Odrodzenie narodu i mundurki szkolne

Rok 2033. Polska powstaje z kolan. Po piętnastu latach wyniszczających rządów władzę zdobyła Partia Odrodzenia Rzeczypospolitej. Większość polityków partii opozycyjnych pozbawiono obywatelstw i wygnano z kraju. Zapanował pokój, rozpoczął się powolny plan odbudowy gospodarczej i społecznej.

Szczególne zmiany wprowadzono w sektorze edukacji. Znacząco zwiększono prestiż zawodu nauczyciela – zwiększono pensje niemalże trzykrotnie, na podstawie szczegółowo przeprowadzonych testów pozbawiono pracy ludzi nienadających się do pracy z młodzieżą, kompletnie przebudowano również sposób kształcenia i selekcji przyszłej kadry nauczycielskiej. Dzięki tym działaniom zaobserwowano znaczący wzrost wyników osiąganych przez uczniów – polskie dzieci zaczęły zajmować czołowe miejsca w europejskich rankingach ogólnej wiedzy i umiejętności adaptacyjnych. Gruntownej przebudowie uległ rzecz jasna program nauczania – w tym aspekcie wzorowano się na modelu fińskim. Dzięki temu w roku 2033, ledwie siedem lat po dojściu do władzy POR-u, powoli wchodziło w dorosłość nowe pokolenie Polaków – pierwsze tak wszechstronnie i dobrze wykształcone.

W sferze obyczajowej polska szkoła również przeszła ogromne zmiany. Lekcje religii zastąpiono neutralną etyką. Przed rozpoczęciem zajęć uczniowie odśpiewywali hymn Rzeczypospolitej na ogólnoszkolnych apelach. Całkowicie przebudowano lekcje historii oraz wiedzy o społeczeństwie – zamiast skupiania się na porażkach, mesjanizmie i propagandzie oblężonej twierdzy, nauczano o zwycięstwach, osiągnięciach Polaków oraz wpajano w młode umysły dumę z narodowości i sposoby, by szerzyć potęgę i chwałę odrodzonej Polski również we współczesnym świecie. Nade wszystko wprowadzano obowiązkowe mundurki szkolne przy jednoczesnym zaostrzeniu uczniowskiego dresscode’u.

Owe mundurki zaprojektowano, wzorując się na przedwojennych mundurach marynarskich. Główną barwą został granat uzupełniany biało-czerwonymi elementami. Zestaw dla dziewcząt stanowiła: spódnica (za kolana lub do długości kilku centymetrów ponad kolana), biała koszula (z długimi lub krótkimi rękawami w zależności od pory roku) z czerwonymi detalami na kołnierzu i końcówkach rękawów oraz granatowa marynarka z kieszenią przednią obszytą biało-czerwonym paskiem i wyszytym na niej herbem – białym orłem w złotej koronie, który w jednych szponach trzymał księgę, w drugich zaś berło. Strój chłopców wyglądał praktycznie tak samo – jedną różnicą były spodnie. W miesiącach zimnych, zgodnie z wolą ucznia, dozwolone było noszenie swetrów – błękitnych bądź białych z obowiązkowo wyszytymi herbami. Zabronione zostało noszenie makijażu i kolczyków. Wykluczone zostały również wszelkie modyfikacje uniformów, a po pewnym czasie ograniczeniami zostało objęte również obuwie uczniów oraz stroje gimnastyczne. Buty musiały być schludne, proste, w barwie czarnej, brązowej bądź białej. Po konsultacjach pozwolono uczniom na noszenie naszyjników, opasek lub innych tym podobnych rzeczy, o ile przedmioty te nie godziły w schludny wizerunek ucznia. Co do skarpet, rajstop i tym podobnych pozostawiono młodzieży zupełną dowolność – po paru incydentach doprecyzowano jednak, że owe elementy ubioru nie mogą być prowokujące lub mieć zabarwienia erotycznego.

Co ważniejsze jednak w roku 2033 naukę w liceum rozpoczynał pierwszy rocznik, który od początku do końca swych licealnych dni będzie dumnie nosić szkolny mundurek. I właśnie jedną z tych optymistycznie patrzących w przyszłość osóbek była skromna i pilna dziewczyna – Aleksandra Strózik.

Dnia pierwszego września wstała bardziej podekscytowana niż zazwyczaj. Jej marzenie się spełniło – dostała się do prestiżowego liceum, które w opinii mieszkańców było jednym z najbardziej postępowych w mieście.

Do kuchni weszła z uśmiechem. Jej rodzice – Marek inżynier oraz Dorota kierowniczka restauracji – czekali już na nią, przygotowując wspólnie śniadanie. Wkrótce rodzina zasiadła razem do stołu, spożywając jajecznicę ze szczypiorkiem oraz tosty.

Pierwsza odezwała się matka.

— Dziś wielki dzień, nieprawdaż? — mówiła, głaszcząc córkę po głowie.

— Prawda, matulu. — Ta odpowiadała jej z uśmiechem. — Już się nie mogę doczekać. Będzie super.

— Ano — wtrącił ojciec. — To jest dobra szkoła. Matkę tam poznałem, do zawodu się przyuczyłem, a dawno to było… Nu, teraz z pewnością tam mają jeszcze lepiej.

Śniadanie minęło w dobrej atmosferze, śmiano się i dokazywano, aż wreszcie wszyscy się rozeszli do swoich pokojów.

Aleksandra z niewypowiedzianą ekscytacją przyodziała granatowy szkolny mundurek. Podeszła do lustra i z zachwytem się sobie przyglądała. „Hohoho, młoda damo, aleś ty piękna… Chłopcy będą się patrzeć, bo nie tylko spódnica ładna, a i też aparycja jej właścicielki…” – w duchu śmiała się, przedrzeźniając wykwintne bohaterki powieści historycznych.

Zawiązała włosy w kok, ubrała białe zakolanówki, założyła zakupione specjalnie na ten rok czarne pantofle i wyszła, spotykając się w korytarzu z odświętnie ubranymi rodzicami.

— Idziemy już? — zapytał retorycznie ojciec i nie czekając na odpowiedź otworzył drzwi.

Rodzina wyszła na podwórze, wsiadła do zakupionej przed rokiem syrenki (tak, syrenki: z inicjatywy rządu wznowiono produkcję, by produkt polski zaczął wypierać produkt zagraniczny) i wyjeżdżając z podjazdu, ruszyła w stronę szkoły.

Pogoda dopisywała. Było słonecznie i bezchmurnie. W porannych wiadomościach pogodynki przekazywały dobrą wiadomość: „Bóg czuwa nad naszymi dziećmi, toteż zesłał im piękne warunki atmosferyczne. Chwała Bogu, chwała Polsce, uczniowie: jesteśmy z wami, o chlubo naszego narodu!”.

Aleksandra siedziała z tyłu i nie mogła odkleić spojrzenia od szyby. Dobrze przecież znała tę okolicę, ale tego dnia, tego niezwykle ważnego dla niej dnia dostrzegała coraz to nowe rzeczy. Ot, choćby dęby mieniące się gasnącym blaskiem, podobnych jej uczniów, którzy tak jak ona zmierzali na rozpoczęcie roku, a wreszcie patriotyczne murale na ścianach bloków, ludzi, którzy idą właśnie do pracy i niepozornie wyglądające plakaty, które starym powiedzeniem zachęcały niesfornych uczniów do przestrzegania zasad i noszenia obowiązkowych mundurków.

Czuła w sercu radość i dumę. Oto jestem Polką, oto jestem uczennicą, oto idę do liceum, by służyć swym dobrym zachowaniem ojczyźnie i by w dalszej perspektywie spełnić marzenia oraz zasłużyć się dla dobra kraju jako oddany sprawie obywatel. Przyciskając do piersi torebkę (której prawie by zapomniała) wyobrażała już sobie swoje szkolne życie. Bo jednak mimo tych wszystkich wzniosłych frazesów pragnęła przede wszystkim szczęścia – a wcześniej w podstawówce, choć indywidualnie wiele osiągnęła, brakowało jej ciągle choćby czegoś tak przyziemnego jak przyjaciół. Odchyliła głowę, trochę straciła wigoru – żywe jeszcze chwilę temu oczy wbiły się w zagłówek przedniego fotela. Nieco ją to przygniotło – bo co jeśli nie znajdzie żadnego znajomego? Co z nią będzie, jeśli nikogo nie będzie obchodzić jej imię? Albo co ze sobą zrobi, jeśli nikt nie zechce jej poznać, bo być może na pierwszy rzut oka nie jest wystarczająco ciekawa?

— Stresujesz się? — zapytała matka, dostrzegając zmartwienie dziecka.

— Troszkę — odpowiedziała nieco niechętnie Aleksandra.

— Nu, wiem co ci chodzi po głowie — wymamrotał ojciec. — Nie przejmuj się, córcia. Dobrze będzie. Ludzie są dobrzy, zło nie istnieje – pamiętaj o tym.

Ojciec, skrzywiony przez dawny system romantyk, ostatecznie rozwiał wątpliwości strapionej córki. Na twarzy dziewczyny ponownie zagościł uśmiech, a zrobiła się jeszcze weselsza, gdy spostrzegła że już są na miejscu.

— Idź przodem — powiedział ojciec, zatrzymując auto przed szkolną bramą. — Poszukamy miejsca na parkingu i dołączymy do siebie.

Aleksandra wysiadła, pożegnała tymczasowo rodziców i weszła na obszerny plac, gdzie tłoczyło się już kilkuset tak samo ubranych uczniów. Ruch skupiał się wokół umiejscowionego na środku pomnika marszałka Piłsudskiego. Obok niego, jak postrzegła po chwili dziewczyna, stała ubrana w złotą suknię kobieta, która przez megafon kierowała ruchem masy ludzkiej.

„Klasa 1-B na prawo! Klasa 1-B na prawo! Na prawo, naprzeciw ściany szkoły! Na prawo, naprzeciw ściany szkoły!” – huczał powtarzany wielokrotnie komunikat. Aleksandra, przypominając sobie, że chodzi o jej klasę, udała się we wskazanym kierunku. Na miejscu dostrzegła garstkę stojących już tam od paru chwil osób. Niektóre kojarzyła z dawnej szkoły, inne czasem widywała w przestrzeni miejskiej, a jeszcze pozostałych w ogóle wcześniej nie widziała na oczy. Żadnej z nich na pewno nie znała i nieco się wahała, nie wiedząc, co powiedzieć, gdy już do nich podejdzie. Stała tak jeszcze chwilę, aż ktoś szturchnął ją w ramię.

— Oj, przepraszam, zagapiłam się — powiedziała stojąca już przed nią dziewczyna o brązowych długich włosach.

— Nie, nic się stało — odrzekła z uśmiechem Aleksandra.

— Całe szczęście — westchnęła tamta. — Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym przypadkiem przetrąciła ci bark… A właśnie — dodała po chwili — nie wiesz może, gdzie ustawia się klasa 1-B? Słabo się orientuję i boję się, że ich nie znajdę…

— To tutaj — Aleksandra wskazała na stojącą zaraz obok grupę.

— Ach, dziękuję — złapała ją za dłoń i potrząsnęła. — Mam na imię Katia, a ty jesteś…?

— Ola — odrzekła z uśmiechem. — Chyba chodzimy razem do klasy.

— O, jak miło! — Jeszcze mocniej ścisnęła dłonie nieco niepewnej dziewczyny. — To dlatego wiedziałaś… No, nie stójmy tak. Chodźmy już.

— Tak…

Obca dziewczyna pociągnęła ją za sobą zupełnie tak, jakby była jej córką, a to był pierwszy dzień przedszkola, a nie liceum. Aleksandra była jednak szczęśliwa. Owszem, sytuacja nieco ją zdezorientowała, nikt nigdy przedtem tak śmiało nie łapał jej za ręce, ale w duchu dziękowała Bogu i losowi. Jeden ciężar mniej – wyglądało na to, że znalazła już dobrą znajomą, a być może nawet przyjaciółkę, choć nie kiwnęła palcem.

Niedługo potem za jej plecami zjawili się rodzice, ceremonia się rozpoczęła, a ona, odśpiewując razem z innymi uczniami hymn państwowy, myślała już jakie to szczęście móc nosić ten mundurek, móc żyć w tym konkretnym miejscu i móc choćby tylko rozmawiać z takimi osobami jak Katia.

Przeszli potem do klasy, zapoznali się z wychowawcą i Aleksandra, zginając dłońmi wstępny plan zajęć, podeszła do wychodzącej już z klasy Katii i przekazując jej swój numer telefonu, wyraziła nadzieje związane z ich następnym spotkaniem, a potem ze wspólnym życiem w klasowej społeczności.

— Głuptasie… — powiedziała Katia, życzliwie się śmiejąc. — Nie musisz mi mówić takich rzeczy. Co będzie, to będzie, a ja i tak już wiem, że chcę się z tobą znać, a być może nawet bardzo dokładnie poznać.

Nieco zmieszana Aleksandra wyszła ze szkoły. Udała się w stronę parkingu, gdzie czekali już jej rodzice. „Ten z dzień z pewnością jest dobrą wróżbą” – pomyślała, ostatni raz spoglądając na masywny budynek szkoły.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Morus 15.05.2021
    Ech ...
  • Onyx 23.05.2021
    Fajne zmiany, prócz tych nieszczęsnych mundurków... Niewygodne to i zabijające w uczniach własną tożsamość i kreatywność...
    Będzie następna część?
  • Pan Buczybór 23.05.2021
    Następnej części nie będzie. A co do mundurków... Ja tam sądzę odwrotnie. A chodzi mi przede wszystkim o spódnice xd. Dzięki za komentarz
  • Tak sobie przeczytałem i właściwie nie wiem po co. Ani to satyra, ani wciągająca historia, ani powiastka z morałem. Zaczyna się jak coś w gatunku fikcji politycznej, a potem wstęp do okruchów życia. Kończy się bez puenty, chyba że czegoś nie wyłapałem.
  • Pan Buczybór 25.06.2021
    heh, ten tekst to takie moje widzimisie. Utopijna wizja ułożona wokół jednego elementu. Przyznam, mogło być lepsze, ale jest jakie jest. Przynajmniej miałem trochę satysfakcji z pisania :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania