzie mieszka. Raport jutro na moim biurku.

 

- Jasne, Zeus.

 

Podjeżdżamy pod klub. Kosa jak zawsze otwiera mi drzwi, a ja wyskakuję z samochodu i kieruję się do drzwi Extazy.

 

- Witam ponownie panie Leśniewski. - mówi facet przy bramce, wpuszczając mnie do środka.

 

Kiwam tylko głową, nic nie mówiąc. Tutaj raczej używam swojego nazwiska. Ta część to legalny klub, w którym można się zrelaksować w spokoju. To miejsce jest raczej poza moimi upodobaniami.

 

W powietrzu unosi się zapach spoconych ciał tańczących na parkiecie. Przy barze stoi znajomy barman, który wie, że ta część lokalu nie należy do moich ulubionych. Przenoszę na niego wzrok, kiwając głową, a on wie, co mam na myśli.

 

Przechodzę na drugą stronę lokalu, gdzie barman otwiera drzwi przyciskiem pod barem, prowadząc mnie do części klubu, która nie ma nic wspólnego z prawem.

 

Ostrożnie popycham czarne drzwi i natychmiast do moich nozdrzy dociera zapach potu, ale też seksu. Przy ladzie recepcyjnej stoi wysoka brunetka z wysoko upiętym kokiem. Jej usta są pomalowane na czerwono.

 

- Witamy ponownie. To, co zawsze - pyta melodyjnym głosem.

 

- Tak.

 

- Zapraszam, w takim razie pokój czeka. - Odpowiada uśmiechnięta, wskazując ręką w geście, abym udał się do pokoju, który zawsze mam zarezerwowany.

 

W pokoju czeka już blondynka w czarno-czerwonym gorsecie. Zamykam za sobą drzwi i ściągam marynarkę, rzucając ją na czerwoną skórzaną kanapę, na której siadam. Dziewczyna podchodzi do mnie, kręcąc biodrami. Patrzę na jej zgrabne ciało i pełne cycki, które niemal wyskakują z gorsetu. Obserwuję każdy jej ruch. Kiedy staje przede mną w delikatnym rozkroku, zaczyna przesuwać dłońmi po swojej sylwetce, zatrzymując się na szyi.

 

- Klękaj - rozkazuje. Jedno słowo, które dziewczyna wie, co oznacza.

 

Klęka przede mną, a ja przesuwam się do przodu na kanapie, dając dziewczynie lepszy dostęp do mojego rozporka. Jej pomalowane na czerwono paznokcie przesuwają się po mojej klatce piersiowej, docierając do moich kolan. Blondynka rozchyla moje nogi i obserwując mnie, rozpina rozporek. Mój kutas jest już gotowy do wsunięcia się w te pełne usta, co też robię, a one zamykają się na moim penisie. Odchylam głowę do tyłu i słyszę, jak dziewczyna krztusi się nim, bo jest duży, ale nie obchodzi mnie to, bo jest do tego przyzwyczajona.

 

Chwytam tył jej głowy i przyciskam ją do mojego krocza. Podnoszę się i patrzę, jak łzy płyną jej z oczu, rozmazując tusz. Z jej gardła wydobywa się dźwięk wskazujący na to, że się dławi, ale dziewczyna otacza mojego kutasa językiem. Puszczam dziewczynę, po czym wchodzę i wychodzę z jej ust, a po chwili czuję, jak moja sperma zalewa jej gardło.

 

Dziewczyna podnosi głowę i zlizuje resztki mojej spermy z mojego kutasa. Podnosi głowę i patrzy mi w oczy, oblizuje usta językiem, a palce blondynki przesuwają się po jej ustach, wycierając resztki mojego podniecenia. Chowa mojego penisa w spodniach i zapina suwak.

 

- Jak zwykle wykonałaś dobrą robotę. - Mówię do niej, rozkładając ręce na kanapie.

 

Do pokoju wchodzi kolejna blondynka. Ta, która jeszcze przed chwilą klęczała przede mną, teraz powoli podchodzi do nowej dziewczyny w pokoju i chwyta ją za głowę od tyłu, brutalnie ciągnąc za włosy i odchylając głowę do tyłu, ta z kolei pokazuje swoją szyję, do której druga kobieta przykłada usta, całując ją na całej długości, aż dociera do ust, w które mocno się wbija.

 

Oglądam ten obraz, a mój przyjaciel znów drży na widok tych dwóch kobiet. Myślę sobie, że to idealny obraz zamazujący moją popieprzoną czarną część mojego życia.

 

Zostawiam dziewczyny same i wychodzę z pokoju. Podchodzę do recepcji.

 

Brunetka podnosi na mnie wzrok.

 

- Już nas pan opuszcza? - Pyta z zalotnym uśmiechem.

 

- Tak, dolicz to do rachunku. - Informuje.

 

- Dobrze. Miłego wieczoru. - Żegna się uprzejmie.

 

- Dziękuję.

 

Wkładam ręce do kieszeni i wychodzę z lokalu na nocne ulice Utopiska. Telefon brzęczy w wewnętrznej części mojej marynarki. Wyciągam go i patrzę na ekran, na którym pojawia się wiadomość od Tarantuli.

 

„Gotowe".

 

Uśmiecham się pod nosem. Wkładam telefon z powrotem do kieszeni i spoglądam w niebo, czarne jak moja dusza. Zamykam oczy i w moim umyśle pojawia się myśl.

 

Jeden śmieć mniej na tym świecie.

 

Otwieram oczy i kieruję się do samochodu zaparkowanego przy chodniku. Wskakuję do środka.

 

- Do domu. - Instruuje Kosę.

 

Spoglądam w okno, gdzie panuje moja najlepsza pora dnia. Noc.

 

W końcu docieram do domu. Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi. Idę do łazienki i patrzę w lustro. Widzę w nim zmęczone, załamane oczy.

 

„Co zrobić z jego córką?" - pytam sam siebie, lecz nie znam odpowiedzi.

 

Następnego dnia budzę się z bólem głowy.

 

Nie wiem czemu ale znowu w snach pojawia się ona. Myśli o niej od tamtego dnia, nie dają mi spokoju. Teraz dochodzą jeszcze myśli o córce pedofila.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Mordwina 4 miesiące temu
    świat niegrzecznego chłopca... ciekawe jak bardzo będzie niegrzeczny a może przeciwnie? może to jednak owieczka w przebraniu wilka? chętnie dowiem się więcej ;)
  • Antoninafelix23 4 miesiące temu
    Dziekuje za komentarz :)
    noc Zeusa to jeszcze w powijakach, więc trudno powiedzieć, jak bardzo będzie niegrzeczny. Ale na pewno będzie to świat pełen zaskakujących zwrotów akcji.

    A czy to będzie owieczka w przebraniu wilka? Tego też jeszcze nie wiem. Ale na pewno będzie to postać, która wzbudzi emocje.

    Zapraszam na kolejne rozdziały ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania