Oleista Purchawnica z Mięsnym Pypciem

Oleista Purchawnica, zrzędzi właśnie na całokształt lasu, lecz raptownie milknie, zatkana ciszą z niepokojem. Gdzieś z bliska na szepczących nóżkach, dobiega złowieszczy szelest. Najpierw cichutki, jakby nieśmiały, lecz po chwili całkiem wyraźnie brzmiący. Wlatuje prosto w oleiste owłosione ucho, że aż ślimak wewnątrz nagle przebudzony, chcąc nie chcąc dostaje drgawek, bo w końcu od tego jest.

 

–– Ty głupia, durno Purchawnico. Przestań wreszcie zrzędzić i narzekać, bo jak cię walnę w ten cuchnący biały klosz, to cię grzybnia nie rozpozna. Wyglądasz jak skwaśniała mleczna żarówa w pomarszczonym kożuchu. Że też akurat na twoim krzywym nochalu, pełnym gęstych gluciaków, musiałem wyrosnąć. A fe!

–– O matko! Że też los mnie takim nieszczęściem pokarał. Gadający pypeć.

–– Mięsny pypeć, jak już. A czemu z małej?

–– Boś mały i od samego początku niekulturalnie prawisz, kolokwialnie mówiąc. A zresztą bądź sobie z dużej. I tak zaraz cię urwę nicponiu i na pożarcie owadom mięsożernym rzucę. A w ogóle kto to widział, żeby poważana przez duże Pe, miała taką pokrakę w grzybie. Nie dosyć, że mnie robale podgryzają, to jeszcze ty. Pypeć srypieć. Będą na mnie wołać: Oleista Purchawnica z Mięsnym Pypciem. Zgroza!

 

–– Bardzo przepraszam, grzybnia damo, ale cię nie podgryzam, tylko uroczo konwersuję. I żadna zgroza.

–– Właśnie słyszę te uroki, wątpliwej urody. Aż mój miąższ...

–– Mąż? Taka jak ty, ma męża? Ja nie mogę. Normalnie cud w kniejach.

–– Miąższ, durniu! Jest wprost oczarowany, twoją próbą spleśniałej elokwencji. I czemuś tak wyrósł, nieznośniku? Gadaj mi zaraz. Równowagę przez ciebie tracę, gdy wiercisz śmierdzącym czubkiem.

–– O w mordę zajączka! To ty umiesz chodzić?

–– Nawet pełznąć. Zdziwko cię walnęło, co?

 

Tymczasem nieopodal w poziomkowym zagajniku, jęczy w leśnym duchu, Grzybochrząszcz, co uczucie do Purchawnicy w blaszkach chowa. Chociaż nie we wszystkich. Jedną pożyczyła Głupia Gąska, gdyż potrzebowała do wypieku placka igliwiowego i już nie oddała.

 

***

Ale co tam blaszki, wobec miłości, co musi dla luby wygrzybić. Tylko problem stanowi koślawy, gadający Pypeć. Tak jej grzybnię zawraca, że aż jego, zakochanego Grzybochrząszcza nie zauważa.

Dlatego odurzony ślicznym widokiem, podejmuję strategiczną decyzję wyzwoleńczą. Idzie do wydrążonej szyszki. W jej wnętrzu siedzi jego drugie ja. Zakłada na owe smycz i wędruje w kierunku ukochanej.

 

***

–– Tak Oleista. Walnęło mnie zdziwko, ale nie z racji twojego krzywego pełzania. Spójrz na ten duet. Coraz bliżej. Mam złe przeczucia, z uwagi na to, co prowadzi.

–– Do nóżki Kozaka –– glamdźi Purchawnica w miłosnym uniesieniu. –– Toż to przystojny Grzybochrząszcz. Ale co on za szkaradę prowadzi na źdźble trawy?

–– Ej ty, z ostatniego tłoczenia. Nie wiesz? Z nazwy wynika. Chrząszcza na smyczy prowadzi. Ma ostre szczypce, fioletowa bestia. Ciekawe co chce nimi ściąć. Chyba nie…

–– Mam nadzieję, że tak. Będę miała święty spokój. Więcej czasu na amory.

 

Niesione na szpicy szczypce, odpowiednio poszczute sensem działania – szur szur – szybko wbiegają na ukochaną. Zi zi zi, słychać odcinanie. A łaj, a łaj, a łaj, jęczy rzympolony u podstawy Pypeć, chybocząc coraz bardziej wszystkim. W końcu odcięty w pół słowa, spada na brykającego pasikonika. Trochę podskakuje na grzbiecie i po ześlizgnięciu, zamiera w bezgłosie, a pasikonik wygraża jedną nogą, bo resztę ma połamanych.

 

–– Mój drogi Grzybochrząszczu. Dzięki za wyzwolenie. Tyś mój. Tylko jakoś tak cicho. Tak po prawdzie, nie był aż taki zły.

–– Bądź moją do zdechnięcia, a Pypcia godnie pochowam w runie. Nawet zanucę blaszkami, marsz pogrzybowy.

 

***

 

Żyli by długo i szczęśliwie, lecz pewnej wiosny na rozłożonym pypciu, wyrósł nowy. Toczka w toczkę taki sam, z zachowaną pamięcią zdarzeń. Z niego następny i następny i następny... aż po jakimś czasie, wyrosły całe Pypciowe łany, kołysane na wietrze. A że były mutanty – gdyż ukochany Oleistej posiadał nieświadome moce i dotknął nimi protoplastę rodu, upychając w norkę przy wnerwionej dżdżownicy – to miały śmigła na czubkach. Postanowiły pohelikopterzyć do miejsca, gdzie leżeli świeżo upieczeni: Oleista Purchawnica z blizną po mięsnym pypciu i Grzybochrząszcz.

 

***

 

— Do zgniłej sowy –– zrzędzi Fiolecik. –– Tamci dwaj zakochani, Pypeć ożył wielorako, a ja sobie tylko szczypce stępiłem, na tym żylastym Pypciu. Tyle z tego mam. Jak mógł zdradzić swoje drugie ja, na rzecz jakiejś Purchawnicy. Ech. Spadam stąd.

I spadł do wgłębienia, nadziewając ciało na zmutowaną świerkową igłę.

 

***

 

Dobrze, że akurat w czasie powyższych leśnych zdarzeń, nie grasował drapieżny muchomor Sromotek Milusi.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Joan Tiger ponad tydzień temu
    Żyli długo i szczęśliwie... koniec bajki. Teraz dopiero będzie bal na sto par. Przemądrzała purchawa, nie mniej uszczypliwy pypeć i śmieszna wymiana zdań. :) Jedna akcja, a ile nieszczęść w szczęściu. Teraz purchawa już siądzie na korzeniu... pypcie ją zagadają na śmierć - mutanty, to i języki ostrzejsze mają. No, muchomor Sromotek Milusi - drapieżca bezzębny. Uśmiech od ucha do ucha... zajefajny tekst. Pozdrawiam. 5
  • Dekaos Dondi ponad tydzień temu
    Joan Tiger↔Dzięki:)↔Miło mi, że "od ucha do ucha" Wiele zależy, jakie kto poczucie humoru ma.
    Jak to powiedział ktoś↔"Zawsze jest jak jest. Nigdy inaczej":)↔Pozdrawiam🤠:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania