"Nowe Miasto"

Wszystko zaczęło się w noc przesilenia letniego. Noc jednak nie była ciepła, a przepełniona zimnem oraz zapachem deszczu, który pada w tym obszarze Polski nieprzerwanie od trzech miesięcy. Świat, który wszyscy znają wraz z nową dekadą XXI wieku zmienił się nie do poznania. Kwaśne deszcze nawiedzające zachodnie obszary Polski zmieniły największe aglomerację naszego kraju. Nikt nie wiedział skąd, ani jak przyszedł ten niespodziewany kataklizm. Wielkie miasta jak Poznań, Kalisz, czy Wrocław przyjęły największą ilość wody od dekad. Problemem nie była woda a jednak jej toksyczne właściwości. Skażenie było ogromne, pierwsze miesiące zabrały tysiące istnień. Wiele zbiorników wodnych ze słodką wodą, które nie zostały zabezpieczone w porę przyniosły śmierć i doprowadziły do kryzysu gospodarczego, tak wielkiego, że nikt już nie pamiętał o tym z przed paru lat. Przez miesiąc z różnym natężeniem kwaśne deszcze namacalnie zmieniły obraz zachodniej Polski, tak innej, zurbanizowanej części kraju. Pomyślicie, że w tak trudnych czasach, praca inspektora Policji w wydziale zabójstw na terenie Poznania, powinna skupić się na pomocy osobom najbardziej poszkodowanym, a jednak w takich warunkach popełnianie morderstw nie zmalało, wręcz przeciwnie z powodu zanieczyszczeń jakie powodowały opady toksycznego deszczu i spowodowane przez niego zacieranie dowodów (szczególnie na obszarach nie zadaszonych) ułatwiała przestępcom drogę ucieczki. Po kwaśnym deszczu, przyszedł czas na normalne ulewy, a deszcz padał i od miesiąca nie mogliśmy nacieszyć się na naszej skórze promieniami słonecznymi. Każdy był wyposażony w specjalne detektory, mierzące tzw. ”czystość deszczu” jego poziom skażenia. Specjalne ubrania stały się normą i nową modą. Rząd ledwo dawał sobie radę z zaistniałą sytuacją, twierdząc, że najgorsze jest już za nami i czas na odbudowę najbardziej dotkniętych terenów. Najgorsze jednak były skutki powodowane, przez opary jakie dostały się do krwiobiegu ludzi. Duże miasta, najbardziej dotknięte kataklizmem zostały odizolowane od części w których sytuacja była kontrolowana a skażenie było bliskie zeru. Każdy się zastanawiał, czy to natura pokarała duże aglomerację miejskie czy może było to celowe działanie człowieka. Dla mnie osoby pracującej w nowo otwartym wydziale do spraw zabójstw w Komendzie Wojewódzkiej na ul. Kochanowskiego, najgorsze były nowe sprawy kryminalne odnośnie halucynacji spowodowanych przez kwaśne deszcze, szczególnie zabójstw. Ciężko było stwierdzić, czy dana osoba dokonała zbrodni pod wpływem zakażenia a może z premedytacją. Mój wydział miał się specjalnie skupić na tych konkretnych sprawach. Moja nowa sprawa ma związek z otwarciem nowego centrum miasta ( ratusz na starym mieście i pobliskie kamienice zostały tak zniszczone, że zdecydowano się zburzyć je i stworzyć coś nowego) miał być to początek „NOWEGO MIASTA”. Projekt ten dotyczył całkowitej odbudowy całej aglomeracji miejskiej Poznania. Jednak aby dostał dofinansowanie z rządu i Unii Europejskiej, poziom skażenia oraz prawdopodobność wystąpienia kwaśnych deszczy w przeciągu następnych lat musiał być zerowy. Druga kwestia była pewna tak twierdzili naukowcy co do pierwszej nasz wydział od miesiąca nie zajmował się żadną sprawą z osobami zakażonymi do czasu…

Czułem zimne krople potu na swojej skórze, a jednak nadal śniłem, tak mi się wydawało. Słyszałem jej głos, szept a może było to wołanie o pomoc ? Leżała zakrwawiona ubrana w białą sukienkę a na jej środku widniała duża plama zakrzepniętej krwi. Jej oczy zamknięte i pomazane przez tusz do powiek, tak ją zastałem wchodząc do pokoju nie znanego mi wcześniej. Całe pomieszczenie było zamazane oprócz jej ciała, które było takie wyraźne na tle wszystkiego. Wtedy zobaczyłem, że jej oczy są szeroko otwarte a z jej gardła wydziera się ponury szloch. Z koszmaru obudził mnie telefon, zlany potem na wpół przytomny odebrałem połączenie.

- Michał ? wybacz, że budzę cię o czwartej nad ranem ale mamy sprawę – głos mojej partnerki z pracy Ilony był ponury.

- Zabójstwo ? – w tle usłyszałem echo swojego zmęczonego głosu i przeraziłem się jak muszę okropnie wyglądać jeśli naprawdę tak brzmię.

- Tak w centrum, jedź do nowego wieżowca, który stoi w miejscu starego ratusza. – w jej głosie czułem zimno oraz zaniepokojenie.

– Sprawa ze skażeniem w tle ? – zapytałem wyczuwając, że nie będzie to zwykła sprawa kryminalna.

– Sam zobaczysz stary jest tutaj niezły bajzel.

– ok. już jadę.

Wychodząc z kamienicy na ulicy św. Marcina pierwszy raz ją ujrzałem. Stała w czarnym płaszczu spod którego można było zobaczyć jej śnieżną białą sukienkę. Zawołałem za nią przez ułamek sekundy patrzyła na mnie przez poranną mgłę nie mogłem dostrzec jej twarzy. Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Ruszyłem za nią ale ona tylko przyśpieszyła, skręciła w prawo i znikła. Może to jednak nie była ona – pomyślałem. Na stary rynek nie miałem wcale aż tak daleko a mój detektor wskazywał, że nie ma zagrożenia przez deszcz więc ruszyłem okrężną drogą w stronę miejsca zbrodni. Przecinałem ulice jedna za drugą myśląc o tajemniczej kobiecie w białej zakrwawionej sukni. Jaka była szansa, że mogłem ją pomylić z kimś innym ? Ta część miasta odkąd prowadzonych prac naprawczych była pusta. Szczególnie teraz przed wielkim otwarciem nowych budynków. Przechodząc przez plac … spoglądałem na stare hotele, które także miały zostać odnowione. Wtedy znowu ją ujrzałem w oknie jednego z nich … Stała i patrzyła na mnie a mgła coraz gęstsza nie ułatwiała mi zadania dostrzeżenia jej twarzy zasłanianej przez jej długie czarne włosy.

Drzwi były zamknięte ale okno, którym mogłem się dostać do holu było wybite. Poczułem chłód oraz odór gnijącego drewna w środku. Instynktownie udałem się na trzecie piętro. Tym razem nie uciekła, stała odwrócona do mnie tyłem, płaszcz leżał na jednym ze starych krzeseł przypominających meble z czasów renesansu. Jej włosy powiewały, chociaż nie czułem ani nie zobaczyłem aby, któreś z dwóch okien było otwarte. Powoli odwróciła się w moją stronę część jej kruczo czarnych włosów przykryła twarz. Druga odsłaniała jedną stronę i jej niebieskie oko. Była piękna. Na jej sukience nie było żadnego śladu krwi. Jej skóra była śnieżnobiała, a usta krwisto czerwone. Wyglądała jak postać wyciągnięta z bajek z mojego dzieciństwa opowiadanych tak często, przez moją matkę.

- To ty…- zawahała się jakby nie była pewna jak ma się zachować. Jakby nie dowierzała, że ją znalazłem. Nie mogłem wydusić z siebie nawet pojedynczego słowa moje serce biło jak oszalałe. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że moje ubranie jest przesiąknięte wilgocią oraz potem. Spojrzała mi prosto w oczy, każdy jej ruch w moim kierunku był płynny jakby czas na chwile postanowił zwolnić i odpocząć. Ujęła moją twarz swoją drobną dłonią spojrzała w moje alabastrowe oczy i przemówiła szeptem:

– Miasto umiera – powiedziała to swobodnie nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.

- Kim jesteś ? – poczułem się dziwnie na przemian było mi gorąco oraz zimno.

– Nie mamy zbyt wiele czasu – mówiąc to podeszła do okna. Stanąłem za nią i przyglądałem się nowym budynkom na starym rynku, budynkom przyszłości nowego miasta.

– Miasto umiera. Michał nie czujesz, że coś dziwnego unosi się w powietrzu ? – zapytała ale za nim odpowiedziałem skąd zna moje imię i że widziałem ją we śnie kontynuowała.

– Kłamstwo jest wszędzie, każdy z nas potrafi kłamać. – odwróciła się do mnie i objęła. Czułem jej kruchość jej cichy szloch. Naszą nic porozumienia.

– Nie pozwól aby kłamstwo stało się prawdą – uniosła twarz w moim kierunku.

– Obiecaj mi ! – krzyknęła – Nie pozwól aby miasto umarło, nie pozwól im mnie zabić ! – Stałem jak wryty patrząc na jej twarz była niższa ode mnie o jakieś 10 cm ale jedyne na co mogłem patrzeć to z jednej strony jej gładka prawa część twarzy i druga połowa pełna blizn. Blizn, które mówiły tylko jedno, ona poczuła na swoim ciele ten kataklizm bardziej niż każda z osób, które znałem bliżej. Patrzyłem na nią oniemiały, gdy miałem zadać jej pytanie poczułem ucisk w klatce piersiowej. Ból jakby coś naciskało na nią, upadłem krztusząc się. Bez słowa uklękła obok mnie a włosy opadły na jej poharataną twarz. Mimo wszystko była piękna - pomyślałem.

– Musisz się obudzić Michał ! – krzyknęła i uderzyła mnie mocno w pierś. Obudziłem się zlany potem na podłodze własnego mieszkania. Nadal nie mogłem oddychać a mój detektor skażenia wariował na nocnym stoliku. Na zewnątrz unosiły się opary pozostawione przez świeży kwaśny deszcz. Nowa super bezpieczna elewacja budynku okazała się nie taka super. Z ledwością dotarłem do lodówki obijając się i przewracając za sobą stolik w korytarzu oraz krzesło w kuchni. Wyjąłem strzykawkę pełną zielonego płynu. I jednym szybkim ruchem wbiłem ją w szyję wciskając przycisk zalewający moje ciało antidotum zapobiegającemu zakażeniu wywołanym przez opary. Leżałem na wznak, a światło bijące od otwartej lodówki chłodziło moje ciało. Oddychałem z trudem patrząc w sufit i wiatrak, który zamiast oczyszczać powietrze stał w miejscu.

- Sen, który uratował mi życie – uśmiechnąłem się do siebie i zaśmiałem. – ale wtedy doszedł do mnie szept dobiegający nie z mieszkania ale z mojej głowy – Miasto umiera - Świetnie wariuję - powiedziałem do siebie. Zamykając i otwierając ciężkie powieki wiedziałem, że muszę zadzwonić po karetkę.

- Nie wiem ile się nawdychałem tego skażonego powietrza - Zapamiętać podać do sądu właściciela budynku.

Po kolejnym mrugnięciu nie byłem już w swoim mieszkaniu, ale stałem na krawędzi nowego wieżowca. Nowy ratusz projektu „NOWE MIASTO”. Zamrugałem jeszcze raz nie mogąc uwierzyć, czy jest to kolejny sen, a może kolejne halucynacje wywołane przez kwaśne deszcze. Usłyszałem kobiecy głos, jej głos.

– Nie mamy zbyt wiele czasu – gdy się odwróciłem jej twarz okazała się tym razem pozbawiona blizn, ale jej skóra wydawała się krucha, jakby miała się rozpaść od najmniejszego powiewu wiatru.

– O co tutaj chodzi ? – zapytałem gniewnie – patrzyła na mnie z uśmiechem, lekko unosząc swoje czerwone jak dojrzała czereśnia usta.

– Jestem każdą osobą i każdym miejscem, które znasz w tym mieście. – gdy to mówiła jej usta nie poruszyły się nawet przez chwilę.

– Tak jestem także tobą Michale.- kontynuowała a jej biała sukienka poruszała się w rytmie narastającego wiatru.

– Może wyjaśnisz mi co to wszystko ma znaczyć ? – zapytałem nie mogąc uwierzyć co się ze mną dzieje. Jeśli śniłem jakim cudem mogłem wyczuć zapach jej perfum, wilgotną mgiełkę, która ocierała się o nasze ciała. Czułem uszczypnięcie jej palców na swojej ręce, gdy w ciągu sekundy znalazła się obok mnie.

– Musisz ratować miasto Michał. To co widzisz nie jest światem teraźniejszym to przyszłość – jej słowa zabrzmiały jak echo w mojej głowy.

– Co ty opowiadasz ? – zapytałem z niedowierzaniem będąc pewien, że jest to wynik zatrucia oparami kwaśnego deszczu. Spójrz na miasto. – Obejrzałem się i zobaczyłem miasto w ruinie, budynki od których odpadał tynk, i zawalały się pod wpływem zanieczyszczeń spowodowanych przez deszcz. Ujrzałem cytadele w płomieniach. Wokół mnie stawiane były nowe budynki i zdałem sobie sprawę, że projekt odnowy starego rynku był początkiem nowego miasta. Zobaczyłem jak stare budynki zapadają się a w raz z nimi w powietrze unoszą się kłęby kurzu. Wtedy usłyszałem jeszcze jeden głos za sobą i nie należał on do niej…

- Witaj – obróciłem się i wtedy ujrzałem go po raz pierwszy, wyglądał jak człowiek ale było w nim coś dziwnego. Chłód i cienie kryły jego postać. Zrobił krok na przód wychodząc w światło bijące od lampy zawieszonej na drzwiach ewakuacyjnych na dachu.

– To jakiś żart – zapytałem - co tutaj jest grane ? – umilkłem zapatrzony w jego postać. Był wysokim postawnym mężczyzną. Ale to nie przykuło mojej uwagi. Był ubrany w czarny jak smoła garnitur z koszulą koloru krwistej czerwieni. Dopiero po sekundzie, zdałem sobie sprawę, że czerwona koszula, tak naprawdę jest koloru białego, a pokrywa ją krew ? Długi biały płaszcz z kapturem zakrywał połowę jego twarzy. Był pełen wypalonych dziur, jakby go ktoś przypalał ale ja wiedziałem, że to skutek działania deszczu. Wyraźnie się uśmiechał. – Gdzie ona jest ? – zapytał – Wtedy zdałem sobie sprawę, że kobieta przez którą się tutaj znalazłem zniknęła.

– Zostawiła cię samego jakie to wygodne z jej strony ale może to i lepiej czas abyś poznał prawdziwą prawdę. – Spojrzałem na krawędź dachu i zdałem sobie sprawę, że nie chciałbym teraz spaść z takiej wysokości. Za nim się ponownie obejrzałem on już był przy mnie.

– Ten widok jest taki mylący ale przyznam pomysłowa z niej dziewczynka. – usłyszałem jeszcze ciche przekleństwo i machnął od niechcenia ręką a na moich oczach cały krajobraz zaczął się zmieniać. W oddali słońce zaczęło się unosić nad horyzontem a jeszcze przed chwilą niszczejące budynki zastąpiły nowe, nowoczesne kamienice i wieżowce.

– Stąd aż do ulicy św. Macieja powstanie pierwsza część projektu „NOWE MIASTO” – powiedział dumnie.

– Czyż nie jest to wspaniały widok ? – nie czekał na moją odpowiedź jakby już ją znał, a przecież nie mylił się co do niej.

– To jest prawda i prawdziwa przyszłość. Ona wciska Ci kłamstwo, jakże to wygodne i do niej podobne mówić o kłamstwie a przy tym samemu kłamać.

– Spod kaptura widziałem ciągły uśmiech nie schodzący z jego twarzy za to dziury pozostawione przez deszcz ciągle się tliły. Chwyciłem jego garnitur wraz z zakrwawioną koszulą, obróciłem się i trzymając jego ciało nad krawędzią.

– Co tutaj jest grane mów ! – krzyknąłem – Pomyśleć, że każdy na jego miejscu zaczął by krzyczeć. On natomiast był spokojny, a nawet rozbawiony całą sytuacją. Chichotał…

- Dobrze, więc powiem Ci wszystko.

– Gadaj teraz ! – usłyszałem swój podniesiony, nerwowy głos. Nie wiedziałem, że swoim zdecydowanym zachowaniem wywołam reakcję łańcuchową. Szybkim ruchem złapał moją szyję swoją poranioną dłonią i pchnął mnie ledwo dotykając mojego ubrania. Upadłem metr od niego a on zachował spokojnie swoją równowagę. Ruszył z nad krawędzi w moją stronę. Jedyną oznaką tej jednostronnej walki był kaptur, który już nie zasłaniał jego głowy. Podszedł szybkim miarowym krokiem i podniósł mnie jak piórko. Spojrzał na mnie ukazując swoją twarz. To był szok, zamiast oczu miał puste oczodoły, natomiast reszta twarzy była zupełnie normalna… Piękna w jakiś osobliwy sposób. Uśmiechnął się i pchnął moim ciałem jak piórkiem, odbiłem się od drzwi słysząc jak łamię mi się przy tym parę żeber.

– Jesteś idiotą, postęp jest czymś oczywistym, dzięki temu ludzkość nadal istnieje. – powiedział idąc w moim kierunku. – za nim odpowiedziałem, odezwała się ona.

– Równowaga to słowo kluczowe, którego ty nie znasz. – uśmiechnął się

– Moja droga czekaliśmy na ciebie. Cieszę się, że zawitałaś w nasze skromne progi. – Podszedł i jednym ruchem trafił ją w twarz na której tym razem nie było śladu działania toksycznych substancji. Chciałem wstać, chciałem jej pomóc ale nie mogłem się ruszyć, a on rechotał ze śmiechu szykując się aby ponowić atak. Nasze oczy się spotkały, jej czyste niewinne błękitne oczy. Mój detektor, zaczął piszczeć. Czyste niebo wraz z wschodzącym słońcem, znikło zastąpione przez ciemne chmury, o jaskrawo żółtym kolorze. Poczułem pierwsze krople na swojej skórze, czułem jak zostawiają trwały ślad na mojej twarzy. Mężczyzna, również złapał się za swoją twarz krzycząc z bólu. Usłyszałem głos, jej głos, czułem jak pomaga mi wstać, jak tuli się w moje ramiona, a mój ból mija. Kątem oka zauważyłem go wijącego się na kolanach z bólu. Jego garnitur był pełen wypalonych dziur. Z płaszcza nie zostało już prawie nic, a głowa zaczęła przeraźliwie dymić. Mimo tego wstał poczułem podmuch na swojej skórze. Ruszył w naszym kierunku, nie śpieszył się wiedział, że nigdzie mu nie uciekniemy. Jego zniekształcone usta nie poruszyły się, a jednak w podświadomości usłyszałem jego donośny głos.

– Nie warto uciekać, świata nie zmienisz.- złapała mnie za rękę wstałem, czując jak nogi uginają się pode mną. Każdy kolejny krok sprawiał mi ból. Trzymała moją rękę, krzycząc coś do mnie, spojrzałem w górę i ujrzałem opadające krople na moją twarz. Jej osłona przestała działać, ból wrócił. Widziałem niebo prześwitujące przez ciemne chmury. Czułem jak moja skóra się pali, ale nie żywym ogniem. Paliła mnie od wewnątrz. Prowadziła, mnie biegnąc wśród deszczu, trzymając kurczowo moją dłoń. Słyszałem jego śmiech i powolne kroki odbijające się echem wśród – czy to były krzyki ? – pomyślałem. Słyszałem tych wszystkich ludzi, którzy umarli przez ten kataklizm. Czy to była jego wina ? Dotarliśmy do krawędzi. Obróciła się do mnie i spojrzała w moje oczy, wtulając się w moje ramiona. Szepnęła do mojego ucha.

– Przepraszam – Za co ? – odpowiedziałem kątem oka widząc koniec dachu i dzielący nas krok od przepaści prowadzącej w dół. Jeszcze raz spojrzała na mnie i… pchnęła wprost ku ciemności.

Poczułem strach i nie chęć umierania, ale także coś jeszcze. Moje życie nie przeleciało mi przed oczami tak jak niektórzy twierdzą. Pogodziłem się z tym, że za moment umrę. I wtedy nie czułem już nic tylko przyzwolenie na nie uniknione. Trwało to ułamek sekundy. Jedyną rzeczą jaką poczułem był przeraźliwy ból, który ogarnął całe moje ciało. Ale za nim mogłem choćby krzyknąć znikł. A mnie pochłonął spokój…

- Jeszcze nie teraz – głos był znajomy ale nie potrafiłem go w żaden sposób skojarzyć. Chciałem otworzyć oczy, a poruszając się przy tym poczułem ból na całym ciele rozchodzący się miarowo od mojej głowy do palców u moich stóp.

– Kim jesteś ? – moje pytanie pozostało bez odpowiedzi, a głos miałem zmęczony i ochrypnięty. Powieki były ciężkie, ledwo mogłem poruszyć szyją. Spojrzałem po rozmazanym barwom pokoju w którym leżałem. Był koloru błękitnego, dwa szerokie okna były zasłonięte żaluzjami. Spod sufitu brzęczała klimatyzacja. Gdzieś w pobliżu leniwie ćwierkał jakiś ptak. Drzwi znajdowały się w prawym rogu pokoju. Jednak dopiero, gdy mój wzrok dostatecznie dobrze się wyostrzył i przyzwyczaił do światła słonecznego ujrzałem co, a raczej kto znajduję się po mojej lewej stronie. Jej ciemne włosy połyskiwały od promieni, które ukradkiem przechodziły przez żaluzje. Miała podłączony respirator i oddychała dzięki rurce umieszczonej w ustach. Widziałem jak jej klatka piersiowa powoli się podnosi i z ulgą opada.

- Michał musisz mnie wysłuchać – przez sekundę nie wiedziałem w którą stronę mam patrzeć. Z jednej strony tajemnicza kobieta, która zrzuciła mnie z dachu, leżała na łóżku ledwie żywa. Z drugiej stała przed moim łóżkiem, ubrana w tą samą czerwoną sukienkę, odsłaniającą zwiewnie jej kolana. Stała a jej śnieżna cera, była tak niesamowita w połączeniu z jej czerwonymi ustami. Czy naprawdę ktoś może tak wyglądać ? – pomyślałem. Jej włosy opadały poniżej ramion. Ciemne ale nie posklejane jak kobiety leżącej obok mnie w łóżku. – Znowu mam halucynację, gadam pewnie do siebie teraz ? – zapytałem raczej siebie a nie ją. – Masz rację Michale ale to bardziej skomplikowane niż sądzisz, a ja nie mam czasu Ci wszystkiego tłumaczyć. – za nim odpowiedziałem, stałem już obok niej i czułem się rześko i zdrowo. Uciszyła mnie dłonią muskając moje usta.

– Posłuchaj mnie wszystko to co dzisiaj widziałeś i odczułeś było halucynacją. Świat, który zobaczyłeś nie istnieje…jeszcze. Jedyną prawdą jaką mogę Ci podać to, to że – głos jej się załamał.

- Umrę dzisiaj Michale – stała tak patrząc na mnie szklistymi oczami. Pojedyncza łza spłynęła po jej zarumienionym policzku.

– Jeśli to halucynacja to nikt nie umrze. – patrzyłem na nią i dotknąłem jej dłoni. Przez moment bałem się, że ją odtrąci ale tak się nie stało. Podszedłem i objąłem ją. Dopiero teraz poczułem jej bicie serca. Pierwszy raz. Było przyspieszone, ale jakby z każdą sekundą biło z mniejszą siłą. Pachniała świeżością, poczułem z nią dziwną więź, której nie czułem od tak dawna. Jej dłoń przejechała po moim policzku. Jej głowa schowana i przytulona do mojej klatki piersiowej. Spojrzała na mnie, tak jak kobieta patrzy na mężczyznę na którym mu zależy. Poczułem pustkę, gdzieś część mnie wiedziała, że jest to pożegnanie.

– Nie jeszcze nie teraz – jej twarz i zachowanie zmieniły się nie do poznania w jednej chwili. Wyciągnąłem do niej rękę ale ona stała już twardo na nogach i zaczęła mówić.

– Nie mamy czasu on już tutaj idzie. Michał, możesz mi wierzyć lub nie ale w tych halucynacjach nie wszystko było nieprawdą.

– Jak to ? – zmarszczyłem brwi – Ten kataklizm kwaśne deszcze, może się zdarzyć naprawdę. Z dzisiejszego dnia nic nie pamiętasz, ponieważ oboje ulegliśmy wypadkowi w laboratorium, badającym toksyczność nowego składnika dodawanego do benzyny, który jak odkryłam zamiast działać korzystnie na ekosystem, działa odwrotnie. Jednak to nie jest najgorsze. Z badań do których dotarłam wynika, że składnik ten o roboczej nazwie „2.0”, zmieszany wraz z benzyną i poddawany obróbce w rafineriach, może doprowadzić do wybuchu. A dalej może zmienić ekosystem danego obszaru w tym wypadku doprowadzić do długotrwałych kwaśnych deszczów, jeszcze gorszych niż te które człowiek widział dotychczas.

– Po co mi to wszystko mówisz ? Sama stwierdziłaś, że mam halucynacje. Równie dobrze tylko małe ziarnko prawdy może być prawdziwe w tym co mówisz. – wymawiając ostatnie słowa, spojrzałem na nasze dwa łóżka i zdałem sobie sprawę, że czuje swoje bicie serca. Słyszę swój miarowy oddech.

– Wiem co czujesz – powiedziała to na głos – za nim odpowiedziałem mówiła dalej – Też to czuję w jakiś chory sposób ta substancja działa na nas a może to tylko twoja podświadomość a mnie tutaj nie ma, za to wiem jedno i ty to również wiesz, że oboje leżymy teraz w śpiączce. Posłuchaj mnie uważnie. Ja nie zdążę się obudzić ale ty możesz, czujesz to przecież. On tu zaraz wejdzie i mnie zabiję – spojrzałem na nią oniemiały, nogi zrobiły mi się jak z waty.

– Spokojnie – uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę.

– Nic nie jest w porządku – wyrwałem jej dłoń i podszedłem bliżej łóżka. Słyszałem a raczej czułem kroki dochodzące z korytarza.

– Wysłuchaj mnie – złapała mnie za ramiona spojrzała prosto w moje oczy – Ty możesz jeszcze pomóc temu miastu. Skup się musisz się obudzić, mnie już nie pomożesz ale innym ludziom tak. W twoim ciele będzie dowód na to, że ten składnik jest toksyczny. Nie ma stu procentowej pewności ale jest dostateczne ryzyko katastrofy. Ich to nic nie obchodzi, liczy się tylko ich wypchany portfel, pełen pieniędzy. A może i niektórzy, wierzą że przez taką katastrofę mogliby zyskać więcej pieniędzy oraz przede wszystkim władzy.

– Co mogę zrobić ? - stałem jak wryty mój głos był silny z minuty na minutę silniejszy, jej natomiast słabł, przechodził w szept.

– Musisz się obudzić Michale i to teraz ! On już tu jest ty jeszcze masz szansę. Błagam cię - ścisnęła moje dłonie i wtuliła się we mnie. Wyczułem go jak nadchodzi, ale nic nie ujrzałem. W jednej chwili czułem jak leże z zamkniętymi oczami na łóżku w drugiej znowu stałem wraz z nią naprzeciwko naszych łóżek. Jego postać była zamazana, długi cień ciągnął się za jego osobą.

– Obudź się proszę Michał – szeptała mi do ucha. – czułem jak jej ciało wymyka się z moich dłoni. Ostatnim tchnieniem złapała się mnie szepcząc

– Anna. – jej imię, podała mi swoje imię. Ponownie czułem ból w klatce piersiowej, czułem suchość w moich ustach. Powieki były ciężkie jak nigdy. Słyszałem jak maszyna podtrzymująca życie Anny zatrzymuję się a jej parametry życiowe zanikają. Czułem jego zapach. Słyszałem jak ociera dłonią swoje czoło jak oblizuję wargi. Krzyczałem wewnątrz mnie – Obudź się ! - rzucałem się ale moje ciało mnie nie słuchało. Moja powieka drgnęła, a on zastygł w miejscu. Poczułem mrowienie w palcach rąk.

– Anna ? – powiedziałem do siebie – a moje usta drgnęły. Uniosłem powoli i ociężale powieki. Wszystko było mało wyraźne ale po chwili zobaczyłem jego twarz. Uśmiechnął się bez strachu, który dostrzegł w moich oczach. To on był mężczyzną z moich halucynacji. – Witaj Michale – powiedział spokojnie - Twoja koleżaneczka już nie żyje – uśmiech nie schodził mu z twarzy. Oczy miał bystre i ciemne a skórę gładką pozbawioną jakichkolwiek blizn. W dłoni zalśniła strzykawka z zieloną cieczą w środku. Chciałem mu ją wytrącić z ręki ale przeszył mnie tylko większy ból w klatce piersiowej.

– Spokojnie to nie potrwa długo. – powiedział to w taki sposób jakby robił to już milion razy i nie powinienem się martwić o jego brak doświadczenia. Moje wargi drgnęły. Spojrzał na mnie.

– Ostatnie słowo ? – powoli pochylił się nade mną. Jego oddech był równy i miarowy a serce biło jak najbardziej dokładny zegar.

– Nie mam całego dnia psie. – bliżej pochylił się nad moimi ustami.

– To… nie koniec – głos miałem zachrypnięty, całe gardło mnie bolało. Zaśmiał się i gdy miał wbić strzykawkę w przewód kroplówki, zatrzymał się usłyszawszy kliknięcie. Spojrzał z zaciekawieniem a za chwilę z wściekłością na moją prawą dłoń wewnątrz której ukryty był pilot wzywający pielęgniarki i lekarzy. W tym wypadku pozostawiony, aby dać sygnał w razie przebudzenia pacjenta. W korytarzu można było usłyszeć, głośne głosy oraz bieg pielęgniarek, ponaglające lekarza dyżurnego. Jednym ruchem złapał moją szyję, ścisnął mocno.

– Masz rację glino to jeszcze nie koniec – powiedział przez zęby puszczając mnie. Odszedł, znikając w korytarzu, a na moje oczy zaszła mgła i usłyszałem tylko urywane głosy personelu szpitala.

Obudziłem się jakieś trzy dni później. Ania nie żyła. Nikt nie widział tajemniczego gościa. Oficjalna wersja była taka, że zostałem wezwany na kontrolę na której zatruliśmy się jakimś nieznanym gazem. W mojej krwi nie wykryli składnika „2.0” w zasadzie jestem sam ze swoimi halucynacyjnymi wspomnieniami. Oni mnie obserwują, wiem to, a może popadam w paranoję a to wszystko było nieszczęśliwym wypadkiem ? Może wariuję ? Gdzieś jednak wierze w to co powiedziała mi Ania. To miasto jak i wiele innych czeka zagłada jeśli ktoś nie zajmie się tą sprawą. Jeśli czytasz te słowa to znaczy, że mnie już nie ma. Sytuacje, które Ci przedstawiłem na samym początku mogą się zdarzyć naprawdę. Ja je naprawdę przeżyłem ! A to oznacza, że teraz od ciebie zależy, czy Poznań jaki znasz za parę lat będzie taki sam. Możesz mi wierzyć bądź nie ale uwierz w swoje miasto i ludzi. Nie oczekuję wiele, nagłośnij całą sprawę, gdzie się da oraz jak się da. Jeśli jednak ulewy już się zaczęły… to znajdź winowajców. Oni muszą odpowiedzieć za swoje czyny. Masz rację może to wszystko wypociny jakiegoś szaleńcza z pokoju bez klamek. Ale jeśli nie to… decyzja zawsze należy do ciebie. Zawsze… Bierność nie jest wyjściem…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania