Odbicie - Rozdział 1

Bolało. Przyglądałam się swojej okaleczonej dłoni. Kap, kap, kap. Ciemno czerwona krew spływała po moich drobnych palcach, paznokciach... Mój wzrok powoli przeszedł na lustro, którego właściwie już nie było. Były tylko jego fragmenty, kawałki ostrego jak brzytwa szkła. Tak wygląda moje serce, prawda? Rozbite, ostre, delikatne... W oddali usłyszałam zamek; ojciec wrócił. Chwyciłam za rolkę papieru toaletowego, po czym zaczęłam wycierać zranioną rękę. To było już drugie. Drugie zniszczone lustro. ,,Czy ty naprawdę tak siebie nienawidzisz? Siebie też zaczniesz krzywdzić? I zniszczysz...doszczętnie?''. Dokładnie pamiętałam słowa ojca. Wolałabym, żeby tym razem obyło się bez jego komentarza. Gdybym za każdym razem odpowiadała na te wszystkie pytania, od dawna wiedziałby, że nienawiść do własnego ja zmusiła mnie do wielu rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. Ale nie odpowiadałam. Niemal każda nasza rozmowa kończyła się moim milczeniem lub zwykłym wyjściem z domu - o dziwo, bez trzaśnięcia drzwiami. Nie byłam jak inne nastolatki, nie chciałam jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę tego starego pryka, po co miałabym trzaskać, wyrywać drzwi z zawiasów? W domu wszystko robiłam jak najciszej, jak gdybym żyła tu bez wiedzy innych mieszkańców. Mimo to, czasem wydawało mi się, że ojciec ma na mnie podgląd, że w całym mieszkaniu jest od cholery kamer, a on zamontował je tylko po to, by wiedzieć czy jestem i w którym pomieszczeniu. Nieważne kiedy wracał, od razu wiedział gdzie mnie szukać. Nie musiałam więc długo czekać, już po chwili był obok mnie.

- Pojedziemy zaraz na pogotowie, jutro kupię nowe lustro - usłyszałam, a jego dłonie zacisnęły się na mojej. Minutę wcześniej wziął ode mnie papier toaletowy i mógł już ocierać krew z moich kostek.

- Nigdzie nie jadę - rzekłam. Nasi sąsiedzi byli naprawdę wścibscy. Jeśli dziś skończę na pogotowiu, już jutro usłyszę szepty wstrętnych staruszek na przystanku. Ostatnim razem jedna z nich, ta, która mieszka najbliżej, zauważyła, jak ojciec wyrzuca do śmietnika starą ramę oraz niepotrzebne kawałki szkła. Ułożyły układankę i zrozumiały, że to ja zniszczyłam lustro. Okaleczając przy tym własne ciało, co wywołało u nich falę wzburzenia. Taka młoda, ładna, życia przed nią dużo, a ona sama się krzywdzi?

Uniósł na mnie wzrok i ścisnął mocniej moją rękę, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie zamierza się ze mną droczyć. Jadę i nie mam wyboru, krwawienie nie ustaje, a on nie ma zamiaru stracić kolejną bliską mu osobę. Tak, dokładnie - kolejną. Półtora roku temu odszedł mój brat.

- Musimy jechać, wsiadaj do samochodu, pójdę po twoją bluzę - odezwał się po dłuższej chwili. Pchnął mnie lekko w stronę drzwi wejściowych, przedtem opatulając moją dłoń toną papieru, a sam wbiegł po schodach na górę. Otworzyłam drzwi od samochodu, usiadłam na miejscu pasażera. Było ciepło, powiedziałabym nawet, że gorąco. Poszedł po bluzę?

Następne częściOdbicie - Rozdział 2

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Emily Rand 20.11.2015
    ,, starego pryka", nie zaczynałabym zdań od ,,że" Nie wiem czym kierowałaś się w opowiadaniu, mam nadzieję, że nie swoimi przeżyciami. Jeśli tak, to czas pozytywniej spojrzeć na życie :)
  • Maya 20.11.2015
    O tak, wiem - pryka, nie prycha. Dopiero się zorientowałam:), to samo z ''że'' - miała to być kontynuacja poprzedniego zdania, tymczasem zaczęłam nowe, mój błąd. Nie, nic podobnego mnie póki co nie spotkało, trudno wytłumaczyć, czym się kierowałam. Dziękuję za komentarz;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania