Obietnica

Żyliśmy w dwóch wielkich nienawidzących się rodzinach. To zdarzyło się nieopodal Edynburgu w 1890 roku. Mnie Izaaka z rodziny Mcmurphy nudziło życie bogacza. Moja rodzina słynęła z pędzenia szkockiego bimbru lecz także świętej pamięci dziadek wyruszył na Sri Lankę, z której przywiózł herbatę. Moja ukochana, Mary z rodziny Spriengfieldów też nie lubiła bogatego życia.

Nasze rodziny nienawidziły się wzajemnie i czuły do siebie odrazę. Szanowałem matkę lecz ta nie pozwalała mi spotykać się z Mary. Dlatego pewnego dnia poszedłem na polanę pod pretekstem zbierania malin. Spotkałem się z Mary pod wielką wierzbą płaczącą, której wielkie liście rzucały wielki cień, w którym się ukryliśmy.

Spotykaliśmy się raz na tydzień, aby nie wzbudzać nawet najmniejszych podejrzeń wśród naszych rodziców. A maliny i tak zbieraliśmy. Maliny miały taki słodki smak jak nasza miłość.

Wkrótce dotarła do mnie najgorsza wiadomość. Mary zachorowała na gruźlicę, a w owych czasach owa choroba dziesiątkowała naszą ludność. Moja rodzina bardzo się z tego powodu cieszyła. Zaś ja się załamałem. Mary poprosiła o ostatnie spotkanie. Ukradkiem wykradła się z pokoju i znowuż spotkaliśmy się pod wielką wierzbą. Była taka blada, jakby śmierć, albo jakby wróciła z zaświatów.

– Obiecaj mi coś Izaaku.

– Co takiego.

– Obiecaj mi, że nigdy, przenigdy nie weźmiesz sobie innej.

– Niegdy, z całego serca, które do ciebie bije.

– Nie ufam ci Izaaku.

– Co?

– Zanim skończy się rok, zdradzisz mnie...

Mary zmarła. Spriengfieldowie rozpaczali i zatracali się przez stratę, a moja rodzina zorganizowała przyjęcie, na którym cały czas myślałem o słowach Mary.

Okradłem matkę, kupiłem bilet na pociąg i uciekłem nim do metropolii, do Londynu. Ciężko mi się było oswoić.

Na ulicy dostrzegłem piękną brunetkę. Wyglądała zupełnie jak Mary, przypominała mi ją. Wbiegła do tramwaju. Zatem ja też do niego wbiegłem. Tramwaj zatrzymał się, a ona wyszła, zatem ja również. Ujrzał pijaka, który ją zaczepił. To był moment. Uratowałem ją. Co za chwila.

Minął miesiąc i w końcu kupiliśmy z Molly, bo tak nazywała się kobieta, mieszkanko.

Wtedy, kiedy zaczęliśmy współżycie przypomniało mi się coś. Słowa Mary, których obiecałem przestrzegać, i których nie dotrzymałem. Rozpłakałem się. Nie mogłem wytrzymać. Ale zdałem sobie sprawę, że Mary chciałaby, aby żyło mi się jak najlepiej. Zatem kontynuowałem swoje życie w ten sposób jakbym nigdy nie spotkał Mary.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Garyt miesiąc temu
    Mega. Ale pisz dłuższe opowieści następnym razem
  • wikindzy miesiąc temu
    Im dłuższa treść, tym mniej czytelników, takie tutejsze realia, ale wszystko zależy od upodobań i polityki wewnętrznej.
  • jesień2018 miesiąc temu
    Jest w tym urok, ale: dwa pierwsze akapity zaczynają się tak samo, wyrzuciłabym chyba pierwsze zdanie (chociaż zachęciło mnie do czytania). Nie "ujrzał pijaka", tylko "ujrzałem". No i nie rozumiem motywacji bohatera na końcu. Jedna miłość się skończyła, zaczęła się druga, ludzie nie zabijają się, jak się zorientują, że nie dotrzymali obietnicy. Bardzo ładne zdanie o malinach i miłości:)
  • Piotr Tomasz Tabisz miesiąc temu
    Wiem, dopiero się uczę
  • Rubinowy miesiąc temu
    Końcówka w połączeniu z narracją pierwszoosobową zastanowiła mnie. Czy to przenośnia z tym wieszaniem się? No bo raczej po fakcie nie da się tego stwierdzić. Co innego osoba trzecia. Może lepiej: Powieszę się. Całość ma momenty, ale widać, że to wczesny etap. Swoją drogą, motywacja do odebrania sobie życia taka trochę jakby potrzebna tylko żeby zakończyć czymś opowiadanie. Powodzenia na drodze pisania, mniej z tego dużo radości :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania