Omerta - Prolog - Miraż

Jak tylko Lodovica LaDuca wysiadła z auta, uderzył ją znajomy, rdzawy zapach zaschniętej krwi. Niewielkie obcasy zastukały o betonową nawierzchnię podziemnego parkingu, ale dźwięk ten ginął w kakofonii innych, znacznie głośniejszych. Dziewczyna nawet nie musiała się rozglądać za wspólnikami; grupka czterech osób stała w oddaleniu kilkunastu metrów, kolejne dwie osoby przemieszczały się z najnowocześniejszymi aparatami fotograficznymi w dłoniach i robiły zdjęcia – podłodze, ścianie. Już wtedy Lodovica poczuła, że coś jej tu nie pasuje.

— Panienko, co tu robisz? Nie powinnaś przychodzić!

Lodovicie widok przesłonił barczysty mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Pochylił się nad nią tak, żeby nie mogła spojrzeć ponad jego ramieniem. Był bardzo wysoki, więc udało mu się dopiąć swego bez najmniejszego trudu.

— Georgio, co tu się stało? — spytała chłodno, patrząc wspólnikowi prosto w jego czarne oczy. — Przyjechałam w zastępstwie ojca.

— Kobiety nie powinny oglądać takich rzeczy. Lepiej panienka zrobi, jeśli wróci do samochodu.

— Lepiej zrobię, jeśli obejrzę to miejsce — rzuciła z uporem. — Może znaleźć się coś, na co nie zwrócicie uwagi. Nie mam czasu na słabostki.

Georgio przez dłuższą chwilę stał w milczeniu, wpatrując się w młodszą od siebie dziewczynę. On i panna LaDuca byli kuzynami pierwszego stopnia z tym, że Georgio był starszy od Lodovici o jedenaście lat.

— No dobrze — westchnął i odsunął się od kuzynki. Kobieta ruszyła w stronę reszty mężczyzn, a Georgio podążył krok za nią niczym wierny pies. — Chłopcy dzisiaj znaleźli ciało kobiety, ale…

— Ale?

— Panienko! — Do panny LaDuca podszedł kolejny mężczyzna. Niższy i szczuplejszy od Georgio, ale bardzo do niego podobny. Oboje mieli te same rysy twarzy, orli nos oraz tak samo wykrojone, cienkie usta. W przeciwieństwie do kuzyna Lodovici, jego starszy brat miał bardziej opaloną skórę, a także jaśniejsze, okrągłe oczy, przydługie włosy zawsze zaczesywał do tyłu.

— Marco?

Marco LaDuca nadstawił ramię, które Lodovicia z wdzięcznością przyjęła. Zgrywała twardą, bo takie postępowanie wpoił jej ojciec, ale prawda była taka, że od wszechogarniającego smrodu krwi i nieświeżego jedzenia dostawała zawrotów głowy.

— Nie wiem, co za zasraniec był zdolny to zrobić — stwierdził Marco. Minęli nieznaną Lodovici dwójkę, którzy skinęli jej głowami, a następnie zatrzymali się tuż przy dwójce fotografów. Jeden z nich nadal robił zdjęcia, ale drugi przerwał, skłonił głowę pannie LaDuca i czekał, ale Marco go zignorował. — To mi się w głowie nie mieści. Nazywa się Palma. Widziałem ją parę dni temu w barze, dała mi swój numer…

— Przestań — zganił go Georgio. Stanął za Lodovicą i położył jej wielką dłoń na ramieniu.

Ale Lodovica już nic nie słyszała. Nawet zapach zdawał się szybko ulatniać, pozostawiając po sobie tylko pustkę. Dziewczyna w całym swoim dwudziestoletnim życiu nigdy nie widziała takiej masakry. Żołądek wykręcił się jej na drugą stronę i była szczęśliwa, że nie miała okazji jeszcze nic zjeść.

Musiała być piękna, pomyślała irracjonalnie. To, co widziała teraz, nie było ani trochę piękne.

Lodovici w oczy rzuciła się gęsta czupryna złożona z ciemnobrązowych loków i – co dziwne – to właśnie włosy ofiary zapadły jej najbardziej w pamięć. Były rozsypane na zimnym betonie, tworząc dookoła głowy aureolę. Grzywka skosem opadała na jasne czoło, a tuż przy uszach delikwentka miała wpięte spinki z czerwonymi kokardkami w maleńkie groszki. W sztucznym świetle jarzeniówek pod wysokim sufitem oraz lampy błyskowej pośrodku tych kokardek błyszczały diamenciki.

Twarz nieznajomej była zadziwiająco spokojna. Powieki były opuszczone na oczach, miała mały, zadarty nosek, górną wargę znacznie bardziej pełną od dolnej – obie pomalowane czerwoną szminką, która roztarła się w kącikach jej ust, aż do policzków. Wyglądała, jakby spała.

Jeszcze niżej panna LaDuca widziała coś, czego w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć. Tułów kobiety przypominał rozciętą maskotkę, z której wata i innego rodzaju wypełnienie natychmiast wychodzi.

— Panienko, chyba nie powinnaś…

Lodovica ścisnęła mocniej dłoń na przedramieniu kuzyna, ze świstem oddychała przez usta, jakby nabawiła się zapalenia krtani. Nogi się pod nią ugięły i byłaby się przewróciła, gdyby nie Marco i Georgio, którzy ją podtrzymywali.

Nie było kałuży krwi, której dziewczyna się spodziewała. Wręcz przeciwnie – posoki prawie w ogóle nie było. Więc skąd ten zapach?, przemknęło jej przez myśl. Ciało nie miało też na sobie górnej części ubrań. Ręce i nogi były chaotycznie rozrzucone, niewielkie piersi oraz fałdy skóry, którą z przerażającą precyzją obdarto z mięśni, leżały na podłodze wzdłuż tułowia. Ten z kolei został rozcięty na dwie części – od łączenia mostków, aż do sprzączki paska. W środku ziejąca czernią dziura, czeluść, w której zaczęły wylęgać się robaki.

— Marco? — spytał w pewnym momencie Georgio. Jego głos był niepewny. — Ta dziewczyna. Nie przypomina ci kogoś?

Chwila ciszy, podczas której panna LaDuca słyszała jedynie szum własnej krwi w uszach. Mimo to odpowiedź Marco była głośna i wyraźna:

— Wygląda jak panienka.

Lodovica nie wytrzymała. Wyrwała się z uścisku kuzynów, tyłem przeszła kilka kroków, a następnie nie będąc zdolną do zaczerpnięcia oddechu, kucnęła i schowała twarz w dłoniach. Zacisnęła mocno powieki, przez usta gwałtownie wdychała powietrze. Wzdrygnęła się, gdy poczuła czyjeś dłonie na ramionach.

— Lolo? — szepnął jej czuje do ucha Marco, posługując się skrótem jej imienia, którego używał w dzieciństwie.

Pokręciła głową, ale nie zrobiła nic więcej. Przez kilka minut przysłuchiwała się kuzynom, którzy wykłócali się, że trzeba było jej tego nie pokazywać, jak nawzajem obwiniali się o zauważenie podobieństwa między ofiarą a nią samą. Przez cały ten czas czuła ciepłe dłonie Marco, za co była mu wdzięczna.

Podobna… do mnie?, myślała. Nie, to zwykły przypadek. Chłopcy zawsze panikują, troszczą się o mnie za bardzo i we wszystkim widzą realne zagrożenie.

W ten sposób się uspokoiła i poczuła, że da radę spojrzeć ponownie. Nie, nie, da radę. Ona musiała zerknąć jeszcze raz. Co by pomyślał o niej ojciec, gdyby stchórzyła?

Powoli odsunęła dłonie od twarzy i zacisnęła je na zgiętych kolanach. Usta zacisnęła w wąską kreskę oraz otworzyła oczy. Patrzenie na śpiącą, niegdyś piękną kobietę nie było przyjemne, nawet z tej perspektywy. Co więcej, teraz lepiej widziała nierówności i wszelkie fały mięśni oraz tłuszczu z obu brzegów rozcięcia. Panna LaDuca uciekła wzrokiem od denatki, wodząc nim po podłodze dookoła. Jej uwagę zwróciło falowanie powietrza, gdy któryś z chłopaków przesunął latarkę.

— Stój! — zawołała, gwałtownie wstając. Ten ruch sprawił, że dłonie Marco opadły, ale nie przejęła się tym. Lodovica szerokim łukiem obeszła ciało i podeszła do wstrząśniętego chłopaka, który zdawał się być nawet młodszy od niej. Stał przy jednym z fotografów i do tej pory razem oglądali zrobione zdjęcia.

Kobieta wyszarpnęła latarkę, pochyliła się, lewą rękę oparła na kolanie, a drugą zaczęła świecić, próbując znaleźć... cokolwiek.

— Znalazłaś coś, panienko? — spytał Georgio.

— Lo…

— Ci! — syknęła. Szaleńczo wymachiwała urządzeniem, a snop światła wędrował to tu, to tam. Kątem oka Lodovica zauważyła kolejny błysk diamencika w spince kobiety.

Panna LaDuca zagryzła mocno wargę. Przestraszona, że mogła sobie to tylko ubzdurać, ponownie kucnęła i powoli zaczęła oświetlać betonową ścianę parkingu. W pewnym momencie skamieniała, tylko ręka jej jeden, jedyny raz zadrżała.

— Tutaj — powiedziała po dłuższej chwili milczenia. — Morderca zostawił wiadomość.

— Czyli też jest krukiem? — spytał zrezygnowanym głosem Georgio.

Lodovica przytaknęła, a Marco westchnął głośno.

— Co tam pisze?

Dziewczyna poczuła się osaczona. To wszystko zakrawało o niezbyt przyjemny sen. Dopiero teraz zaczęła sobie zadawać pytania, o których powinna była pomyśleć wcześniej i dopiero teraz fragmenty układanki zaczęły składać się w mniej lub bardziej logiczną całość.

Denatkę obdarto ze skóry, rozcięto jej tułów, a następnie pozbawiono ją całej krwi i wnętrzności – nawet Lodovica potrafiła to zauważyć. Ale fakt, że na parkingu znaleziono tylko jej ciało, bez żadnych fekaliów, bez najmniejszego śladu posoki wskazywał na to, że ofiarę podrzucono dopiero po morderstwie. Kryminaliści rzadko kiedy myśleli z sensem, gdy ukrywali dowody zbrodni, ale ten zbrodniarz musiał być albo strasznie głupi, albo – czego Lodovica obawiała się bardziej – musiał mieć powód, by właśnie tutaj podrzucić zwłoki. Jeśli tak, to należało zwrócić uwagę na to, czym było miejsce. Podziemny parking głównej siedziby ogólnoeuropejskiej firmy transportowej, należącej do rodziny LaDuca. Nikt, prócz ludzi należących do zarządu lub członków rodzin LaDuca, Civello oraz Persico, nie miał prawa tu wjeżdżać i Lodovica boleśnie zdawała sobie z tego sprawę.

Zwykle uważała członków swojej rodziny za przewrażliwionych na jej punkcie, ale musiała przyznać, że tym razem musieli mieć chociaż trochę racji. Marco słusznie zauważył, że ofiara była podobna do Lodovici. Palma, bo tak ją nazwał, spotkała się z przedstawicielem LaDuca. Była sygnałem, że chodzi właśnie o nią, o Lodovicę. Sprawca był białym krukiem i wiedział, że ona także nim jest, przez co tylko ona zdoła odczytać wiadomość, pozostawioną za mirażem.

Przesłankę, którą napisano krwią – teraz już zaschłą i zakrzepłą.

— Memento mori.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Angela 11.11.2015
    Bardzo ładnie napisane i pomysł też ciekawy. Udało Ci się mnie zaintrygować. Zostawiam 5 i witam na opowi : )
  • Lawler 11.11.2015
    Bardzo dziękuję za opinię oraz powitanie. Trochę się bałam, czy w ogóle się tu odnajdę, ale postanowiłam spróbować. Miło mi, że udało mi się cię zainteresować tym opowiadaniem i mam nadzieję, że na przyszłość nie zawiodę. ^u^
  • Lucinda 11.11.2015
    Zaintrygowałaś mnie:) Bardzo mi się podoba ta historia i już jestem ciekawa ciągu dalszego:)
    Zawsze po przeczytaniu opowiadania, wypisuję błędy, na jakie natrafiłam i własne uwagi. Mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi tego za złe:)
    ,,Jak tylko Lodovica LaDuca wysiadła z auta, tak uderzył ją znajomy, rdzawy zapach zaschniętej krwi. " - ,,tak" jest zupełnie niepotrzebne, a wręcz (według mnie) burzy sens zdania;
    ,,Żołądek wykręcił się jej na drugą stronę i panna LaDuca była szczęśliwa, że nie miała okazji jeszcze nic zjeść." - tu właściwie wszystko jest ok, tylko niepotrzebne jest ,,panna LaDuca", ponieważ zdanie jest współrzędne, a więc podmiot jest ten sam. Skoro w pierwszej części zdania wskazałaś go za pomocą zaimka, w drugiej jest to już niepotrzebne;
    ,,To, co widziała teraz (przecinek) nie było ani trochę piękne" - zdanie złożone;
    ,,Wyglądała (przecinek) jakby spała.";
    ,,ze świstem oddychała przez usta (przecinek) jakby nabawiła się zapalenia krtani.";
    ,,W ten sposób się uspokoiła i poczuła, że da radę spojrzeć ponownie. Nie, nie da radę. Ona musiała zerknąć jeszcze raz. Co by pomyślał o niej ojciec, gdyby stchórzyła?" - tego nie rozumiem. Na początku pomyślałam, że powinno być w drugim zdaniu jest po prostu zła forma i powinno być ,,nie da rady", ale to mi nie pasuje do tego, co jest dalej;
    ,,Patrzenie na śpiącą (przecinek) niegdyś piękną kobietę" - dwa określenia obok siebie muszą być oddzielone;
    ,,Kryminaliści rzadko, kiedy myśleli z sensem, gdy ukrywali dowody zbrodni," - bez pierwszego przecinka, ,,rzadko kiedy" jest jednym wyrażeniem.
    Zainteresował mnie powtarzający się motyw kruka i ta średniowieczna przesłanka ,,memento mori":) Dam 5 i czekam na więcej:)
  • Lawler 11.11.2015
    Dzięki za wypisanie błędów. U mnie przecinki robią sobie party hard. Niestety. :D A mówiłam im, że nie wolno, że jutro dzień roboczy, ale czy ktokolwiek się mnie słucha? Tak więc zaraz sobie to wszystko poprawię. ^u^ Z tym "nie, nie da radę" wyglądało znacznie lepiej w Wordzie, ponieważ użyłam kursywy, która kładła nacisk na "da radę" oraz "musiała". Niestety nie doszłam jeszcze do wniosku, czy tutaj także da się używać pochyłego tekstu.
    Sprawa kruka nie jest jakoś szalenie skomplikowana, przez co mam wrażenie, że cię zawiodę. Termin ten zostanie wyjaśniony w pierwszym rozdziale. ;) Odnośnie "memento mori", rzecz jest już ciut bardziej skomplikowana i nie mogę uchylić rąbka tajemnicy. Wybacz.
    Dziękuję, że zachciało ci się tu wpaść i przeczytać moje wypociny. Cieszę się, że się spodobało. :*
  • Lucinda 11.11.2015
    W takim razie, jeśli ,,da radę" było kursywą, to miało to być podkreślone, a więc po tym drugim ,,nie" również powinien być przecinek, bo bez niego wychodzi, że utwierdza się w przekonaniu, że nie da rady. A tak w ogóle to z tą interpunkcją też nie jest tak źle. Byłam nawet dość mile zaskoczona:)
  • Lawler 11.11.2015
    Lucinda Dobra, poprawiłam te nieszczęsne przecinki. ^u^ Jeszcze raz dziękuję.
    Czasem zdarzają mi się tak kiepskie dni, że szkoda gadać. Na przykład napisałam całkiem niedawno "mimo, że" i nawet po przeczytaniu tego kilka razy nie zauważyłam, że coś źle jest. xD
  • Katerina 11.11.2015
    Pamiętaj o śmierci :) Niby stare przesłanie, a jednak ponadczasowe :) z pewnością jeszcze tu zajrze :) 5
  • Lawler 11.11.2015
    Ponadto interesujące i inspirujące. Mam nadzieję, że ciąg dalszy także przypadnie ci do gustu. ^u^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania