Pamiętnik niewiasty z rodu Asów (część I)

Dzień 1, w drodze do Oslo

O matko, o matko, o matko! Dzisiaj nareszcie możemy wprowadzić się do nowego domu! I to jeszcze w Norwegii! Nie sądziłam że moje marzenia tak szybko się spełnią. Po prawie 19 latach mieszkania w tym samym miejscu… Z ciężkim sercem żegnałam się ze wszystkimi znajomymi, bliskimi, odwiedziłam wszystkie miejsca w których często przebywałam dotychczas. W każdym z nich posiedziałam dłuższą chwilę, wspominając zarówno te dobre jak i złe momenty, które tam przeżyłam. Kiedy ostatni karton został zapakowany do bagażnika, rzuciłam ostatnie przelotne spojrzenie na puste już mieszkanie I westchnęłam głęboko. A więc zaczynamy nowe życie… Nowa szkoło, nowi ludzie, nowe problemy, nadchodzę! Zarówno moja psycholog jak i mama często powtarzają, że trzeba nauczyć się stawiać czoła nowym doznaniom, doświadczeniom. Może I obie mają rację, szkoda tylko że nie potrafię się tego nauczyć. Nie wiem, jak poradzę sobie w nowym miejscu. Tam dopiero życie da mi cenną lekcję.

 

 

Dzień 2, niewiarygodnie duży dom

Podróż odbyła się jednak bez zbędnych przygód. Trasa z Poznania do Gdańska okazała się być zbyt dłuższa, niż się spodziewaliśmy, ponieważ nasza nawigacja poprowadziła nas okrężną drogą, przez co spóźniliśmy się na prom. Ale zawsze jest jakaś druga strona medalu, przynajmniej mieliśmy okazję pozwiedzać jedno z ciekawszych miast w Polsce! Zawsze chciałam zobaczyć starówkę, słynnego Żurawia… Ba, nawet wystarczyło czasu żeby pójść na plażę. I cała nasza czwórka i nasz kochany pies mieliśmy dużo uciechy z tego zwiedzania. Jednak dla naszego psiaka największą frajdą było pływanie w morzu. Tak mu się spodobało, że z wody nie chciał wyjść, przez co ojciec się wkurzył, bo prawie ponownie spóźniliśmy się na kolejny rejs promem. Co do rejsu… Także nic zbyt ciekawego się nie działo. Siedziałam raz albo w samochodzie, albo przechadzałam się to tu to tam. Nic specjalnego. No, oprócz jednego. Poznałam bardzo ciekawego młodzieńca o długich włosach. Niejedna kobieta mogłaby mu ich pozazdrościć, tak bardzo były zadbane. Co ciekawe, obydwoje mamy wspólne zainteresowania, słuchamy tych samych zespołów… Byłoby cudownie, gdyby z rodzinką nie wysiadał w Sztokholmie. Kiedy odpływaliśmy, pokiwał mi i na sam koniec posłał buziaka. Kiedy odeszłam od barierki, ponoć byłam przysłowiowo czerwona jak burak. Siostra się ze mnie śmiała, ponieważ spodobał mi się chłopak. No bardzo śmieszne.

Kiedy nareszcie dotarliśmy do Oslo, moim oczom ukazał się wyjątkowy widok. Ogromne miasto zewsząd otoczone niskimi wzgórzami, które na dodatek porośnięte były lasami. Na jednym ze wzgórz widać było słynną stocznię narciarską. No i co najważniejsze – będę miała w końcu okazję zobaczyć i to nie raz fiordy! Kolejne moje marzenie się ziści!

Po przejechaniu paru kilometrów w głąb lądu, nareszcie osiągnęliśmy nasz cel. Nasz nowy dom. Nasze nowe życie. Jak się z tym czuję? Trudno mi teraz powiedzieć, potrzebuję kilka dni żeby całkowicie ochłonąć. Nasz domek okazał się śliczniutkim domkiem jednorodzinnym na skraju lasu (no lepiej trafić nie mogłam!). Architektura czysto skandynawska, deski oczywiście z drewna pomalowane na czerwono, dach biały, okna również białe. Tylko w środku czeka nas gruntowny remont. Po otworzeniu drzwi ukazał nam się widok nieco… nędzny. Sądziłam, że chociaż część domu będzie umeblowane a okazuje się że zdążono założyć tylko kanalizację, instalację gazową i elektryczną. Będziemy musieli jakoś sobie poradzić. Po ogarnięciu jako tako całości stwierdziliśmy że jesteśmy zmęczeni zarówno fizycznie jak i psychicznie całą przeprowadzką, więc rozpakowaliśmy to, co mogliśmy, poustawialiśmy prowizorycznie nasze meble na miejsca, gdzie będą prawdopodobnie stać. Zajęłam pokój na górze z widokiem na wzgórze i las, więc wzięłam swoje graty i rzuciłam wszystko na jedną kupkę. Kiedy udało nam się część sprzętu ogarnąć, był już późny wieczór. Ojciec powyciągał śpiwory oraz materac, ułożyliśmy się wszyscy obok siebie w naszej prowizorycznej kuchni i szybko pozasypialiśmy. Nawet nie było mowy o krótkiej gawędzie przed pójściem spać, jak to mamy w zwyczaju.

 

 

Dzień 3, wielkie rozpakowywanie!

Uff, na dworze koło 35 stopni Celsjusza, a z siostrą od rana jesteśmy zaganiane do roboty. Postanowiłyśmy, że będziemy rozpakowywać nasz cały dobytek… w strojach kąpielowych. Ojciec co prawda nie pochwalał tej decyzji, gdyż przy nim nie możemy pokazywać się chociażby w samym staniku, ale że upał niesamowity, przymknął na tą sprawę oko. Natomiast mama pochwaliła nasz pomysł i sama również się przebrała w strój. Zależało mi, żeby w końcu zabrać się za swój pokój, ale kiedy szłam do góry, rodzice automatycznie wołali mnie na dół, żebym pomagała przy kuchni, salonie i łazienkach.

O mały włos i zapomniałabym. Zanim zabiorę się za umeblowanie pokoju, będę musiała wziąć pędzel w dłoń i umalować pokój na taki kolor, jaki sobie wybiorę. Co prawda wybrałam już czarny, ale rodzice nie chcieli o tym słyszeć. Więc wybrałam fioletowy. Pomarudzili troszkę, że kolor za ciemny aczkolwiek w końcu dali za wygraną.

Nareszcie po ogarnięciu salonu pozwolili mi zabrać się za pokój. Otworzyłam drzwi i wzrokiem spojrzałam w każdy kąt. Po wyobrażeniu sobie pokoju po przeobrażeniu, uśmiech zakwitł na ustach. Na parapecie ustawię świece razem z maskotkami, łóżko tuż przy ścianie… Wzięłam się pod boki a po krótkiej chwili po schodach wnosiłam wszystkie swoje graty. Usiadłam pod ścianą obok kartonów, słuchawki na uszy… Oddałam się krótko mówiąc chwili. W czasie gdy w słuchawkach zabrzmiały dźwięki fletu celtyckiego, zamknęłam oczy i uruchomiłam uśpioną do tej pory wyobraźnię. Wędrowałam po lesie, który jest obok domu. Przy wędrówce towarzyszyła mi muzyka, jednakże co rusz słyszałam jak w pobliżu łamie się jakaś gałązka. Nad głową przelatywały ptaki, których w życiu nie widziałam. Czułam się obserwowana. Coś nagle kazało mi biec, tak też więc uczyniłam, niewiele myśląc. Na plecach wystąpiły mi ciarki, zaczęłam uciekać. W panice obejrzałam się za siebie, ale niczego nie zauważyłam. Zmartwiona swoim irracjonalnym strachem przystanęłam i nie wiedziałam co dalej począć. Gdy ponownie chciałam obejrzeć się, poczułam silny uścisk na ramieniu i delikatne szarpanie. Gdy się zbudziłam, zobaczyłam przed sobą rozmazaną twarz rodziców. Coś do mnie mówili, aczkolwiek nic do mnie nie docierało. Zdjęłam słuchawki, otarłam oczy i mentalnie próbowałam się ogarnąć. A jednak to był sen…

 

 

Dzień 4, dziwne sny

Dzisiaj w nocy także przyśnił mi się las. Jednak tym razem towarzyszyły mi dźwięki lutni a także harfy. Nie wiedzieć czemu, dźwięki te przyprawiały mnie o głęboką melancholię. Pamiętam że usiadłam w którymś momencie pod drzewem i zaczęłam płakać. Czułam w sobie pewną pustkę, jakby ktoś chciał wyssać ze mnie całe szczęście. I zapewne by mu się to udało, gdybym nagle się nie przebudziła. Gdy spojrzałam przez załzawione oczy na godzinę, była dokładnie 3:33. Opowiedziałam rano mamie o tym całym śnie. Ta jednak spojrzała się na mnie i powiedziała żebym niczym się nie przejmowała, bo to tylko zwykły sen, który mógł symbolizować okres dostosowywania się do nowego środowiska. Uznałam że ma rację, lecz zastanawiające były dla mnie wciąż dźwięki lutni i harfy.

Po południu udało nam się skończyć kuchnię i łazienki. Temperatura była taka sama jak wczoraj, więc resztę postanowiliśmy dokończyć jutro. Usiedliśmy całą czwórką w cieniu na naszym ogródku, pomogłam zanieść mamie zimną lemoniadę i rozkoszowaliśmy się tą błogą chwilą. W pewnym momencie jednym okiem spojrzałam na szumiący za domem las. Nie przerażał mnie zbytnio. Wokół roznosił się zapach drzew iglastych i żywicy, piękny zapach, który tak z mamą uwielbiamy. Siedzieliśmy tak aż do wieczora. Nic nikomu się nie chciało, wykąpaliśmy się szybko i wskoczyliśmy do śpiworów. Jutro nareszcie będę miała zrobiony pokój!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania