TW 9 Hodowca patyczaków
Postać : Hodowca patyczaków
Zdarzenie : Gniew dyrektora
Gatunek : Pamiętnik/dziennik/retrospekcja
Opowiem wam moją historię, myślę, że już czas. Lekarze nie dają mi żadnej szansy, mówią, że zgasnę przed świtem. Nie boję się śmierci, już ją spotkałem, tyle razy, ukochałem sobie śmierć, ona zawsze była obecna w moim życiu. Dlatego teraz muszę to zrobić, wszystko wam powiem. Dusiłem tę historię przez tyle lat, zbyt długo, aby teraz to odwlekać. Kiedyś chciałem ją spisać, zrobić tak jak mi radzili, przelać uczucia na papier. Jednak za każdym razem zastagałem nad pustą kartką. Robiłem tyle podejść, tyle prób, aby uwolnić się od tego bólu. Nie potrafiłem pisać o rzeczach, które mnie spotkały. Dlatego to wciąż we mnie siedzi, tak głęboko. Czuję, że przeszło mi serce, zagnieździło się, jak ptactwo, które nigdy nie odleci. To jest już częścią mnie. To jak potoczyło się wtedy moje życie ukształtowało moją dalszą podróż. Jednak teraz kiedy dobiega ona końca, jedyne co mogę zrobić to o tym opowiedzieć.
Sądzono, że świat nie pozbiera się po trzeciej wojnie światowej. Przecież ogień pochłonął tak wiele istnień, tylu musiało zginąć, aby móc ocalić tę garstkę wybrańców. W tej garstce byłem ja. Oglądałem wojnę zza ścian bunkra, w którym wraz z innymi dziećmi i ich matkami odmawiliśmy różaniec, w intencji posłanych na bitwę mężczyzn. Nie prosiliśmy o to, aby do nas wrócili, wiedzieliśmy, że to jest niemożliwe i nawet sam Bóg tego nie uczyni. Prosiliśmy więc o lekką śmierć, o to, aby ich dusze nie zbłądziły, tylko po prostu bezpiecznie dotarły do miejsca, gdzie każdy z nas chce trafić. Do nieba, do Pana, który weźmie ich w objęcia i rozgrzeszy z krwi, która zalewała im dłonie.
Obraz tej bitwy, która pozbawiła mnie całej rodziny, przyjaciół i ostatniej nadziei sprawił, że chciałem zrobić coś więcej. Nie tylko dla siebie, ale i dla tego rozbitego na miliony części świata. Zniszczonego przez nas, ludzi, pragnąłem dać nam szansę. Tak powstała ona.
Ostre światła laboratorium odbijały się na przezroczystych ścianach komory tlenowej. Wirująca w jej wnętrzu postać sprawiała wrażenie ukołysanego przez kleistą maź wychudzonego ciała. Wyglądała tak spokojnie. Czy już wtedy miała pierwsze wspomnienia, czy odczuwała coś? Cokolwiek? Czy tylko spała, błądziła w odmętach własnego umysłu, którego być może nie była nawet świadoma. Ten bezkres istnienia był jednocześnie jej początkiem, wszystkim i niczym. Dorastaniem, trwaniem, we własnym odczłowieczonym świecie. We własnej przestrzeni. Gęstej neonowej substancji, która utrzymywała jej ciało w stanie lewitacji, opleciona kilkoma cienkimi rurkami, które porównywałem wtedy do ludzkiej pępowiny. Na początku była to tylko bezkształtna postać. Nie przypominała człowieka ani nic innego co dotąd widziałem. Była tylko chudym, bladym ciałem, bez wyrazu, bez życia. Nazywałem ją patyczakiem, mimo, że wcale go nie przypominała. Jednak jej kruchość i niewinność, pozwalała mi wierzyć, że mogę tak do niej mówić.
Pracowałem nad tym projektem, z moją asystentką. Poznaliśmy się już jako dzieci, w bunkrze. Pamiętam jak siedziała wtulona w objęcia swojej matki, płakała tak jak inne dzieci, tak jak ja płakałem. Miała kasztanowe loczki, które opadały na jej drobne ramiona. Podszedłem do niej, i otarłem łzę z jej zaróżowionego od chłodnego wiatru policzka. Wtedy ujrzałem jej piękne ciemne oczy. Biło od nich życie. Zaprzyjaźniliśmy się. Płakaliśmy razem wtuleni w swoje objęcia. Z czasem staliśmy się nierozłączni, i tak razem przystąpiliśmy do projektu, który miał dać nam wszystkim szansę. Rozumieliśmy się bez słów, była mi wtedy najbliższą osobą. Jednak któregoś dnia coś się między nami zmieniło. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Nie miałem odwagi zapytać się, o co chodzi, sądziłem, że to nic, że ma po prostu gorszy dzień. Ale tych dni było coraz więcej. Janet nie potrafiła skupić się na swojej pracy. Wszystko leciało jej z rąk, robiła niestaranne notatki, nie przychodziła o czasie do pracy. Zdenerwowałem się. Miałem prawo, byłem dyrektorem tego przedsięwzięcia. On znaczył dla mnie zbyt dużo, dlatego nie mogłem pracować w takiej atmosferze. Zapytałem, o co chodzi, co się takiego stało. Długo milczała, nie chciała nic powiedzieć. Próbowała to ukryć za fałszywym uśmiechem, ale ja znałem ją zbyt dobrze. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. W końcu mi powiedziała. Wyznała mi miłość. Nie wiedziałem co jej na to odpowiedzieć. Nie spodziewałem się tego, nie rozumiałem jak do tego doszło. Przecież znaliśmy się całe życie, wiedzieliśmy o sobie już wszystko i zawsze byliśmy dla siebie tylko przyjaciółmi. Nigdy nie wyczułem między nami jakiejś chemii, impulsu, czegoś, co mogłoby oznaczać, że może połączyć nas coś więcej. Zawsze mi na niej zależało, troszczyłem się o nią, ale przecież nie mogłem… nie kochałem jej. Ona była inna, chciała założyć dom i mieć dzieci, chciała normalnego prostego życia. Wierzyła w to, że ten świat nie upadł na tyle nisko aby, nie mógł przyjąć nowych ludzi. Nowych dzieci, jej dzieci i dzieci ich dzieci. Kolejnych ludzkich pokoleń. Jednak ja inaczej patrzyłem na świat. Nie widziałem tego co ona. Pogodziłem się już z tym dawno temu. Swoje życie poświęciłem nauce, projektowi człowieka, który teraz na naszych oczach dorastał w komorze tlenowej. To właśnie jego uważałem za przyszłość tego świata. Nie ludzi, nie nas, ale moje patyczaki, nowych lepszych, nie skażonych krwią poległych w bitwie. Nie mogłem od tak wszystkiego zaryzykować, nie dla niej. Nie potrafiłem porzucić siebie, czegoś co tworzę, co sprawia, że jeszcze błąkam się po tym okrutnym świecie. Miałem swój cel, swoje przeznaczenie, które musiałem wypełnić. Nie zrozumiała tego. Odeszła kilka dni po tym, jak jej to wyznałem.
Kolejne tygodnie mijały, a ja okłamywałem sam siebie. Uważałem, że nic się nie zmieniło, że jest tak jak zawsze. Łudziłem się, że Janet czeka na mnie z kawą i kanapkami, że razem będziemy omawiać kolejne projekty, zakładać cele i sukcesywnie do nich dążyć. Była moją prawą ręką, zawsze planowaliśmy wszystko razem. Liczyłem, że wróci, że będzie przy mnie, tak jak zawsze. Nie wróciła, nie zobaczyłem jej już nigdy więcej. Zrozumiałem wtedy, że porzuciła mnie jedyna osoba, która była mi bliska. Nie miałem się już do kogo odezwać, nie widziałem ludzi, nie chciałem nikogo innego, tylko ją. Straciłem wszystko. Gdyby nie praca chyba bym wtedy oszalał. Tylko ona dawała mi siłę. Miałem swojego patyczaka, którego musiałem wyhodować. To dzięki niemu nie popadłem w alkoholizm, nie zatraciłem się w tych co rusz wprowadzanych na rynek nowych narkotykach. Postanowiłem, że jedna porażka, nie zmieni moich planów. Pracowałem cały czas. Udoskonalałem moją postać. Patrzyłem jak rośnie, jak się zmienia. Po pewnym czasie nabrała już ludzkich kształtów. Długie cienkie odnóża przekształciły się w ręce i nogi. Twarz nabrała kolorów, jakiegoś wyrazu. Ciało pokryło się skórą, jasną delikatną warstwą. Wydawała mi się wtedy najbardziej ludzką istotą, jaką widziałem od dawna. Była taka wyjątkowa. Nawet trochę przypomniała mi Janet. Przywiązałem się do niej. Nie zauważyłem, kiedy to się stało. Laboratorium było już moim domem, odciąłem się od świata na kilka dobrych lat. Nie opuszczałem gabinetu, nie chciałem zostawić jej samej. A raczej ja nie chciałem być sam, wiedziałem, że mam tylko ją, i nie mogę jej stracić. Rozmawiałem z nią, a ona mnie słuchała. Umiała słuchać, nigdy nie protestowała, nie narzekała, że za dużo gadam. Nie oceniała mnie. Poza tym cieszyło mnie to jak się zmienia. Jak rośnie, każdego dnia dostrzegłem w niej coś nowego. Stała się dla mnie kimś ważnym. Nie sądziłem, że zdołam poczuć coś takiego jeszcze raz. Jednak wciąż oplatała ją pępowina i nie mogłem się jej do końca przyjrzeć. Dlatego rysowałem sobie jej obraz w głowie, ubierałem w piękne sukienki, takie jak kiedyś nosiła Janet. Żałowałem, że nie mogę jej dotknąć, może dlatego starałem się zawsze być tak blisko niej. Wyobrażałem sobie, że cienki balonik tlenowy jest jej skórą. Zamykałem oczy i gładziłem ścianki komory tlenowej. Brakowało mi czułości, kontaktu z ludzkim ciałem, z czymś mi znanym. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Czasami nawet nie musiałem nic mówić, po prostu siadałem obok i patrzyłem na nią. Miałem wrażenie, że się do mnie uśmiecha, że też coś do mnie czuję. Musiała coś do mnie czuć, znała mnie przecież całe życie. Tak jak kiedyś znała mnie Janet.
Przyszedł dzień narodzin. To była niesamowita chwila. Tak bardzo chciałem ją zobaczyć, dotknąć. Ale coś poszło nie tak, kiedy tylko opuściła balon tlenowy zaczęła się dusić. Nie rozumiałem co się dzieje. Była przecież tak bardzo prawdziwa, tak bardzo ludzka, nie sądziłem, że nie będzie potrafić oddychać w naszych warunkach. Nie zrobiłem dla niej żadnej maski, ani aparatu tlenowego, bo uważałem, że wyhodowałem człowieka. Była przerażona. Nie wiedziała coś się dzieje, kim jest i dlaczego ktoś wyrwał ją z miejsca, w którym była bezpieczna. Miała takie piękne oczy. Boże, jakie ona miała oczy. Nigdy wcześniej takich nie widziałem. Był w nich cały świat, ten który mogła stworzyć, który mogliśmy stworzyć razem. Coś jeszcze nieodkrytego, ale już tak prawdziwego. Chciała żyć, łapała swoimi różowymi wargami płytkie łyki powietrza, jednak nie potrafiła się nim nasycić. Nie mogłem już nic zrobić. Trzymałem ją w objęciach, patrzyłem na to, jak gaśnie. Chciałem dać jej jakieś imię. Już dawno przestałem o niej myśleć jak o zwykłym patyczaku. Pragnąłem sprawić żeby poczuła się jak człowiek. Tak bardzo przypominała mi Janet.
Długo po tym próbowałem znowu, z innymi patyczakami. Zawsze było tak samo. Każda kolejna istota umierała w moich objęciach. Chciałem stworzyć nowego człowieka, coś co będzie lepsze od nas wszystkich. Nie będzie miało krwi poległych na rękach, nie zostanie skażone tym brudnym od wybuchów powietrzem. Nie udało mi się. Komora tlenowa była ich bunkrem, miejscem gdzie czuli się bezpieczni, poza nią była tylko wojna. Był świat do którego nie należeli.
Komentarze (40)
Tak oczywiście masz racje, wszystko zerżnęłam od innej użytkowniczki. A patrz, liczyłam na to, że się nikt nie zorientuje. Ach idę szlochać nad mym nędznym losem.
Oczywiscie dziękuję Ci bardzo za opinię!
Pozdrawiam!
Styl - spoko, odpowiedni do zamysłu prezentacji fabuły, czyli wyznania. Jasno, przejrzyście, klarownie. Chlip, chlip... gdzie zagadki Mia? :(
Jakaś jest, konkretnie w jaki to sposób, po atomowej apokalipsie, w bunkrze (albo poza nim, co dziwniejsze) jest potencjał technologiczny do hodowli tego patyczaka. Oczywiście można to uzasadnić, ale Autor nie raczył:)
Trochę też dziwi, że wyhodowanej istocie nie zapewnił choćby przez czas jakiś aparatu tlenowego po opuszczeniu komory.
Za to na plus pomysł na futuro hodowlę.
5 leci, łap.
"Po pewnym czasie nabrała już ludzkich kształtów. Cienkie odnóża przekształciły się w ludzkie ręce i nogi. Jej twarz nabrała kolorów, jakiegoś wyrazu. Była mi wtedy najbardziej ludzką istotą, jaką widziałem od dawna." - 3x ludzka
Chyba los chciał, żebyś opisała takiego patyczaka. Fajny pomysł, bardzo na tak, ale miejscami miałam wrażenie, że napisany na szybko. Zabrakło mi też uzasadnienia, czemu chciał wyhodować człowieka. Czym to się różniło od dziecka? Z tekstu wynika, że ludzie wciąż żyli. Może nie w najlepszych warunkach, co wskazują używki, ale jednak żyli i zakładam, że mogli się rozmnażać.
Na wstępie zaznaczam, że jestem dziś w raczej krytycznym nastroju. Może jutro historia by mnie przekonała, ale przeczytałam ją dziś i moim głównym zastrzeżeniem jest działanie bohatera, które wydaje się nie mieć sensu. Jaką szansą miała być ta istota, w czym była lepsza od człowieka? I jak bohater mógł nie dopatrzeć tak ważnej sprawy jak oddychanie w zwykłych warunkach? Z drobniejszych spraw: jak w oczach istoty, która niczego nie wie i niczego nie przeżyła, może być cały świat?
Ok, a teraz plusy: podoba mi się opis tworzenia się i dojrzewania tej istoty.
I bardzo fajny ten pomysł z Janet. Pewnie kochał ją przez ten cały czas... i tak głupio stracił.
Pozdrawiam! :)
Buziaki!
Nie warto kasować, wszyscy się tu uczymy i każdy stara się uwagami pomoc jak może, a nie podcinać skrzydła.
No nie wiem, czy mi się udało przekazać, co chciałem. Film mozna by nakręcić... Pozdrawiam - 5.
Mia, dobre zmiany, teraz tekst podoba mi się bardziej:)
Troszkę mi zabrakło tego ostatniego zdania o Janet, podobało mi się, jak kończyło tekst, ale za to wyraźniej wplotłaś motyw w tekst, a obecne zakończenie też jest poruszające, choć w inny sposób.
Uściski:)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Zosatwiam gwiazdy, pozdrawiam :)
Pozdrawiam serdecznie!
niestety mnie nie zachwyciło to opowiadanie
Pozdrawiam :)
"Rozmawiałem z nią, a ona mnie słuchała. Umiała słuchać, nigdy nie protestowała, nie narzekała, że za dużo gadam. Nie oceniała mnie. Poza tym cieszyło mnie to jak się zmienia." - i tu.
"Miałem wrażenie, że się do mnie uśmiecha, że też coś do mnie czuję. Musiała coś do mnie czuć, znała mnie przecież całe życie. Tak jak kiedyś znała mnie" - tu aż cztery razy.
OK. Sama historia daje radę pod kontem fabuły, natomiast cała ta - tak prezycyjnie odmierzona otoczka emocjonalna - kompletnie mnie ominęła. Nie wczulem się w bohatera, nie odczuwalem jego rozterek.
Natomiast uchwycenie tematu bardzo fajne.
Pozdrawiam :)
"Nie prosiliśmy o to, aby do nas wrócili, wiedzieliśmy, że to jest niemożliwe i nawet sam Bóg tego nie uczyni. Prosiliśmy więc o lekką śmierć, o to, aby ich dusze nie zbłądziły, tylko po prostu bezpiecznie dotarły do miejsca, gdzie każdy z nas chce trafić. Do nieba, do Pana, który weźmie ich w objęcia i rozgrzeszy z krwi, która zalewała im dłonie." - nie wiem czemu ostatnio Ci tego fragmentu nie wkleiłam. Podoba mi się, wtedy też zrobił na mnie wrażenie.
"Nie miałem odwagi zapytać się jej, o co chodzi," - sugerowałabym 'Nie miałem odwagi zapytać, o co chodzi', ale zrobisz jak uważasz ;)
Fajnie, że dodałaś motywację. W ogóle super, że chciało Ci się grzebać i poprawiać.
Co do powtórzeń - polecam F3, wtedy żółty razi w oczy. Kiedyś spróbowałam u siebie z "się", jak Canu mi wytknął i prawie oślepłam ;)
Najwięcej masz "mnie", z tego co widzę.
Pozdrawiam :D
Ps : Się szykuj na moje wizyty. Tyleeee mam u Ciebie zagległego.
Pozdrówka! :)
Oj nie wiem, czy będę gotowa :p
A tak poważnie, zapraszam. Jesteś zawsze miłym gościem.
Tak wpadnę, się mi obiło o uszy, że piszesz serię, przeczytam z przyjemnością.
Jeszcze raz dzięki :)
"ubierałam w piękne sukienki" - rodzajnik
"miejsce gdzie czuli się bezpieczni" - miejscem*
Być może czegoś jeszcze nie zauważyłam. Przeczytaj sobie jeszcze raz ten tekst, bo jakbyś niektórych rzeczy przez pośpiech nie dopatrzyła.
Okej to na wstępie, mnie tak jak pkropce bardzo spodobał się fragment:
"Nie prosiliśmy o to, aby do nas wrócili, wiedzieliśmy, że to jest niemożliwe i nawet sam Bóg tego nie uczyni. Prosiliśmy więc o lekką śmierć, o to, aby ich dusze nie zbłądziły, tylko po prostu bezpiecznie dotarły do miejsca, gdzie każdy z nas chce trafić. Do nieba, do Pana, który weźmie ich w objęcia i rozgrzeszy z krwi, która zalewała im dłonie."
Ale jeszcze ten lubię, tylko popraw to przeklęte "miejsce":
"Komora tlenowa była ich bunkrem, miejsce gdzie czuli się bezpieczni, poza nią była tylko wojna. Był świat do którego nie należeli."
Co do pomysłu na fabułę, bardzo w porządku, ale jeżeli chodzi o zapis jako taki, dla mnie za mało szczegółów, za szybko i trochę niedbale. Mogłaś trochę skrupulatniej do tego podejść, bo ma potencjał. No, ale koniec końców, nie jest to zły tekst, po prostu niedopracowany. Na pewno stać Cię na więcej, Mia, bo masz zadatki.
Czwóreczkę Ci sprzedam, nie bij mnie.
Pozdrawiam!
drobiazgi
"... wtchudzonego ciała" - jakiego ciała?
Aleś wymyśliła z tymi patyczakami xdd niesamowity pomysł i to universum po trzeciej wojnie. Super.
Technicznie ociupinke gorzej, ale pomysł - rispekt xd
Pozdrawi
Pozrawiam!
Jakby ten tekst trochę zmodyfikować, dodać więcej szczegółów, to byłoby bardzo dobrze :D
Co do samych patyczaków... Na pewno nie wpadłabym na taki pomysł. Trzecia wojna światowa i patyczaki, normalnie no way :D
Pozdrawiam :D
Pozdrawiam serdecznie! :)
Przedszkolanka
Kupno domu
Gatunek (do wyboru): horror lub list
Pod kątem antologii możliwe też pochodne horroru
Piszemy do niedzieli 21. lipca, godz.19.00.
Powodzenia :)
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Przystojny nauczyciel
Zdarzenie: Zgubienie monety
Gatunek (do wyboru): Western lub Romans/erotyk lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 4 sierpnia (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania