Pantofel
Trzaskam drzwiami, wchodząc do domu. Na wszelki wypadek, aby nikt nie miał wątpliwości, że właśnie wróciłem. Zdejmuję pantofle ze stóp. Lewego odkładam, a prawego nadal trzymam w dłoni. Powinienem je wreszcie wypastować... Wieczorem.
Idę do salonu bez zbędnego pośpiechu. Dam jej czas, aby zdążyła się ubrać. W międzyczasie zastanawiam się, jaką tym razem wymówkę dostanę wraz z obiadem.
Stajemy twarzą w twarz. Właśnie dopina ostatni guzik koszuli. Uśmiecham się, a w akcie odpowiedzi otrzymuję buziaka. Powitania są naprawdę miłe i fałszywie dobre. Później odwracam wzrok i wbijam go w faceta, który opiera się o blat. Kiwa głową, "dzień dobry" i zaczyna mówić:
– Założyłem uszczelkę. Nie ma opcji, by znowu zaczęło kapać z rury. – Wskazuje na zlew.
Tak, tak. Trzy tygodnie temu, gdy wróciłem z pracy, spotkałem tego samego "fachowca".
– Mieliśmy małą powódź – tłumaczy moja żona – ale załatwiłam hydraulika, żebyś nie musiał martwić się tym w pracy.
Wtedy akurat zepsuł się żyrandol... Czasami mam wyrzuty sumienia, że kupiłem nam tak wadliwy dom. Na szczęście Kasia jest bardzo zaradną kobietą i potrafi sobie poradzić podczas każdej awarii. Wracam z roboty i wszystko naprawione.
Gdy mężczyzna wychodzi, biorę szybki prysznic. Kilka minut później siadamy do stołu. Małżonka czeka, aż zjem pierwszy kęs. Dzisiaj talerz zdobią pierogi. Kroję jednego i widzę, że są z serem. Nadziewam kawałek na widelec i degustuję.
– Przepyszne – mamroczę, wpadając w coraz większy zachwyt. – To ciasto takie cieniutkie... Rozpływa się w ustach.
– Powiem Ci, że nigdy wcześniej nie wyszło mi tak dobre ciasto. Skorzystałam z przepisu, który podrzuciła mi Ewka.
Mija drugi miesiąc, odkąd dowiedziałem się, że każdy obiad jest gotowcem. Kasia go jedynie odgrzewa. Skubana nieźle to wykombinowała. Plastikowe pudełka po jedzeniu chowa do szafek, a następnego dnia wyrzuca do miejskiego śmietnika. Oczywiste jest również to, że żadnej Ewki nie ma.
Leżę na kanapie i dyskretnie spoglądam na żonę. Myśli, że śpię. Podczas moich poobiednich drzemek przestaje ukrywać się z telefonem. Wtedy cały czas pisze wiadomości. A jak ładnie uśmiecha się do wyświetlacza... Jest naprawdę piękną kobietą. Pewnego dnia po prostu zbłądziła. Każdemu może się zdarzyć... Kocha mnie i do tego wątpliwości nie mam.
Budzę się zawsze po godzince. Filiżanka kawy już stoi na stoliku obok kanapy. Chwilę później przysiada się Kasia, upijając gorącą herbatę z kubka. Przecieram dłonią oczy i siadam.
Rozmawiamy o przyszłości. Planujemy dwójkę dzieci. Mam wrażenie, że codziennie toczy się ta sama dyskusja. Odkładam pustą filiżankę. Wiem, że w kawie żona rozpuściła środki nasenne. Jutro z rana mnie obudzi i powie, że nie powinienem się tak przemęczać.
Kochana, nawet nie czeka, aż zasnę. Od razu dzwoni po kochanka, fachowca, czy jak mu tam było... Przecież i tak nie będę pamiętał.
Przynajmniej naprawią ten wadliwy dom. Wtedy z Kasią wreszcie będziemy szczęśliwi, bowiem jak można zaznać szczęścia, gdy ciągle wywala korki, a każda rura pęka.
Bredzę głupoty. Pantofle wypastuję jutro.
Komentarze (29)
Bez zbędnych słów
5 wstawione :)
Pozdrawiam :)
Ciekawe ile jest takich wadliwych domów... ;)
Jako autorka dodam, że do mnie przemawia ta druga odsłona. Bohater ma cholernie przykre życie i szkoda, że nie jest w stanie go zmienić. :)
Pozdrawiam serdecznie!!!
Więcej nie będzie, lepiej czuję się w one shotach.
Pozdrawiam serdecznie i ślę buziaki.
ślepa ucieczka od samotności, byle z kim, byle gdzie, byle jak...
nie, nie, nie
nie zgadzam się na taki los tego pana!
poproszę w nastepnej części slodką, zawoalowaną i sprytną zemstę!
nie, tak nie może być!
nie ma solidarności jajników, ani imienia!
babę należy ukatrupić!
Dziękuję, Aisak za cudny komentarz. Buziaki.
Nie wiem czy on da radę z tymi dziećmi bez pomocy ''fachowców''... śpioch jeden. Śmieję się, ale faktem jest, że są takie ''szczęśliwe'' małżeństwa. To nie jest smutne, to jest żałosne, że ludzie mogą tak żyć, że godzą się na takie życie... Mówią, ''jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz''... choć jest też, ''jak mnie nakarmisz, tak cię pokocham''
"Powitania są naprawdę miłe i fałszywie dobre."
To dobre.
"Powiem Ci, że nigdy wcześniej nie wyszło mi tak dobre ciasto. "
To "ci" z dużej pasowałoby ze względu na szacunek, ale ja tego nie kupuję. Standardowo w prozie zwroty ad personam z małej. Z dużej tylko w korespondencji.
"Kocha mnie i do tego wątpliwości nie mam."
i co do tego, powinno być. " Nie mam wątpliwości co do tego", przykładowo.
No i teraz, mam taki dylemat.
Z jednej strony, główny bohater kocha. Ewidentnie. Z drugiej wie, że ona go zdradza. I to się absolutnie nie wyklucza. Jednak momentami mam wrażenie, że on jest naiwny. A to się kłóci mi jakoś z tą wizją świadomego zdrady mężczyzny.
Te fragmenty:
"A jak ładnie uśmiecha się do wyświetlacza... Jest naprawdę piękną kobietą. Pewnego dnia po prostu zbłądziła. Każdemu może się zdarzyć... Kocha mnie i do tego wątpliwości nie mam."
W sumie tylko ten powyższy.
"Przynajmniej naprawią ten wadliwy dom. Wtedy z Kasią wreszcie będziemy szczęśliwi, bowiem jak można zaznać szczęścia, gdy ciągle wywala korki, a każda rura pęka."
Tu widzę pewną metafore. Wydaje mu się że romans minie i wszystko sie zmieni - nic nie wywali korkow z ich domu (relacji). Jednak, na próżno.
Łudzi się. No dobra, przyjmuję jego taki rys psychologiczny, teraz widzę, że jest prawdopodobny.
(Mimo to, tamten fragment wyzej ...)
Cudowna końcówka. W punkt.
Pozdrawiam gorąco :)
Generalnie rzecz ujmując, facet jest i naiwny, i świadomy. Zdaje sobie sprawę, iż tak nie powinno wyglądać małżeństwo, lecz łudzi się, że żona zrezygnuje z podwójnego życia. Ślepo kocha, jest w stanie wybaczyć jej wszystko. W pewnym momencie czuje się bezradny. Dlatego też zaczyna sobie wmawiać, że jest szczęśliwy u boku tej kobiety.
Bardzo trafna interpretacja drugiego fragmentu!
Dziękuję raz jeszcze. Bardzo, bardzo, bardzo. Całuję.
Pozdrawiam sobotnio ;)
On wie, ale jakby zmęczony. Jakby mu już niezależało. Gra pozorów to ratalna śmierć.
CUDNIE.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania