Pajęczyna

W mroku piasku, jak na teatralnej scenie,

Leży bezwładna, splątana jak marionetka.

Krucha, bezsilna, jak dziecko na scenie,

Które po raz pierwszy gra swoją rolę z trepanacją.

 

Uczę ją samodzielności, choć już jest dorosła,

Jakbym reżyserował jej kroki na scenie życia.

Mógłby mnie opuścić, odejść bez słowa,

Ale pozostał, nadal kochając bezgranicznie.

 

Czy to nie jest prawdziwe oblicze miłości?

Nawet w mroku dramatu, gdy kurtyna opada,

On pozostaje, dając siłę do kontynuowania gry.

 

Wciąż oddycha, bije jej serce, słychać łomot,

Jakby z głębi duszy wołała o życie.

Proszę, posłuchaj tej tęsknoty za blaskiem świateł,

Za owacją tłumu, za brawami na zakończenie.

 

Spoglądam w niebo i opowiadam ci,

Ile piękna ujrzałam w swojej podróży,

Ile ról odegrałam, ile scen przeżyłam.

 

Tyle kamieni rzucono w pająka:

Że jest okrutny, bezlitosny, pragnie krwi.

A ja pytam, dlaczego nie przyszli,

By być świadkami jego codziennej troski?

 

Jak pielęgnował, karmił i czule tulił,

Mówiąc: "Jestem przy tobie", dając siłę do walki.

To prawdziwa miłość, bez słów, bez teatralnych gestów,

To miłość, która trwa, gdy wszystkie światła zgasną.

 

Autor wiersza

Damian Moszek.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania