Nostalgiczno-Fantastyczna Wizyta Na Plaży

"Nostalgiczno-Fantastyczna Wizyta Na Plaży"

 

gatunek: sny/fantastyka/czas wolny/podróże/przygoda/surrealizm

 

Plażowe Miasto na Subtropikalnej Wyspie Dzikich Przygód. Lata 2008-2015. Słoneczne, ciepłe popołudnie. Alternatywna, pozytywniejsza rzeczywistość.

 

W centrum miasta, gdzie miała miejsce niekończąca się impreza dyskotekowa przy przebojowej muzyce klubowej, obecnej niemal wszędzie, stał jasnożółty zamek z pomarańczowym dachem, otoczony dużym tropikalnym ogrodem, skrywającym atrakcje takie jak: staw, basen kąpielowy, taras, pergola, miejsce na namiot, kosz do koszykówki, czy też ławka-huśtawka.

 

W tym eleganckim, ekstrawaganckim, luksusowym budynku mieszkalnym wypoczywało czterech kolegów i cztery koleżanki. Nazywali się Dziennikarz Gonzo, Dziennikarka Gonzo, Beatnik, Beatniczka, Hipis, Hipiska, Plażowicz i Plażowiczka. Wszyscy mieli po około trzydzieści pięć lat oraz podróżowali w czasie i przestrzeni, a także teleportowali się, używając w tym celu specjalnych urządzeń, tak zwanych odsyłaczy. Właśnie siedzieli w salonie, oglądając telewizję. Leciały kultowe seriale animowane z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Nagle, Plażowicz i Plażowiczka zaskoczyli pozostałych oryginalnym pomysłem.

 

— Hej, ziomki i ziomalki! Chodźcie z nami! Powspominamy razem inne, starsze czasy! Weźmiemy radiomagnetofon oraz włączymy dyskotekowe przeboje muzyczne z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych! Będzie przebojowo, nostalgicznie, surrealnie oraz klimatycznie! Ogród czy balkon? Co wybieracie? — zaproponowali podekscytowani Plażowicz i Plażowiczka.

— Świetny pomysł! Chodźmy do ogrodu! Ale będzie magicznie, baśniowo i fantastycznie! — radośnie odpowiedzieli pozostali, po czym wyłączyli telewizor oraz wzięli radiomagnetofon, a wtedy wszyscy razem wyszli z zamku na otoczony płotem, żywopłotem, drzewami owocowymi, bananowcami, hibiskusami, figowcami i palmami trawnik, gdzie rozbili namiot i urządzili piknik.

— Pamiętacie pałace, które odwiedzaliśmy w latach od dwa tysiące jeden do dwa tysiące siedem, i w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku zresztą też? — spytała Plażowiczka.

— Tak, tak, oczywiście że pamiętamy! Tamte wszystkie lata zleciały nam w klimatach bardzo mocno podróżniczych, imprezowych i surrealnych! Hey yo ho ho! Ale wtedy było odjazdowo i odlotowo! Ha ha ha ha haaa! — wesoło oraz zabawnie odpowiedzieli pozostali.

 

Wieczorem, ośmioro przyjaciół podziwiało zachodzące słońce, żegnające ich jasnymi, ciepłymi, kojarzącymi się z jesienią kolorami, takimi jak żółty i pomarańczowy. W środku nocy, cała grupka ludzi poszła odpocząć do przestronnej sypialni, mającej luzacki, wakacyjny, plażowy styl. Nad ranem, także pośród takowych barw, wesoła, magiczna, wytwarzająca ciepło oraz światło gigantyczna promieniejąca kula wróciła na tło nieboskłonu, aby zachwycać i zadziwiać.

 

Późnym porankiem, ośmioro przyjaciół znów wyszło na zewnątrz, podobnie jak w poprzednim dniu. Poszli na otoczony ogrodem plac, stanęli w kręgu, a wtedy zabawnie zatańczyli. Na kilkanaście minut wzbili się w powietrze, a wtedy beztrosko pofruwali nad bajecznie elegancką posiadłością. Wrócili na plac. Delikatnie wylądowali, po czym przeszli się po przybrzeżnej, relaksacyjno-imprezowej dzielnicy miasta prawie idealnego. Gdy przespacerowali się w cieniu drzew, palm, parasoli, dachów i markiz, to zaszli na plażę miejską, a ta była iście fantazyjna, cudowna, bajeczna i niezwykła.

 

Powodem takiej niezwykłości złocistego wybrzeża była mieszcząca się tam dzielnica magicznych budynków relaksacyjno-imprezowych, łamiących prawa fizyki, bo wzniesionych z piasku, wody i chmur, a te zachowywały się w tym nieoczywistym świecie bardzo podobnie do znacznie trwalszych materiałów, takich jak beton. Dziennikarz Gonzo, Dziennikarka Gonzo, Beatnik, Beatniczka, Hipis, Hipiska, Plażowicz i Plażowiczka rzucili się z wielkim entuzjazmem oraz ekscytacją w wir podziwiania, zwiedzania, imprezowania i relaksu.

 

Plaża była szeroka, bardzo długa i po brzegi wypełniona różnymi niezwykłymi atrakcjami. Ośmioro przyjaciół beztrosko skakało po przybrzeżnych tropikalnych drzewach z rozłożystymi liśćmi, posiadających zabawnie wyglądające owoce, wielkie kwiaty oraz liany. Na otoczonym palmami kokosowymi parkingu znaleźli magiczny, zmiennokształtny pojazd, który wziął się tam nie wiadomo skąd ani kiedy.

 

Ucieszywszy się na jego widok, z radości aż zatańczyli w kręgu, klaszcząc w dłonie i przeskakując z nogi na nogę, co trwało minutę albo dwie. Następnie szybko podbiegli do wehikułu, aktualnie wyglądającego jak oryginalny, nietypowy mikrobus z cechami samochodu wyścigowego. Wsiedli do niego i prędko odjechali do centrum miasta. Latali helikopterem nad parkiem, domami, niewielkimi punktami handlowymi oraz usługowymi i hotelami. Pływali jachtem motorowym po lagunie, skrywającej się za przedmieściami. Przebywali na pokładzie statku kosmicznego w kształcie spodka, który wkrótce wylądował na plaży, czyniąc to majestatycznie niczym łabędź albo pelikan. To ciągle był ten sam pojazd, tylko że całkowicie zmieniał on swój kształt oraz możliwości, jeśli kierowca i ewentualni pasażerowie sobie tego zgodnie zażyczyli.

 

Ośmioro przyjaciół wyskoczyło z iście nieziemskiego wehikułu, który tym razem wyglądał jak hydroplan, czyli specjalny samolot, potrafiący lądować na powierzchni wody, jak i startować z niej. Podróżująca ekipa przebojowych ludzi wyskoczyła z niego, niczym pchły albo skoczogonki. Pojazd przeobraził się w kolorową, pastelową limuzynę, która następnie odjechała za przybrzeżną łąkę, rosnącą nieopodal oraz pełną wysokich, plażowych traw.

 

Przed grupką pełnych zachwytu kolegów i koleżanek stał potężny zamek z piasku, kamieni, wody, piany morskiej oraz chmur. Ludzie radośnie wbiegli do wnętrza wspaniałego gmachu, gdzie następnie beztrosko urządzili sobie imprezę taneczną. Nad nimi, tuż pod barwnie rozświetlonym sufitem, kreślił ósemki błękitno-jasnoróżowy radiomagnetofon, z którego głośników wydobywały się dźwięki muzyki new wave, eurodance i rock and roll z trzech ostatnich dziesięcioleci dwudziestego wieku, które to czasy były pod względem filmów, seriali oraz muzyki niewiarygodnie bardzo oryginalne, przebojowe, czadowe, odlotowe i fantastyczne.

 

Po zwariowanej potańcówce przyszedł czas na totalny, błogi relaks oraz wypoczynek. Dziennikarz Gonzo, Dziennikarka Gonzo, Beatnik, Beatniczka, Hipis, Hipiska, Plażowicz i Plażowiczka wybiegli zabawnie z wnętrza zamku, po czym luzackim, tanecznym krokiem podeszli do pobliskich, zacienionych parasolami przeciwsłonecznymi leżaków, a wtedy wskoczyli na nie oraz zdrzemnęli się. Po kilkudziesięciu minutach wstali, a wtedy skorzystali z kilku atrakcji, oferowanych przez dziedziniec, plażę i najbliższe okolice, takie jak promenada oraz przybrzeżny duży park. Tymczasem radiomagnetofon, który wcześniej nastrajał swoimi falami klimat imprezy dyskotekowej, najpierw pofruwał bezpretensjonalnie między uśmiechniętymi, wirującymi i nucącymi w miarę skoczne, wesołe szanty chmurami, a później wylądował na szczycie latarni morskiej. Odtąd, wysoko nad głowami ludzi latały mewy, pelikany oraz albatrosy.

 

Grupka kolegów i koleżanek kąpała się w otoczonym palmami, bananowcami, figowcami i hibiskusami basenie, usytuowanym przy jednej z przecznic, graniczących z gwarnym deptakiem, pełnym ulicznych artystów i artystek oraz magicznych, baśniowych, tajemniczych, uroczych i inspirujących sklepików. Ludzie jedli słodkie przysmaki lodowe w ogródku na zapleczu jednego z okolicznych barów szybkiej obsługi. Bujali się na huśtawkach-ławkach w parku. Jedli piękne, pachnące, niezwykłe owoce prosto z magicznych drzew, posiadających uzdrawiające umysł i ciało właściwości, które bardzo chciało by się określić jako niemal cudowne. Niebo zaczynało powoli przybierać kolory żółte, różowe oraz pomarańczowe.

 

Następnie, ósemka przyjaciół wesoło podbiegła do wody morskiej. Weszli do niej, a wtedy zanurkowali. Ludzie podziwiali przybrzeżne rafy koralowe, zamieszkane przez drobne, fantazyjnie kolorowe ryby, mięczaki, ukwiały, meduzy i skorupiaki. Odkryli oni bardzo szybko, że mogli swobodnie oddychać pod wodą, zupełnie jak ryby.

 

— Hej! Ale numer! Mogę oddychać pod wodą! Wy też? — zauważył uradowany Plażowicz oraz zapytał resztę kolegów i koleżanek.

— Ooooo! Rzeczywiście! My też! — potwierdzili pozytywnie zaskoczeni pozostali członkowie i członkinie eskapady.

— Ale odlot! Czaicie to? — kontynuował podekscytowany Plażowicz.

— Ha ha ha ha haaa! A jak! — odpowiedzieli wesoło.

 

Przekopując dno płycizny w poszukiwaniu skarbu, byli z daleka obserwowani przez kilka nugatowo-błękitnych płaszczek i piaskowo-żółtawych rekinów. Nagle odkryli świetlisty tunel, prowadzący do magicznej, podwodno-podziemnej jaskini, zawierającej powietrze, wyspy, rzeki, jeziora, oraz bardzo osobliwą faunę i florę, możliwe że nie spotykaną nigdzie indziej.

 

W tej niezwykłej jaskini, małe wewnętrzne słońce bezpretensjonalnie oraz beztrosko unosiło się nad iście kosmicznie wyglądającym, tropikalnym archipelagiem, oświetlając i ogrzewając go. Na jednej z wysp, w otoczonym ogrodem domu, zbudowanym w totalnie czarującej mieszance stylów: rzymskiego, weneckiego, francuskiego, hiszpańskiego, portugalskiego, greckiego, egipskiego, sumeryjskiego, afrykańskiego, hollywoodzkiego oraz plażowego, mieścił się portal czasoprzestrzenny w postaci wielkiego, kamiennego łuku. Po drugiej stronie znajdowała się kolejna podziemna jaskinia, ale znacznie większa, bo skrywająca w sobie całą miniaturową planetę z kontynentami, cywilizacjami i pięknymi, prawie idealnymi miastami, mającymi część przedmieść utrzymaną w urokliwym, sielankowym, wiejskim stylu. Po dokonaniu niesamowitego odkrycia, ośmioro przyjaciół wróciło na powierzchnię wody, która falowała, śmiała się oraz śpiewała piękne, relaksujące szanty. Wyszli na jasnożółty, przyjemnie miękki piasek plażowy, po którym chodziły bądź biegały kraby, rybitwy, owady, płazy, żółwie i jaszczurki.

 

— Wiecie, co? — spytał uśmiechnięty Plażowicz.

— Nieeeee! Cooooo? — zabawnie odpowiedzieli pozostali, czekając na odpowiedź Plażowicza.

— Wydaje mi się, że chyba odkryliśmy jednocześnie Atlantydę i El Dorado! Być może, to otwarta brama do prawdziwych zaświatów! Jeśli tak, to będziemy szczęśliwi jak w najlepszych miejscach oraz czasach, które kiedykolwiek odwiedziliśmy! — radośnie odpowiedział Plażowicz.

— Łaaaaał!

— Odbywamy podróż w czasoprzestrzeni do alternatywnej, negatywnej przyszłości, na Planetę Skalisto-Śnieżną, zobaczyć czy genetycznie modyfikowane organizmy nie atakują i nie pożerają niewinnych ludzi?

— Lecimyyyyy! Ale będzie się działa trzymająca w napięciu akcja i przygoda!

 

Około sto dwadzieścia metrów przed Dziennikarzem Gonzo, Dziennikarką Gonzo, Beatnikiem, Beatniczką, Hipisem, Hipiską, Plażowiczem i Plażowiczką pojawił się żółto-zielono-pomarańczowy statek kosmiczny w kształcie odwróconej miski z dziwnymi, zabawnymi antenkami, mający około sto kilkanaście metrów średnicy. Ludzie weszli do środka przez niezbyt dobrze widoczny właz, po czym pojazd uniósł się w powietrze i zaczął grać, buczeć, wyć oraz gwizdać. Szybko odleciał bardzo wysoko, aż wkrótce zniknął na tle nieba, a wtedy nadciągnęła tajemnicza, magiczna, gwiaździsta noc.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi rok temu
    Piotrek P.1988↔Jakby trochę bardziej "akcjowy" ów tekst. Tzn: są zwroty akcji. Oczywiście cała otoczka najdziwniejszych dziwów, zachowana jak najbardziej. Dużo trza by wymieniać. Chociaż szczególnie bym wspomniał, ową... jaskinię i to... przejście. Na ile mogłem, to sobie to wszystko wyobraziłem:)↔Pozdrawiam😎:))
  • Dekaos Dondi, w planach na ten rok mam mniej i bardziej "akcjowe" opowiadania 😄. Staram się, aby pisane przeze mnie utwory-wytwory były za każdym razem w miarę zaskakujące, dziwne i alternatywne 😆.

    Dziękuję i pozdrawiam 😎

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania