,,Obłęd"

Ktoś wszedł do mego więzienia, skierowałam wzrok ku

nieznajomemu który okazał się wysokim brunetem, nie znałam go. Od razu poczułam się niepewnie o powód nieobecności Anny, mojej zwykłej psycholożki.

-Witam, jestem Stanisław Górecki pewnie zastanawiasz się dlaczego jestem ja, a nie Anna, ona jest chora i ja teraz będę cie słuchać.- Wytłumaczył mi z udawanym uśmiechem.Naiwniak, on nic nie powie będzie mnie słuchać zszokowany, a następnie uda się do Anny na wizytę. Tak jak wszyscy.

Siedziałam cicho i patrzyłam się w niego, zaczynam swą grę…

-Więc może coś powiesz?- Zapytał lekko zirytowany.

- A po co?- udawałam głupią.

- Abym ci pomógł- Zaczynał się denerwować.

- Więc, o czym mam mówić?- Rozkręcam się.

- O tym co czujesz- Zadowolił się widząc, że zaczynam współpracować.

-Co czuje? Co mogę czuć, jeżeli nie strach? Czuje swe życie umierające w

ciasnej klatce o białych, dołujących ścianach. A za co? Za prawdę!

wstałam z krzesła jednak nikt mnie nie powstrzymywał

-Nie mówię tego co myślę tylko co czuję, bo czuję moją duszę wzlatającą nad tym miastem, wyżej i wyżej! Jednak łańcuch mego udręczenia trzyma blisko ziemi me ciało! Proszę weź to jako spowiedź mej duszy przed wiecznym potępieniem! Moje życie już od dwóch lat jest zamknięte w ciasnej głowie szaleńczej duszy która ją niszczy! Ma dusza umiera, a ciało rusza się drganiami emocji. Co dzień duszę się w sobie, i budzę się nad światem mej świadomości. Jednak powracam z mym nędznym, śmiertelnym życiem!

Ciągam się z powrotem po podłodze

-Wystraszę cię! Jednak nie, nie mogę wystraszyć strachu którym jestem sama.- Mój głos przypomina raczej warczenie grożnego psa i tak się też czuję.

zaczynam się rzucać po pokoju z każdym słowem, jestem jak w transie. Widzę jedynie przerażone twarze zebranych w pokoju i próbujących mnie uspokoić pracowników psychiatryka. Któryś wyciągnął strzykawkę, jednak się im wyrwałam na przeciwną ścianę i zaczęłam się osuwać w dół.

- Dalej! Wstrzyknijcie mi do żył śmierć! Niech płynie dalej i dalej w głąb mego ciała, jednak płyn tej trucizny nie zgasi ognia mego życia, bo tylko zabije go to czego sam nie może zabić! Nawet jeżeli ma egzystencja się zakończy to dusza ma zostanie w oparach tego toksycznego świata! Pragnę tylko umyć oczy w deszczu z nocnego nieba, a nie mych łez. Czy to dużo?

Poczułam lekkie i zmysłowe ukłucie w szyję. Umieram z błogim uśmiechem szaleńca.

***

Ceremonia pogrzebowa zakończyła się. Czterech mężczyzn podnosi ciemną trumnę do góry. Niebo zachmurzyło się . Idą przed siebie, niosąc ostateczne łoże na barkach. Zaczyna kropić. Pochylają się tuż nad głębokim dołem. Deszcz przybiera na sile. Jeden poślizną się na mokrej trawie, trumna otwiera się odsłaniając spokojne oczy, oczy które już nigdy się nie otworzą. Rozpadało się na dobre.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania