On nadal patrzy - święto zmarłych

Minęły już dwa lata od tego wydarzenia. Był dwudziesty października i stwierdziłam, że pójdę dzisiaj, a nie na wszystkich świętych. Nie lubiłam tłoku, ludzie dziwnie się patrzyli kiedy przyklękałam przy grobie i cicho płakałam. Nie wiedzieli co się wydarzyło, mogli jedynie spoglądnąć przelotnie na datę urodzenia i śmierci.

Pamiętam to jak wczoraj. Szłam z bratem ze sklepu, wieczór, ciemno już było, dochodziła godzina dziewiętnasta. Mama nas wysłała po mleko, bo zapomniała kupić. Sklep znajdował się blisko, około dziesięć minut drogi. Wracając ze sklepu, stanęliśmy na pasach razem z mamą pięcioletniej dziewczynki. Trzymała w ręku duży różowy balonik. Przez przypadek dziecko wypuściło go i wybiegło na pasy, nie zwracając uwagi na pędzący samochód. Wszystkich zamurowało tylko nie mojego brata. Wbiegł na jezdnię, zepchnął dziewczynkę z trasy sam wpadając pod hamujący samochód. Widziałam jego ostatni błysk w oku. Odleciał na parę metrów, bezwładnie lądując na ziemi. Podbiegłam do niego, wezwałam karetkę i złapałam go za rękę, a wokół niego zaczęła się robić kałuża krwi. Miał rozwaloną głowę. Nie chciałam wiedzieć jaki czuł ból, nie okazywał tego. Był nadwyraz spokojny. Wiedział już, że nadchodzi na niego czas. Spojrzał się w moją stronę już w połowie zamkniętymi oczami i powiedział :

- Już dłużej nie wytrzymam. - powiedział.

Chciałam mu przerwać, ale mi nie pozwolił.

- Byłaś najlepszą siostrą jaką mogłem sobie wymarzyć. Nie traktowałem Cię jak powinienem i chcę Cię za to przeprosić. - mówił tak jakby miał nie zdążyć. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Powiedz to samo rodzicom. To dla mnie ważne.

Po tych słowach zamknął oczy. Złapałam go za ramię i zaczęłam krzyczeć.

- Nie zamykaj oczu! Nie zamykaj! Nie mam co Ci wybaczać, zawsze wybaczałam! - zrozumiawszy, że już mnie nie słyszy, szepnęłam cicho już cała zapłakana. - Ty też byłeś najlepszym bratem.

Z zamyślenia wyrwało mnie szturchanie w ramię. Odwróciłam się odruchowo. To była ta kobieta, ale bez dziecka. Przychodziła czasem na grób z Marysią, bo tak miała na imię. Kobieta o ile mnie pamięć nie zawodziła nazywała się Zuzanna Stępniewska. Prosiła mnie żebym zwracała się do niej po imieniu, ponieważ nie czuła się za dobrze, mówiąc do niej "Proszę Pani". Czasem zapraszała mnie do domu, raz odmawiałam, raz przychodziłam.

- Nie powinnaś być w szkole? - zapytała.

- Nie czuję teraz takiej potrzeby. - odpowiedziałam zdawkowo.

Przytuliła mnie, a ja dopiero teraz poczułam na policzkach zaschnięte łzy.

- Patrzy się na Ciebie, jest w niebie, czuję to.

Zamyśliłam się, może to i racja. Przez tą sytuację zaczęłam się modlić, uwierzyłam w Boga, bo miałam nadzieję, że on tam gdzieś jest.

- Wiem. - odpowiedziałam wpatrzona w grób.

- Ja też nie wiem co bym zrobiła jakbym straciła brata.

- To był bliźniak, wtedy jest inaczej. Straciłam połowę siebie. Czuję się jakbym straciła ręcę i nogi, a połowa duszy odleciała do nieba.

- Ile już masz lat? - zapytała.

- Siedemnaście.

- On się na Ciebie patrzy. - powtórzyła.

- Wiem. - odpowiedziałam, wątpiąc teraz w te słowa.

Odwróciłam się, ale jej nie zastałam wzrokiem. Spojrzałam się na grób obok, jakby ktoś mi kazał. Na grobie było wyryte "Zuzanna Stępniewska zmarła 23.10.2014r." zdziwiłam się, ponieważ znicz, który przyniosła nadal stał. Zrozumiałam co się stało. Nie bałam się, zapaliłam znicz także na jej grobie. Pomodliłam się za nich. Teraz już wiedziałam, że się na mnie patrzy z góry, spojrzałam się w niebo i się uśmiechnęłam. Zza chmur wyszło słońce. Potraktowałam to jako znak, że ze mną jest.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Julka2001 06.11.2016
    Ładnie, jedyne co mi się nie spodobało;
    powiedział :
    - Już dłużej nie wytrzymam. - powiedział.
    Też mi się często zdarzają takie błędy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania