Ostatni przystanek

P r z e ł o m.

Decydując się na zakończenie pewnego rozdziału w życiu, zawsze zabieramy się za pisanie kolejnego. Nie zważając na siły, czasem nie dając rady wykrzesać z siebie ani grama kreatywności, unosimy pióro i brniemy dalej naprzód, niczym nieustraszeni poszukiwacze spragnieni szczęścia. Staramy się, pomimo podkrążonych od łez oczu, braku tchu i zerowej motywacji, idziemy. Pozwalamy ponieść się emocjom, wyłączając racjonalizm, zabijając piękno uczuć płynących z serca i dezaktywując zdrowy rozsądek, często kończąc przez to w sidłach bezdusznej obojętności.

W jednej sekundzie zapominamy o wszystkich, i niczym ostatni bastion skończonych egoistów spoglądamy zimno na otaczających nas ludzi, nie potrafiąc wygrzebać z siebie ani grama empatii. Ich szepty mieszają się ze sobą, tworząc zlepek słów bez ładu i składu. Jesteś niczym stacja metra, do której wjeżdżają poszczególne puste pociągi jako myśli, a wyjeżdżają zapchane setkami pasażerów na gapę - impulsów, mających za zadanie zrodzić kolejne przykre plany.

Uch.

- Przepraszam, dokąd tędy dojadę? - usłyszałem nagle swój zlękniony głos, wyłaniający się z chłodnej studni niezdecydowania. Co ja tu tak właściwie robię? I gdzie jadę? Może wysiądę, zanim mam czas?

Kierowca zaśmiał się wyjątkowo serdecznie, rozwiewając moje niespokojne wizje o seryjnym mordercy, który pod przykrywką nocy zamierzał wywieźć mnie w siną dal, zabić za miastem, a ciało wyrzucić do Atlantyku. Hm, a może to po prostu moja wybujała wyobraźnia?

- Nikt tego nie wie - odezwał się w końcu, spoglądając na mnie w odbiciu małego lusterka zawieszonego tuż nad nim. - Jedziemy na koniec twojej trasy, a co tam będzie? Nie pytaj się mnie, zadaj te pytanie samemu sobie. Czego najbardziej chciałeś?

Mimowolnie uśmiechnąłem się, gdy usta same ułożyły się w nieme ''Szczęścia, tego szukałem.''

Zerknąłem z ciekawości za siebie, jednak ku mojemu zdziwieniu oprócz mnie nikt inny nie jechał ze zwariowanym kierowcą autobusu z epoki brązu. Zauważyłem, że frontowe drzwi nie domykają się tak, jak powinny, przez co do środka wdzierało się lodowate powietrze, które przyjemnie chłodziło moje rozbiegane na wszystkie strony świata myśli. Ściany pojazdu były dziwnie zarysowane i poplamione, natomiast z wielkiej korkowej tablicy z informacjami o przejazdach, co chwila odpadały kartki, które walały się całymi stertami po brudnej podłodze.

Zmarszczyłem brwi, z powrotem spoglądając na zagadkowego kierowcę.

- Niczego nie rozumiem - odważyłem się powiedzieć. - Skąd będziesz wiedział, gdzie mnie wysadzić? Kim w ogóle jesteś? I co ja tu robię? Ba, jak się tu znalazłem, skoro niczego nie pamiętam?

- Shh... nie tyle pytań naraz, proszę - jęknął. - Głowa mi pęka od porannej szkockiej whisky - złapał kierownicę ogromnego pojazdu w jedną rękę, drugą sięgając po małą buteleczkę pełną wody, którą opróżnił jednym, potężnym łykiem. - Nie patrz się tak na mnie, jakbym z nieba zleciał. Każdy lubi sobie popić przed pracą, a ja robię dziś dla ciebie duży wyjątek, bo zwykle nie pracuję w soboty, ale spokojnie! Jestem kwalifikowanym kierowcą!

Żeby ci tych kwalifikacji nie zabrali po tym, jak na naszej drodze wyrośnie drzewo.

- Słuchaj, zacznijmy od początku... - kontynuował staruszek, zamyślając się na chwilę. - Szef kazał mi cię zabrać na długą przejażdżkę po mieście. Kiedy mam cię wysadzić? Tego sam nie wiem, jak już powiedziałem, tylko ty będziesz wiedział, gdzie masz wysiąść. Nie pytaj się mnie kim jestem, bo już raz się spotkaliśmy, ale hmm... pomyliłem przystanki, ino wiesz... troszkę źle się to potoczyło, prawda?

Otworzyłem szerzej usta, a moje brwi jak zaczarowane poszybowały do góry w niemym pytaniu. Byłem już niemalże pewny, że mam przed sobą obłąkańca, który uciekł z zakładu psychiatrycznego, jednak w porę zdążyłem się opanować.

- W porządku - otrząsnąłem się, siląc się na pozytywny ton głosu. - Uznajmy, że to co mówisz, jest normalne, więc... kto jest twoim szefem?

Wydawało mi się, że mam do czynienia z jakąś mafią, ale jego odpowiedź po prostu zbiła mnie z tropu, aż zacząłem rozmyślać czy wszystko z moim stanem psychicznym jest w porządku.

Staruszek wzruszył ramionami.

- Czy to ważne? Raz sam Szatan, raz sam Bóg, zależy kto więcej zapłaci, bo... No wiesz, trzeba się jednak jakoś utrzymać, a gdybyś kiedyś wyruszył ze mną na galaktyczną imprezę w zaświatach, wiedziałbyś co to znaczy wartość pieniądza - prychnął, wykrzywiając przy tym usta i ściszając głos do szeptu. - Cholera, 60 drahenów za jednego drinka w piekle, rozumiesz? Zdzierstwo w biały dzień!

Zamrugałem.

Moment, stop.

Uporządkujmy myśli.

Nie wiedziałem dokąd jadę, kim jest ten gość, ani co do mnie gada. Wiedziałem za to, że jadę w nieznane z jakimś gościem, który nawija do mnie trzy po trzy, a ja nie ważne jakbym się starał, coraz mocniej kierowałem się ku teorii, że napotkałem obłąkanego alkoholika. Ba, w duchu nawet przygotowałem modlitwę i tylko czekałem na zwiastun wypadku drogowego.

Kierowca wyszczerzył się w jeszcze większym uśmiechu, co wywołało we mnie przelotne dreszcze.

- Spokojnie, jeszcze nie jedziesz ani do góry, ani do dołu - uspokoił mnie. USPOKOIŁ, o ile można to tak nazwać. - Bóg kazał mi przejechać się z tobą po mieście, aż będziesz pewny swego.

Och, cudownie.

Reasumując - mamy obłąkanego kierowcę, który jest pod wpływem szkockiej whisky, i sądząc po zgrzewkach butelek wody tuż obok jego nóg, także pod ostrym kacem. Jakby tego było mało, w autobusie jesteśmy tylko my dwaj, nie wiedzący sami dokąd jedziemy. Fuj, na dodatek capie od niego alkoholem na kilometr, ale spokojnie!

Bóg go prowadzi!

- Dosyć o mnie, porozmawiajmy trochę o tobie - zmienił nagle temat, puszczając oczko. - Niby to zakazane odgórnie przez zakład komunikacji miejskiej w Trupiarni, ale... poznałeś ostatnio kogoś, prawda?

SKĄD ON...

- SKĄD TY...

- Ha! Spokojnie, papcio już ma wszystkie informacje na jej temat - odwrócił się bezpośrednio do mnie, ukazując naraz szereg bialutkich ząbków. Puścił w tym samym momencie kierownicę, a potem zniknął gdzieś w małym schowku po swojej prawej, chowając tam całą głowę. - Gdzie ja to podziałem, do cholery.

Chwila, ale...

Autobus...

Krew odpłynęła mi z twarzy.

Coś czuję, że zaraz nie będzie żadnych przystanków, a będzie jeden, ostatni, i to taki, w którym przyjedzie inny zachlany kierowca, ale po nas dwóch, holując - najpewniej - do piekła.

Serce mimowolnie podskoczyło mi do gardła.

- Ciemny blond, zielone oczy, i karzełek taki metr pięćdziesiąt osiem zaledwie, huh. Och, fetysz na punkcie pierogów - zaśmiał się, ku memu zadowoleniu z powrotem łapiąc za kierownicę. - Cholera, ja też! Urodzona dwunastego stycznia, bla, bla, bla... O cholera - wykrzywił się nagle jak rażony piorunem. - No, ale ma fatalny gust muzyczny, tego ci współczuję.

Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili uznałem, że to, co chciałem wygłosić, nie będzie miało najmniejszego sensu.

- Dobrze, już nawet nie pytam o to, kim jesteś. Bardziej ciekawi mnie fakt skąd tyle wiesz z takiego świstka papieru, ale też mniejsza. Masz całkowitą rację, gorszego chyba gustu mieć już nie można, ale mówi się trudno.

- Szczera, ciepła sretetete - ciągnął dalej kierowca, rozwijając karteczkę na dwie części. W końcu skrzywił się przeciągle. - O cholera. Wiesz, to chyba do niej miałeś zostać dowieziony poprzednim razem, ale byłem po takim dobrym melanżu, że zapomniałem kompletnie jak się jeździ i wypuściłem cię na pierwszym lepszym miejscu. Chyba się pomyliliśmy...

Wiem doskonale o kim mówisz.

Coś jeszcze jednak nie dawało mi spokoju.

- Nie pamiętam cię - stwierdziłem nagle. - Mówisz, że już kiedyś jechałem z tobą, ale nie przypominam sobie tego, jak to możliwe?

Kierowca zerknął na mnie niewinnie znad rulonika papieru.

- Wiesz... od tamtej pory mam dożywotni zakaz spożywania alkoholu z pasażerami, albo inaczej stracę tę robotę - oblizał usta. - No, ale mniejsza, nie mieszajmy w to wątków przeszłości, a skupmy się na tym, co jest tu i teraz - uśmiechnął się, widząc moją reakcję na jego słowa. - Dwudziestego trzeciego listopada... a nie, nie. To nie ważne.

- Co się wtedy stanie? - zaciekawiłem się.

- Chyba umrzesz...

- CO TAKIEGO?

- Ze szczęścia - dokończył.

Mętlik w mojej głowie się powielał, powiększał się z każdą minutą, aż w końcu osiągnął istne apogeum. Z niewiadomych mi jednak powodów, czułem się dobrze w towarzystwie tego szaleńca, zupełnie jakbym naprawdę już kiedyś go poznał.

- Jak się czujesz? - zadał mi pytanie, przybierając nagle poważny ton głosu.

- W sumie lepiej - odparłem. - Po tym wszystkim, niesamowicie lepiej. Inaczej, zdecydowanie. Zupełnie jakbym był inną osobą.

Kierowca westchnął przeciągle, zatrzymując pojazd.

- W takim razie chyba jesteśmy na miejscu - ogłosił z żalem w głosie, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. - Kres naszej podróży, koniec twojej drogi, a początek czegoś nowego. Może jeszcze kiedyś się spotkamy, ale lepiej nie. W sumie jeśli mogę ci coś doradzić, to dbaj o nią i uważaj, bo to ta osoba, która pokaże ci inny etap życia. Pokaże ci szczęście, którego zawsze tak bardzo pragnąłeś, nie strać szansy, nie przegap okazji. Trzymaj ją mocno i nie waż mi się ani przez chwilę puszczać. Czując się inaczej, zachowuj się też inaczej. Jest osobą, która ma prawo cię zmienić na lepsze, i dzięki której będziesz dużo zawdzięczał. Okaż jej coś, czego nie miałeś nigdy ani ty, ani ona, a zobaczysz co się stanie.

Stałem jak wryty, nie wiedząc nawet co mam powiedzieć. W serce wlała mi się fala wdzięczności i przez chwilę miałem nawet ochotę się rozpłakać, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.

- Dziękuję - wyszeptałem tylko, odwracając się ze łzami w oczach, i wychodząc z autobusu, który zniknął za mną jak senna mara, zupełnie jakby nigdy go tu nie było. - Naprawdę dziękuję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Adam T 17.12.2016
    Przewrotny tytuł:) Przypomniała mi się "Opowieść wigilijna" ale to pewnie przez to, że jest grudzień :) Całość czytało mi się bardzo przyjemnie, może poza ciut przydługim, ciut przeintelektualizowanym wstępem. Ale to wyłącznie moja opinia. Nie wiem dlaczego, cały czas wyobrażałem sobie, że kierowca jest czarny...? Uważam, że piszesz dobrze, ciekawie, potrafisz zainteresować treścią i "zmusić" do przeczytania całości:) Piąteczka i już!:)
  • ArTemis 17.12.2016
    Kierowca miał być biały, starszy i lekko szurnięty! :D Możliwe, że zabrakło jego opisu, aczkolwiek z drugiej strony dobrze, że tak podziałało na wyobraźnię, było bardziej śmiesznie:)

    Dziękuję za pozytywną opinię!
  • Freya 17.12.2016
    Zgrabnie piszesz, widać że potrafisz dopracować tekst.
    Mogłeś zakończyć swoje opko alternatywnie, jednak wybrałeś rozwiązanie otwarte (w pewnym sensie) dla wyobraźni czytelnika.
    Fabuła refleksyjna. Jest taki termin w psychologii zwany "projekcją", mógł być przyczynkiem tworzenia fabuły, ale także zyskać miano tzw. sumienia, ew. rozsądku i teges. Pozdro;)
  • ArTemis 17.12.2016
    Tak, podszedłem na większym luzie do tego opowiadania, i wyszło jak wyszło.

    Dziękuję za dobre słówka!:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania