"Pan", część I

Ps.: Moje jedno z pierwszych opowiadań. Pisane 6 lat temu. Nie poprawiałam nic. Jestem ciekawa, co o tym myślicie. Pisałam to rok. Jest kilka części. Wstawiam pierwszą. Pozdrawiam

 

*

Byłam już tam. Wokoło było ciemno. Brak gwiazd i gwizdania ptaków, podmuchu wiatru. Tylko duży księżyc odbijający się w tafli czystego jeziora. Drzewa tańczyły od głośnej muzyki. Zatrzymałam pomiędzy nimi samochód. Czekanie na tego "Pana" już mnie nudziło. W końcu postanowiłam sprawdzić, czy "nasz" domek jest otwarty. I o dziwo był. Wchodząc do środka poczułam gorąc. Chcąc zapalić światło, zdałam sobie sprawę, że napewno ten "Pan" nie pomyślał o tym, aby umieścić go w naszej prośbie. I było ciemno. Miałam chociaż nadzieję, że będę mogła wziąść gorącą kąpiel. Zapaliłam w telefonie lampkę i zaczęłam rozglądać się dookoła. Może nie było tu najczyściej i napewno nie tak jak to sobie wyobrażałam, ale było ciepło i dość przytulnie. Obok łóżka, które było tylko jedno, stała duża szafabrida. Nic nadzwyczajnego, mały domek letniskowy. I tyle. Postanowiłam przynieść z samochodu swoje rzeczy. Obok szafabridy na półce stała świeca. W sumie to pewna część tej świecy. Zapaliłam ją. Dała mi trochę więcej światła. Schowałam część swoich rzeczy do szafabridy. Usiadłam na łóżku i czekałam. Moje myśli wirowały i skupiały się jedynie na "Panu". Sama nie wiem dlaczego "Pan", ale tak był mi przedstawiony. Zaczął zjadać mnie stres i smutek. W co ja się wplątałam? Teraz skupiam się na świeczce. Jeszcze kilka chwil i zgaśnie. Zbliża się noc. Chyba już nie zagości tu "Pan". Szukam łazienki. Po drodze mijam kuchnię i idę dalej przed siebie. Ten "domek" jest mały taki jak sala klasowa w szkole, więc nie jest trudno poszukać łazienki, czy kuchni. Biorę gorący prysznic. Wychodząc z niego, czuję ogromny głód, ale nawet nie mam nic ze sobą do jedzenia. Kiedy chcę owinąć się w ręcznik, słyszę jak ktoś otwiera drzwi do domku. To "Pan" ? Z nerwów zamiast głodu, czuję silny ból brzucha.

- Kto tam? - pytam drżącym głosem. Nikt nie odpowiada. Wyjść z łazienki, czy nie. Lekko się miotam. Zaczynam szybciej oddychać. W końcu godzę się ze sobą i otwieram drzwi. Zerkam lekko, aby jak najszybciej coś lub kogoś zobaczyć. Jestem w reczniku i to jest najgorsze. I teraz już doskonale widzę postać mężczyzny.

- Czemu się nie odzywasz!? - lekko krzyczę. To Łukasz. Stoi na niskiej drabince i przykręca żarówkę do starego żyrandola. Na głowie ma lampkę, taką na gumce.

- A ty czemu nie odbierasz telefonu? Dzwoniłem ze sto razy! Myślałem, że zrobił Ci krzywdę. A teraz zmieniam żarówkę, bo strasznie tu ciemno. Aaa... i jeszcze jedno. Obiecałaś mi, że jak już tutaj przyjedziesz to dasz mi znać. Minęły już dwie godziny! - mówił, krzyczał jednocześnie, dokręcał żarówkę i patrzył na mnie. Łukasz. Mój przyjaciel. Może nawet i jedyny. Na pewno jedyny w swoim rodzaju. Nauczył mnie wiele przydatnych rzeczy, ale też i kilka złych, które teraz stały się naszym wspólnym nałogiem i przyjemnością. Niestety on też nie zna "Pana". Opowiedziałam mu wszystko co stało się tamtego wieczora, ale i on sam nie wiedział jak mi pomóc. Ufam mu i wiem, że mogę na niego liczyć. Ten domek i wyjazd miał być nasz, ale ja wszystko popsułam. Te wakacje, ostatnie, miały być dla nas odpoczynkiem i zabawą. Znamy się trzy lata. Teraz o tym pomyślałam. Jestem szczęśliwa, nie liczę czasu. On jest wspaniały. Kocham go jak brata. Chociaż czasami czuję, że on jest o mnie strasznie zazdrosny. Ostatnich moich dwóch chłopaków tak "dusił" za język, że postanowili mnie sobie odpuścić. Najwyraźniej nie byli za wiele warci. Łukasz o mnie dba, martwi się o mnie, jak mogłam zapomnieć o tym, aby dać mu znać, że dojechałam bezpiecznie?

- Przepraszam, strasznie się zestresowałam. Nie wiedziałam, gdzie się podziać. - moje słowa przerwały łzy. Podszedł do mnie. I wtedy widziałam, że to zgoda na to, abym mogła się w niego wtulić. Po tym zawsze głaszcze mnie po głowie.

- No już. Jest okej. "Pan" już dzisiaj nie przyjdzie. Możesz być spokojna. Pisał do Ciebie Piotr, nawet dzwonił, ale ty nie odbierałaś, więc dał mi znać. "Pan" pojawi się jutro. Więc dzisiejszy wieczór mam ochotę spędzić z Tobą, co ty na to? - mówił ciągiem. Nadal tulę się w niego. W tym reczniku. Pod nim całkiem naga. Mam jeszcze mokre włosy, które wpiły się w jego koszulkę. Swoimi dłońmi nadal oplatałam jego talię, ale teraz podniosłam głowę, aby móc patrzeć w jego oczy. On doskonale wiedział co to spojrzenie oznacza. Głupio zapytał:

- Pomożesz opróżnić mi butelkę wódki? Może Pani zechce ze mną coś przypalić? - pytając, szeroko się uśmiechał.

- Hmm. Interesująca propozycja proszę Pana - odpowiedziałam chichocząc. Odkleiłam się już od niego. Ominęłam i wychodząc z domku na mały tarasik, obejrzałam się za siebie, by zobaczyć, czy już idzie.

- Idziesz w samym ręczniku? - spytał Łukasz zdziwiony co ja wyprawiam, ale nie odpowiedziałam mu. Usiadłam na leżaku i czekałam na niego. Było parno, z plaży było słychać jeszcze muzykę i głosy rozmów innych ludzi. Gdy przyszedł już Łukasz, spojrzał na mnie kpiącym uśmiechem i usiadł obok mnie. Trzymał dużą butelkę wódki. Odkręcił i przechylił butelkę, poczym podał ją mi. Obydwoje chcemy się lekko upić, aby zapomnieć o tym wszystkim, co się stało. To moja wina i moja sprawa, lecz czuję, że jemu też jest z tym ciężko. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zaczęły płynąć mi łzy. Nie wiem czy zauważył. Starałam się na niego nie patrzeć. Potem zaczęliśmy rozmowę. Najpierw o szkole potem o pracy i ogólnie o wszystkim. Zaczęliśmy opowiadać sobie żarty. I było wspaniale. Wypiliśmy pół butelki. W końcu Łukasz poczęstował mnie niby jakimś niezwykłym papierosem. Mówił, że to nowość. Uwielbiam z nim palić i pić. To przyjemne uczucie, ale wtedy czułam, że lekko przesadzamy. Na plaży zapanowała cisza, lecz nasze głosy i śmiech były bardzo głośne.

- Nie jest Ci zimno? - pytając, dotknął mojej dłoni. Musiała być zimna, bo kazał mi wejść do środka. Usiadłam na brzegu łóżka. Całkiem bezsilna i dość pijana lub dość upalona tym nowym papierosem. Był mocny.

- Jest mi zimno w tym reczniku i jestem pijana. Oznajmiłam, szeroko się uśmiechając. On stwierdził, że mnie ubierze. Poszukał moją piżamkę i ostrożnie chciał ją na mnie włożyć. On taki nie jest. Nic mi nie zrobi. Traktuje mnie jak siostrę, ale w tamtym momencie pod wpływem alkoholu nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zaczęliśmy prowadzić niebezpieczny dialog. Rozpoczęłam go ja:

- Łukasz, co robisz?

- Jesteś zmarznięta, głuptasie! Czuję, że nie jesteś w stanie sama się ubrać, ale podnieś lekko w górę ręce, a ja włóżę na Ciebie tę koszulkę.

I uniosłam w górę ręce, tak jak chciał. Nagle ręcznik zsunął się w dół i odsłonił moje piersi.

- Łukasz... - zaczęłam dygotać. Czułam chłód, który opłatał moją talię. Siedzieliśmy obok siebie zamurowani.

- Łukasz, dlaczego nic nie mówisz. - opuściłam ręce w dół i całkiem zdjęłam z siebie ręcznik. Teraz byłam już przy nim całkiem naga.

- Jesteś... taka... śliczna... - zaczął się jąkać. Gdy odgarnął moje włosy z szyi, przeszły mnie ogromne dreszcze i ogromne pragnienie. Zaczęłam się lekko poruszać i cichutko jęczeć.

- Czy mogę zostać naga? Podasz mi butelkę? Chcesz się ze mną jeszcze napić? - pytałam, patrząc na jego twarz, która zdrętwiała. Poszedł po butelkę. Położyłam się naga na kanapie. Gdy wszedł do środka z butelką, zaczęłam trochę głośniej wdychać i pomalutku zaczęłam rozkładać nóżki. Patrzył na mnie błagając spojrzeniem o więcej: - "Tańcz dla mnie kochanie, tańcz". Podniosłam się lekko ku górze i zabrałam butelkę z jego rąk. Nie wiedziałam co robię. Piłam łyk za łykiem. W ten czas Łukasz mętnymi oczami patrzył na mnie, na to, co robię. Potem pamiętam jego dotyk. Najpierw na stopach, później coraz wyżej.

- Dobrze Ci przy mnie? - spytał pieszcząc w dłoniach moje piersi. Było wspaniale. Nie odpowiedziałam, byłam zajęta swoimi jękami, aby były jak najnamiętniejsze. O ile w ogóle tak się da. Pragnęłam jego dotyku niżej. Ostatnie jęki mnie uciszały. W taki sposób, że zasnęłam. Obudziła mnie poranna muzyka. Łukasza już nie było. Leżałam sama, ubrana w swoją piżamkę. Postanowiłam nie wstawać. Nie spałam, ale odpoczywałam leżąc. Moje myśli krążyły w kółko wczorajszego zawirowania. Tego co się stało lub tego co się nie stało. Może powinnam zadzwonić do niego? Przeprosić... ale za co? Jak nawet nie wiem co się stało. To było nie w porządku. Jego milczenie mnie dobijało i sam fakt, że w każdej chwili mogłoby zaistnieć spotkanie z "Panem". Ta historia mnie boli. Niby nic wielkiego, ale to "nic wielkiego" popsuło wszystko: moje wakacje i relacje z przyjacielem. Rozglądam się dookoła. Wcześniej nie miałam na to czasu. Oprócz szafabridy i tej półki wiszą dwa obrazy. Małe okienko jest tuż przy nich, ale za dużo przez nie nie widać. Drzewa i mój samochód. Chcę być już w domu, albo w mojej pracy. Muszę zadzwonić do Łukasza. Chwytam telefon w dłonie. Widzę od niego wiadomość, ale gdy chcę przeczytać i odpisać albo zadzwonić, nawet nie zdążyłam o tym pomyśleć, bo dzwi do domku pomału zaczęły się otwierać. Ściana zasłaniała dzwi i nie mogłam zobaczyć szybko, kto wszedł. Serce na chwilę zatrzymało się. I zimna krew sparaliżowała moje ciało, ale kiedy zobaczyłam już jego twarz... jego zakłopotanie, moje zdziwienie. Nie, to nie może być prawda. Przewidziało mi się. Niech mnie ktoś uszczypnie.

- Niech będzie pochwalony...? - powiedziałam pytająco, bo cały czas miałam nadzieję, że to ktoś inny. To "Pan"? Jak to możliwe. Co on ma z tym wspólnego.

- Na wieki wieków... - odpowiedział mi. A więc to prawda. Nie, może pomylił domki, ale ubrany był w koszulę, w jeansy, ksiądz się tak nie ubiera. W rękach trzymał dużą, czarną walizkę.

- Co ksiądz tutaj robi? - w końcu nie wytrzymałam tej ciszy. Ten człowiek uczył mnie w szkole Religii, był moim nauczycielem. Dwa miesiące temu. Widzieliśmy się jeszcze na zakończeniu roku szkolnego. A teraz widzę go tutaj.

- Ten domek... ma... numer... 22? - spytał, strasznie się przy tym jąkając. Potwierdziłam kiwając głową na tak.

- Przyjechałem tu na wakacje, odpocząć, wiesz... Może nie było więcej miejsc i akurat trafiło na Ciebie. Cóż... będziemy musieli się jakoś dogadać, ile tu jest pokoi? - starał się nie pokazać swojego zdziwienia i strachu.

- Ten jeden i to jedno łóżko. Poza tym czekam jeszcze na kogoś. Więc nie wiem jak się tu pomieścimy. - ta trzecia osoba to "Pan". Ksiądz by mnie nie oszukał. Poza tym lubiłam i nadal lubię tego księdza. Więc to na pewno nie "Pan". Ksiądz potem powiedział mi, że w aucie ma materac, więc nie będzie nam przeszkadzał, ale ja w środku czułam trochę szczęścia, bo nie będę musiała być sama. A jak coś będzie nie tak, to mi pomoże. Muszę powiedzieć wszystko księdzu. Będzie mi wstyd, jak dowie się tego od kogoś innego. W ciszy rozłożył swój materac niedaleko mojego łóżka. Cały dzień czekałam na "Pana". Chodziłam w te i z powrotem na piaszczystej plaży. Odziwo było tutaj dość spokojnie. Był delikatny, ciepły wiaterek, który unosił w górę pojedyńcze włosy spod fioletowej chustki. Prawie nigdy się z nią nie rozstaję. Właśnie przypomniało mi się, że Łukasz wysłał jakąś wiadomość. Włączam telefon i jedyne co widzę w naszych sms to to, że je usunął. Ciężko wzdycham.

- Wystawił Cię? - usłyszałam głos księdza za mną. Odwróciłam się. Czułam jak napływają łzy do moich oczu. Nie oszukam go.

- To nie tak. - cicho odpowiedziałam poprawiając chustę. - Zechce mi ksiądz potowarzyszyć? - dodałam po chwili.

- Bardzo chętnie. Może pójdziemy coś zjeść? Słyszę jak burczy Ci w brzuchu! Tu nie daleko od plaży można zjeść coś ciepłego. Nie ukrywam, że ja też jestem już trochę głodny. - rozpoczął dialog. Uśmiechnęłam się i przetarlam ręką twarz. Zgodziłam się. Szliśmy w ciszy. Wyjęłam telefon, aby sprawdzić, czy dostałam jakąś wiadomość. Niestety nie. Dlaczego "Pan" nie dotarł?

- To nie tak, że Cię wystawił, a więc jak? - spytał w końcu, schowałam telefon do kieszeni. Nic nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, aby powiedzieć księdzu. Będzie uważał mnie za wariatkę, ale z drugiej strony jeśli przyjedzie "Pan" to jeszcze bardziej będzie myślał, że jestem nienormalna.

- Nie chcesz mi powiedzieć? A o czym chcesz porozmawiać. Masz jakiś problem? Może mógłbym Ci jakoś pomóc? - był lekko przejęty. Usłyszałam to w Jego głosie lecz starałam się na niego nie patrzeć. Spojrzałam dopiero wtedy, gdy poczułam Jego dłoń oplatającą moją i zatrzymaliśmy się gwałtownie.

- Może wolisz być sama? Mam sobie pójść? Może głupio Ci ze mną iść? - zaczął pytać. Chyba czuł się niezręcznie. Puścił moją dłoń. Sama nie wiem, dlaczego nie potrafię wyksztusić z siebie ani słowa.

- Chcę, żeby ksiądz mi towarzyszył, przepraszam za moje milczenie. Jestem zamyślona. Chciałabym powiedzieć o co chodzi, ale ... - zaciełam się.

- W porządku. Powiesz jak będziesz gotowa. Chodźmy coś zjeść. - powiedział szeroko się do mnie uśmiechając. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Pomimo że było już późno, obydwoje zamowiliśmy obiad. W tym miejscu było pusto. Dziwne, bo niedaleko są domki letniskowe a tu nikogo nie ma oprócz nas. Jest tutaj sporo miejsca.

- Chciałam coś księdzu powiedzieć. - zaczęłam rozmowę. Kiwnął głową na znak, że słucha.

- Czekam tutaj na "Pana". - mówiłam dalej niepewnie.

- To osoba, z którą musiałam się spotkać. Nie chciałam, aby dowiedziała się o tym mama. To miała być tylko zabawa. Niechcący to zrobiłam! - jednocześnie podniosłam głos i zaczęłam płakać. Ksiądz nie patrzył na mnie. Miał wkurzoną minę. Przestałam mówić. Schyliłam głowę w dół i cichutko łkałam. Podeszła do nas kelnerka. Przyniosła nam obiad.

- Smacznego. Teraz o tym nie myśl. Ochłoń trochę. Dokończysz jak zjesz. - powiedział ksiądz i zaczął jeść.

- Proszę księdza, czy... - Chciałam zapytać o coś, ale mi przerwał.

- Mów mi proszę po imieniu. Już nie jestem twoim nauczycielem Martynko. - teraz się uśmiechnął i na mnie spojrzał. Zaczęliśmy jeść obydwoje. Łzy już nie płynęły z moich oczu. Poczym wyszliśmy i udaliśmy się w stronę domku, rozmawiając o czasach szkolnych. W domku zrobiłam nam herbaty i usiedliśmy na tarasie. Ściemniało się już. Było pięknie. Gorąco.

- Czy ksiądz ze mną zapali? - spytałam, ale szybko sprostowałam, gdy zauważyłam lekką złość w jego oczach : - Czy zapalisz ze mną? - wiedziałam, że nie. Czy ktoś w ogóle widział palącego księdza? On kiwnął głową nic nie mówiąc. Wyjęłam paczkę papierosów, wzięłam sobie jednego i wyciągnęłam rękę z paczką do niego. I...? Wziął. Moje serce się śmiało. Paliłam z księdzem. To nienormalne. Piliśmy herbatę i paliliśmy fajki. Pomyślałam, że lepiej będzie mi rozpocząć tę trudną rozmowę przy alkoholu. Przyniosłam dobrą wódkę i szklaneczki. Nie pytałam się, czy wypije ze mną. Po prostu wlałam i podałam mu szklankę. Wziął ją. Były w niej może dwa kieliszki. Może trochę więcej. On pierwszy opróżnił szklankę. Ja zaraz po nim. W między czasie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O plaży, o jego wykształceniu. Wypiliśmy po trzy szklanki. I teraz to już był odpowiedni czas na to, aby poruszyć ten temat.

- Byłam głupia... Pomimo że wypiłam z pięć kieliszków wódki, czułam się taka pijana. Myślałam, że umrę. Zabawa dalej trwała, a ja musiałam wyjść na chwilę na dwór, złapać świeży oddech. Nie chciałam stracić kontroli nad sobą i zrobić wstydu gościom. - przerwałam na chwilę. Spoglądam przed siebie na drzewa.

- Zabiłam go! - wykrzyknęłam, płacząc jak dziecko.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania