Nożownicy

Palmera była dzielnicą biedoty, legowiskiem syfilityków, prostytutek, żebraków, morderców, gwałcicieli i innych niebezpiecznych typów spod ciemnej gwiazdy.

Tamtejsze burdele były krainą wątpliwej rozkoszy, a niewątpliwej rzeżączki, pracownice domów publicznych za parę groszy oddawały swoje niedomyte ciała spragnionym wrażeń mysofilom. Każdy przechodzień obrzucał wszystko i wszystkich naokoło siebie nerwowymi, ukradkowymi spojrzeniami, jakby bał się, że nawet dzieciak zdolny jest sprzedać mu kosę w żebro.

- Palmera zaskarbiła sobie nazwę miasta, które nigdy nie śpi. Wiesz dlaczego? - odezwał się Will.

- Nie mam pojęcia - rzekłam zgodnie z prawdą, mimowolnie patrząc na idącą obok dziewczynkę, która podtrzymywała rączką zaawansowaną ciążę. Miała na oko dwanaście lat.

- Mieszkańcy nie chcą ryzykować utraty nerki albo wątroby. Palmera słynie z nielegalnego handlu organami, a osoby utrzymujące się z tego biznesu korzystają z każdej możliwej okazji zdobycia materiałów do sprzedaży - mężczyzna odepchnął ślepego starca, który złapał się jego nogi. Butem zmiażdżył mu rękę i rzucił w błoto.

Szliśmy jeszcze kilka minut, blokowiska wokół stały się nieco bogatsze, a ludzie o wiele mniej odpychający. Odór uryny, ekskrementów i wymiocin zelżał, zastąpił go natomiast smakowity zapach jadła, od którego żołądek skręcił mi się z głodu.

Nagle Will skręcił w jedną z wąskich uliczek i momentalnie znaleźliśmy się w ślepym zaułku, na końcu którego usytuowany był lokal Downfall.

Wewnątrz uderzyła we mnie woń gulaszu, piwa i potu.

Zewsząd krzątały się kelnerki w różnych stadiach negliżu, wliczając ten zupełny. Mężczyźni o twarzach tępych brutali klepali dziewczęta w tyłki, a te piszczały ochoczo, kładąc na zbutwiałych stolikach miski z grochem i kiszoną kapustą.

W barze znajdowała się drewniana scena, gdzie będący w stanie upojenia alkoholowego goście tańczyli i zabawiali się w najlepsze. Niektórzy obijali sobie nawzajem mordy, inni wlewali w gardła jeszcze większe ilości wódki lub grali w karty. Hazard zdecydowanie pasował do tego miejsca. Byli też tacy, którzy największą uwagę poświęcali pustoszeniu spiżarni i co chwila zamawiali nowe dania.

Za szynkwasem półleżała niemłoda kobieta o posturze zapaśnika, z głową pokrytą rudą, nieporządną szczeciną. Nogi w czerwonych kabaretkach wyłożyła na ladę.

Gdy podeszliśmy, donośnie beknęła i podrapała się po udzie wielkości balerona.

- Czego? - bąknęła nieuprzejmie.

- Girna, jest Rake? - warknął Will.

- Kto?

- Wiesz, o kim mówię.

Oberżystka nachyliła się nad ladą.

- Nie tutaj. Chodź.

- Nie mogę ryzykować zostawienia towaru w niepewnych rękach - powiedział mężczyzna, a ja prychnęłam z dezaprobatą.

- Chłopcy tylko się zabawią, twoja wisienka nie ucierpi - kobieta uśmiechnęła się do mnie lubieżnie.

- Nie ma mowy.

Rudowłosa przewróciła oczami i krzyknęła za siebie.

- Phia!

Przy jej boku zjawiła się niska, szczupła blondynka, z szyją ozdobioną czerwoną wstążką. Spod kusej sukienki koloru rezedy niedyskretnie wystawały małe piersi dziewczyny.

- Delphine, zaopiekuj się nią, dopóki William nie przyjdzie odebrać swojego towaru.

Fuknęłam, zirytowana całą niedorzeczną sytuacją. Zostałam potraktowana jak nic niewarty przedmiot.

Brunet razem z właścicielką lokalu udał się na piętro, a ja chcąc nie chcąc podążyłam za jasnowłosą kurtyzaną.

 

*

 

Siedziałam w wielkiej balii, wypełnionej gorącą wodą, w towarzystwie trzech innych dziewczyn. W pomieszczeniu unosiła się dusząca woń zapachowych olejków, kadzideł, szamponów i pudru.

Musiałam przyznać, że było mi bardzo dobrze. Pierwszy raz od kilkunastu godzin czułam się naprawdę zrelaksowana i bezpieczna, a przede wszystkim czysta. Phia, Vessy i Iris rozmową obaliły moje stereotypy o przygłupich ulicznicach.

- Nim trafiłam do Palmery, byłam zakonnicą - mówiła Iris - Któregoś dnia oprychy napadły na naszą świątynię. Pamiętam, że w trakcie oblężenia przepisywałam wybrane fragmenty Biblii. W pewnym momencie do mojego pokoju weszło kilku uzbrojonych ludzi. Jeden z nich zastrzelił siostrę Gwen, gdy próbowała wbiec do środka.

- Ja, razem z Vessy, studiowałyśmy na londyńskim uniwersytecie, zwyczajnie wywlekli nas nocą z domów - Phia uśmiechnęła się blado do wspomnień - Dlaczego? Nie wiem.

Ponownie przeklęłam w myślach swoją właściwą dzieciom naiwność. One trafiły tu przypadkiem, a ja jestem całkowicie winna tego, co mnie spotkało.

- Moja obecność jest wynikiem nieszczęśliwego wypadku przy pracy. Zadufana w swojej wysokiej pozycji poszłam na akcję całkowicie bez wsparcia. Miałam złapać mordercę, który odpowiada za ostatnie zbrodnie.

- Jesteś z FBI? Ale jazda!

- Poprawniej byłoby stwierdzić, że byłam. Mój szef na pewno konkretnie mnie obsmarował, po czym zwolnił.

- Musisz o tym zapomnieć i zacząć nowe życie tutaj, w Palmerze. Wbrew pozorom nie jest tak okropnie, jeśli przyzwyczaisz się do mężczyzn, którzy obłapiają cię na każdym kroku, do frywolnych spojrzeń, do niewybrednych uwag pod własnym adresem i do potencjalnych chorób.

- Nie zamierzam zostać dziwką.

- Will nie bierze panienek. Albo komuś cię sprzeda, albo zostawi tutaj. Jedno i drugie to czysty zysk.

Zastanowiłam się nad słowami Iris, ale nic nie powiedziałam. Wyszłam z wanny i owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem.

 

*

 

Rake nie żyje.

Te trzy słowa dudniły w głowie Willa od paręnastu minut, a wszelkie inne jakby wyparowały.

Mężczyzna myślał. Dużo myślał.

- Kto? - spytał wreszcie, opanowany i spokojny, unosząc kufel do ust.

- Nie uwierzysz, jeśli ci powiem - Girna podrapała się po szczecinie.

- Nie wkurwiaj mnie - William walnął pięścią w dzielący ich stół i groźnie spojrzał kobiecie w oczy.

- Zmarł w czasie ostrej orgii, kilka dni temu.

- Co za, kurwa, idiota. Bezmyślny prostak - krzyknął mężczyzna i wstał - Nie mam innych klientów na ten towar.

- Dziewczyna jest całkiem przyzwoita, więc nie będę narzekać, jeżeli ją tu zostawisz.

Mężczyzna milczał. Oboje zdążyli opróżnić już zawartość swoich szklanic, więc Girna nalała im czegoś mocniejszego.

- Zastanawiałem się, czemu nie mam żadnej kobiety oprócz Sally.

- Sally to pistolet, Will. Zresztą, jesteś definicją sadysty, świra i despotycznego gnoja. Rycina wyobrażająca twój portret mogłaby poprzedzać rozdział książki, zatytułowany Największy skurwiel Ameryki.

- Schlebiasz mi.

- Relacja na całe życie nie pasuje do twojego stylu bycia. Właśnie dlatego nie masz kobiety.

- Jebać kobiety.

- Dobrze powiedziane. Co w końcu robisz z tą dziewczyną? Oddajesz w moje ręce?

- Była stróżem prawa. Założę się, że nawet nie wie, jak wygląda nago.

- Nie oceniaj po pracy, Will. Iris, nim trafiła do Palmery, mieszkała w świątyni jako siostra zakonna, a teraz tylko spójrz, jak to pięknie wywija z chłopcami na parkiecie. Nie widać po niej, że żyła siedem lat w celibacie!

- Jeśli zobaczę Sarę na wpół trzeźwą i nagą na tej scenie, dam ci dwieście dolarów. Albo więcej, jeśli będzie całkiem trzeźwa.

- Stoi. Jeszcze się zdziwisz, kochanieńki.

- Szczerze wątpię.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • ausek 30.06.2016
    '' Oboje zdążyli opróżnić swoje zawartość swoich szklanic'' - coś za dużo tu swoje*
    Zaciekawiłaś mnie i mam nadzieję, że poprowadzisz dalej tę historię. ;) 5
  • 60secondsToDie 30.06.2016
    Błąd już poprawiony. Dzięki! O ile znajdę czas i wenę, to pewnie coś naskrobię c:
  • alfonsyna 30.06.2016
    A ja bym też dalej poczytała z ciekawości, o ile zamierzasz kontynuować, bo coś w tym jest. Niezbyt potrafię to wrażenie sprecyzować, ale to raczej z tych pozytywnych i nie podoba mi się, że tak mało na razie o bohaterach wiem - stąd potrzeba rozwinięcia tego w coś więcej. ;)
  • 60secondsToDie 30.06.2016
    Bardzo dziękuję. Nie gwarantuję, że rozwinę tę historię, ale na pewno to uwzględnię. Miło mi, że się podoba C:

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania