NS - Marność istnienia - Klisza
podarty kołnierz siermiężnej
sukienczyny, zszarzałej
pod czujnym okiem
ogników błędnych
Krew kapie cicho
łka szepcąco
i niknie w
mroku,
tak?
wzgórza skrzypią, zawodzą
jak stare deski w domu
rodzinnym, gdzie brat
złośliwie warkocze
rozplatał słomiane
i kpił z siostry
zamkniętej
na strychu
w skrzyni
starej
za miłość kupisz na targu
kopę zgniłych jaj, lub
nadgryziony ser
nigdy świeży
Cuchnący
śmiercią
rzucisz go w kąt, jak życie,
zapomniany przy drodze
krzyż. Ktoś go odwrócił
i rację
miał
chryzantemy zwiędły
ty kwitniesz, lecz
to jedynie
śmiech
prędzej księżyc zajdzie
nim zmierzch błyśnie
niżeli słońca lico
odżyje znów
to nieprawdziwa prawda
posiekany w kostkę
pozbawiony sensu
nic nie warty
sens
oczy pachnące migdałami
płaczliwe usta, pokryte
wachlarzem gęstych
rzęs, i zimowy port
przykryty czymś
nieznajomym
leżysz pośród wód
a one odchodzą
idziesz
podparta na lasce
zaginiona taśma
z horrorem
żywotem
gra skończona
ponownie?
spróbuj
ale przegrasz
już jutro
wcale
Komentarze (27)
Normalnie stawiałabym chyba na Ren, ale już sama nie wiem.
Ktoś zrobił sobie ładną (?) parodię mojego... stylu? Nie wiem, okaże się. Lecę do pozostałych tekstów.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania