Fabuła bardzo interesująca. Przeszkadza mi ilość błędów tym razem, począwszy od powtórzeń, a skończywszy na logice. Komentarz krótki, bo brak czasu, ale mieszasz mocno w narracji, plus partykuła "się" wychodzi miejscami na pierwszy plan.
Ha, pamiętam częśc 1., od niej zaczęłam poznawanie:)
Retardacja, ale opisowo-sytuacyjna po już dokonanej przyszłości, jeśli można tak te użyte zabiegi nazwać, karmi ciekawość mą.
Kto zabił dziewczynkę i facetów? Sissy? Jej partner? Chyba nie, choć wszystko na to wskazuje.
Postaci epizodyczne dostały wymiar pierwszoplanowy w tej części.
Bardzo sugestywne pisanie, tutaj np. jedzie się na siedzeniu obok kierowcy:
"Po mniej więcej minucie wykonał kolejny, podobnie łagodny skręt, ochuchał drugą dłoń i pokręcił gałką radia, licząc na drobny cud. Przez nieszczelność szyby zdrętwiała mu żuchwa, zaczął ją więc pocierać. Z początku lekko, ale kiedy niczego nie poczuł – energiczniej. Tarł tak i jechał dalej. Jechał dalej i tarł. Wszystko w lekkiej apatii, zupełnie bez świadomości, że już za niecały kwadrans obuch siekiery strzaska mu szczękę tak, że staw skroniowo-żuchwowy niemal przestanie istnieć, a lewe oko spłynie policzkiem na kurtkę."
Dziękuję za wizytę.
Tak se to szyję, gmatwam, odchodzę od głównego wątku, przeskakuję, przesiadam się w inne oczy i...
I kopię znowu oraz głębszą studnię.
No ale, hej przygodo.
Nawet brak planu może być uznany jako plan.
Pozdrówka.
Wystudzony z obaw, podwijam metaforyczny rękaw i działam. Endorfiny z pokładanej we mnie wiary porastają skrzydłami, że aż się muszę na fotelu odchylić.
dzień-kłuje pięknie
Wrotycz - o proszzz. Święta to nie tylko czas dziękczynnych modlitw, ale i skrzyżowanie dobrych rad :)
mam tylko puffę, ale jest niestabilna jak... A, nieważne już.
Oki, kur zapiał ;)
Link (a raczej to co się pod nim kryje) – miodzio. Do takiego czegoś mogłabym pisać i by mnie może mniej rozpraszało niż mjuzik, muszę spróbować.
Oki, jadziem.
„Kiwał więc potakująco, zgadzając się z głosem VOF-u, jedynej stacji radiowej, jaką jeszcze zdarzyło mu się łapać” – nie wiem czy nie dobrze byłoby dodać, że kiwał głową, hm, w sumie nie wiem, ale jak czytałam to tak jakby czegoś w tym stwierdzeniu brakowało, obadaj
„Bo tak było.
I nie. Już pal diabli sam mróz, bo minus piętnaście w dzień czy dwadzieścia kilka w nocy, nie odbiegało od przyjętej przez mieszkańców normy” – 2 x „bo” (drugie można zamienić np. na „gdyż”)
„Od Ośmiu dni niemal bezustannie padał śnieg” – hm, zastanawiam się czemu „Ośmiu” z dużej (być może ma to jakiś ukryty sens, który mi umknął)
sentymentalny-rozwodnik – taki zapis przeważnie stosuje się, gdy są dwa rzeczowniki (np. rozwodnik-sentymentalista) lub dwa przymiotniki, a tu jest normalny epitet, więc kreseczka wydaje mi się zbędna
„Po jego prawej zamajaczyła trójkątna czapa śniegu, osiadła na dachu Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych” – obczaj jakby dać półpauzę po Wildberga (albo przecinek)
Teraz zgubiłam się tutaj:
„Po jego prawej zamajaczyła trójkątna czapa śniegu, osiadła na dachu Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych. Henry dostrzegł ją jedynie fragmentarycznie, w miejscach, gdzie nawalonego śniegu było mniej. Po cichu liczył na to, że zobaczy żonę Owena – Karlę lub jeszcze lepiej, stary sam coś będzie dłubał przy obejściu”
– kogo dostrzegł? Czapę śniegu? (jeśli tak to dziwne, że „w miejscach, gdzie nawalonego śniegu było mniej”). Chyba chodzi o to, że dostrzegł chałupę, ale wcześniej nic o niej nie ma, jest dach (więc „dostrzegł go” powinno być, ale wtedy zasugeruje to, że może dostrzegł Owena, skoro zaraz jest „Po cichu liczył na to, że zobaczy żonę Owena). Tu brakuje czegoś, może wystarczy tak:
„Po jego prawej zamajaczyła trójkątna czapa śniegu, osiadła na dachu [chałupy] Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych. Henry dostrzegł ją jedynie fragmentarycznie, w miejscach, gdzie nawalonego śniegu było mniej. Po cichu liczył na to, że zobaczy żonę Owena – Karlę lub jeszcze lepiej, stary sam coś będzie dłubał przy obejściu”
Obadaj swoim okiem :)
„Przez nieszczelność szyby zdrętwiała mu żuchwa, zaczął ją więc pocierać. Z początku lekko, ale kiedy niczego nie poczuł – energiczniej. Tarł tak i jechał dalej. Jechał dalej i tarł. Wszystko w lekkiej apatii, zupełnie bez świadomości, że już za niecały kwadrans obuch siekiery strzaska mu szczękę tak, że staw skroniowo-żuchwowy niemal przestanie istnieć, a lewe oko spłynie policzkiem na kurtkę” – nooo panieee, rozanielić czytelnika, wyciszyć, zwolnić i mimochodem rzucić ot taką informację, cudeńko myk
„W tej chwili po prostu jechał, myśląc o tym, co z tym cholernym światem jest nie tak” – 2 x „tym” (być może celowo)
„No, cięła trochę na What is love – Haddaway'a, ale reszta z dwudziestu pięciu utworów leciała jak po sznureczku. Aż noga sama chodziła” :D (super klimat, wyguglałam brykę, pasuje do muzyki, do tego zima za oknem, zmarznięte dłonie, wszystko pięknie układa się w spójną całość)
„W asyście "Gimme! Gimme! Gimme!" wykonał kolejny, mikroskopijny skręt. Chwilę później ujrzał przed sobą człowieka.
Zwolnił” – to wiadomo, że mi pasi, kończenie akapitów w Twoim stylu, wstaweczka na koniec, git
„Ciało odnalazł Kurt Flogan, około pięćdziesięcioletni wędkarz, kawaler bez stałego zatrudnienia. Henry trochę faceta kojarzył z tej albo innej spelunki. W pamięci utkwił mu piwny brzuch Flogana, sumiasty wąs i kurtka podszyta misiem. Żadnych ekscesów czy burd z jego udziałem. Ot, statysta” – to całe, kryminalnie, bohaterowie fajnie ponazywani
„I teraz miał go przed sobą w odległości mniej więcej trzydziestu metrów. Tamten widział go również, bo wymachiwał żywiołowo rękoma” – 2 x „go”
„Tylko że gdyby to naprawdę była kukła, Henry wciąż jeszcze byłby w Salamance, siedząc na wysokim, cholernie niewygodnym stołku i rendgenując wzrokiem przezroczystą kieckę Donny” – rentgenując*
„— W każdym razie na pewno coś na jot — powtórzył Henry w wygasłych oparach mediolańskiego akcentu, starając się nie upieprzyć w plamach krwi, która w kilku miejscach ciągle kwitła na śniegu” – to, całe, z naciskiem na „wygasłych oparach mediolańskiego akcentu” i krwi, która „kwitła na śniegu”
„— Kurt — przedstawił się Kurt” – a to mi się widzi
Dialog spoko, luz, lubię.
„Nim jednak ten zdołał go uplasować gdzieś pomiędzy dziesiętnym szczeblem punktacyjnym, grzmotnęło i panu Flaganowi eksplodowała twarz. Dosłownie jakby ktoś przekłuł balonik do pełna wypełniony świńską krwią” – i to (!)
Podoba mi się tez stwierdzenie, że wiatr rwie słowa.
No i końcóweczka! Cudna! Są i bohaterowie z pierwszej części. Kurde, chcę ciąg dalszy.
Z tym tekstem, ciekawa sprawa.
Po kolei.
Po napisaniu wydawało mi się, że jest w miarę ok. Naprawdę, chuj już w skromność - miałem poczucie, że gadka z FLoganem , ale i ogólnie sam tekst, jest ok.
Pierwszą wątpliwość zasiała Inkarnacja, ale że jej zzdanie też szanuję, przystąpiłem do gruntownego obadania. No i fakt. Same słowo: "się" występowało 24 razy. Pozmieniałem, coś podłubałem, ale dopiero Ty, tak dokładnie, pokazujesz mi, gdzie tu są błędy.
I kurde. Naprawdę nie wiem, czemu tym razem nie dostrzegłem ich sam. Zwłaszcza tych niefrasobliwości z synonimami oraz dookreśleniami.
Tak samo z czapą śniegu na dachu.
Chyba za bardzo to widziałem w głowie i jednocześnie uznałem, że czytelnik także to ujrzy. Za sekundę wszystko nareperuję.
Bardzo dziękuję, Ritha.
Ej, ale tekst jest ok. Jest bardzo okej, fajny klimat, fajna gadka, fajne opisy.
Ot parę baboli, wielkie rzeczy.
"Same słowo: "się" występowało 24 razy" :D Oj tam, bo to je popularne słowo w języku polskim ;)
Cieszę się, że się przydałam.
Ok.
Wiec plynnie i przyjemnie. Bardziej podobala mi sie pierwsza czesc, wiecej tam bylo zdan perelek i takiego troche noirowego nastroju. A moze chodzi o to, ze ją odswiezylam i wciaz jestem pod urokiem. A moze chodzi o narracje. Tam bylo z perspektywy tego typa i byl trochę przyblizony watek jego i Sissy, ktorzy mi sie strasznie spodobali. Zawsze mi sie podoba jak konstruujesz pary, szczegolnie w noirach, i oni tez maja w sobie magie. Tutaj bylo ich po prostu duzo mniej, narracja bardziej wszechwiedzaca, sprawnie i gladko poprowadzona, wiec pewnie jestem niesprawiedliwa, pewnie zawadzil mi niedosyt Sissi i typa, by sie zachwycic. Ale czytalo sie dobrze i glodna ich - bede czekac na kolejna czesc. Fajny jest ten zimowy klimat, wiesz. Ostatnio bardzo jestem jakos podatna na takie zimowe teksty, natura osiaga wtedy najwyzsza groze, i tutaj w bardzo udany sposob jest to oddane.
Nooo, ja sie nastawiałem na to, że jednak ugryzienie od strony fabuły, kosztem noirów, spotka się z chłodniejszym przyjęciem. Tak wiec i tak czuję się potraktowany łagodnie i fair.
Dzienax
Też mam chęć na zimowy klimat.
rozbiję tu swój komentarz na dwa. W pierwszym spytam, czy Ci będzie bardzo miło, jak powycytowywuję miejsca, gdzie jakieś przecinki, literówki, orty, czy trochę miło. Bo jak tylko trochę, to mi się nie chce, sam znajdziesz, jak kiedyś będziesz poprawiał.
"osiadła na dachu Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych" - tylko tu, że przecinek po nazwisku, bo wychodzi coś w stylu pewnej znanej i szeroko się udzielającej użytkowniczki.
hm... czy mi się wydaje, czy to jak gdyby bardziej płynie, niż zazwyczaj? Dobrze się to czyta. Pamiętam, że czytałem część pierwszą, i przeczytawszy drugą, wezmę się za trzecią, jak będzie.
rubio , chciałbym wierzyć, że płynniej, ale być sędzią we własnej sprawie, to jak se lajkować posty.
Tak - miło, ale bez napinki. Se poznajduję.
Już reperuję właśnie.
Dzienx
Kuźwa, 10 minut na tel wklejalam cytaciki, podniecalam się porównaniami etc i mi się wszystko skasowało! Nie chcę mi się drugi raz pisać i rozwodzić nad tym opkiem.
No, stres, czeniem polecę - jest ok ( choć tamta cz chyba ciut lepsza jakoś tak, ) ale tu z kolei bardziej swojsko mi się zdaje, klimatyczniej, choć krwi pełno... Brrr
Oki, tyle :)
Pozdrowionka :)
Witam
Lepiej późno niż wcale. W drugiej części bardziej obrazowa droga i zimowa aura. Masakryczna część, ale wszystko osadzone w konkretnym celu. Nawet zdrętwiała mu żuchwa... znieczulenie przygotowujące do śmierci.
Ostatni przekładaniec cudny... zima i pocałunki.
Komentarze (30)
Retardacja, ale opisowo-sytuacyjna po już dokonanej przyszłości, jeśli można tak te użyte zabiegi nazwać, karmi ciekawość mą.
Kto zabił dziewczynkę i facetów? Sissy? Jej partner? Chyba nie, choć wszystko na to wskazuje.
Postaci epizodyczne dostały wymiar pierwszoplanowy w tej części.
Bardzo sugestywne pisanie, tutaj np. jedzie się na siedzeniu obok kierowcy:
"Po mniej więcej minucie wykonał kolejny, podobnie łagodny skręt, ochuchał drugą dłoń i pokręcił gałką radia, licząc na drobny cud. Przez nieszczelność szyby zdrętwiała mu żuchwa, zaczął ją więc pocierać. Z początku lekko, ale kiedy niczego nie poczuł – energiczniej. Tarł tak i jechał dalej. Jechał dalej i tarł. Wszystko w lekkiej apatii, zupełnie bez świadomości, że już za niecały kwadrans obuch siekiery strzaska mu szczękę tak, że staw skroniowo-żuchwowy niemal przestanie istnieć, a lewe oko spłynie policzkiem na kurtkę."
Tak se to szyję, gmatwam, odchodzę od głównego wątku, przeskakuję, przesiadam się w inne oczy i...
I kopię znowu oraz głębszą studnię.
No ale, hej przygodo.
Nawet brak planu może być uznany jako plan.
Pozdrówka.
Plan? Nigdy nie będzie dobrej literatury na bazie planu.
Przyjde pozniej przeczytac.
dzień-kłuje pięknie
mam tylko puffę, ale jest niestabilna jak... A, nieważne już.
Link (a raczej to co się pod nim kryje) – miodzio. Do takiego czegoś mogłabym pisać i by mnie może mniej rozpraszało niż mjuzik, muszę spróbować.
Oki, jadziem.
„Kiwał więc potakująco, zgadzając się z głosem VOF-u, jedynej stacji radiowej, jaką jeszcze zdarzyło mu się łapać” – nie wiem czy nie dobrze byłoby dodać, że kiwał głową, hm, w sumie nie wiem, ale jak czytałam to tak jakby czegoś w tym stwierdzeniu brakowało, obadaj
„Bo tak było.
I nie. Już pal diabli sam mróz, bo minus piętnaście w dzień czy dwadzieścia kilka w nocy, nie odbiegało od przyjętej przez mieszkańców normy” – 2 x „bo” (drugie można zamienić np. na „gdyż”)
„Od Ośmiu dni niemal bezustannie padał śnieg” – hm, zastanawiam się czemu „Ośmiu” z dużej (być może ma to jakiś ukryty sens, który mi umknął)
sentymentalny-rozwodnik – taki zapis przeważnie stosuje się, gdy są dwa rzeczowniki (np. rozwodnik-sentymentalista) lub dwa przymiotniki, a tu jest normalny epitet, więc kreseczka wydaje mi się zbędna
„Po jego prawej zamajaczyła trójkątna czapa śniegu, osiadła na dachu Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych” – obczaj jakby dać półpauzę po Wildberga (albo przecinek)
Teraz zgubiłam się tutaj:
„Po jego prawej zamajaczyła trójkątna czapa śniegu, osiadła na dachu Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych. Henry dostrzegł ją jedynie fragmentarycznie, w miejscach, gdzie nawalonego śniegu było mniej. Po cichu liczył na to, że zobaczy żonę Owena – Karlę lub jeszcze lepiej, stary sam coś będzie dłubał przy obejściu”
– kogo dostrzegł? Czapę śniegu? (jeśli tak to dziwne, że „w miejscach, gdzie nawalonego śniegu było mniej”). Chyba chodzi o to, że dostrzegł chałupę, ale wcześniej nic o niej nie ma, jest dach (więc „dostrzegł go” powinno być, ale wtedy zasugeruje to, że może dostrzegł Owena, skoro zaraz jest „Po cichu liczył na to, że zobaczy żonę Owena). Tu brakuje czegoś, może wystarczy tak:
„Po jego prawej zamajaczyła trójkątna czapa śniegu, osiadła na dachu [chałupy] Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych. Henry dostrzegł ją jedynie fragmentarycznie, w miejscach, gdzie nawalonego śniegu było mniej. Po cichu liczył na to, że zobaczy żonę Owena – Karlę lub jeszcze lepiej, stary sam coś będzie dłubał przy obejściu”
Obadaj swoim okiem :)
„Przez nieszczelność szyby zdrętwiała mu żuchwa, zaczął ją więc pocierać. Z początku lekko, ale kiedy niczego nie poczuł – energiczniej. Tarł tak i jechał dalej. Jechał dalej i tarł. Wszystko w lekkiej apatii, zupełnie bez świadomości, że już za niecały kwadrans obuch siekiery strzaska mu szczękę tak, że staw skroniowo-żuchwowy niemal przestanie istnieć, a lewe oko spłynie policzkiem na kurtkę” – nooo panieee, rozanielić czytelnika, wyciszyć, zwolnić i mimochodem rzucić ot taką informację, cudeńko myk
„W tej chwili po prostu jechał, myśląc o tym, co z tym cholernym światem jest nie tak” – 2 x „tym” (być może celowo)
„No, cięła trochę na What is love – Haddaway'a, ale reszta z dwudziestu pięciu utworów leciała jak po sznureczku. Aż noga sama chodziła” :D (super klimat, wyguglałam brykę, pasuje do muzyki, do tego zima za oknem, zmarznięte dłonie, wszystko pięknie układa się w spójną całość)
„W asyście "Gimme! Gimme! Gimme!" wykonał kolejny, mikroskopijny skręt. Chwilę później ujrzał przed sobą człowieka.
Zwolnił” – to wiadomo, że mi pasi, kończenie akapitów w Twoim stylu, wstaweczka na koniec, git
„Ciało odnalazł Kurt Flogan, około pięćdziesięcioletni wędkarz, kawaler bez stałego zatrudnienia. Henry trochę faceta kojarzył z tej albo innej spelunki. W pamięci utkwił mu piwny brzuch Flogana, sumiasty wąs i kurtka podszyta misiem. Żadnych ekscesów czy burd z jego udziałem. Ot, statysta” – to całe, kryminalnie, bohaterowie fajnie ponazywani
„I teraz miał go przed sobą w odległości mniej więcej trzydziestu metrów. Tamten widział go również, bo wymachiwał żywiołowo rękoma” – 2 x „go”
„Tylko że gdyby to naprawdę była kukła, Henry wciąż jeszcze byłby w Salamance, siedząc na wysokim, cholernie niewygodnym stołku i rendgenując wzrokiem przezroczystą kieckę Donny” – rentgenując*
„— W każdym razie na pewno coś na jot — powtórzył Henry w wygasłych oparach mediolańskiego akcentu, starając się nie upieprzyć w plamach krwi, która w kilku miejscach ciągle kwitła na śniegu” – to, całe, z naciskiem na „wygasłych oparach mediolańskiego akcentu” i krwi, która „kwitła na śniegu”
„— Kurt — przedstawił się Kurt” – a to mi się widzi
Dialog spoko, luz, lubię.
„Nim jednak ten zdołał go uplasować gdzieś pomiędzy dziesiętnym szczeblem punktacyjnym, grzmotnęło i panu Flaganowi eksplodowała twarz. Dosłownie jakby ktoś przekłuł balonik do pełna wypełniony świńską krwią” – i to (!)
Podoba mi się tez stwierdzenie, że wiatr rwie słowa.
No i końcóweczka! Cudna! Są i bohaterowie z pierwszej części. Kurde, chcę ciąg dalszy.
Po kolei.
Po napisaniu wydawało mi się, że jest w miarę ok. Naprawdę, chuj już w skromność - miałem poczucie, że gadka z FLoganem , ale i ogólnie sam tekst, jest ok.
Pierwszą wątpliwość zasiała Inkarnacja, ale że jej zzdanie też szanuję, przystąpiłem do gruntownego obadania. No i fakt. Same słowo: "się" występowało 24 razy. Pozmieniałem, coś podłubałem, ale dopiero Ty, tak dokładnie, pokazujesz mi, gdzie tu są błędy.
I kurde. Naprawdę nie wiem, czemu tym razem nie dostrzegłem ich sam. Zwłaszcza tych niefrasobliwości z synonimami oraz dookreśleniami.
Tak samo z czapą śniegu na dachu.
Chyba za bardzo to widziałem w głowie i jednocześnie uznałem, że czytelnik także to ujrzy. Za sekundę wszystko nareperuję.
Bardzo dziękuję, Ritha.
Ot parę baboli, wielkie rzeczy.
"Same słowo: "się" występowało 24 razy" :D Oj tam, bo to je popularne słowo w języku polskim ;)
Cieszę się, że się przydałam.
Wiec plynnie i przyjemnie. Bardziej podobala mi sie pierwsza czesc, wiecej tam bylo zdan perelek i takiego troche noirowego nastroju. A moze chodzi o to, ze ją odswiezylam i wciaz jestem pod urokiem. A moze chodzi o narracje. Tam bylo z perspektywy tego typa i byl trochę przyblizony watek jego i Sissy, ktorzy mi sie strasznie spodobali. Zawsze mi sie podoba jak konstruujesz pary, szczegolnie w noirach, i oni tez maja w sobie magie. Tutaj bylo ich po prostu duzo mniej, narracja bardziej wszechwiedzaca, sprawnie i gladko poprowadzona, wiec pewnie jestem niesprawiedliwa, pewnie zawadzil mi niedosyt Sissi i typa, by sie zachwycic. Ale czytalo sie dobrze i glodna ich - bede czekac na kolejna czesc. Fajny jest ten zimowy klimat, wiesz. Ostatnio bardzo jestem jakos podatna na takie zimowe teksty, natura osiaga wtedy najwyzsza groze, i tutaj w bardzo udany sposob jest to oddane.
Dzienax
Też mam chęć na zimowy klimat.
"osiadła na dachu Owena Wildberga jednego z tutejszych myśliwych" - tylko tu, że przecinek po nazwisku, bo wychodzi coś w stylu pewnej znanej i szeroko się udzielającej użytkowniczki.
Tak - miło, ale bez napinki. Se poznajduję.
Już reperuję właśnie.
Dzienx
Pozdroxon
No, stres, czeniem polecę - jest ok ( choć tamta cz chyba ciut lepsza jakoś tak, ) ale tu z kolei bardziej swojsko mi się zdaje, klimatyczniej, choć krwi pełno... Brrr
Oki, tyle :)
Pozdrowionka :)
Lepiej późno niż wcale. W drugiej części bardziej obrazowa droga i zimowa aura. Masakryczna część, ale wszystko osadzone w konkretnym celu. Nawet zdrętwiała mu żuchwa... znieczulenie przygotowujące do śmierci.
Ostatni przekładaniec cudny... zima i pocałunki.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania