Odkąd pamiętam

Odkąd pamiętam, świat był dla mnie głębiną bez dna. Inni z mojego otoczenia tonęli w życiowej płyciźnie, bez zastanawiania się nad głębszym sensem.

Ja próbowałem wypłynąć na powierzchnie, ale nie potrafiłem.

Mogłem tylko obserwować otaczającą rzeczywistość z boku, będąc ludzkim cieniem.

Kiedy postanowiłem w niej uczestniczyć, po zakończeniu pewnego etapu w życiu, straszne rzeczy się zaczęły dziać.

Na początku mój cień przejął nade mną władzę. Mój terapeuta zalecił mi prowadzenie dziennika.

Teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że wszystko co napisałem, urzeczywistniło się w moim życiu. Nie potrafię określić, jak to się stało. Zabiłem człowieka, nie jestem już ludzki. W mojej krwi płynie gorzki smak, którego nie mogę zatrzymać. Unosi się po całym moim ciele, czując obrzydzenie do siebie. Z każdym dniem to się nasila. Teraz obudziłem się z bardzo długiego snu. To coś we mnie zamordowało niezliczoną ilość ludzi. Napisałem rzecz przeklętą, wezwałem demona. Teraz kiedy patrzę na odbicie atramentu w pożółkłym papierze, widzę swoje odbicie w lustrze.

Jakie odbicie już istniejącej osoby w sobie zobaczę? Zaślepienie w indywidualności, poza tym jestem taki sam jak wszystko wokół. Wstaje rano niezmiennie, widzę świat, który każdy widzi. Zmieniam po każdym dniu ubrania na nowe. W każdym dzień inaczej ubrany pragnę zostać kimś innym, ale w ostateczności jestem taki sam. Pewnego dnia odkryje sekret tego świata. Kiedy zamknę oczy na wystarczający czas kiedy mrok zamrozi moje ciało, a płomyki na ścianie będą migotać. Przedmioty będą się rozmywać. Moje wspomnienia znikną. Może pod wpływem jakiegoś oświecenia powrócę. Świat jest inny niż moje odbieranie go. To tylko rozmazujące się cienie. Nie ufam sobie, ani moim zamykającym się codziennie powiekom kiedy zasypiam.

 

Pamiętam kiedy mordowałem ludzi, czułem, że przywłaszczam sobie ich dusze.

Mam w szafie ich ubrania. Tylko kiedy nikogo nie ma mam odwagę je nosić, by przykryć pustkę inną tożsamością, którą przywłaszczyłem.

Pamiętam ją, mam jej tożsamość teraz na sobie. Czarna sukienka, kołnierzyk w koronkę z bufiastymi rękawami. Odczuwam teraz swoją tożsamość jako żeńską? Może urodzenie się jako mężczyzna było błędem. Zacznijmy od początku, mam na imię Katrina.

Pamiętam autostopowiczkę uciekinierkę z psychiatryka. Jej mantrą było powtarzanie sobie, jak codzienność może się zmienić nagle i bez wyjaśnienia. Jej twarz była unikalna, oczy miały aurę niepokoju, wzrok był pusty i błyszczący. Ostatnie słowa brzmiały i tak chciałam umrzeć, tak jakby mnie ktoś chciał i potrzebował do spełniania swoich chorych fantazji. Ja jej wtedy odpowiedziałem, ale ja cię nie potrzebuje. To dlaczego mnie przetrzymujesz kilka dni? Jej uśmieszek wyprowadził mnie z równowagi. Zupełnie jakby to ona mną władała. Rzuciłem nią o ścianę, dźwięk łamanych kości był echem moich myśli. Już więcej się nie odezwała. Jej organy przebiły zapach pozostałości perfum. Kawałki zamieniły się w swoją pierwotną formę popiołu. Ogień nikim nie włada, ja po prostu jestem Katrina.

Kiedy otworzyłem oczy zdałem sobie sprawę z tego co zrobił demoniczny byt. Ściana mojej piwnicy miała napis wyryty krwią „Jestem Katrina”. Musiałem żyć jakby nic się nie stało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • il cuore 2 miesiące temu
    /W każdym dzień inaczej ubrany pragnę/?
    znaki diakrytyczne szwankują w kilku miejscach
    cul8r

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania