NS Przygoda nocy letniej - Nocny gość

Nocny gość

 

Puk, puk. Puk, puk, puk. Dźwięk stukania do drzwi rozniósł się w cichym pomieszczeniu, jak wybuch bomby. Przeszył ciszę, pozostawiając dźwięczące w uszach echo. Piotr siedział, paląc papierosa, w swoim ulubionym fotelu przed telewizorem. Takie przyzwyczajenie. Lubił patrzeć na zmieniające się obrazy. Czasem coś go zainteresowało i skupiał cały wzrok i umysł na wyświetlanych scenach, ale już od dawna nie analizował ich jak kiedyś. Teraz, kiedy elektrownia odcięła prąd za niezapłacone rachunki, czerń ekranu odbijała tylko jego zmęczoną twarz i fragment pomieszczenia. Już nie raz pomyślał, że powinien przestawić fotel bliżej balkonowych drzwi i patrzeć w nie jak w telewizor, oglądając, co dzieje się za oknem. Nigdy jednak tego nie zrobił.

Puk, puk. Kolejny odgłos uderzania we drzwi przeszył ciszę.

Mężczyzna skupił słuch na nieoczekiwanym dźwięku, nadsłuchując czy się powtórzy.

Puk, puk, puk.

– Ki chuj – burknął pod nosem. – Kogo niesie o tej porze?

Zegar z kukułką właśnie zaczął wybijać północ. Był jedną z niewielu rzeczy, jakie jeszcze działały w jego domu. Co dzień pociągał za ciężkie szyszki, sprawiając, że mechanizm nadal pracował. Lubił jego tykanie i małego szarego ptaszka z długim dzióbkiem, który przy każdym uderzeniu pełnej godziny i połowy, chylił przed nim główkę, kłaniając się jak kiedyś wszyscy mieszkańcy miasteczka. I tym razem nie odmówił sobie tej przyjemności. Uśmiechając się niemrawo, spoglądał w górę mętnym wzrokiem, by nie przegapić żadnego pokłonu.

Puk, puk. Usłyszał w pierwszych sekundach głuchej ciszy, jaka nastała, kiedy zegar zatrzasnął małe drewniane drzwiczki.

– Ki chuj mi wodę mąci, jak ja rybki łowię – mruknął jak za starych dobrych czasów, kiedy to na nocnej zmianie, badał jakąś z pielęgniarek na kozetce w swoim gabinecie.

Podpierając się o podłokietniki fotela, podniósł się leniwie i chwiejnym krokiem, trącając stolik pełny pustych butelek, ruszył w stronę wejścia. Zanim dotarł, pukanie powtórzyło się.

– Idę, idę! – zawołał, a w jego głowie zaświtała myśl, że może ktoś potrzebuje jego fachowej rady, za co w podzięce obdaruje go ognistym płynem.

Nie narzekał na brak alkoholu w swojej niedziałającej lodówce, bo niemal każdy grosz z renty przeznaczał na wyskokowe trunki, ale każda kolejna radowała jego chore serce.

Otwierając wejście, wpuścił do przedpokoju słup księżycowego światła letniej, dusznej nocy.

– Witaj – odezwała się niewiasta stojąca za drzwiami.

Ubrana w czarną, długą, powiewną suknię i pelerynę otulającą nagie, chude ramiona, której szeroki kaptur naciągnęła mocno na głowę, wyglądała jak…

– Środek lata, a ty cała w czerni? – zapytał zdziwionym głosem, ale nie brakowało w nim wrodzonej bezpośredniości.

Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła w stronę Piotra kościstą dłoń.

– Przyszłam po ciebie, chodź ze mną – rzekła czule.

– Ktoś zachorował? Potrzebna pomoc? Mąż, dziecko? – dopytywał i pomimo stanu w jakim się znajdował, przysięgę Hipokratesa zawsze miał na pierwszym miejscu.

– Nie, to nic z tych rzeczy. Przyszłam po ciebie – powtórzyła – zabieram cię ze sobą.

– Jestem nieogolony, w całodniowej koszuli i w ogóle nigdzie się nie wybieram – odparł pewnym głosem, ale jego szarmancja i charakter bawidamka nie pozwoliły mu, zamknąć kobiecie drzwi przed nosem – ale wejdź proszę.

Już w głowie zaczął układać scenariusz na resztę nocy, choć zawsze wolał okrąglejsze ciałka. Mawiał, że kochanego ciała nigdy za wiele, że kobieta powinna mieć czym oddychać i na czym siedzieć i wtedy jest apetyczna. W swojej lekarskiej karierze spróbował niejeden taki apetyczny kąsek. Lubił przy tym, dla rozluźnienia, strzelić sobie kieliszeczek lub dwa, a że miasto było niewielkie, wieść gminna rozniosła informację w najdalsze jego zakątki. Tak też wiadomość doszła i do małżonki doktora, która niewiele się zastanawiając, zabrała dzieci i wróciła do rodzinnej miejscowości, zostawiając go samego.

Postać odziana w czerń przestąpiła próg i podążyła śladem mężczyzny to telewizyjnego pokoju. W pomieszczeniu panował półmrok, ale nie zniechęcił jej do zajęcia miejsca na jednym z wolnych foteli. Dobrze, że nie usiadła na moim ulubionym, pomyślał doktor i pospiesznie zaczął porządkować brudny stolik.

– Zaproponowałbym ci kawę lub herbatę, może coś jeszcze wygrzebałbym z puszki, ale i tak nie mam możliwości zagotowania wody – mówił, zerkając na nią przez ramię, nadal zbierając puste butelki – ale na pewno znajdzie się coś do picia, bardziej damskiego, w mojej lodówce.

– Nie, dziękuję, nie przyszłam do ciebie w gości, ale w zupełnie innej sprawie.

Piotr zebrał butelki i oddalił się do kuchni. Wstąpiła w niego energia, jakiej zupełnie nie spodziewał się tej nocy. Nagle poczuł się dwadzieścia lat młodszy, co po minionym dniu, kiedy to sam określał swój stan na kiepściutki, pokłady witalne zagościły w jego ciele i umyśle. Czemu nie, pomyślał, zawsze rajcowały mnie pulchne dziewczyny, dlaczego nie miałbym spróbować z taką chudziną. Dawno nie próbował żadnego kęska to i rydz lepszy nisz ręka. Zajrzał do lodówki.

– Mam czystą! Ale cham ze mnie – dodał ściszając głos – chciałem powiedzieć czystą szklaneczkę dla ciebie! – zawołał – a w lodówce skrywa się piwko, białe winko, bo było w promocji – wyszeptał – i mam jeszcze wyborny trunek, chyba czekał na ciebie, Wyborowa o smaku mięty i limonki. Smaki świata! Ach, to musi być coś wyjątkowego!

Zanurzył dłonie w misce z wodą stojącej w zlewie. Obmył twarz, a mokrymi dłońmi zagarnął do tyłu nieczesane od rana włosy.

– Przepiękny kolor! – Zachwalał napój, szukając czystej szklanki – kurwa, przypomina mi rozcieńczony płyn do garów Ludwik i to ten pospolity, zielony – dochodził do wniosków półgłosem – trochę jak zielony groszek!

Kiedy już wydobył dwie czyste literatki z wnętrza szafki, dostojnym krokiem powrócił do pokoju. Przyniesioną ścierką przetarł stolik i postawił na nim, obok popielniczki, butelkę i szklaneczki.

– Odświeżająca mięta i ta malutka zielona cytrynka, ach, cud miód.

Nalał napoju po pół szklaneczki i podnosząc toast spytał.

– Czy my się znamy?

Postać tylko pokręciła przecząco głową.

– To za poznanie, choć mam wrażenie, że już kiedyś cię widziałem – dodał zastanawiającym tonem – ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie i kiedy.

– Nie zastanawiaj się teraz nad tym, skup się na tu i teraz – odparła zalotnie kobieta.

– Może byłaś moją pacjentką? A może pracowałaś kiedyś w szpitalu razem ze mną? Jesteś pielęgniarką lub sal… – urwał – nie, na pewno nie. Zdradzisz mi tajemnicę – zagadnął zawadiacko.

– Jestem kimś o kim powinieneś myśleć od dawna prowadząc taki tryb życia. Jesz ochłapy, ciągle jesteś zachlany, palisz i igrasz ze swoim chorym sercem nie biorąc tabletek.

– Jesteś kardiologiem! – wykrzyknął entuzjastycznie – wiedziałem, że skądś cię znam pani doktor.

– Nie tytułuj mnie tak, nie jestem lekarzem, choć wielu twierdzi, że potrafię ulżyć w cierpieniu.

– Hm, ale ty sama, nie chciałbym być niegrzeczny – rzekł asekuracyjnie – nie wyglądasz najlepiej. Szczuplutka buzia i rączki, bez porównań, ale w tym czarnym kolorze nie jest ci do twarzy.

– Lubię czerń. Zwiewne czarne sukienki w letnie, duszne noce.

– No właśnie. Strasznie duszno było dzisiaj. Coś koło południa musiałem się położyć, bo duchota chciała mnie zwalić z nóg. Normalnie myślałem, że zawału serca dostanę, kolejne… to znaczy jestem całkiem sprawny, ale w taki upał i koń może się spodziewać najgorszego. – Próbował wybrnąć z niepotrzebnie powiedzianych słów. Chciał przecież zrobić na przybyłej jak najlepsze wrażenie. – A tobie nie gorąco w tej kapotce? Może chcesz ją ściągnąć?

– Niekoniecznie, nie chciałabym zapomnieć wychodząc.

– A ta sukienka? Nie za długa na lato? W lecie dziewczęta powinny chodzić w czymś krótszym. – Chciał powiedzieć, powinny odsłonić to i owo, bo chętnie spojrzałby na nagie ramię lub kolanko, a tu wszystko pozasłaniane.

– Dziewczęta może powinny, ale nie ja.

– Chcesz powiedzieć, że nie czujesz się już młoda? Wiem, kobiety o wiek się nie pyta, ale dopóki jeszcze, że tak się wyrażę, gitara gra. No wiesz, jest ktoś, kto… – Podrapał się po głowie, szukając odpowiednich słów i w tym właśnie momencie zgrzytnęły drewniane drzwiczki domku kukułki, a ona sama pokłoniła się jeden raz, wskazując wpół do pierwszej w nocy. – Minęło już pół godziny od twojego przyjścia, a ty nawet nie spróbowałaś limonkowego trunku, pij na zdrowie – zachęcił współtowarzyszkę i sam napełnił sobie szklaneczkę do pełna.

– Liczysz czas? – spytała.

Doktor spojrzał na nią ze zdziwieniem, na zegar wiszący nad telewizorem i znów na powrót na kobietę.

– Nie, nie liczę, ale kiedy pukałaś była północ.

– Nie o tym myślałam, ale zgadzam się z tobą, przyszłam o północy.

Mężczyzna przechylił szklaneczkę, jednym haustem wypił zawartość i zapalił papierosa.

– Jesteś taka piękna, szczuplutka i zgrabna – zaczął wyliczać komplementy, by ośmielić nieznajomą i przekonać równocześnie samego siebie do tego szkieletora, jak nazywał ją w myślach. Wyobraźnia podsuwała mu, że pod zwiewną sukienką kryją się jędrne, małe piersi idealnie mieszczące się w jego dłoniach, które mógłby pieścić, kiedy klęczałaby przed nim. Nie musiałaby nawet ściągać tego kaptura, myślał – dlaczego więc nie jesteś ze swoim chłopakiem czy mężem, tylko przyszłaś do mnie?

– Nie przyszłam do ciebie – zaprzeczyła – przyszłam po ciebie.

– A dokąd chciałaś mnie ze sobą zabrać? – spytał zaciekawiony.

– Chodź ze mną, a sam się przekonasz. Tam, dokąd cię zabiorę, czeka na ciebie zupełnie inny świat – zaczęła majestatycznym głosem – wolny od nałogów, bólu, zmęczenia i…

– Ty z AA jesteś?! – krzyknął poirytowany. – Nawracać mnie przyszłaś w środku nocy? To już innej pory nie macie? Nawet kociarze nie nachodzą ludzi nocą. Co za tupet! Wysyłać do samotnego faceta w środku nocy kobietę w zwiewnej sukience, żeby namówiła go na leczenie. Kto cię przysłał?!

Sięgnął po butelkę, nalał sobie kolejną szklaneczkę i wypił duszkiem.

– Nikt mnie nie przysłał, sama przyszłam – odparła lekko zmieszana.

– Społecznica się znalazła, nawet poczęstunku nie spróbowała. Przecież alkohol jest dla ludzi.

– Dla ludzi owszem, ale nie dla mnie.

– A co, ty święta jakaś?

– Chodź ze mną. – Wstała, wyciągając w stronę Piotra kościstą, chudą dłoń.

– A idź mi stąd w cholerę! – krzyknął, podniósł się z siedzenia i omijając kobietę skierował się w stronę wyjścia. Postać odziana w czerń podążyła za nim.

– Chodź – powtórzyła i próbowała złapać go za rękę, ale skutecznie ją odsunął.

– Żegnam ozięble. Lodowato. I więcej tu nie przychodź. Jesteś mało atrakcyjna, żeby mnie skusić. Zero tyłka, deska zamiast biustu i w ogóle przypominasz mi… a nie będę się wyrażał.

Ominął kobietę szerokim łukiem, wrócił na swój ulubiony fotel, opadając na niego ze złością i polał sobie następną kolejkę.

– Za twoje zdrowie! – krzyknął do stojącej jeszcze w otwartej przestrzeni kobiety – żebyś trochę przytyła i znajdź sobie inny obiekt zainteresowania, a mnie daj żyć tak, jak lubię.

Kiedy wychylał szklaneczkę, drzwi zamknęły się z wielkim hukiem, a ich trzaśnięcie przywołało wspomnienie z przeszłości.

– Wiem gdzie ją widziałem – powiedział do siebie – stała przy mnie, kiedy miałem zawał serca, po którym załatwiłem sobie rentę. Myślałem wtedy, że umieram, a ona wciąż stała koło mnie. Czyli miałem rację, to była jakaś nawiedzona salowa.

W tym momencie małe, drewniane drzwi domku kukułki zgrzytnęły, a ptaszek ukłonił się jeden raz.

– Pierwsza w nocy – skomentował. – Przyszła i godzinę zawracała mi dupę. Zmarnowała mi godzinę mojego cennego życia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Neurotyk 03.07.2016
    Nuncjusz :) Stawiam dolary przeciw orzechom :) Nie, aż tak nie jestem pewny :) Ale klimat taki...
  • alfonsyna 03.07.2016
    Hmmm... Karola może? Jakoś tak pasuje mi to do niej, chociaż wiadomo, że pewnym być nie można nigdy. :)
  • Sileth 03.07.2016
    A mnie, nie wiem dlaczego, wydaje się, że to Artysto. Nie umiem tego wytłumaczyć. ._.
  • Nazareth 04.07.2016
    Też przez chwilę pomyślałem o Arysto, ale nie wiem do końca czy ten humor mi do niego pasuje.
  • Sileth 04.07.2016
    Nazareth, to mi właśnie lekko przeszkada... Ale dużo osób nie napisało tutaj pracy idealnie tak, jak zawsze, więc kto wie ;P
  • KarolaKorman 04.07.2016
    Może to Nuncjusz, Arysto raczej nie :(
  • Shiroi Ōkami 04.07.2016
    Ani Arysto, ani Nuncjusz, stawiam na Karolę :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania