Oryginalne i Prawdziwe Palmowe Safari

"ORYGINALNE I PRAWDZIWE PALMOWE SAFARI"

 

Przedmieścia dużego miasta u wybrzeży wielkiego zwrotnikowego kontynentu, w większości miejsc raczej wilgotnego, ale nie wszędzie. Środkowy czerwiec 2006.

 

Ośmioro przyjaciół, a dokładniej czterech mężczyzn i cztery kobiety, było ubranych w kowbojskie kapelusze, luźne koszule, dżinsowe spodnie i twarde buty odporne na uszkodzenia. Wszyscy mieli od dwudziestu dwóch do trzydziestu lat.

 

Siedzieli na dużych fotelach pod palmą daktylową rosnącą w donicy, w rozległym salonie dużego białego drewnianego domu niedaleko plaży, a promienie słoneczne oświetlały całe pomieszczenie. Wśród liści rośliny przebywało kilka małych kolorowych ryb, które fruwały jak motyle i śpiewały jak ptaki. Ludzie przesiedli się na długą kanapę, na przeciwko której stała szafka, a na niej znajdował się duży telewizor. Włączyli go. Właśnie leciał film o wyścigach samochodów, a w tle rozbrzmiewała szybka wesoła muzyka rockowo-dyskotekowa. Brzmiała znajomo, tryskała pozytywną energią i było czuć w niej nostalgię.

 

Boki kanapy znacznie podwyższyły się, a nad głowami ludzi pojawił się daszek. Wtedy pokój zmienił się w ogromna łąkę zarośniętą wysoką suchą trawą i kolorowymi kwiatami, a mebel stał się nietypowym samochodem, dwa razy szerszym niż zwykłe auta, dostosowanym do wolnej jazdy relaksacyjnej i naprawdę szerokich dróg.

 

Podczas przejażdżki, ośmioro podróżników zauważyło słonie, nosorożce, zebry, żyrafy, antylopy, bawoły, krokodyle, lwy i gepardy. Pojazd dojechał do dużego miasta-tropikalnego ogrodu z wielką plażą. W centrum stały srebrne wieżowce i kamienice w różnych kolorach, a na przedmieściach znajdowały się prawie same parterowe drewniane domy w jasnych odcieniach barw inspirowanych naturalnymi krajobrazami z różnych miejsc świata.

 

Koledzy z koleżankami pobiegli do jednego z płaskich budynków mieszkalnych, stojących przy długiej pięknej drodze łączącej centrum z wybrzeżem. To był dom należący do ich trzech przyjaciół i trzech przyjaciółek, zastanych przez nich wewnątrz. Weszli na rozległe łóżko w stylowej, pełnej tajemniczych zakątków sypialni będącej jednocześnie gabinetem wypoczynkowym. Mebel zamienił się w statek wyglądający podobnie jak duża tratwa, a podłoga i dywan stały się wielkim morzem. Popłynęli i zwiedzili dziewięć mórz, a każde miało inny kolor.

 

Statek, na którym przebywali, uniósł się sto kilkadziesiąt metrów nad powierzchnię wody i pofrunął na przedmieścia dużego miasta. Zeskoczyli na chodnik i wsiedli do tak zwanego mega-samochodu. Był on wyposażony w dwa małe telewizory. Włączyli je. Właśnie leciał klasyczny i przebojowy, fantastyczno-sensacyjno-komediowy serial animowany o człekokształtnych zwierzętach.

 

Nad ośmiorgiem ludzi pojawiły się wielokolorowe plamy, które w zawrotnym tempie zaczęły latać wokół nich. Nagle cały świat zmienił się w kilkadziesiąt sekund. Gdy wyostrzył się ich wzrok, zauważyli że stali w kuchni, wewnątrz jednego z domów w drewnianym złotym mieście u wybrzeży tropikalnej wyspy. Przeszli przez przedpokój i znaleźli się w salonie. Usiedli na kanapach. Cały pokój był wypełniony pomarańczowym światłem wpadającym przez okno. Na długim stole stał jasnobrązowy tort z rodzynkami, a na nim znajdowało się osiem zer w kolorze majonezu. W dużym czarnym i posiadającym wypukły ekran telewizorze w kształcie pudełka, leciał klasyczny, znany i lubiany serial przygodowy o walecznym oraz odważnym bohaterze i jego zapierających dech przygodach.

 

Nagle zaczęło się trzęsienie ziemi, a potem cała okolica kręciła się tak jak by była na karuzeli. Ósemka przyjaciół zniknęła, po czym pojawiła się na środku ulicy w położonej na przedmieściach dużego wilgotnego zwrotnikowego miasta klimatycznej dzielnicy stylowych, pastelowych, nowocześnie wyglądających domów w kształcie sześcianów i prostopadłościanów.

 

Na drodze stał nietypowy wysoki samochód. Ludzie wsiedli do niego. Z góry mięli piękny widok na okolicę. Pojechali na wzgórze porośnięte trawami o różnym kolorze i wysokości, a wśród roślinności żyło mnóstwo jaszczurek wielkości chomika. Potem pojechali pod dosyć duży, nastrojowo wyglądający beżowy dom w kształcie prostopadłościanu. Stał na trawniku otoczonym wysokim żywopłotem liściastym. Niedaleko bramy wejściowej stały cztery drewniane stoły z ławkami, a w pobliżu każdego z nich rosło po kilka dosyć dużych ozdobnych kwitnących krzewów liściastych. Rośliny często były miejscami spotkań dużych ilości motyli, ciem i szarańczaków oraz długoskrzydlaków.

 

Ludzie wysiedli z pojazdu, podeszli do stołu stojącego blisko żywopłotu, usiedli na drewnianych ławkach, skąd mięli bardzo dobry widok na cały dom i duży kawałek trawnika. Podziwiali kwitnące krzewy, motyle fruwające nad trawnikiem i szarańczaki oraz biedronki spacerujące po gałęziach i liściach żywopłotu. Następnie grupka czterech kolegów i czterech koleżanek poszła do domu i weszła do środka. Przeszła przez długi przedpokój i znalazła się w mieszkaniu, w którym szybko poczuła niepowtarzalny nastrój, spowodowany między innymi bukietami wysuszonych kwiatów łąkowych i ogrodowych, tkwiących w wielobarwnych i różnokształtnych wazonach sprzed kilku, albo nawet kilkunastu lat. Przeszła przez salon będący jednocześnie sypialnią i poszła do kuchni, usiadła na krzesłach przy stole i zjadła zupę pomidorową z makaronem. Z długiego czarnego radiomagnetofonu, w kształcie zbliżonym do prostopadłościanu, zaczęła lecieć muzyka z gatunku italo disco.

 

Następnie wrócili do salonu i usiedli na obszernym wygodnym łóżku. Obok stał prostokątny stół otoczony przez osiem krzeseł. Na stole leżały cztery telefony stacjonarne, każdy w innym kolorze. Czworo przyjaciół podeszło do stołu i usiadło na krzesłach. Podnieśli słuchawki, wykręcili numery i dodzwonili się najpierw do kosmicznego zespołu rock'n'rollowego, grającego na planetach w odległym kosmosie przeboje niespotykane na Ziemi, a następnie do kosmitów lądujących na dużej łące między centrum niewielkiego miasta a klimatyczną, sielankową dzielnicą położoną na dalekich przedmieściach.

 

Pojazd latający istot pozaziemskich wyglądał jak białe jajo wielkości domu czterorodzinnego. Ze statku wyszły dwie szczupłe postacie człekokształtne. Miały niebieską karnację, głowy wyglądające jak kule do kręgli i srebrne kombinezony. Rozejrzały się po okolicy i po kilku minutach wróciły do środka i odlecieli. Obiekt uniósł się kilkaset metrów nad ziemią i zniknął.

 

Przyjaciele zobaczyli przebieg tego wydarzenia w stojącym na szafce telewizorze, mającym kształt pudełka i wypukły ekran. Ośmioro ludzi wyszło z domu, przeszło przez trawnik, opuściło ogród, wsiadło do autobusu znalezionego przy drodze, pojechało nim pod dom, przez okna którego było widać kosmiczne wydarzenie. Po drodze minęli piękne widoki na pola, łąki, sady i lasy.

 

Koledzy z koleżankami wyszli z pojazdu, przeszli przez piękny tropikalny ogród otoczony starożytnymi zamkami i weszli do wnętrza budynku. Cztery osoby, a dokładniej dwóch mężczyzn i dwie kobiety, poszły do dużego pokoju z telewizorem, meblościanką, szafą, łóżkiem, kanapą, fotelami i stołem, a reszta została w podłużnym przedpokoju. Zaczęła lecieć muzyka dyskotekowa, pojawiły się kolorowe światła, balony i serpentyny. Na stole znajdowały się słodycze, przekąski i napoje. Zaczęła się zabawa taneczna, która trwała od popołudnia do rana następnego dnia, przeszła do historii i została legendą oraz gwiazdą świecącą przez kilka niewiarygodnych i szalonych epok.

 

Kilka dni później.

 

Grupa kolegów i koleżanek wypoczywała w dużym drewnianym domu otoczonym wielkim tropikalnym ogrodem i znajdującym się między centrum i przedmieściami. Nagle prosto z nieba na trawnik przyleciał i wylądował wehikuł czasu, będący wielkości domu dwurodzinnego i wyglądający jak gigantyczny sejf z kółkami, śmigłami i skrzydłami. Ósemka przyjaciół zobaczyła go z pokoju rekreacyjno-sypialnianego przez okno. Wyszła na zewnątrz, zamknęła dom i podeszła a potem weszła do pojazdu międzywymiarowego, który następnie uniósł się wysoko w powietrze i pofrunął w kierunku południowym, w stronę dużego rozrywkowego miasta, posiadającego długie i szerokie plaże. Wylądował między centrum a przedmieściami dużego zwrotnikowego wilgotnego miasta plażowo-imprezowego na południowo-zachodnich wybrzeżach kontynentu. Ludzie wyszli na trawnik otoczony mniejszymi i większymi domami oraz palmami, kauczukowcami, namorzynami i innymi tropikalnymi roślinami, a wtedy obiekt zniknął.

 

Podróżnicy weszli do nowoczesnego i drogiego domu średnich rozmiarów. Znaleźli tam niezwykłą substancję, z której mogą powstawać nowe, niemal dowolne przedmioty, jeśli używająca jej osoba albo grupa osób sobie tego zażyczy. Poszli do sypialni będącej jednocześnie gabinetem rekreacyjnym. Pomieszczenie znacznie poszerzyło swoje rozmiary. Cały dom i ogród stały się znacznie większe. Zamiast jednego lustra, było dwadzieścia. To samo stało się z szafą, kanapą.

 

Przed lustrami pojawili się aktorzy i aktorki prosto z filmu komediowego. Artyści nagle zaczęli robić śmieszne miny. Przez okno przyfrunął świecący jakby szkielet ludzki. Osoby stojące przed lustrami nagle zmieniły się w złote gwiazdki i otoczyły sobą dziwną człekokształtną postać, po czym wyfrunęły wraz z nią, przenikając przez ścianę i rozpływając się w powietrzu pośród niskich kwitnących roślin o potężnych liściach w kształcie dziobaczych ogonów.

 

Ósemka przyjaciół wyszła przez otoczony ogrodem trawnik na chodnik i znalazła się na przedmieściach. Pomiędzy samochodami osobowymi i ciężarowymi, wzdłuż ulicy przejechał statek pasażerski którego pokład cały był oblepiony ślimakami.

 

Grupa ludzi poszła do centrum miasta. Weszła do dużego sklepu. Kilka fruwających srebrnych gwiazdek z nieba, unoszących się tuż pod sufitem, miało gitary elektryczne i grało na nich. Z instrumentów wydobywały się i powoli wzlatywały w górę wielokolorowe nuty wielkości szarańczaka, znikające po zetknięciu się z sufitem. Przez okna i ściany do wnętrza sklepu przeniknęło kilku ludzi w pomarańczowych kaskach. Jechali oni na motocyklach wielkości kota domowego. Przebrnęli przez całe pomieszczenie i zniknęli gdzieś między regałami.

 

Ósemka przyjaciół wyszła na zewnątrz budynku i znalazła się na zabytkowym deptaku, gdzie znajdowało się kilka fontann i mnóstwo kwietników. Niedaleko przepływała rzeka z bardzo czystą wodą, w której dziesiątki ryb pływały tańcząc. Po całym mieście spacerowały setki plażowiczów i plażowiczek.

 

Grupa turystów i turystek wyglądała jak podróżnicy i podróżniczki z prawdziwego zdarzenia. Wszyscy mięli koszulki w kwiaty, słomiane kapelusze, okulary przeciwsłoneczne, klapki na stopach i nieduże specjalne podróżne torby, a na ich szyjach wisiały aparaty fotograficzne. Odwiedzili oni całoroczny park rozrywki z kołem widokowym, gigantyczną huśtawką, rollercoasterem i różnymi karuzelami.

 

Wrócili na przedmieścia. Poszli na basen kąpielowy, otoczony rozległym trawnikiem i tropikalnymi dżunglami z palmami. Minęli nieduży sztuczny staw z pływającymi w środku kilkoma ciemnopomarańczowymi karasiami ozdobnymi. Przeszli przez szatnię. W strojach kąpielowych weszli przez łaźnię z natryskami. Woda sięgała im do kostek. Wyszli na świeże powietrze. Basen, otoczony przez rozległy trawnik i tropikalne dżungle z palmami, był jasnoniebieski oraz długi i szeroki chyba na sto kilkadziesiąt metrów. Popływali przez sto kilkadziesiąt minut z kilkoma krótkimi przerwami, po czym wyszli. Znów przeszli przez łaźnię z natryskami i szatnię. Z powrotem byli ubrani jak prawdziwi turyści. Poszli w stronę rozciągającego się nieopodal dużego parku.

 

Gdy znaleźli się na miejscu, weszli na szczyty koron potężnych, pełnych lian, owocujących i kwitnących drzew liściastych. Zaczęli skakać z jednego na drugie. Od popołudnia do późnego poranka bawili się bardzo dobrze. Zwłaszcza że towarzyszyły im małpy, tukany, rzekotki, lemury i papugi. Potem zeskoczyli na wielki trawnik pełny małych kwiatów. Spacerując po nim, spotkali liczące po kilka do kilkudziesięciu osobników hasające stada, zmodyfikowanych genetycznie przez istoty z wyższych wymiarów, łagodnych wersji wielu różnych stworzeń: kompsognatów, gallimimów, brachiozaurów, impali, zebr, żyraf, słoni, węży boa, krokodyli, małp, papug, pelikanów, flamingów, lwów, gepardów i nosorożców.

 

W środku dnia, poszli do starodawnej dzielnicy lokali imprezowo-gastronomicznych. Zjedli desery lodowe w ogródku piwnym, otoczonym drzewami liściastymi i owocowymi oraz winoroślami.

 

Popołudnie.

 

Na scenę zaczęły przychodzić kolejne zespoły z instrumentami i grać na żywo muzykę z różnych wesołych i w miarę skocznych gatunków. Setki ludzi ruszyły do jednego wielkiego wspólnego tańca, a z nieba zaczęły powoli spadać kolorowe balony imprezowe i serpentyny.

 

Nadszedł piękny zachód słońca. Wszystko zostało oświetlone niesamowitym pomarańczowym, przejrzystym półmrokiem.

 

Późnym wieczorem, ośmioro przyjaciół wróciło przez przedmieścia do domu, po drodze mijając dziesiątki różnych osób imprezujących na chodnikach i trawnikach. Jakiś mężczyzna tańczył sam na środku ulicy.

 

Po powrocie, podróżująca koleżeńska grupa przebrała się w stroje kąpielowe i weszła do łazienki, która okazała się obszerna. Ludzie wykąpali się w znajdującym się w niej basenie, mającym nawet trzy wysepki.

 

Z łazienki wyszli w piżamach. W salonie, przedpokoju, kuchni i gabinecie urządzili domową zabawę taneczną. Włączyli telewizor. Leciały piosenki i teledyski dance, disco, italo disco, latino, country, pop, new wave i rock'n'roll. Po kilkudziesięciu minutach zabawy wyłączyli telewizję i zasnęli w łóżku-namiocie wyposażonym w moskitierę przy muzyce lecącej z radiomagnetofonu.

 

Następnego dnia rano zniknęli z domu, po czym wypoczęci pojawili się na przedmieściach śródziemnomorsko-nowoczesno-hollywoodzko-nowoorleańsko-florydańskiego miasta, liczącego około pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców i leżącego na lasostepowej rozległej równinie, w znacznej większości zajętej przez pola uprawne, łąki, sady i ogrody. Byli ubrani w kapelusze kowbojskie, okulary przeciwsłoneczne, dżinsowe koszule i spodnie, również dżinsowe.

 

Zrobili wspólny spacer wzdłuż długiej i klimatycznej ulicy, poprzecinanej przecznicami, które wyglądały w sumie praktycznie tak samo: domu murowane albo z drewna, otoczone trawnikami i murami bądź drewnianymi lub metalowymi płotami, porośniętymi winoroślami, winobluszczami, bluszczami, a także bardzo często kwitnącymi bugenwillami, najczęściej żółtymi, pomarańczowymi, brązowymi, białymi albo czerwonymi.

 

Powoli szli wzdłuż obficie zielonych i pełnych kwiatów granic kolejnych parceli. Od czasu do czasu, na niebie zauważyli tęczowe i bardzo przejrzyste plamy, zmieniające kształty oraz wielkość. Widzieli dużo motyli i ważek przelatujących z rośliny na kolejną roślinę. Wielobarwne jaszczurki wygrzewały się na murach i płotach.

 

Niektóre domy były opuszczone. Ludzie weszli do jednego z takich budynków, przeskakując przez płot i przechodząc po trawniku. W ogrodzie znajdował się staw z pomarańczowo-biało-żółto-brązowymi karasiami koi i z żabami. Po trawie łaziły ropuchy, ślimaki i różne stawonogi. Wewnątrz opuszczonego domu, grupa ludzi znalazła mnóstwo zakurzonych i bezużytecznych gratów, takich jak zepsute urządzenia kuchenne i łazienkowe, a także połamane krzesła, stoły, ławki, taborety, łóżka, kanapy, fotele i szafy. Od czasu do czasu, z zacienionego kąta wyleciał nietoperz albo ćma.

 

Podróżnicy wrócili na zewnątrz. W ogrodzie znaleźli pompę nawadniającą i wykopany w ziemi niebieski murowany basen, pozbawiony wody oraz zapchany szmatami. W jego wnętrzu przebywało kilka żab i ropuch, a po ścianach wspinały się traszki, nieduże płazy wyglądające jak jaszczurki.

 

Ósemka przyjaciół zaszła do specyficznie wyglądającej dzielnicy kilkudziesięciu starych domów, bo całej oblepionej plakatami i naklejkami. Budynki posiadały od jednej do czterech kondygnacji oraz były pełne staroci chyba z całego dwudziestego wieku, jakby pochodziły prosto z komisu albo z podróży w czasie, a na ich ścianach znajdowały się liczne graffiti i murale. W ogrodach zarośniętych wysokimi trawami i różnymi chwastami tkwiły blaszane przeszklone tablice informacyjne bądź wystawy przedstawiające staromodne buty wyjściowe na wiosnę i lato. Po okolicznych ulicach walały się klasyczne gazety, kolorowe czasopisma, ulotki oraz liście palm i bananowców.

 

Grupa ludzi przeszła przez te okolicę, a wtedy nagle znalazła się na rozległym lasostepie, wyglądającym jak zdziczały, opuszczony sad. Wędrowcy natknęli się tam na duże ilości niewielkich domów, otoczonych ogrodami i pełnych staroci takich jak żółte i beżowe plastikowe pudełka czy też puszki z czerwonymi lub pomarańczowymi przykrywkami, zarówno walcowate jak i nieco spłaszczone, czy plastikowa czarno-pomarańczowa atrapa pistoletu wyglądającego bardzo podobnie jak takie z niektórych filmów, gier i seriali fantastyczno-naukowych, a także miniaturowe modele ludzi, zwierząt, roślin, budynków i pojazdów.

 

Poszli do zarośniętego wysokimi trawami, opuszczonego parku rozrywki. Minęli drewniany letniskowy domek na drzewie. Nad okolicą fruwało dużo motyli, ważek i skowronków. Wchodzili na drzewa liściaste i jedli ich owoce.

 

Przeszli między kilkoma małymi domami letniskowymi, a wtedy w niewytłumaczalny sposób wrócili na przedmieścia dużego zwrotnikowego miasta nad oceanem. W ogrodzie otaczającym jeden z kilkudziesięciu okolicznych dwukondygnacyjnych domów, wspięli się na jedno z dużych drzew liściastych, gdzie odpoczywali do przebyciu długiej drogi. Pobujali się na huśtawkach i lianach zwisających z wielkich silnych gałęzi, a potem poszli na długi balkon, gdzie następnie zatańczyli przy muzyce dobiegającej z ciemnoszarego radiomagnetofonu w kształcie prostopadłościanu, stojącego na jasnobeżowym plastikowym stole, otoczonym ośmioma krzesłami i zacienionym rozłożystym parasolem. Unieśli się w powietrze, sto kilkadziesiąt metrów nad ziemią, i zniknęli.

 

Pojawili się na wzgórzu porośniętym trawnikiem, gdzie leżeli i relaksowali się, patrząc na potężne palmy rzucające na nich cień, i na kolorowe papugi, przelatujące z jednej wielkiej rośliny na drugą. Przefrunęli nad pograniczem spokojnych przedmieść i gwarnego centrum miasta, aż dolecieli na starówkę miasta, gdzie wylądowali, pośród tłumu wspaniałej ludności. Jedli desery lodowe przy małych klimatycznych stołach pod rozległymi pomarańczowymi parasolami, tuż obok cukierni będącej jednocześnie piekarnią.

 

Przelecieli nad wzgórzami porośniętymi lasami, a następnie wilgotnymi lecz potem stopniowo coraz bardziej suchymi łąkami i pięknymi przedmieściami w stylu hiszpańsko-portugalsko-włoskim, po czym wylądowali na wyższym piętrze otoczonego sadami nowoczesnego budynku, wewnątrz białego a na zewnątrz pomalowanego na szaro, oraz wyglądającego jak mniejszy prostopadłościan położony na większym, gdzie właśnie trwała piękna zabawa taneczna, w której brało udział osiem osób, będących kolejnymi przyjaciółmi i przyjaciółkami ośmiorga podróżujących ludzi. Przyłączyli się do wspólnej imprezy tanecznej, która trwała całą noc, a nad ranem wyszli do ogródka, na rozległy, podsuszony i otoczony kwitnącymi krzewami trawnik zamieszkany przez liczne owady prostoskrzydłe, patyczaki, motyle, modliszki, jaszczurki oraz ropuchy, po czym skoczyli na wysokość kilkudziesięciu metrów i zniknęli.

 

Pojawili się w chyba najwilgotniejszej okolicy, przed kolejnym klasycznym domem, który mieli w planach odwiedzić. Było gorąco, ale gęsto zarośnięty wiecznie zielonymi drzewami owocowymi i bananowcami ogród był przez większość dnia spowity przez półcień, dający przyjemny chłód, a także bardzo dużo uczucia prywatności. Weszli na teren tego wielkiego ogrodu, wręcz parku, gdzie znaleźli fontannę i staw z wyspą, poszli wzdłuż alei obsadzonej z dwóch stron palmami, namorzynami, figowcami, bananowcami, trzcinami i hibiskusami. Na licznych rozległych balkonach często tańczyło po kilka barwnie ubranych osób, co wyglądało jak sen albo baśń z gatunku fantasy i przygoda, o czasach średniowieczno-starożytnych, a niezwykła muzyka, unosząca się wówczas wszędzie w powietrzu, dodatkowo zdecydowanie wyraźnie potęgowała to niezwykłe uczucie. Ósemka przyjaciół weszła do domu. Przeszli przez biało-beżowo-jasnofioletowy korytarz, gdzie stało kilka roślin w doniczkach, między innymi cytryna, szeflera i juka. Znaleźli się w przedpokoju o żółtej podłodze, beżowych ścianach, brązowych szafkach i pomarańczowych lampach sufitowych z cyrkulatorami powietrza w kształcie liści, a następnie pojawili się w salonie z telewizorem, gdzie meble, okna i ściany były białe. wskoczyli na rozległą, bardzo wygodną kanapę, zaczęli podjadać oryginalne owocowe gumy rozpuszczalne i oglądać magiczne kreskówki przenoszące w inną, alternatywną, lepszą czasoprzestrzeń spełnionych marzeń i snów. Tam słońce świeci przez większość roku, i prawie nigdy nie ma przymrozków.

 

Po kilkudziesięciu minutach wypoczywali na wyższej kondygnacji, na długim i szerokim balkonie, na którym było tak dużo miejsca że można było biegać. Przyjechał pomarańczowo-żółto-różowo-biało-brązowo-szary samochód z pysznymi, długo wyczekiwanymi lodami. Zeszli na dół, do ogrodu, pod zółto-brązowo-białą bramę. Kupili śmietankowo-truskawkowo-pistacjowo-czekoladowo-jeżynowo-waniliowe desery lodowo-kremowe. Zjedli je na bajecznym dywanie, rozścielonym przed namiotem, na trawniku, pod drzewem, robiąc sobie piknik. Potem wspięli się na drzewa po orzechy i wielkie fioletowe śliwki. Przebywając w koronach potężnych roślin, spotkali ogromne zielone szarańczaki które tańczyły z kolorowymi papugami w powietrzu podczas fruwania, a przelatujące nad nimi ważki sypały na nie małe polne kwiaty.

 

Ósemka ludzi sfrunęła na dół, zaniosła zabrane orzechy i owoce do kuchni, po czym wróciła na dwór. W łazience ukrywała się zielona rzekotka. Pod liśćmi krzewów i bylin rosnących pod murami i płotami, ropuchy, żaby i jaszczurki scynki szukały cienia. Grupa przyjaciół wskoczyła do basenu kąpielowego, gdzie następnie zaczęła relaksować się przy muzyce z gatunku euro-rap z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Potem wyskoczyła z wody prosto na balkon i momentalnie wyschła, gdzie już czekały na nią potrawy zawierające małże i krewetki, przywiezione w długiej pomarańczowej limuzynie. Nad dom przyleciał srebrny świecący, nieduży statek kosmiczny i wówczas nastąpiła teleportacja całej ósemki ludzi na krótki czas na otoczoną złocistymi plażami tropikalną wyspę, gdzie stał zamek piękny jak z bajki, morze chłodziło plażujące osoby, spotykane w niewielkich grupkach co jakiś czas, i delikatnie kołysało jachtami w przystani, a z daleka było często widać wyskakujące z wody delfiny i syreny. Nagle miał miejsce powrót przyjaciół do domu z ogrodem w tropikalnym wilgotnym regionie i jedzenie przez nich kawowo-bananowych lodów niedaleko namiotu, oraz przyjemne i orzeźwiające moczenie nóg w basenie.

 

W pewnym momencie zniknęli. Pojawili się w tym niezwykłym, nastrojowym mieście, w którym byli wcześniej. Znaleźli się w niedużym samolocie pasażerskim, na lotnisku. Jechali po pasie startowym. Potem przesiedli się do autobusu i pojechali na dalekie przedmieścia, skąd rozciągał się piękny widok na całą okolicę.

 

Wyszli na świeże powietrze, a wtedy obok nich pojawiło się osiem rowerów. Wsiedli na nie i pojechali do kompleksu sportowo-rekreacyjnego, leżącego między idyllicznymi przedmieściami a dużym parkiem leśnym. Przez większość czasu było słychać muzykę z gatunku eurodance, eurorap, new wave, R&B, rock'n'roll, jazz, reggae i funk. Gdy przyjechali, oparli rowery o ścianę białego parterowego budynku o prostym czarnym dachu, płaskim jak podłoga. Nieopodal znajdował się nie za głęboki basen kąpielowy o jasnoniebieskich ścianach i łagodnym zejściu do wody, a dookoła rozciągał się rozległy trawnik, niedaleko którego płynęła rzeka, gdzie żyły wielobarwne ryby i zielone żaby.

 

Ósemka przyjaciół weszła do basenu, gdzie przebywało też kilkanaście innych osób. Przez kompleks sportowo-rekreacyjny od czasu do czasu przejeżdżał samochód sprzedający zimne kremowe przysmaki lodowe i wydający charakterystyczne dźwięki, zabawną melodyjkę. Nieopodal znajdowały się korty tenisowe. Grupa kolegów i koleżanek wyszła z basenu, wyschła w kilka sekund, wsiadła na rowery i pojechała przez kawałek parku. Była otoczona karuzelą, rozstawioną na rozległym i bardzo dobrze nasłonecznionym trawniku, nadal między parkiem a przedmieściami, ale w innym miejscu, po drugiej stronie rzeki.

 

Z prawie każdego miejsca było widać, że z horyzontu wyrasta mnóstwo potężnych palm kokosowych. Palmy z kilkunastu gatunków były bardzo często spotykane w tym i we wszystkich innych pobliskich regionach. Następnie ludzie pojechali na rowerach do centrum miasta, do dzielnicy handlowej, gdzie stało sporych rozmiarów targowisko miejskie, pełne sklepów, ludzi, stoisk i gwarnej, radosnej, wesołej, przyjemnej oraz łatwo wpadającej w ucho muzyki disco, country i folk.

 

Nagle zmieniła się rzeczywistość. Wszystko wyglądało inaczej. Było w innym wymiarze. Wtedy ósemka przyjaciół ruszyła ponownie w stronę przedmieść. Tym razem przyjechali do wilgotnej krainy sadów, ogrodów i drewnianych domów średniej wielkości, w raczej ciemnych odcieniach różnych kolorów. Znaleźli tam rozległą zdziczałą łąkę z wieloma poprzecznymi krawężnikami spotykanymi co kilka metrów, wysoką trawą i licznymi koloniami ślimaków o rozmiarach wahających się od śliwki do pomarańczy. Często mżyło i w powietrzu utrzymywała się mgła, a niebo było zachmurzone.

 

Zajechali do wioski, w której rozciągała się rozległa łąka otoczona kilkoma niskimi długimi domami. Wśród soczyście zielonej trawy żyło dużo żab i padalców. Niedaleko znajdował się staw zarośnięty rzęsą i trzcinami. Pachniał cytryną. U jego wybrzeży mieszkały płazy, jaszczurki, zaskrońce i żółwie. Wewnątrz domów, urządzonych w stylu starodawno-wiejskim, takim jakby pozytywnie skansenowym, unosił się niesamowity, nostalgiczny zapach, który jest bardzo ciężko porównać do czegokolwiek.

 

Przed kolegami i koleżankami ukazał się wielki fruwający ekran, który następnie zawędrował na tło nieba. Widniała na nim zabytkowa, otoczona ogrodem kamienica w centrum gwiazdorskiego, historycznego i legendarnego miasta, w okresie swojej świetności, w ostatnich kilku latach dwudziestego wieku. Ludzie skoczyli wzwyż, unieśli się w powietrzu i wlecieli w ten ekran.

 

Znaleźli się w dzielnicy kilkunastu oddzielonych niskim jasnozielonym wielkolistnym żywopłotem, kolorowych drewnianych czterokondygnacyjnych domów na rozległej łące. W tle widniały sady, ogrody, baseny i stawy. Jeden z budynków był w czasach swojej świetności, w latach 1990-1996, kiedy miała miejsce wielka impreza w całym budynku i na trawniku wokół niego, oraz jego kopia, ukazana jako opuszczona, w latach 1997-2014.

 

Kiedy ósemka przyjaciół weszła do środka tej drugiej wersji budynku, najpierw minęła piękne dzikie, kwitnące małe rośliny polne i łąkowe, ale wewnątrz obiektu znalazła nostalgiczne, często smutne i niekiedy wręcz mniej lub bardziej straszne oraz surrealistyczne widoki.

 

Ich oczom ukazały się szkielety małych zwierząt domowych w akwariach i terrariach, dużo niewielkich stawonogów łażących po całym wnętrzu, stare magiczne przedmioty, malowideł i płaskorzeźb, tajemniczych pomieszczeń i zakamarków, a nawet tajne kręcone schody łączące parter i piętro, ukryte za czerwoną zasłoną i mające pozłacaną poręcz, historyczne i legendarne jak zresztą cały budynek i jego okolica, miniaturowe atrapy pojazdów, domów, zwierząt, roślin i różnych człekokształtnych istot, pokoje z podwójnymi drzwiami, kaflowy piec, małą czytelnię z oknami wysokimi na pół ściany, sypialnia i rupiecie na jakby strychu, na szarym końcu budynku.

 

Pełni niezapomnianych wrażeń, wbiegli do pomieszczenia o beżowych ścianach i jasnobrązowej podłodze. Zostali wessani przez okno, a wtedy pojawili się na plaży, pod palmami kokosowymi, niedaleko hoteli ukrytych w wieżowcach. W okolicznych stawach, jeziorach i rzekach żyły w dużych ilościach małe ryby, takie jak gambuzje i mieczyki. Czasami prześwitywała alternatywna rzeczywistość i zamiast wody oraz piasku było widać sterty jakby sterty odpadów. Zniknęli, po czym pojawili się w dzielnicy otoczonych ogrodami willi, na pograniczu przedmieść i centrum, a dokładniej w łazience jednego z domów. Przez cały czas panował półmrok Powietrze było czasami żółte, a czasami pomarańczowe.

 

W wannie, w świeżej chłodnej wodzie, znajdowało się kilkadziesiąt żywych raków. Ludzie wyszli na balkon. Tam zastali osiem krzeseł i plastikowy stół, a na nim stojące dwa talerze i dużą miskę, wypełnioną czerwonymi, świeżo ugotowanymi rakami. Usiedli na krzesłach, zjedli mięso i zostawili same skorupki, które następnie wyrzucili do pojemnika na odpady, znajdującego się w kuchni, w kącie. W międzyczasie, do dużych ilości kwitnących kwiatów doniczkowych, zwisających z brzegów balkonu, przylatywały ciekawskie kolibry i ćmy. Nad rozległym trawnikiem, otoczonym palmami i graniczącym z dużym parkiem leśnym, fruwały nietoperze i małe ptaki.

 

Jednego razu, wzdłuż drogi otoczonej tropikalnym lasostepem pełnym palm i bananowców, biegło osiem dinozaurów średniej wielkości. Podróżująca grupa kolegów i koleżanek siedziała w tym czasie na ich grzbietach.

 

W ogrodach, parkach i przy plażach, praktycznie zawsze stały wysokie i szerokie, drewniane albo metalowe łuki ogrodowe, często obrośnięte roślinami pnącymi, niejednokrotnie także pięknie kwitnącymi.

 

Innego razu, ósemka ludzi przeżywających mnóstwo niezwykłych przygód, biegła po potężnych plażowych wydmach, gdzieś na Półkuli Północnej. Nagle przed nimi pojawiły się świecące niebieskie otwarte wrota, prowadzące chyba do innego świata. Wszyscy wbiegli w nie i wszędzie pojawiło się jasnożółte światło. Wtedy pojawili się oni w takiej alternatywnej rzeczywistości, w której typowym, bardzo częstym widokiem były zamki, pałace i ubrani w wielokolorowe ale jasne szaty ludzie, którzy wykonywali zapierające dech tańce artystyczne i, kiedy zechcieli, posiadali białe świecące skrzydła. Można było tam często znaleźć dziedzińce pełne kwiatów i basenów, a wszystko wyglądało jak starożytno-fantazyjne, utopijne i rozległe miasto nad morzem albo oceanem.

 

W pewnym momencie, zaczęło się zdzieranie kolejnych warstw rzeczywistości: nagle okazało się, że wszystko było ruchomą tapetą przedstawiającą w bardzo dużym przybliżeniu różne planety na tle nietypowego, jasnoniebieskiego kosmosu.

 

Ośmioro podróżujących przyjaciół zdzierało ze ściany w pokoju jakiegoś domu kilka warstw takich tapet, po czym mur się rozpadł, a za nim ukazał się tropikalny archipelag, zajmujący gigantyczną powierzchnię. Ludzie przeskoczyli przez dziurę w ścianie i wpadli do wielkiej białej chmury, z której następnie delikatnie zeskoczyli na złocistą plażę, po czym weszli do rozpościerającej się kilkaset metrów dalej tropikalnej dżungli, pełnej drzew z lianami oraz palm, których pnie były porośnięte roślinami pnącymi.

 

Znaleźli się w innej lepszej rzeczywistości, na wybrzeżach ogromnego zwrotnikowego kontynentu, leżącego na jednej z nieskończonych ilości planet wiecznego szczęścia. Za lasem pełnym papug, tukanów i małych jaszczurek, znaleźli cudowne i wspaniałe miasto, gdzie wszystko było idealne. Zamieszkali tam na tysiąc sto kilkadziesiąt lat, a potem pofrunęli wysoko ponad chmury, gdzie znaleźli miliony niebiańskich, utopijnych planet.

 

Koniec.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • LiwiaPabiś 28.10.2019
    Bardzo ładne opowiadanie
  • Piotrek P. 1988 13.11.2019
    Dziękuję za oceny i komentarz, oraz zapraszam ponownie do zobaczenia, jakie pojawiły sie u mnie nowości. Pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania